Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

60

Harry wiele razy doprowadzał mnie do wściekłości, ale to mój jedyny brat. Jedyny członek rodziny, który mi pozostał. Nie chce by stała mu się krzywda, i dlatego właśnie zatrudniłem tę cholerną pielęgniarkę, a ona mi teraz mówi, że nie może dobudzić mojego brata.

Za co ja jej do cholery płacę?

— Co mu jest? — pytam starając się nie krzyknąć. Marina nie może się dowiedzieć co się dzieje.

— Najwyraźniej te leki, które miałby go osłabić źle na niego podziałały. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim — ja pierdole co za niemota. Następnym razem dokładniej sprawdzę kogo zatrudniam.

— Zaraz tam będę — warczę do niej, a następnie się rozłączam.

Idę do pokoju Mariny gdzie ona aktualnie przebywa. Siedzi na łóżku i wyraźnie się na mnie obrażona. Teraz nie mam czasu na te jej fochy.

— Muszę na chwilę wyjść — mówię do niej, ale ona w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Zupełnie jakby ogłuchła. Jak można się obrażać o jeden zastrzyk, przecież to wszystko dla jej dobra. — Będę za najdalej dwie godziny.

Dalej żadnej reakcji, nienawidzę jak ktoś mnie ignoruje jak ona mnie, ale w obecnej chwili nie mam czasu na kłótnie z nią.

— Jak będziesz czegoś potrzebowała to zostawiam ci ochroniarza — informuje ją, a następnie opuszczam pomieszczenie. Wsiadam w auto i jadę do tego przeklętego domu, to chyba to miejsce ma sobie coś co ściąga na nas kłopoty. Jak tylko stan Harry'ego się poprawi to będzie trzeba go przenieść w innego miejsce.

Bo na pewno nic mu nie będzie. Harry jest zbyt silny żeby przekręcić się z tak błachego powodu.

Szybko docieram na miejsce i od razu maszeruje do jego pokoju.

Chyba sytuacja wygląda groźniej niż została mi opisana, bo Harry ma w nosie rurki z tlenem.

— Saturacja mu spadła dlatego podałam tlen — mówi, bo wyraźnie zauważyła, że wpatruje się tylko w brata. Cholera chyba jednak nie będzie innego wyjścia niż zabrać go do szpitala.

— Dlaczego w ogóle doszło do takiej sytuacji? — pytam podniesionym tonem. — Specjalnie cię zatrudniłem żebyś o niego dbała, a z nim jest gorzej niż przed tym jak tu przyjechałaś!

Wkładam dużo siły w to by nie zrobić jej krzywdy. Cholera, a ja myślałem żeby czasem powierzyć jej Marine. Po tym co się stało, ona nigdy nie tknie mojej księżniczki.

— Nigdy nie wiadomo jak pacjent zareaguje na leczenie. A w tym przypadku sam pan kazał bym jeszcze osłabiała pana brata. To nie moja wina.

— Czyli chcesz powiedzieć, że moja — jej tłumaczenie tylko sprawia, że jestem coraz bardziej wściekły. Chyba jednak nie wyjdzie z tego żywa.

— Nie — spuszcza głowę, bo najwyraźniej wreszcie do niej dotarło co gada. — Sytuacja jest poważna, ale nie krytyczna. Pan Harry na pewno dojdzie do siebie tylko dłużej to potrwa.

— Obyś miała rację — warczę do niej i zbliżam się do brata.

Jego twarz jest tak blada, że prawie biała.

— Znasz jakiegoś lekarza, który by mógł go zbadać i nie zadawać pytań?

— Tak, mogę zaraz zadzwonić.

— To dzwoń! Oby był bardziej kompetentny od ciebie.

Posłusznie kiwa głową, a następnie gdzieś wychodzi.

Podstawiam krzesło do łóżka Harry'ego i siadam na nim.

Cholera czemu ty musiałeś wszystko niszczyć. Przecież gdybyś nie ingerował w moje relacje z Mariną to moglibyśmy sobie żyć pod jednym dachem i nic by to nikomu nie szkodziło. Ty jednak wolałeś niszczyć moje życie.

Sam do tego doprowadziłeś braciszku, ja jednak nie pozwolę ci odejść. Będziesz żył.


5 komentarzy, każdy od innej osoby i żeby to nie były emotki i macie następny.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro