59
Nie chce wierzyć własnym uszom. Czy naprawdę Tony wpadł na tak chory pomysł żeby wczepić mi nadajnik? A nawet jeśli się tak stało to przecież jesteśmy w klinice. W miejscu publicznym, jak ta kobieta może tak spokojnie mówić o zamachu na moją wolność. Ja na nic nie wyrażałam zgody, nie podpisałam żadnego dokumentu!
— Wytłumaczy mi ktoś o co tu chodzi? — pytam podniesionym tonem, bo nie umiem tego w ciszy i spokoju słuchać.
— To wszystko dla twojego dobra, nie chcę byś mi się zgubiła — zapewnia mnie Tony. On o tym mówi wprost, nie zwraca uwagi na to jak to debilnie brzmi.
— Jestem człowiekiem, a nie rzeczą — przypominam mu, bo najwyraźniej o tym zapomniał.
— Jeśli będą jakieś problemy to możemy uśpić pacjentkę — mówi ta baba, a ja mam ochotę do niej podejść i jej przywalić. Jakim prawem ona mówi takie rzeczy? Jej zadaniem jej leczenie i pomaganie ludziom, a mnie chce pogrążyć. Dla takich ludzi jak ona nie powinno być litości.
— Marina ma przecież chore serce, a ja nie chce jej zaszkodzić — szybko zaoponował Tony. Przynajmniej w tej kwestii okazał dla mnie litość.
— Nie chce tego — mówię mu spoglądając prosto w jego niebieskie oczy. — Jesteśmy razem i chcę byś pokazał, że mi ufasz. Tony, pokaż, że nasz związek ma sens.
— Wszystko co robię jest tylko dla twojego dobra — zapewnia mnie, a następnie wstaje. Ściska mnie za ramię i zmusza do tego bym wstała. Nie płaczę, bo jestem bardziej zła niż smutna. Sadza mnie na kozetce. — Proszę byś się nie wierciła, bo nie chcę żeby ci się przypadkowo stała krzywda.
Patrzę na niego ze złością, ale nie wyrywam ręki gdy ta wiedźma robi mi zastrzyk. Nie chcę by coś źle zrobiła, bo takie wstrzyknięcie nadajnika na pewno i tak jest bardzo niebezpieczne,
— Nie dotykaj mnie — mówię i odsuwam się od niego jak zmierzamy już do auta. Teraz już nie musi być ciągle przy mnie, bo w każdej chwili może mnie namierzyć.
— Kochanie — znowu to samo. Szkoda, że nie rozumie, że jak się kogoś kocha to się o nim myśli. A jego interesują tylko własne potrzeby, moje się nie liczą.
— Przestań — warczę w jego stronę, a następnie wsiadam do auta. Odwracam głowę w stronę szyby, bo nie chcę nawet na niego patrzeć.
— Jesteś niesprawiedliwa — nagle mi wypomina, a ja po prostu nie wierzę własnym uszom. Jak on może mi takie coś zarzucać. To on do cholery właśnie kazał mi wszczepić nadajnik!
— To ty właśnie zaczipowałeś mnie jak psa! — tym razem już nic mi nie odpowiada tylko resztę podróży spędzamy w całkowitej ciszy.
Pov Anthony
Marina obrażona pędzi prosto do naszej sypialni. Jest jeszcze młoda i dlatego nie rozumie, że wszystko co robię jest tylko dla jej dobra. Przecież w każdej chwili Louis może spróbować mi ją zabrać.
Póki co chwilowo unieszkodliwiłem swojego brata, ale Tomlinson dalej pewnie knuje przeciwko mnie.
Nagle moja komórka zaczyna dzwonić. Wyciągam ją z kieszeni i z napisu na wyświetlaczu wynika, że to pielęgniarka, którą zostawiłem z Harrym.
Kurwa miał dostawać tyle leków żeby nie sprawiać kłopotów.
— O co chodzi? — pytam szorstko. Mam dziś zbyt wiele spraw na głowie żeby jeszcze użerać się z moim bratem.
— Przepraszam, że panu przeszkadzam — przez telefon słyszę, że jej głos drży. Czyżby stało się coś złego. — Ale nie mogę dobudzić pana brata.
Co kurwa!?
Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro