Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

50

Zawsze dziwiłam się ludziom, którzy bez żadnego skrępowania dotykali zmarłych. Byłam przekonana, że ja nigdy się do tego nie przekonam, że będę się bała. A teraz nie potrafię się odczepić od ciała ojca. Pan Styles łaskawie pozwolił mi się pożegnać z tatą.

Pieprzony morderca, który tylko wysługuje się innymi ludźmi.

- Przyszli zabrać ciało - dociera do mnie głos tego potwora. Staram się nie zwraca na niego uwagi.

Głośno wzdycha i klęka obok mnie. Wyciąga rękę żeby dotknąć mojego ramienia, ale się przed tym wzdrygam, więc odpuszcza.

- Jemu już nie pomożesz, a sobie tylko szkodzisz. Chodź - nagle uświadamiam sobie, że najpewniej mój tata nie będzie miał normalnego grobu. Nawet tego zostanie pozbawiony.

- Gdzie go pochowacie? - pytam z malutką nadzieją, że mimo wszystko zachowają się tak jak trzeba.

Pan Styles milczy, a mi w głowie pojawiają się same czarne myśli.

- Nawet niech pan nie mówi, że wrzucicie go do jakiegoś dołu w lesie, albo do rzeki. Nie zgadzam się! - krzyczę i ledwo powstrzymuje ten odruch wymiotny, który towarzyszy mi odkąd tylko zobaczyłam tę masakrę.

Dalej mam też malutką nadzieję, że to jest tylko strasznym snem i jak już się obudzę to, to wszystko powróci do swojego wcześniejszego popieprzonego stanu rzeczy.

- Nie zrobiłbym ci tego - te słowa z jego ust brzmią wręcz komicznie. Pieprzony hipokryta. - Lecz nie mogę też sprawić, że będzie on miał normalny imienny grób. Będzie on anonimowy, zupełnie tak jakby ktoś pochował niezidentyfikowane zwłoki - gryzę swoją wargę do krwi, by nie powiedzieć mu co o nim myślę.

- Mam nadzieję, że nie sądzisz, że ci za to podziękuję - mówię wyprutym z emocji głosem. Ostatni raz całuje zimne już czoło ojca i spoglądam na pana Stylesa z odrazą. Innego uczucia to on nie może już się ode mnie spodziewać.

- Jedźmy już do domu, potrzebujesz odpoczynku.

- Nie zamierzam nigdzie z panem jeździć, wracam do swojego domu - mojego ojca już nie ma długu też nie ma. - Niech pan wypuści też Clarissę, wystarczająco już pan zniszczył życie naszej rodzinie.

- Marino - zaczyna miłym głosem, ale ja nie zamierzam się już na to nabrać. Przekonałam się już, że ludziom jego pokroju nie można ufać. Oni zawsze oszukują.

- Nie chce tego słuchać - oznajmiam pewnie i zmierzam do wyjścia. Nie mam pojęcia ile kilometrów jesteśmy od miasta, ale wolę kilkugodzinny spacer niż wsiąść do auta tego potwora.

- Jakbym chciał go zabić to na pewno bym cię tu nie przywoził - mówi pan Styles maszerując za mną. - Mimo, że nie chcesz ze mną jechać to nie masz innego wyjścia. Nikt cię stąd nie wypuści, a poza tym od razu byś się zgubiła. To zawiła droga prawie w ogóle nie uczęszczana.

- Poradzę sobie.

Mocno irytują go moje słowa, do tego stopnia, że łapie mnie za ramię i do siebie przyciąga. Napinam swoje ciało by się w żaden sposób o niego nie oprzeć.

- Czy ty naprawdę myślisz, jestem na tyle głupi by zniechęcać cię do siebie teraz gdy tak mi na tobie zależy?

On naprawdę myśli, że jestem głupia. Stara mi się wmówić, że bez jego wiedzy pracownicy po prostu mordują ludzi.

- Nie sądzę by pan popierał samowolne działania.

- Masz racje, jest tylko jedna osoba, która ma w dupie moje zdanie i działa na swoich zasadach. I oboje wiemy o kim mówię.

Nie, Anthony nie mógłby mi tego zrobić. Chociaż jemu najbardziej zależało na tym bym nie odzyskiwała swojego dawnego życia, a przecież zabójstwo mojego ojca właśnie to oznaczało.

Cholera, czemu to musi być takie zawiłe.

Cztery komentarze, każdy od innej osoby i macie następny. Ale to mają być słowa, a nie emotki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro