5
Nie mam pojęcia kogo Harry chce bardziej upokorzyć, mnie czy swojego brata, któremu kazał mu mnie przygotować. Podejrzewam, że chodzi mu o to by ukarać nas oboje. Tony'ego za to, że mnie uratował, a mnie to za to kim jestem i, że nie oberwałam za błędy swojej rodziny.
− Boję się – przyznaje. Ledwo panuje nad swoim ciałem żeby nie zacząć się trząść.
− Nie dramatyzuj, na pewno nie będzie tak źle. A ja nie jestem takim wielkim zazdrośnikiem, i tak z ciebie nie zrezygnuje – mówi, a następnie się nade mną nachyla i składa szybkiego buziaka na moich ustach. Jestem tak tym zaskoczona, że nie mam pojęcia jak zareagować.
Jego bezpośredniość mnie peszy i zawstydza.
− Coraz bardziej mnie korci by wziąć cię tu i teraz. Harry by niczego nie zauważył, a ja i tak byłbym pierwszy – zaczyna zjeżdżać palcem od mojego obojczyka do biustu. Przez to, że mam na swoje bluzkę na ramiączka z olbrzymim dekoltem łatwo mu to wychodzi.
− Proszę nie.
− Czemu? – pyta zdziwionym tonem. Zupełnie tak jakby moje słowa go zabolały.
− Ostatni raz uprawiłam seks dość dawno i to, że dziś muszę się przespać z twoim bratem jest już dla mnie wystarczająco krępujące. Domyślam się w jakim celu mnie tu trzymasz, ale błagam daj mi dziś spokój.
Przesuwa rękę na mój policzek. Delikatnie go głaszcze.
− A wiesz, że to mi się nawet podoba. Moja śliczna niewinna dziewczynka. Raz mu się dam, ale już nigdy więcej nie będę się tobą dzielił.
Biorę głęboki wdech i staram się nie rozpłakać.
***
Tony zaprowadza mnie do wielkiej sypialni swojego brata i wychodzi. Ja zostaje tu sama i czuję jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Z jednej strony chce mieć to już za sobą, a z drugiej wolę by Harry nigdy tu nie przyszedł.
A może po drodze wpadnie mu w oko jakaś inna kobieta i każe mi stąd spadać?
Jakby to się stało to przysięgam, że całą noc będę się modlić i dziękować bogu, za taką łaskę.
Stoje w miejscu, bo nie wiem czy mogę usiąść na łóżku. Wolę go już na samym wstępie nie wyprowadzać z równowagi.
Jak otwieram drzwi to prawie podskakuje. Opuszczam też wzrok, bo nie chce patrzeć na niego w sposób wyzywający.
− No przyznaje jesteś ładna, ale nie wiem czy aż tak wyjątkowa by mój brat ratował cię przed robotą w klubie – nie reaguje na ren jego monolog. Wiem, że stara się mnie zdenerwować.
Zbliża się do mnie, a następnie chwyta za mój podbródek i go unosi. Spogląda mi prosto w oczy. Te jego są zielone, ale za to bije z nich prawdziwy chłód.
− Wiem, że nie jesteś niczemu winna, ale w tym świecie tak już jest, że ktoś spierdoli i za tę osobę muszą odpowiadać inni. Ta druga kobieta to twoja matka?
− Nie, macocha. Jak ona się ma? – muszę go o to spytać. Skoro już sam zaczął ten temat to nie dałabym rady funkcjonować normalnie jeśli bym nie spytała o Clarissę.
− Póki co żyje, ale to może się zmienić – oznajmia, a następnie chwyta, za moją bluzkę i ciągnie ją do góry. Po pozbyciu się jej zostaje w samym staniku. – Biel. Czyżby mój braciszek próbował mi tym przekazać, że jesteś dziewicą?
− Nie jestem, ale to było raz i prawie dwa lata temu – przyznaje mu się, bo nie ma sensu tu nic udawać. On i tak weźmie co będzie chciał.
− No nie wierzę, taka ślicznotka – odgarnia włosy z mojej twarzy.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro