Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5


Nie mam pojęcia kogo Harry chce bardziej upokorzyć, mnie czy swojego brata, któremu kazał mu mnie przygotować. Podejrzewam, że chodzi mu o to by ukarać nas oboje. Tony'ego za to, że mnie uratował, a mnie to za to kim jestem i, że nie oberwałam za błędy swojej rodziny.

− Boję się – przyznaje. Ledwo panuje nad swoim ciałem żeby nie zacząć się trząść.

− Nie dramatyzuj, na pewno nie będzie tak źle. A ja nie jestem takim wielkim zazdrośnikiem, i tak z ciebie nie zrezygnuje – mówi, a następnie się nade mną nachyla i składa szybkiego buziaka na moich ustach. Jestem tak tym zaskoczona, że nie mam pojęcia jak zareagować.

Jego bezpośredniość mnie peszy i zawstydza.

− Coraz bardziej mnie korci by wziąć cię tu i teraz. Harry by niczego nie zauważył, a ja i tak byłbym pierwszy – zaczyna zjeżdżać palcem od mojego obojczyka do biustu. Przez to, że mam na swoje bluzkę na ramiączka z olbrzymim dekoltem łatwo mu to wychodzi.

− Proszę nie.

− Czemu? – pyta zdziwionym tonem. Zupełnie tak jakby moje słowa go zabolały.

− Ostatni raz uprawiłam seks dość dawno i to, że dziś muszę się przespać z twoim bratem jest już dla mnie wystarczająco krępujące. Domyślam się w jakim celu mnie tu trzymasz, ale błagam daj mi dziś spokój.

Przesuwa rękę na mój policzek. Delikatnie go głaszcze.

− A wiesz, że to mi się nawet podoba. Moja śliczna niewinna dziewczynka. Raz mu się dam, ale już nigdy więcej nie będę się tobą dzielił.

Biorę głęboki wdech i staram się nie rozpłakać.

***

Tony zaprowadza mnie do wielkiej sypialni swojego brata i wychodzi. Ja zostaje tu sama i czuję jakby serce miało mi zaraz wyskoczyć z piersi. Z jednej strony chce mieć to już za sobą, a z drugiej wolę by Harry nigdy tu nie przyszedł.

A może po drodze wpadnie mu w oko jakaś inna kobieta i każe mi stąd spadać?

Jakby to się stało to przysięgam, że całą noc będę się modlić i dziękować bogu, za taką łaskę.

Stoje w miejscu, bo nie wiem czy mogę usiąść na łóżku. Wolę go już na samym wstępie nie wyprowadzać z równowagi.

Jak otwieram drzwi to prawie podskakuje. Opuszczam też wzrok, bo nie chce patrzeć na niego w sposób wyzywający.

− No przyznaje jesteś ładna, ale nie wiem czy aż tak wyjątkowa by mój brat ratował cię przed robotą w klubie – nie reaguje na ren jego monolog. Wiem, że stara się mnie zdenerwować.

Zbliża się do mnie, a następnie chwyta za mój podbródek i go unosi. Spogląda mi prosto w oczy. Te jego są zielone, ale za to bije z nich prawdziwy chłód.

− Wiem, że nie jesteś niczemu winna, ale w tym świecie tak już jest, że ktoś spierdoli i za tę osobę muszą odpowiadać inni. Ta druga kobieta to twoja matka?

− Nie, macocha. Jak ona się ma? – muszę go o to spytać. Skoro już sam zaczął ten temat to nie dałabym rady funkcjonować normalnie jeśli bym nie spytała o Clarissę.

− Póki co żyje, ale to może się zmienić – oznajmia, a następnie chwyta, za moją bluzkę i ciągnie ją do góry. Po pozbyciu się jej zostaje w samym staniku. – Biel. Czyżby mój braciszek próbował mi tym przekazać, że jesteś dziewicą?

− Nie jestem, ale to było raz i prawie dwa lata temu – przyznaje mu się, bo nie ma sensu tu nic udawać. On i tak weźmie co będzie chciał.

− No nie wierzę, taka ślicznotka – odgarnia włosy z mojej twarzy.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro