47
Anthony twierdząc, że się prawie spakował miał na myśli wrzucenie części swoich ciuchów do walizki. Nie zadał sobie nawet tyle trudu żeby poukładać te ubrania. A ja mimo, że nie jestem jakąś pedantką to nie potrafię patrzeć na ten nieład.
Wyrzucam z walizki cały ten burdel i zaczynam powoli układać ubrania, dzięki temu od razu robi się więcej miejsca.
− Zjemy po ciasteczku – zaczyna Harry wchodząc do pokoju, ale milknie widząc co robię. – Mogę wiedzieć co ty takiego robisz? – pyta obserwując moje działania.
− Pakuje Tony'ego. Wolę to zrobić sama niż później wszystko za niego prasować. On chyba zapomniał, że u mnie nie będzie Teresy, która za niego to robi – wyjaśniam nie przerywając swoich czynności.
Czeka mnie jeszcze dużo pracy.
– A mogę wiedzieć gdzie się wybieracie? – dopytuje Harry poważnym tonem. Chyba jednak nie miał pojęcia o naszej wyprowadzce. Szkoda, że to ja właśnie mam go o wszystkim poinformować.
– Wyprowadzamy się – mówię nawet na niego nie spoglądając. Nie mam odwagi podnieść głowy, bo jestem pewna, że on się na mnie zdenerwuje.
– A skąd ten pomysł? Co Anthony'emu strzeliło do głowy żeby sobie pomyśleć, że może tak po prostu się stąd wyprowadzić bez mojej wiedzy. A tym bardziej zabrać cię ze sobą! Dogadaliśmy się przecież w tym temacie!
– Nie mam pojęcia o tym, że się dogadaliście, bo mnie przy tym nie było – wtrącam pod nosem.
– Marino przecież wiesz do cholery, że jesteś dla mnie ważna i nie zamierzam pozwolić by on cię zabrał. Czemu nie powiedziałaś mi co on planuje? – a ten znowu ma do mnie same pretensje.
Najlepiej obwinić kogoś kto nawet nie może samodzielnie podejmować decyzji.
– Sądziłam, że Tony ci powiedział.
– Marino przestań do cholery pakować tą walizkę, bo i tak nigdzie nie pojedziecie! – zaprzestaje swoich ruchów, ale jemu to nie wystarcza, bo łapie mnie za ramię i zmusza bym się podniosła. – Miałem zamiar coś z tobą zjeść, a później sprawić ci niespodziankę. Odwiedziny ojca powinny być dla ciebie ważne, lecz skoro nie masz ochoty to ja nie będę się narzucać.
Aż robi mi się ciepło na sercu na myśl, że wreszcie mogłabym się przytulić do taty. Złość mi całkowicie jeszcze na niego nie przeszła, ale i tak pragnę się z nim spotkać.
– Jedźmy tam – proszę.
– Ta twoja macocha jest słaba psychicznie. Nie dostaje mocno ciężkiej pracy, a i tak wydaje się być na granicy wytrzymałości. To zamknięcie źle na nią działa – biedna Clarissa. Ona nikomu nic złego w życiu nie zrobiła, a też musi płacić za błędy innych.
Najwidoczniej ja trafiłam odrobinę lepiej.
– Muszę z nią porozmawiać – nie mogę jej zostawić w takiej sytuacji samej. Ona zawsze była dla mnie dobra.
– Tylko ja mogę cię do nich zabrać – przypomina zupełnie jakbym o tym nie wiedziała.
Łapie go za dłonie.
– Błagam pozwól mi zobaczyć ojca i Clarissę. Chcę im powiedzieć, że robię wszystko by spłacić ten dług i żeby się nie poddawali, bo niedługo będzie dobrze.
Harry się uśmiecha. Nie patrzy na mnie z wyższością, ale wiem, że podoba mu się to, że go błagam. Ja jednak nie wstydzę się tego robić, bo to dla mojej rodziny. A ja ich kocham.
– Mogę w każdej chwili ich wypuścić. Wystarczy jeden mój telefon, a oboje odzyskają wolność – czy ja śnię?
– Zrobię wszystko by się tak stało.
Zabiera jedną ze swoich rąk i dotyka mojego policzka.
— Pragnę cię Marino. I chcę byś ty też mnie pragnęła. Masz tu zostać i być moją i nawet jak się będziesz pieprzyć z moim bratem to masz myśleć tylko o mnie! — żąda zaborczym głosem.
Kiwam głową na tak, ale jemu nie wystarcza ta odpowiedź.
— Chcę usłyszeć, że jesteś moją!
— Jestem twoja i pragnę tylko ciebie — mówię to co chce i nagle słyszę głośne trzaśnięcie drzwiami.
Liczę na waszą opinię.
A tak wam tylko powiem, że powoli tworzę nowe opowiadanie. Już zaczęłam je pisać, bo obiecałam sobie, że w nim rozdziały będą miały przynajmniej 1200 słów. Mam nadzieję, że na święta, które w tym roku przypadają w moje urodziny zrobię wam maraton z nowego opowiadania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro