Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

− Gdzie mnie prowadzicie? – pytam wystraszona jak wyprowadzają mnie z auta. Jakiś czas temu jeden z moich porywaczy zawiązał mi opaskę wokół głowy przez co teraz nic nie widzę.

I to sprawia, że boję się jeszcze bardziej chociaż nie spodziewałam się, że to w ogóle jest możliwe.

Mężczyzna idzie szybkim krokiem, że ledwo za nim nadążam. Czuję też, że w każdej chwili mogę się o coś potknąć i runąć na ziemię.

− Przysięgam, że ja naprawdę nic złego nie zrobiłam – ciągle im się tłumaczę przestraszonym tonem chociaż wiem, że oni i tak nie mają tu nic do powiedzenia.

To Harry wydał na mnie wyrok.

Szkoda, że nie zabił mnie od razu tylko postanowił jeszcze podręczyć i skazać mnie na ten strach, który teraz przeżywam. Może liczy, że moje słabe serce załatwi za niego sprawę i przez ten lęk padnę martwa.

− Powiedzcie mi chociaż czy zaraz umrę i jak to będzie wyglądało? – od chwili mojego uprowadzenia nie odpowiedzieli nawet na jedno moje pytanie, ale to mnie nie powstrzymuje przed zadawaniem kolejnych.

A to jest w tym najgorsze.

Oni przypominają mi katów, którzy teraz prowadzą mnie na śmierć. Pewnie za chwilę zostanę postawiona przed ścianą i rozstrzelana. Na ścięcie raczej nie mam co liczyć, bo przecież nikomu nie będzie chciało się sprzątać mojej krwi.

Nagle mężczyzna mnie puszcza i chyba się oddala.

Wytężam słuch, ale nie docierają do mnie żadne dźwięki? Czyżby zostawili mnie tu samą.

Podnoszę rękę by ściągnąć ten materiał z moich oczu, ale się waham.

A może lepiej nie widzieć tego co zaraz nastąpi.

Jednak nie, skoro zaraz spotka mnie śmierć to zamierzam spojrzeć jej prosto w oczy.

Drżącą dłonią biorąc szybkie oddechy ściągam z siebie tę chustę i upuszczam. Otwieram oczy i zdaje mi się, że mam halucynacje.

Kilka razy mrugam, ale Harry stojący jasnym pomieszczeniu nie znika. On naprawdę tu jest.

I dobrze, niech on to osobiście skończy.

− Do tej pory sądziłam, że spełniam pana oczekiwania, ale najwidoczniej się myliłam − mówię gorzkim tonem.

Sama nie rozumiem swojego zachowania, ale jak teraz go widzę z tym jego zimnym wyrazem twarzy wiem, że on nie wie co to jest litość.

Dobrze chociaż, że postanowił mnie od razu zabić, bo to miejsce z pewnością nie jest burdelem.

− Przestań już tak dramatyzować i wyciągać pochopne wnioski – oznajmia spokojnym tonem, odpycha się od tego parapety, o który się dopiero co opierał. – Niektóre rzeczy trzeba załatwiać w taki, a nie inny sposób.

Co? Czyli on nie zamierza mnie zabić, tylko z jakiegoś powodu ściągnął mnie tu w ten przyprawiający o zawał sposób.

− Sądziłam, że postanowił mnie pan zabić – mój głos aż ocieka pretensją. Nie robię tego specjalnie, ale nie potrafię brzmieć inaczej.

Nadal czuję jakby serce miało mi wyskoczyć z piersi.

− Póki co nie mam takich planów. Do mojego klubu też ciebie szkoda. Teraz to tu będziesz wykonywała swoją pracę.

Zbliża się do mnie, a następnie kładzie dłoń na moim policzku, jest to dziwne, bo takie czułości nie są do niego podobne.

Tak zachowuje się Tony.

A właśnie Tony, przecież on musi teraz umierać ze strachu i niepewności.

− Pana brat na pewno się bardzo martwi.

Pociera kciukiem mój policzek.

− Przestań mnie tak nazywać, bo wolę byś mówiła mi po imieniu. A to właśnie przez Anthony'ego tu jesteś.

Nie, Tony na pewno by mi czegoś takiego nie zrobił. Wyglądał na równie zaskoczonego tym zdarzeniem jak ja.

− Nieprawda – zaprzeczam głośno. Nie dam sobie wmówić, że on chciał mnie skrzywdzić.

− Ależ tak. Przypominasz kogoś mojemu bratu i wolę was od siebie odseparować. Zainteresowałaś mnie jednak na tyle, że sam nie zamierzam z ciebie zrezygnować. Dlatego właśnie zostaniesz tutaj jedynie do mojej dyspozycji.


Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro