20
− Dla Charlotte to był akt łaski – mówi do mnie Harry, a ja już dłużej nie potrafię blokować tego strasznego wspomnienia. Ono do mnie wraca.
Wspomnienie
Siedzę przy Lottie i głaszczę wierzch jej kościstej dłoni. Z trudem ukrywam jak boli mnie widok jej wyniszczonego przez chorobę ciała.
− Proszę jak chce już tylko umrzeć – od kilku dni jest to samo. Ona ciągle prosi mnie o śmierć. Wiem, że w jej stanie nie da się już nic zrobić, ale jestem zbyt samolubny żeby pozwolić jej odejść.
Ona jest moją siostrzyczką i chcę ją utrzymać przy sobie jak najdłużej.
− Nie mów tak kochanie, ty na pewno wyzdrowiejesz. Przynieść ci soku lub herbaty?
Charlie nic nie odpowiada, a ja doskonale wiem, że ona nie ma ochoty na jedzenie. Tak samo jak ja.
− Przecież wiesz, że to niemożliwe. Ja już nie chcę żeby mnie bolało – jej słowa ranią moje serce.
Dlaczego ona? Czemu moja Charlotte musi tak cierpieć. Zarówno ja i Harry bardziej na to zasługujemy. To ja albo on powinniśmy zachorować na tę cholerną białaczkę. Nie ona.
− Zawołam Harry'ego i on przyniesie zastrzyk – śmiertelna dawka heroiny to będzie dla niej najlepsza śmierć. Przynajmniej moja siostrzyczka nie odejdzie krzycząc z bólu.
− Nie – odpowiada gwałtownie i ściska moją rękę. – Nie chce odejść odurzona. Chce wiedzieć, że umieram i to wszystko się kończy, jeden z was musi to zrobić.
Spoglądam w stronę drzwi i widzę, że Harry do nas przyszedł.
Niech on to zatrzyma. Niech powie, że tak nie można.
− Ja tego nie zrobię – oznajmia pewnie, a wzrok siostry znowu zostaje skierowany na mnie.
Dlaczego oni tak wiele ode mnie wymagają. To jest ponad moje siły.
− Proszę – błagalny głos i wzrok mojej siostry sprawiają, że, nie potrafię dłużej odmawiać.
− Wybaczysz mi to? – kładę dłoń na jej policzku i delikatnie go głaszcze.
− Będę ci bardzo wdzięczna – z ogromnym bólem serca zakrywam jej wolną dłonią usta i nos. Drugą rękę dalej trzymam na jej policzku.
− Mam nadzieję, że wiesz ile dla mnie znaczysz. Nikogo nie kocham tak bardzo jak ciebie – zabijam ją, ale w jej oczach nie ma ani grama nienawiści. Nie widzę też strachu. Moja odważna siostrzyczka.
Słyszę jak Harry się do nas zbliża i łapię Lottie za rękę.
On powinien mnie powstrzymać.
Po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Nie pamiętam kiedy ostatnio płakałem, ale teraz nie potrafię się przed tym powstrzymać.
Trochę zaczyna się wiercić, a ja dalej nie zabieram swojej ręki. Nie jestem już w stanie jednak patrzeć jej w oczy. Nie mam na to odwagi.
Nagle jednak wszelkie ruchy ustają.
− Ona odeszła – mówi Harry, a ja powoli unoszę rękę. Zamknięte oczy i rozchylone usta mojej siostry sprawiają, że nie potrafię się uspokoić.
Chwytam jej martwe ciało i ją do siebie przytulam dalej płacząc.
Zabiłem ją.
− Ona już nie cierpi – uważnie odkładam siostrzyczkę i spoglądam na brata z nienawiścią.
− To ty jesteś starszy, uważasz się za szefa całej naszej rodziny, więc dlaczego tego nie zrobiłeś! – wrzeszczę. – To ty powinieneś wziąć jej śmierć na swoje sumienie.
Koniec wspomnienia
− Ale ty nic nie zrobiłeś. Tylko trzymałeś jej dłoń.
− Przestań już do tego wracać. To było prawie trzy lata temu.
Dla niego to żaden problem o tym zapomnieć. To nie on własnymi rękoma udusił swoją siostrę.
− Ta rana nigdy się nie zagoi. Lottie nie dało się uratować, ale mogę przynajmniej ochronić Marinę przed tobą. I zrobię to.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro