Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.8

Harry szybkim krokiem zmierza na dół. Maszeruje za nim, bo nie wiem co planuje. Po zbiegnięciu po schodach kieruje się do kuchni. Co on chce tam robić?

— Gdzie on kurwa jest?! — wrzeszczy stojąc przed Teresą. On sądzi, że ona ma coś wspólnego z zniknięciem Marlene. Wiem, że to Anthony ją zabrał, nie ma innej opcji, ale nie chce mi się wierzyć, że ona mu w tym pomogła.

Oby, bo nie chciałabym się na niej tak zawieść.

— Nie mam pojęcia o czym pan mówi — odpowiada spanikowana. Na pewno nie spodziewała się takiego ataku.

— Zawsze robiłaś wszystko o co prosił Anthony. Nie zdziwię się, więc jeśli pomogłaś mu wynieść moją córkę. Lepiej powiedź prawdę, bo ja na pewno się wszystkiego dowiem — warczy w jej stronę. Łapię go za rękę, bo czuję, że może w każdej chwili się na nią rzucić.

— Jeśli Tony ją wziął to musimy o tym wiedzieć. Ona jest malutka, a on nie potrafi się nią zajmować — staram się panować nad sobą, ale z każdą chwilą to jest coraz bardziej trudne. Moja mała córeczka jest teraz sama z facetem, który ma zaburzenia psychiczne.

Kurwa przecież on nawet mnie chciał zabić.

— Przysięgam, że nic nie widziałam, na pewno bym zrobiła wszystko by go powstrzymać. Zależy mi na spokoju w domu — czyli nie wie gdzie on jest. Cholera, wcale mi nie ulżyło.

Ja nie wiem gdzie jest moje dziecko!

— Każ sprawdzić monitoring lub przepytaj ludzi. Nie możemy siedzieć tu bezczynnie — może przesadnie naskakuje na Harry'ego, ale musimy wreszcie zacząć działać. Możliwe, że Anthony daleko nie wyjechał i szybko da się go zatrzymać.

Ona niedługo zrobi się głodna.

— Tak — odpowiada Harry i gdzieś biegnie.

Zostaje w kuchni i podchodzi do mnie Teresa zamykając mnie w uścisku. Opieram głowę o jej ramię i pozwalam kilku łzom opaść po moich policzkach.

— Nie przejmuj się. Jeśli to naprawdę Anthony to Marlene jest z nim bezpieczna. On ją kocha, jest przekonany, że to jego córka.

— A jeśli postanowił mi ją odebrać? Nie mam pojęcia co mogło mu strzelić do głowy. On czasem bywa nieprzewidywalny.

— On cię kocha. Tak samo jak pana Harry'ego i Marlene. Nie ma co się martwić — jej słowa w ogóle do mnie nie trafiają. Dla mnie liczy się to, że mojego dziecka nie ma.

***

Cztery godziny. Tyle czasu minęło odkąd zauważyliśmy zniknięcie naszej malutkiej. Jestem wyrodną matką, nie powinnam jej zostawiać nawet na chwilę, a ja zamiast z nią siedzieć to poszłam migdalić się z Harrym.

— Powinnaś coś zjeść — mówi do mnie Teresa stawiając przede mną kubek z herbatą.

— Chce zobaczyć moje dziecko — odpowiadam.

— Anthony na pewno — nie wiem nawet czy dokończa swoją wypowiedź, bo szybko wstaje z łóżka na widok młodszego Stylesa. Wchodzi on do salonu jak gdyby nigdy nic.

Biegnę w jego stronę i dokładnie przyglądam się mojemu dziecku. Na szczęście nie wygląda jakby coś się jej stało.

— Nawet przez chwilę nie marudziła — oznajmia i oddaje mi córkę. Od razu ją przytulam i całuję w czoło. — Ona chyba też uważa, że jestem jej ojcem.

— Wiedziałam, że wszystko się dobrze skończy.

— Marina idź z Marlene na górę — nagle rozlega się zimny ton Harry'ego. Powinnam go posłuchać i mieć gdzieś to co będzie z Anthony. Odzywają się we mnie jednak uczucia wyższe i podaje córeczkę Teresie.

— Zanieś ją do mojej sypialni — na całe szczęście mnie słucha i od razu idzie na górę.

— Jakim prawem dotykasz zabierasz moją córkę!

— Ona jest moja — odpowiada mu Tony. — Zabrałem ją na badania i niedługo będę miał to na papierze.

Kurwa jakim prawem on to zrobił?

— Pierdole te badania — Harry powala brata na ziemię i zaciska mu ręce na szyi. — Nie dożyjesz wyników.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro