Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.5

Siedzę sobie w kuchni i sączę kawę. Jedynie Teresa cieszy się z mojego powrotu.

— Może powinieneś pomyśleć o tym wyjedźcie. Przy zmianie otoczenia może poczujesz się lepiej — radzi mi kobieta, ale ja na pewno się stąd nie ruszę. Nie teraz gdy mam dziecko. Nie zostawię Mariny i Marlene.

— Przecież wiesz, że to dziecko jest moje. Nie zamierzam rezygnować z szczęścia — mówię pewnym tonem. Można mnie uznać za głupca, ale ja nadal wierzę, że jeszcze ma szansę na szczęście z Mariną. Przecież ona musi zrozumieć, że wtedy byłem chory i nie panowałem nad sobą.

— Ale oni wydają się być szczęśliwi.

— Ze mną może być jeszcze bardziej szczęśliwa — nagle rozlega się płacz. Gwałtownie się zrywam i biegnę do salonu. I tam spostrzegam nosidełko.

Powoli zbliżam się do zawodzącej dziewczynki. Nachylam się nad nią i przyglądam małej twarzyczce. Ma takie same oczki jak ja i Marina.

— Anthony nie — sprzeciwia się Teresa. Ja jednak mimo jej słów biorę Marlene na ręce. Mała z zaciekawieniem mi się przygląda.

— Spoko, wiem co robię. Przecież jestem jej ojcem — odpowiadam pewnie. Ona na pewno jest moja. Czuję tak.

— Pan Harry jest jej oficjalnym ojcem. Nie zmieniajmy tego.

— Zostaw moje dziecko — nagle słyszę głos Mariny. Odwracam się i widzę jak schodzi po schodach. Ma wystraszony wyraz twarz. Boi się, że skrzywdzę tę małą.

— Od razu się uspokoiła w moich ramionach — tłumaczę jej. — Jest bardzo do nas podobna.

Marina przede mną staje, a ja oddaje jej nasze maleństwo. Teraz nie mogę zrobić nic co mogłoby ją zdenerwować.

— Nie chcę byś się do niej zbliżał — jej słowa bardzo mnie ranią, ale i tak ją rozumiem. Zabiłem jej ojca i prawie i ją pozbawiłem życia. A najgorsze jest to, że jak ją dusiłem to na już była w ciąży. Moja córeczka też mogła przeze mnie umrzeć.

— Ale ja ją kocham. Tak samo jak ciebie — po minie Mariny widzę, że walczy sama ze sobą. Jest na mnie zła, ale to nie zmienia faktu, że mnie kocha. Muszę to wykorzystać i ją odzyskać. Inaczej już nigdy nie zaznam szczęścia, a zasługuje na nie jak nikt inny. — I wiem, że proszę o wiele, ale pozwól mi mieć z nią kontakt.

— Nie ufam ci na tyle.

— Rozumiem dlatego proponuje byśmy razem poszli do mojego psychiatry. On już i tak od dawna prosił Harry'ego by cię przyprowadził, bo to mogło mi pomóc. Mój brat jednak miał to gdzieś, choć teraz wiem, że nie chciał cię po prostu narażać na stres — wcześniej za to byłem przekonany, że Marina wyjechała daleko stąd. Zaraz po wyjściu z tego ośrodka zamierzałem jej szukać.

Nawet przez chwilę nie pomyślałem, że ona jest w moim domu.

— Nie wiem czy to dobry pomysł — w jej głosie słychać wahanie.

— Najlepszy. Spytasz o wszystko co chcesz o mnie wiedzieć, ja nie mam nic do ukrycia.

Niepewnie wyciągam rękę i dotykam dłoni malutkiej.

— Już ją kocham — mówię szczerze.

Nagle słyszę kroki na, odwracam się i widzę mojego brata. Kurwa, czemu akurat teraz gdy już prawie ugadałem Marinę.

— A ty ciągle tutaj? Może ci zamówić taksówkę?

— Dziś akurat już nigdzie się nie wybieram. Poza tym w garażu stoi moje auto.

Harry zbliża się do Mariny, a następnie obejmuje ją ramieniem. Wiem, że robi to specjalnie bym mnie zranić. Przysięgam, że kiedyś mu za to odpłacę.

— To możesz sobie jechać gdzie tylko sobie chcesz.

— Masz rację — zgadzam się z nim. — Z chęcią jutro pojadę do szpitala na badania DNA. Podwiozę też Marine i Marlene.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro