Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.4

Marlene zaczyna coraz bardziej płakać, a ja wstaje i ją przejmuje. Tulę ją do piersi i staram się zakryć przed moim bratem. On nie powinien jej oglądać. Jestem pewien, że zaraz by sobie ubzdurał, że ona jest jego.

— Gratulacje bracie, jak zawsze masz to czego ja pragnąłem. A tak z ciekawości to kiedy przeprowadziłeś testy na ojcostwo, że masz pewność, że to właśnie twoje dziecko — jak zwykle wbija mi szpilę.

Ja jednak zachowam spokój. Nie pokaże mu, że ma rację i podejrzewam, że to jego córka. Dla mnie to jednak nie ważne. Kocham Marlene i jest ona moja.

— Już czas na ciebie. A ty także możesz już odejść — drugie zdanie kieruję do Teresy, która swoim gadulstwem wpędziła mnie w kłopoty, Nie powinna była wspominać o Marinie.

Kucharka wychodzi, a ja wracam na swoje wcześniejsze miejsce. Mała uspokaja się w moich ramionach. Ona mnie uwielbia.

— Mogę ci dać kluczyki do twojego auta. Jedź sobie gdzie tam tylko chcesz — mówię i głaszczę małą po rączce.

— Tylko, że ja zamierzam tu zostać — oznajmia i zajmuje krzesło naprzeciwko mnie. — Umiem liczyć i wiem, że to najprawdopodobniej jest moje dziecko. Marina na pewno zrozumie, że wtedy nie byłem sobą.

Podły charakter mu jednak pozostał.

— Ona nie będzie chciała cię nawet oglądać mówię pewnie chociaż wcale nie jestem przekonany do swoich słów. Marina ma dobre serce i może się nabrać na jego żale.

— Mam prawo do tego dziecka.

— Marlene jest moja! — podnoszę głos przez co mała znowu zanosi się płaczem. — Przepraszam kochanie — mówię do niej o wiele spokojniej i całuję w czółko. Anthony tylko się pojawił, a już sprawia kłopoty. Trzeba było przekupić ten szpital tak by nie mógł go opuścić bez mojej wiedzy.

Nagle mój brat wstaje i do mnie podchodzi. Jego wzrok tkwi w mojej córeczce.

— Daj mi ją potrzymać — to nie jest nawet pytanie tylko rozkaz. On śmie kazać mi oddać mu moje dziecko. Niedoczekanie jego.

— Idź już lepiej stąd — zachowuje spokój tylko ze względu na moją córeczkę. Gdyby nie ona to już bym go siłą stąd wyprowadził.

Anthony ma jednak gdzieś moje polecenia, bo dalej wpatruje się w Marlene. I nagle znów ktoś do mnie wchodzi i tym razem jest to właśnie Marina.

Widok mojego młodszego brata sprawia, że Marina staje i w milczeniu się w niego wpatruje. Na pewno się, boi, bo ich ostatnie spotkanie miało miejsce wtedy gdy prawie ją zabił.

— Hej — on jako pierwszy się do niej odzywa.

— Co ty tu robisz? — pyta cichym głosem. Oboje się w siebie wpatrują w ogóle nie zwracając uwagi na otoczenie.

— Możesz mi nie wierzyć, ale wyzdrowiałem. Teraz zdaję sobie sprawę z tego jak cię skrzywdziłem — rusza w jej kierunku. Otwieram szafkę i się upewniam, że jej w niej pistolet. Jeśli mnie zmusi to do niego strzelę. Nie narażę jej kolejny raz. — Sprawiłem ci tyle bólu, a ty już byłaś wtedy w ciąży.

— To nie jest twoje dziecko — kolejny raz mu przypominam.

— Potrafię liczyć, a tu ewidentnie widać, że spałem z Mariną w tym czasie.

— Nie chce byś był koło mnie lub mojej córki — nie mogę się przestać uśmiechać po usłyszeniu słów mojej ukochanej. Ona mnie wyraźnie wybrała.

— Ale ja wtedy nie panowałem nad sobą — stara jej się tłumaczyć. Nie potrafi się pogodzić z przegraną. — Wiem, że to cię nie pocieszy, ale naprawdę planowałem po wszystkim popełnić samobójstwo. Nie wyobrażałem sobie życia bez ciebie.

— I dlatego nie powinniśmy być blisko siebie — oznajmia Marina, a następnie go wymija i do mnie podchodzi.

Oddaje jej naszą córeczkę, która mimo wszystko nie wydaje się być zadowolona rozłąką ze mną.

— Widzisz, że nie ma wyboru, nie możesz tu zostać — informuje ją z wielką przyjemnością.

— No to chce zrobić testy DNA. Jeśli się okaże, że jest ona moją córką to nie będziecie mogli mi odmówić kontaktów z nią — mówi łapiąc się za ostatnie co mu pozostało. Ja jednak nie pozwolę mu odebrać sobie rodziny.


Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro