Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.3

Leżę na łóżku z Marlene obok siebie. Co chwilę łapię ją za rączkę lub nosek. Ona jest na mnie pewnie wściekła, że nie pozwalam jej spać, ale muszę się czymś zająć. A ona sprawia, że się uspokajam. Odkąd się tylko dowiedziałem o jej istnieniu to już ma na mnie pozytywny wpływ.

— Co robisz? — pyta Marina po wejściu do pomieszczenia.

— Bawię się z Marlene — oznajmiam i łapię rączkę mojej córeczki. Sama ją do mnie wyciągnęła.

— Ona ma kilka dni.

— Jesteś po prostu zazdrosna, bo z tobą nie chce się bawić — wypominam w ramach żartu.

Kurwa wiem, że nie zasługuję na Marinę i naszą córeczkę, ale już się zdążyłem przyzwyczaić do myśli, że będziemy razem. A powrót Anthony'ego może wszystko zaprzepaścić. Podczas ciąży raz nawet wspomniała, że skoro on jest chory to może nie powinniśmy być dla niego tacy surowi.

A teraz on na pewno wróci i zrobi wszystko by wzbudzić w niej wyrzuty sumienia. A w tym był doskonały od dziecka.

— Ja ją urodziłam — przypomina mi i mnie obejmuje. — Ale niestety boję się, że to ty będziesz jej ulubieńcem. To niesprawiedliwe.

Mała zaczyna marudzić, ale to chyba spowodowane tym, że jest już zmęczona.

— Czas na sen — biorę ją na ręce i zaczynam kołysać żeby zasnęła. Jak już to się dzieje to odkładam ją do łóżeczka.

— Teresa mi bardzo z nią pomaga, więc ja chcę wrócić do pomocy tobie, bo kawiarnia odpada. Nie mogę być tyle czasu poza domem, a tam Marlene może być niewygodnie — że też Marina nie potrafi nawet przez chwilę posiedzieć bezczynnie. Niektórzy ludzie marzą o nic nie robieniu, a ta tylko by gdzieś biegała.

— Ona z każdym dniem będzie potrzebowała coraz więcej twojej uwagi.

— Tak samo jak twojej — uśmiecham się na jej słowa. Obiecałem, że pomogę jej z dzieckiem i zamierzam tego słowa dotrzymać. — A ja chcę wrócić do normalności. Dwie trzy godziny przed komputerem nie sprawią mi dużego kłopotu. A Marlene w tym czasie pobawi się z tatusiem.

***

Wcześniej już dużo pracowałem w domu, ale teraz jeszcze więcej czasu tu spędzam. Marina wyszła by coś kupić, a Teresa z wielkim entuzjazmem zaoferowała by zaopiekować się małą. Ja mam wreszcie czas by zająć się swoimi sprawami, które od jakiegoś czasu zaniedbałem.

Wkładałem całą energię w to by stworzyć rodzinę, a interesy poszły na drugi plan.

Nagle drzwi do mojego gabinetu się otwierają, a ja podnoszę wzrok spodziewając się zobaczyć Marinę lub Terese, ale to nie jest żadna z nich.

To mój młodszy brat, który właśnie wszedł tu jak do siebie.

— Hej — mówi tak po prostu.

Jestem tak zaszokowany, że nie wiem co odpowiedzieć.

— Wiem, że jesteś zdziwiony, ale ja stamtąd nie uciekłem tylko zakończyłem już leczenie — zajmuje krzesło naprzeciwko mnie. — Jestem już zdrowy, przepracowałem te traumy, których nabawiłem się zabijając naszą siostrę.

— To dobrze — skoro nie wspomina o Marinie to ja też nie zamierzam drążyć tematu. — Zaraz ci przywrócę dostęp do twojego konta. Jedź sobie gdzie chcesz, albo wybierz któryś z naszych domów.

— A po co? — pyta marszcząc brwi. — Mam tu zbyt wiele spraw do załatwienia. Muszę spotkać się z Mariną i przeprosić ją za swój nagły wybuch. Mam nadzieję, że zrozumie, że nie byłem wtedy sobą. Chcę naprawić to co spieprzyłem.

Kurwa i jak ja mam mu to wszystko wyjaśnić. Przecież jak się dowie prawdy to od razu skojarzy, że Marlene może być jego.

— Odpuść sobie — rzucam mimochodem.

I jak na złość rozlega się głośny płacz dziecka, a skoro słychać go tutaj to znaczy, że Teresa zeszła z nią na dół. Anthony bystrzeje, a moja kucharka właśnie wchodzi z Marlene na rękach.

— Przez cały czas płacze, w takim wypadku miałam ją do pana przynieść — kurwa sam wydałem jej takie polecenie. — Anthony? — mówi zdziwiona widokiem mojego brata.

On wstaje i zbliża się do Teresy.

— Czyje to dziecko? — pyta się jej.

— Mariny i Pana Harry'ego — odpowiada mu szybko, bo przecież on kurwa od zawsze jest jej ulubieńcem.

Mój brat się do mnie od wraca i już po samym spojrzeniu widać, że zaczyna się domyślać prawdy. Ja pierdole, czemu wszystko musi się walić.


Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro