Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.2

— Możesz ją wyjąć z tego nosidełka — mówię do Harry'ego, który wyciąga Marlene razem z nosidełkiem.

— Jestem tak przejęty, więc wolę jak jest w czymś stabilnym — uśmiecham się na jego słowa. — A ty też idź powoli żebyś nie upadła.

Mimo, że zaledwie dwa dni temu rodziłam to czuję się wyśmienicie. Po tym ile bólu się nacierpiałam to byłam przekonana, że przez tydzień nie wstanę z łóżka, a dziś już normalnie chodzę.

— Okej — zgadzam się z nim. Przez całą ciążę był nadopiekuńczy i szczerze to mam nadzieję, że już mu tak nie zostanie.

Harry praktycznie przez cały mój pobyt w szpitalu był ze mną, pojechał tylko raz do domu i nie było go zaledwie godzinę. Takie są właśnie uroki prywatnych szpitali.

— Jest już maleństwo? — pyta ściszonym tonem Teresa jak tylko wchodzimy do salonu. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej uśmiechniętej.

— Śpi, więc pójdę ją zaniosę do sypialni — odpowiada Harry i nawet nie daj jej zobaczyć dziecka. Zbliżam się do Teresy, bo trochę głupio mi za Harry'ego.

— Później ci ją dam potrzymać, on na razie jest zbyt przejęty — mówię i się do niej przytulam.

— Wiem, jest już po trzydziestce, a to dopiero jego pierwsze dziecko. Lecz na pewno sobie oboje poradzicie.

Mam taką nadzieję.

Pov Harry

Delikatnie odkładam Marlene do jej łóżeczka, oboje z Mariną zdecydowaliśmy, że póki jest taka malutka to będzie spała w naszej sypialni. Teraz zależy mi by mieć moją córeczkę pod całkowitą kontrolą.

— Jak ja się stęskniłam za swoim łóżkiem — mówi Marina po wejściu do pomieszczenia. Nie wspominam już, że ona spała na całkiem wygodnym łóżku, a ja na niewygodnej kanapie od której już mnie bolą plecy. Nie będę się jednak skarżył.

— A ja za przytulaniem do ciebie — oznajmiam i do niej podchodzę. Biorę ją w ramiona i całuję w czoło. — Przygotować ci kąpiel? — kiwa głową na tak, a ja idę do łazienki i nalewam do wanny wody. Z tego co mi mówił lekarz to na razie nie wolno jej brać gorących kąpieli czyli takich jakie uwielbia Marina. Musi jej wystarczyć letnia woda.

Jak Marina idzie do łazienki to ja wracam do Marlene i dalej się w nią wpatruje. Stwierdzenie, że jest ona chodzącą doskonałością nie jest w ogóle przesadą. Od niej po prostu nie można oderwać wzroku.

Jest bardzo podobna do Marina i praktycznie nic po mnie nie odziedziczyła. Poza krwią, ale niestety mój brat ma tę samą grupę co ja. Niebieskie oczy posiada także Marina jak i Anthony, więc nic mi to nie mówi.

Ale nie, miałem o tym nie myśleć. Ona jest przecież moja,

Mała marszczy nosem i po chwili się głośno budzi. Szybko wyciągam ją z łóżeczka i zaczynam kołysać. W moich ramionach szybko się uspokaja.

— Bardzo dobrze skarbie — chwalę ją. — Mama musi zobaczyć, że bardzo dobrze się dogadujemy.

Delikatnie muskam jej czółko, a ona nie płacze czyli jej się spodobało.

Muszę być jej tatą, skoro ona tak dobrze się przy mnie czuje. Nie może być innej opcji.

Nagle mój telefon zaczyna wydawać dźwięk. Jedną ręką stabilnie trzymam córkę, a drugą odbieram telefon.

— Dzień dobry dzwonię z kliniki, pan Harry Styles? — kurwa czyżby coś się stało. Przecież Tony podobno nie sprawiał kłopotów.

— Tak. O co chodzi?

— Dzwonię z informacją, że dziś pana brat opuścił mury naszej placówki.

— Ale jak to? — ledwo powstrzymuje się żeby nie krzyknąć.

— Pana brat robił bardzo wielkie postępy i jego leczenie zostało już zakończone.

Ja pierdole.


Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro