Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.13

— Już się nie mogę doczekać aż podrośnie. Będę się z nią bawił, spędzał całe mnóstwo czasu — uśmiecham się na słowa Harry'ego. Krąży po salonie i karmi małą z butelki. — Trzeba będzie kupić jakieś zabawki do ogrodu. Jeżdzalnie, piaskownice i huśtawki.

Z ledwością się powstrzymuje przed wybuchnięciem śmiechem.

— Może trochę z tym poczekamy, bo Marlene nie ma jeszcze miesiąca — przypominam mu.

— Szybko urośnie — odpowiada mi śmiesznie marszcząc twarz. — Już się nie mogę zaczekać aż zacznie mówić. Jestem pewien, że jej pierwszym słowem będzie tata.

Głośno prycham. Jeszcze czego, to ja ją musiałam urodzić. Mi należy się ten zaszczyt.

— Marlene najpierw powie mama i nawet nie chce słyszeć o innej opcji.

— Jeszcze się przekonamy — nasze przekomarzanie kończy się przez pojawienie się Anthony'ego. Kurwa czemu on musi ciągle się tu kręcić. Już się nie mogę doczekać aż stąd raz na zawsze zniknie. — Skoro już się widzimy to spakuj wreszcie swoją walizkę i się stąd wynieś. Po tym co zrobiłeś nie chce cię tu widzieć — oznajmia Harry w stronę brata. Przez to, że trzyma naszą córeczkę na rękach stara się mówić dość spokojnie.

Tony jedynie się uśmiecha na słowa swojego starszego brata. Wyciąga też białą kopertę z kieszeni.

Czyżby to były wyniki tych badań genetycznych, które przeprowadził? Kurwa.

Robi mi się nieprzyjemnie ciepło w brzuchu, bo naprawdę nie chce wiedzieć co tam jest napisane. Wolę wierzyć, że jest to dziecko Harry'ego. Mam ochotę wyrwać mu tę kopertę i podrzeć, ewentualnie wrzucić do kominka by raz na zawsze się jej pozbyć.

— Mogę stąd wyjechać, ale tylko z moją córką i Mariną — do moich oczu napływają łzy. Czyżby moje najgorsze sny właśnie się spełniały?

Dobrze, że siedzę, bo w innym wypadku na pewno moje nogi odmówiłby mi posłuszeństwa.

— Nie interesuje mnie to co sobie znowu ubzdurałeś. Zostaw moją rodzinę w spokoju — oznajmia Harry co chwilę spoglądając na nadal niczego nie świadomą i jedzącą Marlene.

— Żadna z nich nie jest twoja. Nawet los mi sprzyja, bo Marlene jest moją córką.

— To Harry jest jej ojcem — pewnie wypowiadam te słowa. Nie mogę już dłużej milczeć, muszę bronić mężczyzny, którego kocham. A Harry właśnie nim jest. — Po tym co mi zrobiłeś na pewno nie pozwolę żebyś miał z nią jakikolwiek kontakt.

Cała radość momentalnie znika z twarzy młodszego ze Styles'ów. Wiem, że właśnie go ranię i nie powinnam się obchodzić tak z osobą chorą, ale nie mam innego wyjścia. Jeśli nie będę mówić dosadnie to on nie zrozumie, a ja już jestem nim zmęczona.

Potrzebuje stabilizacji i nie chcę ciągle żyć w stresie, a odkąd on wrócił do naszego życia to tak jest.

— Jako jej ojcu mam prawo do kontaktów — przypomina mi. Ja jednak mam to gdzieś. Dla mnie ojcem jest ten, który wychowuje, a nie ten co spłodził.

— Te badania, które zrobiłeś nie mają żadnego znaczenia. Już ci to mówiłam i zdania na pewno nie zmienię — zbliżam się do Harry'ego i przejmuje naszą córkę. Malutkiej chyba udzieliła się ta nerwowa atmosfera, bo stała się bardzo niespokojna.

— Nie pozwolę wam mi jej odebrać! — Tony podnosi głos, a mała wybucha płaczem. Tulę ją do siebie by się uspokoiła.

— Straciłeś do niej wszelkie prawo jak chciałeś zabić Marinę.

Mała dalej płacze, więc decyduje, że muszę ją stąd zabrać. Ona nie powinna być w tak nerwowej atmosferze. To na pewno dobrze na nią nie wpływa.

Ruszam w stronę schodów. Anthony wykorzystuje tę okazję i do mnie dopada. Łapie mnie za ramię i przyciąga do siebie. Nawet nie mam pojęcia skąd, ale w jego dłoni pojawia się nóż. Mocniej tulę do siebie Marlene by ją ochronić. Na pewno nie pozwolę by zrobił jej krzywdę.

— Jesteś na tyle głupi bracie, że kazałeś jedynie sprawdzać bym nie miał pistoletu. Zapomniałeś, że są i inne rodzaje broni — warczy do Harry'ego trzymając ten nóż przy mojej szyi.


Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro