Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

Wiem, że doktor Louis się o mnie martwi, ale nie ufam mu na tyle by swobodnie rozmawiać z nim o mojej sytuacji. Jeśli Harry i Anthony by się o tym dowiedzieli to obaj byliby na mnie wściekli. Nie zamierzam się narażać na ich gniew.

− Zmieńmy ten temat – proszę go i robię to w naprawdę dobrym momencie, bo Anthony właśnie wkracza do mojego pokoju.

− Czemu nie uprzedziłeś mnie o swoim przyjeździe? – pyta patrząc na Louisa. Tym razem także nie wydaje się być zadowolonym z jego obecności.

− Musiałem jej pobrać krew, do tego nie jesteś potrzebny.

Tony do mnie podchodzi, a następnie z czułością na mnie spogląda.

− Mam nadzieję, że cię nie bolało – chwyta mnie za rękę, na której ramieniu jest przyklejony plaster. – Jak już zrobiłeś swoje to możesz odejść – nawet na niego nie spogląda. Cały czas jest zajęty wpatrywaniem się we mnie.

Louis wydaje się zirytowany jego zachowaniem, ale nie drąży dyskusji.

− Żegnaj Marino – komunikuje na odchodne.

Tony się śmieje na jego zachowanie, a następnie jeszcze bardziej mnie do siebie przyciąga.

− Z samego rana mnie zostawiłaś, nie lubię się budzić sam – narzeka i trąca mój nos swoim.

− Przecież wiesz, że mam pracę, a z rana najlepiej się myśli – przewraca oczami na moje słowa.

− Nie rozumiem czemu ty musisz tam z nim siedzieć, przecież równie dobrze możesz sobie wziąć komputer tutaj. Wątpię by to, że on ciągle się na ciebie patrzy dobrze działało na twoją koncentrację.

Może i to byłoby dla mnie bardziej komfortowe, ale nie mam odwagi by to zaproponować. Jeszcze Harry by się wściekł.

− A on też ciągle narzeka, że jest taki zapracowany, a ma czas by tyle siedzieć w domu.

− Daj spokój. Jest dobrze, tak jak jest.

Staje na palcach, a następnie muskam krótko jego usta i wychodzę.

Przez moją nieobecność narobiło mi się wiele zaległości, które wreszcie muszę nadrobić.

Wracam do gabinetu Harry'ego, a on teraz znajduje się na moim wcześniejszym miejscu.

Staje przed biurkiem, bo przecież nie mogę go wyprosić.

− Coś ci powiedział? – pyta patrząc prosto na mnie.

− Nie, bo przyszedł pobrać mi krew. Nie wzywaj, go więcej, bo nie chcę generować kolejnych kosztów. Nie chcę nawet myśleć ile jeszcze będę pracować by spłacić dług ojca.

− Nigdy nie dasz rady – mówi dokładnie to czego usłyszeć od niego nie chcę.

Wstaje i wskazuje ręką bym usiadła na swoim wcześniejszym miejscu, robię to, a następnie wchodzę w program i zaczynam księgować.

Dobrze, że zajmuje się tylko legalnymi rzeczami, bo nie potrafię kreatywnie księgować. Na pewno od razu ktoś by się domyślił, że coś jest nie tak.

− Anthony się do ciebie bardzo przywiązał, więc Louis co jakiś czas będzie sprawdzał czy wszystko z tobą w porządku. Chcesz kawę? – pyta zmieniając temat, a ja energicznie kiwam głową.

Staram się nie myśleć o tym, że on właśnie powiedział, że nie wrócę do domu. Że przez resztę mojego życia będę więźniem.

Harry wychodzi, a ja mocno zaciskam oczy byleby tylko się nie rozpłakać.

Nie mogę sobie na to pozwolić.

Harry szybko wraca i zajmuje miejsce naprzeciwko mnie.

− Wiem, że Anthony zabrał cię na randkę. Jak się z nim bawiłaś? – cholera co ja mu mam odpowiedzieć? Prawdę czy nie?

− Było miło – mimo wszystko nie chce by Tony usłyszał, że nasze wyjście mi się nie podobało.

− To dobrze, bo dziś wyjdziesz ze mną.


Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro