Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.15

— Planowałeś to — mówię do Antohny'ego podczas jazdy autem. Przypiął mnie pasem i skuł moje dłonie kajdankami. Nie mam pojęcia czemu, przecież nie wyskoczyłabym z pędzącego auta, nie jestem samobójczynią.

Marlene leży w foteliku, a ja ciągle do niej zaglądam z przedniego siedzenia. Dużo bardziej wolałabym siedzieć przy niej. Ona pewnie też by się przy mnie pewniej czuła.

— Fotelik kupiłem przed tym jak zabrałem ją na badania. Możesz myśleć o mnie jak najgorzej, ale ja naprawdę ją kocham. Zresztą tak jak ciebie — ledwo powstrzymuje się przed prychnięciem. Dopiero co rozciął mi skórę na szyi, a teraz jeszcze twierdzi, że mnie kocha.

Pieprzony hipokryta.

— Byłam z nim szczęśliwa — mówię dużo swobodniej, bo Tony zmienia się jak nie ma w pobliżu Harry'ego. Widoczniej to jego starszy brat jest całym zapalnikiem jego gniewu.

— Co mną będziesz dużo bardziej, tak samo jak nasza córeczka — opieram głowę o szybę i staram się wymyślić jakiś sensowny plan ucieczki. Nie mogę przecież zostać z kimś niestabilnym psychicznie, on może skrzywdzić moje dziecko, a jej bezpieczeństwa na pewno ryzykować nie będę.

Kurwa czemu odmówiłam jak Harry chciał bym nosiła bransoletkę z nadajnikiem. Przecież wtedy Harry z łatwością by nas namierzył i uwolnił. Jak zwykle nie pomyślałam o przyszłości.

— Jeśli jesteś zmęczona to możesz pójść spać. Czeka nas jeszcze długa droga.

Ciekawe gdzie on mnie wiezie? Nie sądzę żebyśmy zatrzymali się w jakimś hotelu, bo wtedy z łatwością mogłabym uzyskać pomoc. O wszelkich nieruchomościach, które są w posiadaniu Tony'ego Harry wie, więc na pewno każe je przeszukać.

— Gdzie jedziemy? — pytam tak jakby od niechcenia. Im szybciej będę wiedziała tym więcej mam czasu na wymyślenie planu ucieczki.

— Do miejsca, o którym nikt nie ma pojęcia. Musisz jednak wiedzieć, że kupiłem to miejsce z myślą o tobie. Jak tylko cię poznałem to już wiedziałem, że żeby być szczęśliwymi musimy stąd wyjechać. I jak się okazuje wcale się nie pomyliłem

Zaciskam pięści ze złość. To wszystko nie brzmi dobrze.

Gwałtownie wybudzam się ze snu. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam, kilka razy mrugam i spostrzegam, że jest już ciemno.

Odwracam głowę do tyłu i spoglądam na Marlene. Mała nadal śpi, ale jestem pewna, że zaraz się obudzi głodna.

— Tak mocno spałaś, że nie zauważyłaś, że się zatrzymałem na chwilę. Przewinąłem też naszą córeczkę — kurwa jak mogłam sobie pozwolić na sen w takiej sytuacji. Powinnam być dużo bardziej czujna. — Niedługo będziemy na miejscu, a tam opatrzymy twoją ranę, bo szczerze to nie lubię jak masz na sobie krew.

— Było mnie nie ciąć — mówię pod nosem, ale na tyle głośno by zdołał mnie usłyszeć.

Muszę wziąć się za siebie i postarać się od niego uwolnić. Jeśli nie dla mnie to dla mojego dziecka.

Pov Harry

Maszeruje, po salonie czekając na informacje. Kazałem obstawić wszystkie nasze domy, a także moi ludzie mają za zadanie namierzyć samochód Anthony'ego. Mój brat nigdy nie był typem stratega, więc spodziewam się, że z łatwością uda mi się go odnaleźć.

Jedyne co mnie martwi to to, że przyparty do muru może coś zrobić Marinie lub Marlene. Mój brat to popierdolony świr, który o mało co nie poderżąnął gardła mojej ukochanej na moich oczach.

I on jeszcze śmie mówić, że ją kocha.

Kurwa! — krzyczę z tej bezradności.

Pozwoliłem z własnego domu zabrać dwie najważniejsze mi osoby jakiemuś psychopacie. A trzeba było go zabić zaraz po tym jak pierwszy raz ją zaatakował.

Jak ostatni idiota wierzyłem, że jego da się jeszcze wyleczyć i pozbędę się tych pieprzonych wyrzutów sumienia.

Teraz już jestem pewien, że Anthony musi umrzeć. I to ja sam go zabije.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro