Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Hades - miniaturka

Hades – miniaturka.

W ciemności widzę światła. Jasność pośród cieni.

Nie pamiętam kiedy blask lamp na Olimpie przestał mnie radować, a sam Olimp napawał mnie niewyobrażalnym smutkiem i bólem. Wydaje mi się, że zaczęło się tak dziać kiedy wreszcie zaczęło do mnie docierać, że moje ukochane rodzeństwo się zmieniło. Władza, potęga, siła całkowicie miesza im w głowie. Moi bracia i siostry są wierni kompletnie przyziemnym sprawą. I zapomnieli o mnie. O jedynym „cnotliwym , dobrym i poukładanym" synu Rei dla, którego nie liczy się potęga. Liczy się tylko rodzina, którą darzę najsilniejszym uczuciem na świecie. I to się nigdy nie zmieni cokolwiek się stanie. Jestem tak bardzo pogrążony w swoich rozmyślaniach, że nie orientuję się do jestem już przy bramie zamku. Wzdycham cicho i z zamkniętymi oczami przechodzę przez ogród tak pracowicie pielęgnowany przez moją siostrę Demeter. Pamiętam odgłosy naszych stóp biegnących po złocistych płytkach. Uśmiecham się pod nosem...... pamiętam jak przejeżdżał ręką po moich prostych, czarnych włosach..... jak... Nie. Im dłużej będę myślał o tej osobie, tym bardziej będę cierpiał. A wiem, że nigdy o nim nie zapomnę, więc katusze będą trwały wiecznie. Kiedy przechodzę przez ogród , podchodzę do spiżowych, przepięknie ozdobionych drzwi i wchodzę do pałacu rozglądając się to uważnie. Od razu zauważam, że nic się nie zmieniło, co prawda rzucały się w oczy nowe obrazy, gobeliny, mozaiki, porcelanówiki itp. Ogólnie Siedziba Bogów pozostała taki sama jak niegdyś. Te same schody po których często zjeżdżałem. Ten sam salon, w którym starszy brat nucił młodszemu rodzeństwo niezwykłe bajki na dobranoc. Taka sama kuchnia, w której najstarsza siostra przygotowywała dla nas rozmaite uczty. Nawet dziura w podłodze w jednej z sal, którą sam wypaliłem odkrywając nową moc i zmieniając się w ognistego potwora. Niezmienna od lat podłoga po której tyle stąpałem i srebrzystobiałe ściany, które niejednokrotnie muskałem palcami. Zamek na Olimpie ma w sobie dużo pięknych, wspaniałych wspomnień od zarania dziejów, ale cały czas jest taki jaki pamiętam. Ale jest coś czego w nim nie ma. Dawniej słychać było w nim odgłosy szóstki rodzeństwa, niesamowitych przygód, wzlotów i upadków. Rankiem na zamku słychać było hałasy i pląsy ale nocą było całkiem cicho, bo nikt w nim nie mieszkał nie licząc kilkoro dzieci. Teraz Olimp pełen jest obrad, narad, bez przerwy coś się w nim dzieję. Pod osłoną nocy słychać odgłosy zdrady, kłamstwa , spisków i braku moralności, które niosą się echem po złotych kaflach. Nie czuję się tutaj jak w domu choć chciałbym, znów poczuć, że Olimp jest moim domem. Ale jak może być moim domem kiedy mam wrażenie , że nie mam tutaj w ogóle mojej rodziny, mimo iż ona tutaj ciągle przebywa. Czy uda mi się spełnić moją misję i odzyskać rodzeństwo i sprawić, że znów będziemy się kochać. Czy mój drugi dom –Podziemie usłyszy wreszcie mój śmiech, a nie płacz i krzyk bólu spowodowany nieustannym cięciem się. Gdybym był z moją rodziną wszystko byłoby możliwe. ...

- Hades! – słyszę dobrze znajomy głos.

Czuję, że się spinam, a moje serce przeszywa ostry ból. Wiem , że będę miał nadzieję, gdy popatrzę na jego z pozoru uśmiechniętą twarz. Lecz gdy do mnie podejdzie fałszywy uśmiech zniknie, a zastąpi go kamienny wyraz twarzy i zimna pusta obojętność, która sprawi, że cała nadzieja gdzieś pierzchnie i zastąpi ją tylko rozpacz. W takich chwilach mam ochotę uciec z Olimpu i do woli ciąć się i pławić się w mroku i mojej niedoli

- No hey. – czuję, że jego ręka dotyka mojego ramienia i wiem, że muszę się odwrócić, by moje milczenie nie stało się podejrzane.

Nabieram powietrza, przywdziewam ponury uśmiech, który w zamarzeniu ma być szczęśliwy i staram się odpowiedzieć wyluzowanym tonem.

- Cześć bracie. – mówię starając się by to zabrzmiało lekko i czym prędzej się odwracając się. – Witaj Posejdon.

Zawsze pamiętałem jak wygląda jego twarz : czarne, miękkie proste włosy i długa grzywka opadająca mu na czoło – takie same jak moje. Błyszczące zielone oczy w kolorze szmaragdu i ten pewny siebie, trochę szelmowski, lecz czuły i kochający uśmiech, którym tak często obdarzał mnie jak byłem mały. Ale teraz jego oczy stały się puste, twarz wyprana z emocji , usta okrutne, a uśmiech ironiczny lub wręcz pobłażliwy. Niestety do mnie przestał się w ogóle uśmiechać lub robi to niezwykle rzadko podczas tych nielicznych chwil, które ze sobą spędzamy.

- Muszę ci coś powiedzieć...... – rzuca natarczywie zerkającą w stronę drzwi.

- Mówiłeś coś do mnie? – rozumiem go wyraźnie, lecz pragnę by złapać choć jedno spojrzenie wypełnione braterską miłością, a nie wieczną pustką.

- Muszę ci powiedzieć, że nie mogę zostać dziś na biesiadzie. – mówi Posejdon z obojętnością w głosie

Nawet mnie nie dotyka, nie objął mnie. Zachowuje dystans, który wypala ze mnie życie. Przesuwam palcami po czarnych jak noc włosach i odgarniam je znad bladej jak u albinosa twarzy i hebanowych oczu. Próbuje się uspokoić.

- Dlaczego nie chcesz zostać?! Przecież to jest spotkanie rodzinne. Mieliśmy spędzić ten dzień razem!... – przy słowie „razem" załamuje mi się głos.

Nie daje jednak poznać tego po sobie, ponieważ dodałem szybko :

- Tzn..... dawno cię nie widziałem i ....- mamroczę pod nosem.... –Mam na myśli to czy Zeus pozwoli ci opuścić biesiadę.

- Och zgodził się natychmiast. Nam obu jest to zresztą na rękę. – mruknął coś pod nosem i wzruszył obojętnie ramionami dodając – Jeśli chodzi o nasze rodzeństwo, to zostaje tylko Zeus i Hera, a później przyjdzie jeszcze Hestia jak zawsze.

- A Demeter? – szepcze cicho mrugając powiekami żeby ukryć napływające łzy. Nie będę płakać. Nikt nie może się dowiedzieć jak bardzo cierpię. A szczególnie Posejdon. Kiedyś dawno temu powiedział do Zeusa :"Jeżeli kiedykolwiek KIEDYKOLWIEK Hadesowi spadnie choć jedna łza z mojego powodu.... to przeszyj mnie mieczem, bo nie mógłbym znieść myśli, że skrzywdziłem mojego małego kochanego braciszka.... Nawet jeśli sprawiłem mu ból nieświadomie". Nie. Nigdy nie może uświadomić sobie jaką mordęgę przeżywa i to częściowo właśnie przez Posejdona. Mój ból by go zabił.

- Ach Demeter.... jest po prostu zmęczona.... – powiedział szybko Posejdon odwracając wzrok.

- Możesz mi powiedzieć, że nie chce mnie widzieć – mamroczę spuszczając głowę

Demeter któregoś dania zaczęła się mnie bać. Budzę w niej strach i obawę odkąd zostałem Panem Podziemia. Do tego stopnia mi, nie ufa że ubzdurała sobie, że jestem tyranem i oprawcą, a jej wyobrażeniom daleko jest do prawdy. Łatwo się domyślać, że jej wizja o mnie napawa mnie jeszcze większym rozgoryczeniem.

- Och to nie tak. Wcale nie.... Demeter po prostu ona..... Wydaje ci się. Nasza siostra źle się poczuła.– rzucił pustym tonem, a jego oczy wciąż nie wyrażały żadnych emocji.

- Ta jasne – kiwam głową bez przekonania.

Mój brat pomyślał, że udało mu się mnie nabrać, ponieważ rzekł.

- Muszę lecieć. Chcę to wyjść jak najszybciej by nie widzieć tej zadufanej Zeusowej mord....- Posejdon urywa na chwilę i odchrząknął – Muszę iść bo się spieszę.– muska ustami nieuważnie moje czoło, nawet mnie nie przytulając i znika na korytarzu bez pożegnania.

- Cześć braciszku. Dzięki za twoją czułość. – szemrzę ponuro i walcząc z uczuciem odrzucenia oraz wiedząc, że jestem już spóźniony udaję się w kierunku sali tronowej.

Po kilku minutach jestem jeszcze bardziej zagubiony i samotny niż wcześniej. Pech chciał, że wchodzę do złego pomieszczenia, gdzie niestety nie spotykam Zeusa ani Hery tylko okropną głośną muzykę i kilku spitych pijaków. Mam dość. Wstaję i wychodzę z sali byleby najdalej od biesiady i od rodzeństwa. Biegnę po prostu przed siebie aż docieram do schodów i bez zastanowienia wspinam się na nie oglądając się. Upadam na podłogę. Wydaje mi się, że zaraz zacznę ryczeć, ale chyba moja psychika ma już dość łez. Poza tym ktoś może to zobaczyć. W końcu Olimp to najczęstsze miejsce, gdzie przebywają wszelkie boskie istoty, więc popłaczę sobie w moim pałacu w Podziemiu. Wzdycham ciężko i masuje twarz obiema rękami. Od lat czuję się tak UMORDOWANY, że zwykle nawet nie mam sił by podnieść się z lóżka. Gdyby nie te biesiady to bym w ogóle z niego nie wstawał no chyba, że po żyletę albo alkohol. Posępnie rozglądam się po korytarzu, w którym się znajduje i dociera do mnie, że nie wiem co to za miejsce. Zrywam się na równe nogi i marszczę brwi. Hol ma ciemne, marmurowe ściany i jest bardzo długi. Hebanowe drzwi są zbudowane ze stali i wbudowane w ściany Jednym źródłem światła są zielone płomienie greckiego ognia palącego się na pochodniach. Dlaczego po raz pierwszy widzę ten korytarz ? Skoro tak to znaczy, że został zrobiony po mojej wyprowadzce z Olimpu.

- Czy jest tu kto? – wołam, ale odpowiada mi tylko echo i martwa cisza.

Powoli idę do korytarzu i szarpię za klamkę każdych drzwi, a jest tu ich naprawdę dużo. Minąwszy już sześć zaczynam poważnie zastanawiać po co ktoś robił hall z mnóstwem zamkniętych pomieszczeń. Po pewnym czasie orientuje się, że to już końcówka korytarza i zostały mi tylko trzy drzwi do sprawdzenia. W końcu otwieram te, które są wmurowane w ścianę przede mną , ku mojemu zdziwieniu są otwarte. Decyduje się wejść do pokoju. Zamykam cicho drzwi i widzę kompletnie pustą wielką salę. Na prawie pustą, nie licząc dużego stołu z mnóstwem przekąsek oraz dwa paleniska z syczącym, zarówno greckim jak i normalnym ogniem. A tuż nad nim pochylona jest wysoka blondynka o prostych włosach, ubrana w kremowy peplos i czarną chlajnę z kapturem opadającym na plecy, który przed chwilą zdjęła.

- Przyszedłeś odpocząć drogi gościu ? – usłyszałem dobrze znany delikatny, kobiecy głos.

- Hestia. – szepczę cicho czując jak serce chicho łomocze mi w piersi z zaskoczenia i radości.

Nareszcie wiem gdzie przebywa moja siostra poza biesiadami bo tylko wtedy wolno jej wychodzić na zewnątrz. Jest jedną z dwóch Partenons, ale jej nie wolno opuścić pomieszczenia. Dotychczas moja wiedza ograniczała się do tego, że musi to robić bo strzeże Olimpu oraz ogniska – źródło swojej mocy i symbolu rodziny. Teraz wiem, że robi to tutaj w tym zwykłym mrocznym pomieszczeniu i cieszę się, że będę mógł przebywać z jedną osobą z mojego rodzeństwa, która nie jest ZOBOJĘTNIAŁA wobec mnie.

- Hestia. Witaj siostrzyczko. – mówię przyglądając jej się z uwagą.

- Hades. – odwraca się, a zaskoczenie na jej twarzy ustępuje uśmiechu i MIŁOŚCI.- Ojej urosłeś od ostatniej wizyty.

- Może i masz rację. – rzece lekkim tonem i cieszę się, że moja siostra jako jedyna ( wraz z Herą) zawsze okazuje mi czułość, a szczególnie podczas naszych nielicznych spotkań w przesilenie zimowe. W tym momencie prócz czułość w jej brązowych oczach lśni dodatkowo zżycie. – Cieszę się, że cię widzę. – mówię i otwieram ramiona.

Hestia marszcz leciutko brwi z rozradowania i przytula mnie z całych sił. Wzdycham cicho z zadowoleniem i bez wahania przesuwam palcami po jej jasnych włosach. W końcu odklejam się od niej i szepcze do ucha.

- Chyba nie wolno ci przebywać sam na sam z mężczyznami w komnacie. I to jeszcze bez straży za drzwiami. – unoszę brwi.

- Hades.- wymruczała cicho głaszcząc mnie po włosach niemal matczynym gestem – Ty nie jesteś byle jakim mężczyzną. Jesteś moim kochanym, małym braciszkiem. Nikomu nie ufam tak bardzo jak tobie.

Przełknąłem głośno ślinę i mrugam szybko, żeby ukryć łzy wzruszenia. Tyle LAT żadna z moich sióstr ani żaden z moich braci (nie licząc Hery) nie okazał mi takiego zainteresowania i ciepła jak Hestia. Cieszę się, że od teraz będziemy mogli spędzać więcej czasu ze sobą.

- Chcesz porozmawiać?– mówi, łapie mnie za rękę i ciągnie na poduszki.

Kiedy oboje siadamy siostra przygląda mi się badawczo i zapytała

- Jak się czujesz?

To pytanie napawa mnie zaskoczeniem oraz..... przerażeniem, Czyżby ona wiedziała o mojej depresji, o bliznach i bólu. Skąd to dziwne pytanie ? Patrzę na rękaw czarnej jak smoły chlajny czy na pewno nic mi się nie podwinęło i nie widać krwawych znamion, ale o dziwo wcale nie. Spanikowany jej nagłą troską odpowiadam

- A co? Dobrze się czuję! Jak niby mam się czuć.?!

- To dobrze, że..... wszystko u ciebie w porządku....- mruczy Hestia. – Gadałeś .....z rodzeństwem?

- Gdyby ono chciało ze mną gadać .– szepcze ze smutkiem mrugając gwałtownie powiekami żeby odgonić pojawiające się łzy

Oczy Hestii napełniają się jeszcze większym niepokojem i lękiem.

- Boli cię to? – mówi niemalże brutalnie – Boli cię to, że ignoruje Posejdon ciebie i nas

Zaciskam zęby by nie zacząć wyć z bezradności Chce jej wyznać prawdę, ale..... Hestia.... też pragnie by w rodzinie był pokój. Nie mogę jej wyznać bolesnej prawdy o sobie, że ignorancja rodzeństwa to dla mnie PIEKŁO. Dla Hestii pokój to zapewne nieosiągalne marzenia, a dla mnie zgoda i miłość między rodzeństwem to obsesja, misja, którą muszą zrealizować, bo inaczej...... Chce powiedzieć, że inaczej umrę. Uśmiecham się fałszywie (po raz kolejny tego dnia), wzruszam ramionami i mówię :

- Ależ o czym ty mówisz..... rozmawiałem dzisiaj z Posejdonem i wszystko u niego świetnie..... wspaniale wykonuje obowiązki..pana Mórz. Zeus jak zawsze w dobrym humorze razem wesoło gawędzi z Herą, która jest taka.... szczęśliwa. Widać, że ich relacje małżeńskie się poprawiły. Nie słyszałem ostatnio żadnym sporze między Posejdonem a Zeusem. – rzucam beznamiętnym tonem wzruszając ramionami – Wszystko ok.

Jestem potwornym kłamcą choć nie umiem kłamać. Jestem obrzydliwym kłamcą choć staram się być moralny. Ukrywam straszną prawdę by tylko nie niepokoić siostrę. Ale czy to jest braterskie. Chyba po części jestem taki jak moi bracia, a więc jestem też po części taki jak ojciec co oczywiście nie napawa mnie optymizmem. Prawda jest taka, że jestem zwykłym tchórzem.

- A Demi i ty? – pyta siostra.

- Jest lepiej. – ucinam rozmowę dodając – Jak widzisz wszystko ok. Co u ciebie?

- Widzę, że nie widzisz co się dzieje – mruczy siostra – Albo udajesz, że nie dostrzegasz tego co się dzieje, ale.... nawet jeśli nieświadomie to i tak byś coś z tym robił. Och Hades ty zawsze byłeś takim dobrym, wiernym i kochanym bratem! – mówi ze smutkiem Hestia

- O czym ty mówisz? – mamroczę marszcząc brwi i udając całkowicie zdezorientowanego głupka.

- Och.... braciszku.... nie ważne. Ale u ciebie wszystko dobrze. Nic cię.... nie boli – rzuca natarczywie blondynka.

- Co ma mnie boleć ?!– wołam zdziwiony.

Pod pewnymi wzglądami jesteśmy do siebie podobni. Cechuje nas prawdomówność i moralność, ale potrafimy kłamać, kręcić i oszukiwać by nie zranić bliskich nas osób. Teraz mam wrażenie, że oboje coś przed sobą ukrywamy by nie sprawić sobie przykrości i żalu. I to jest coś niedobrego.

- Czyli wszystko okej? – dopytuje blondynka.

- No tak. – odpowiadam lakoniczne, a nagle jakaś niedobra myśl ugodziła mnie w tył głowy. – Czy to ma jakiś związek z przepowiednią.

Na twarzy siostry również pojawia się panika, ale ta odpowiada się tym samym fałszywym, uspokajającym uśmiechem co ja.

- Ależ skąd. Nie wiem o czym mówisz. Po prostu cieszę się, że wszystko dobrze. U mnie też wszystko ok, wspaniale jest pomagać i nieść pokój ludziom. pilnować ognisk, słuchać problemów śmiertelników– powiedziała szczęśliwym tonem i z ulgą w głosie, ale zrobiła to na jednym tchu. – To może pogadamy o czymś innym. Pamiętasz wtedy jak byłeś mały i nie posłuchałeś Posejdona złapali cię piraci?

Śmieje się tym razem naturalnie i szczerze , bo to naprawdę śmieszne wspomnienie.

- Och miałem wtedy szczęście. Gdyby nie Posejdon prawdopodobnie miałbym ukręconą głowę przez pirackich snobów.– uśmiechnąłem się pogrążając się w wspomnieniach

- Dokładnie. – przytakuje bogini ogniska.

- A pamiętasz jak wykradłem prezenty..... wtedy w dzień Igrzysk Olimpijskich. – A potem okazało się, że..... były tak naprawdę....

- Sfałszowane. – kończy siostra śmiejąc się radośnie- Pamiętam. Posejdon ukrył prawdziwe prezenty, a skradłeś tak naprawdę stare pudła.

- To też było epickie .A pamiętasz - mówię i przytulam głowę do klatki piersiowej brązowookiej.- Jak siadaliśmy w szóstkę przy ogniu w salonie na dole, a Posejdon mógł bez końca prawić swoje opowieści.

Mina siostry znów stała się zatroskana, ale podniosła głowę i popatrzyła mi w oczy. Uśmiecha się jakoś nostalgicznie.

- Wiem braciszku. – szepcze i znów gładzić mnie po włosach. – Uwierz mi, że wiem. Wszystko będzie w porządku. Musisz tylko pamiętać, że cię bardzo kochamy. Że ja cię bardzo kocham i nigdy nie przestanę. I przyrzekłam ci dawno temu, że nawet kiedy wszyscy cię opuszczą ja nigdy tego nie zrobię.

- Jeśli mnie kochasz....- głos mi drży- To wyjaw mi przepowiednie.

Oczy siostry niczym tabaka rozjaśniają na chwilę, a warga dygoczę.

- Nie mogę. Zabroniono. – spuściła ze smutkiem głowę.

- Tak myślałem. –dodaję z rozczarowaniem wstając.

- Nie! – zawołała blondynka łapiąc mnie za rękę- Hades kocham cię, ale nie mogę. Chcę ale nie wolno.

Hestia opiera swoje czoło o moje i splata nasza palce.

- A ty nasz kochasz? – pyta, ale jej głos brzmi jakby znała odpowiedź.

- Kocham, kochałem i zawsze będę kochać bez względu na okoliczności.- odpowiadam bez zastanowienie czując jak do oczu napływają mi łzy

- On też cię kocha. Mimo iż tego nie okazuję to cię kocha. - powiedziała z wiarą i pełnym przekonaniem w głosie Hera splatając nasze dłonie jakby wiedziała, że mówienie o tej osobie może sprawić mi ból oraz że będę wiedział o kogo jej chodzi mimo iż imię tej osoby nie zostało wypowiedziane.
- Wiem. – mówię z bólem i przypatruje się swoim drżącym dłonią starając się opanować emocje – Sama myśl o chłodzie i niedostępności najstarszego brata wywołuje u mnie niewysłowione katusze i żal.

- Och Hades.... ty zawsze byłeś taki.... wrażliwy i dobroduszny – wzdycha z uśmiechem bogini ogniska ocierając mi kciukiem łzę.

Hestia staję na palcach ,ale nie musi tego robi, gdyż mimo iż mam 183 cm wzrostu ona ma 175 cm, więc nie potrzebuje się wspinać by mnie pocałować. Chichoczę pod nosem i również cmokam ją w policzek.

- Chyba muszę już iść. Zeus się będzie niepokoił. – zauważam – „Jeżeli będzie w ogóle będzie o mnie pamiętał." – dodaje w myślach.

Siostra zerka na klepsydrę z piaskiem mówiąc uspokajająco

- Jest dopiero 20.15, a biesiada zaczęła się o 19.30. Jesteś tutaj tylko 45 minut, ale masz rację musisz już iść. Ja zaraz tam przyjdę tylko się przebiorę. – kiwa porozumiewawczo głową.

- Masz rację .– ostatni raz się przytulamy i wchodzę z pomieszczenia.

Przemierzam szybko ciemne korytarz i schodzę schodami w dół. Popędziłem czym prędzej do Sali biesiadnej myśląc o słowach Hestii. Kiedy w końcu tam dotarłem i otwieram drzwi od razu uderza mnie głośna muzyka, tłum i zapach alkoholu. Niechętnie siadam na kanapie rozglądając się za Herą i Zeusem, ale nigdzie ich nie dostrzegam. No tak wszystko jasne. Zeus może byś wszędzie, gdyż pewnie brat jak zwykle czaruję jakieś nieszczęsne boginie, nimfy, śmiertelniczki czy co tam, a Hera urażona, zła i smutna przez jego zachowanie zapewne wypłakuje sobie oczy w swojej zacisznej komnacie. Znów kręcę głową, a humor, który mi się poprawił po rozmowie z boginią ogniska, kolejny raz mi się pogorszył. Nalewam sobie sporo ilość wódki do kielicha i wypijam haustem połowę. Jasna ciecz drapie mnie w gardle i sprawia, że nieco się rozluźniam. Nagle włącza się głośna muzyka, ale w pomieszczeniu zapadła cisza. Wszyscy cichną i z podnieceniem oraz radością wpatrują się na wielki dywan w kolorze fuksji rozłożony na środku pokoju. Wiem co to znaczy..... Zaraz rozpocznie się coś co zawsze napawa mnie obrzydzeniem..... taniec śmiertelnych „pań lekkich obyczajów". Żeby nie powiedzieć o nich gorzej.

....Nie wiedziałem, że to właśnie na tym „przedstawieniu" moje serce zabije mocniej. Że po raz pierwszy od wielu lat poczuje się..... pogodny oraz beztroski. Po wtedy moje spojrzenie i jej się spotkało.....

Po pierwszych tańcach śmiertelniczek ubranych w skąpe ubrania chcę wyjść i się przewietrzyć, ale muzyka niespodziewanie się ściszyła. Zza kremowych zasłonach wyłania się..... przepiękna dziewczyna, ubrana w burgundowy skąpy strój. Jest tak powalająca, że moje serce zaczyna bić mocniej, a ręce coraz mocnej mi się pocą. Muszę wziąć głęboki oddech ponieważ mam wrażenie, że nogi się pode mną uginają. Dziewczyna jest młodziutka może ma 13 lat, więc jest ode mnie o 10 lat młodsza i naprawdę śliczna. Ma długie sięgające do połowy pleców jasnobrązowe włosy w kolorze sepii, które kręcą się w grube loki. Część włosów upięła na czubku głowy, a reszta opada swobodnie na ramiona. Jej jest twarz śniada jak u Metyski, ale zakryła ją w połowie bordową chustą. Obdarza mnie głębokim i powabnym spojrzeniem swoich czarnych oczu niczym heban oczu otoczonymi długimi ciemnymi rzęsami zaglądając w najskrytsze zakamarki mojej duszy. Uśmiecha się delikatnie i uroczo swymi ładnie wykrojonymi usteczkami ledwo widocznymi przez gruby materiał. A potem zaczyna tańczyć, lecz ja nie potrafię oderwać od niej wzroku. Nie zauważam kiedy przysiada się do mnie Hera i zaczyna mnie trącać w ramię.

- Co? – pytam dopiero teraz ją zauważając – O cześć siostruś! – chichoczę pod nosem i całuję ją w policzek.

- No witaj braciszku. – odpowiada i mierzwi mi włosy uśmiechając się pokrzepiająco i wodzi za moim spojrzeniem. – No ładna dziewczyna. Widzę, że KTOŚ WRESZCIE PRZYPADŁ CI DO GUSTU.

Kręcę głową ze śmiechem i taksuje wzrokiem wysoką siostrę (173 cm). Jej peplos jest w kolorze pudrowego różu prawdopodobnie z lnu, a pedilia ze skóry i jaspisu. Jest od stóp do głów obsypana złotem, srebrem, rubinami i diamentami. A szczególnie diamentami. Orientuje się, że idealnie pasuje do urzekająco błękitnych oczu Hery błyszczących jak szafiry. Lśniąca różana skóra pachnie olejkami, a jasnobrązowe lekko falowane włosy opadają jej na ramiona. W oczach siostry widzę jak zwykle władczość, dumę, odwagę oraz wredny uśmieszek identyczny do tego w dzieciństwie. Ale w jej słowach słyszę miłość, czułość i rozbawienie. Moją siostrę uważa się za zołzę i mściwą, wredną , zazdrosną kobietę. Nie mogę temu zaprzeczyć, ale Hera ma też drugą stronę. Wierność, rodzinność, mężność, waleczność. Kocham ją za te cechy Jednakże coś mnie niepokoi w bogini małżeństwa. Zwykle na twarzy Hery zastyga powaga i posągowość, ale mimo to potrafi okazać „tą matczyną miłość," poczciwość i przywiązanie. Teraz wiem czemu mi coś nie grało, gdyż dostrzegam ogromny smutek oraz wyschnięte łzy na jej policzkach i od razu domyślam się o co chodzi.

- Zeus. –stwierdzam m, a po zaciśniętych wargach siostry od razu wiem, że się nie mylę– Znowu z kimś filtrował?.

Siostra zaciska mocno powieki i wbija paznokcie w skórę.

- Tak. – odpowiada ogólnikowo siostra – Doprowadza mnie to do szału.

- To po co z nim jesteś. Znasz Zeusa i Posejdona. Kobiety to ich jedyna słabość (albo przynajmniej to była ich jedyna słabość za czasów mojego dzieciństwa, teraz niestety mają ich więcej, a te słabości zaślepiają moich braci). – Są kobieciarzami.

- Nie mogę z nim NIE być. Ja go kocham Hadesie. Kiedy widzę go z jakąś kobietą czuję taką zimną wściekłość..... mam ochotę od razu ją zabić. Nie panuje nad nim. Zdrady to okropieństwo. – wyrzuca z siebie w końcu szatynka

- Okrucieństwem jest zdradzać kobietę i traktować ją jak..... zabawkę albo co gorsza niewolnicę. Nigdy tego nie rozumiałem. Zdrady to dno – przyznaje szczerze.

- Nie gadajmy o tym bo to nic nie zmieni – mówi szybko siostra a ja zorientowałem się, ze znów gapię się na cudowną nieznajomą.

Hera chichoczę, a ja gromię ją wzrokiem.

- Zamknij się. – gaszę ją widząc wredność ponowione pojawiającą się na jej ustach.

- No skoro nie chcesz się o niej nic dowidzieć braciszku. – Hera uśmiecha się łobuzersko nawijając fale na swój palec.

- A znasz ją? –mówię zbyt szybko i za głośno za co od razu rugam się w duchu, a Hera znów parska śmiechem.

- Przykro mi nie znam jej. Sądzę, że nie jest boginią, a na śmiertelniczkę jest zbyt.... – zaczyna Hera.

- Nieziemska – kończę nieco nieświadomie z nieobecnym uśmiechem na twarzy.

Tym razem bogini pozostawiła to bez komentarza choć końciki jej ust uniosły się nie znacznie.

- Uhm. – wymruczała potakująco – Więc pewno jest nimfą lub Protegoni albo niewiarygodnie piękną śmiertelniczką.

- Chyba tak. – szepczę nie spuszczając z niej oczu. Nie jestem w stanie przestać się na nią patrzeć.

-Powinieneś sam to sprawdzić. – mów Hera śpiewnym tonem – Zagadaj do niej i przekonaj się sam .– klepie mnie lekko po ramieniu. – Życzę powodzenia Hades.

Hera puszcza do mnie oczko i odchodzi zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. Tancerka zakończyła już swoje przedstawienie i znika gdzieś w tłumie. Pewno poszła zabawiać jakiegoś boga. A jakże! To było zajęcie śmiertelniczek zgarniętych na Olimp przez Zeusa . Nie ważne czy było się zwykłą Greczynką, wysoko usytuowaną bogaczką z dobrego domu , wielką księżniczką czy panią do towarzystwa najłagodniej mówiąc. W duchu żywię nadzieję, że jeśli jest śmiertelną dziewczyną to jednak tą pierwszą choć patrząc na jej zachowanie nie jestem tego pewien, ale nie tracę nadziei. Rozmyślam tak jeszcze przez 10 minut śniąc różne wizje z tajemniczą nieznajomą i próbując ją znaleźć (naprawdę mi się spodobała) aż w końcu usłyszałem za plecami delikatny i aksamitny głos.

- Zatańczymy.

Odwracam się i w jednej chwili zapominam jak się mówi patrząc w czarne oczy dziewczyny. Czuję, że serce podchodzi mi do gardła, a w brzuchu rozlewa przyjemne ciepło. Uświadamiam sobie, że gapię się na nią z lekko otwartymi ustami i rozszerzonymi oczami. Teraz zauważam, że ma na sobie burgundowy zwyczajny peplos, a na bose stopy założyła pedilia, lecz chusty wciąż nie zdjęła z twarzy. Wielka szkoda. Chcę ujrzeć jej twarz choć boję się, że padnę wtedy trupem z wrażenia.

- To jak – pyta podając mi opaloną dłoń z ametystowym pierścionkiem.

- YYyyy – udaje mi się wystękać.

- Oj no chodź – przetowłosa dziewczyna łapie mnie za rękę wybuchając radosnym, promienny uśmiechem równie pięknym i melodyjnym jak śpiew synogarlicy oraz wciąga mnie oszołomionego na parkiet. Wciąż nie mogę uwierzyć, że TAKA istota porosiła do mnie do tańca oraz, że w ogóle zwróciła uwagę na moją osobę . Uśmiecha się, a ja odwzajemniam uśmiech. O bogowie. Ostatnio uśmiechałem się... trzy lata temu. Szczerze mówiąc przywykłem już do płaczu niż śmiania się, więc to niespotykane u mnie „zjawisko" napełnia mnie olbrzymim szokiem. Wszystkie moje myśli wyfrunęły z mojej głowy kiedy ponownie złączyła nasze ręce. Zerkam jeszcze raz w te anielską oliwkową twarzyczkę i bez zbędnych przemyśleń porywam ją w ramiona by móc zatańczyć. Pozwalam mojemu ciału zatonąć w naszym namiętnym tańcu.....

....Chłodne powietrze smaga mnie po twarzy powodując niekontrolowany chichot. Czarnooka wtóruje mi śmiechem i jeszcze szybciej biegniemy. W końcu zatrzymujemy się przy jakiejś świątyni. Dziewczyna podchodzi do bramy pokrytej kwiatami, zbożem i liśćmi. Na samym środku furtki znajduje się bladoniebieska dekoracja w kształcie śnieżki. Nieznajoma wyjmuje duży klucz otwiera bramę, a potem szybko przechodząc przez alejkę, rozchyla owalne, małe ciemno zielone drzwiczki.

- Wchodzimy ?– pyta prowokacyjne dziewczyna krzyżując nogi i posyłając mi gorące spojrzenie.

- Taaaak.... – powiedziałem czując duszności i ciepło patrząc na jej godne uwagi kostki. Sukienka podniosła się jej, gdy skrzyżowała nogi.

- No to na co czekasz? – pyta unosząc brwi.

Czym prędzej wchodzę do świątyni mając wrażenie, że mam suchość w ustach. Dziewczyna zamyka drzwi, a mnie nagle oświeca. Skoro ma klucz to musi być to świątynia tej szatynki. Tylko boskie ręce mogą dotknąć kluczy tego przybytku. Choć zawsze można powierzyć je komuś innemu (oczywiście boskiego pochodzenia)....

- To twoja świątynia? – pytam

- Nie. Matki. – odpowiada wzruszając ramionami i podchodząc do mnie zagryzając wargę. Siada na poduszkach, a ja od razu powtarzam tą czynność.

Dziewczyna uważnie lustruje mnie spojrzeniem. Zaczynam mieć jakieś dziwne podejrzenie, że ją skąd znam i kogoś mi przypomina, ale nie wiem kogo.

- Ile masz lat ? – wypaliłem nie potrafiąc utrzymać języka za zębami– Ja 23.

Szatynka zrobiła zaskoczoną minę jakbym poprosił ją o jakąś nieoczekiwaną odpowiedź.

- Myślałam... zaczyna powoli wyglądając na speszoną – Że chcesz się ze mną zabawić.

- Nie. A ty? – rzece niepewnie. O rany teraz naprawdę zaczynam się denerwować.

- Nie. Myślałam.... nie spuszczałeś ze mnie oczu .– odpowiada szczerze i nieśmiało. – To dość niespotykane wśród greckich facetów. Szczególnie bogów.

- Nie jestem typem faceta, który od razu wciąga dziewczynę do łóżka. – wzruszam ramionami. – I patrzyłem na ciebie bo wydajesz mi się miłą i ładną nimfą.

W oczach czarnookiej dostrzegam zaintrygowanie i szacunek oraz wyraźną ulgę.

- To miłe z twojej strony. Życzliwość to niespotykana cecha wśród Olimpijczyków. Ale to dobrze o tobie świadczy, że ją posiadasz. Jesteś Olimpijczykiem – unosi brwi.

-Hmmm nie do końca – odpowiadam wymijająco unosząc brwi – A skąd to pytanie

-Bo.... ach nic. Nie ważne– odpowiada lekko się rumieniąc, a następnie wybuchając śmiechem. – A odpowiadając na twoje pytanie 13.

- Tzn., że jesteś legalna. – powiedziałem rozmarzony, ale kiedy dotarł do mnie sens tych słów uświadomiłem sobie, że jestem cały czerwony i widać to z promieni 10 km. – Eee to znaczy miałem na myśli, że jesteś legalna, ale dość młoda. Mam na myśli.... Zeus sprowadza takie młode dziewczyny.

- Od 13 do 19 lat. Głównie śmiertelniczki. Rzadziej nimfy i boginie. – odpowiada. – Zeus mnie nie sprowadził..... sama ...przyszłam sama.

- Dlaczego ?– pytam zaskoczony. Wydaje mi się niedorzeczne, że tak miła, szczera, urocza i piękna nimfa dobrowolnie chciała zabawiać bogów.

- Chciałam potańczyć. Uwielbiam tańczyć. Czuję się wtedy taka wolna i szczęśliwa. Taniec to życie. – mruga do mnie z rozbawieniem.- A i zapomniałabym NIE JESTEM I nigdy nie byłam nimfą. Jestem boginią. Pomniejszą.

- Taka cudna niewiasta przetowłosa, musi być boginią – wyszczerzam zęby.

- Dzięki – uśmiecha się uroczo, a ja również śmieje się delikatnie. Jest taka słodka.

- Mam do ciebie prośbę. Możesz rozpuścić wszystkie włosy i ściągnąć tą chustę – pytam cicho i nieśmiało.

Bogini wyciąga ręce i w tej samej chwili rozpina włosy i zimuje chustkę. Oniemieję z wrażenia patrząc na piękne beżowe usta i loki, które urzekająco zasłaniają jej policzki. Mam wielką ochotę ją pocałować i z pewnością bym to zrobił. Najpierw muszę jednak znać jej imię i czego jest boginią.

- Czego jesteś boginią i jak masz na imię – dodaję zanim stchórzę.

- Nazywam się Per....- zaczyna dziewczyna łapiąc mnie za rękę

W tym momencie słychać charakterystyczny klik otwieranych drzwi. Czarnooka wstała na nogi tak gwałtownie że ametystowy pierścień znalazł się w moich dłoniach. W oczach bogini dało się ujrzeć prawdziwy przestrach i wielką panikę. Wygląda tak jakby się bała, że ktoś ją na czymś przyłapie.

- Muszę iść ,przepraszam –zawołała gwałtownie, a w jej głosie słychać było autentyczne przerażenie

Odwraca się, podbiega do tylnych drzwi świątyni, otwiera je wybiegając na powietrze i znika. Już jej niema. Zostawia mnie sterczącego na środku świątyni całkowicie skonfundowanego i oszołomionego. ŁUP! Drzwi otwierają się z głośnym łoskotem ukazując nieźle rozeźloną kobietę.

- Hades – warknęła, a kiedy znalazła się bliżej światła ukazała się dobrze znana mi twarz.

Kobieta jest bardzo niska zaledwie 155 cm wzrostu. Jej niebieskie jak lazurowe niebo oczy błyszczą dumą, władczością oraz wściekłością i nienawiścią. Jasnobrązowe włosy sięgające połowy pleców ma związane tak jak tamta nieznajoma, układające się w cienkie loki. Włosy opadają jej na bladą twarz o delikatnych rysach. Ubrana jest w średnią ilość skromnej, drogiej biżuterii z srebra. Na nogach ma skórzane pedilia z perłą, a alabasartowy peplos przewiązany pasem z diamentami. Pamiętam jak na jej twarzy za młodu błyszczała niewinność, życzliwość, radość i optymizm, lecz teraz widać głównie nienawiść, dumę i władczość. To moja kolejna siostra Demeter. bogini roślinności i zbóż. Osoba, która darzy mnie największą antypatią.

- Hey Demi. – odpowiadam niepewny co mnie czeka.

- Demeter – burczy podminowana.

- Tak ok. Demeter. O co chodzi? – pytam bojąc się kolejnej kłótni i słów rozdzierających mi serce.

- Co . ty . tutaj .robisz? – rzuca niebezpiecznie spokojnie.

- Wszedłem na chwilę do tej świątyni. – odpowiadam zgodnie z prawdą.

- Co to była dziewczyna? – Demeter unosi brwi.

- Przed chwilą wyszła nie znam jej imienia. – mówię zgodnie z prawdą

- I od razu rzuciłeś jej się w objęcia! I to świątyni mojej....– waha się na chwilę, a lazurowe oczy siostry błyszczą niebezpiecznie. – W jakiejkolwiek świątyni!

- Posłuchaj wierz sobie w te durne plotki o mnie, myśl sobie o mnie co chcesz. – mówię z irytacją, słabością i smutkiem. – Ale znasz mnie. Wiesz, że nie poważyłbym się na ŚWIĘTOKRADZTWO.

- Taaaa jasne. – prycha Demeter z oburzeniem.

- Przysięgam na Styks. – szepczę z rezygnacją.

Szatynka mruży z niepewnością i nieufnością oczy.

- Lepiej nie przynoś podejrzanych dziewczątek do świątyń i nie zostawiaj z nią sam na sam. – instruuje cicho i patrzy się na mnie jak na obrzydliwego robala. – To profanacja.

- Uhm, dobrze. – kiwam głową.

- A teraz się stąd wynoś. – siostra syczy i spogląda na mnie tak jakbym miał zaraz przywołać armię umarłych i znieść ją z powierzchni ziemi lub udusić. – Stamtąd skąd przyszedłeś. Do Podziemia.

Nic nie mówię , uśmiecham się tylko skrycie i z miłością do siostry. Ta odsuwa się jak najdalej ode mnie spoglądając ze wstrętem i wchodzi dopiero wtedy gdy ja jestem już za bramą. Spotkanie z siostrą napełniło mnie goryczą, smutkiem i pesymizmem. Ale nie bólem i cierpieniem. Nie chce mi się płakać. To kolejne dziwne uczucie. Ta nieznajoma bogini .......sprawia, że chce mi się śmiać. Odechciało mi się ciąć i pić alkohol i coś czuję, że chyba dziś do tego nie dojdzie. W końcu docieram na Olimp. Jest już tak późno, że decyduje się wrócić do domu. Wchodzę do stajni i wsiadam na karego, potężnego ogiera. Jadę powoli stępem, zdając sobie sprawę, że ten „najpiękniejszy, najgorszy dzień w życiu" jak nazywam przesilenie zimowe był całkiem udany. Patrzę gwiazdy i nie mogę się nie uśmiechać myśląc o hebanowych oczach pewniej ślicznej szatynki, dzięki której ten dzień był.... naprawdę przyjemny. Nie wiedziałem jak bardzo ta tajemnicza dziewczyna ,zmieni moje życie.

Ps. Cała historia prócz charakterów postaci, miłości Hadesa i Persefony (ale ich spotkanie było fałszywe) i wyglądu NIEKTÓRYCH bohaterów jest wytworem mojej wyobraźni

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro