Rozdział 15.
Rozdział 15.
Kiedy Harry'emu w końcu przestało się kręcić w głowie, zauważył, że jest wraz z Severusem na piaszczystej plaży obmywanej przez łagodne morskie fale. Kilka metrów dalej plaża przechodziła w dżunglę, a nad horyzontem majaczyły szczyty gór, z których spływała rzeka wpadająca do morza ćwierć mili od miejsca, w którym znajdowali się Potter i Mistrz Eliksirów.
— Gdzie jesteśmy? — zapytał Gryfon z zachwytem w głosie, zrzucając z siebie kurtkę.
— To niewielka wyspa na Karaibach. Należy do mojej rodziny od kilku pokoleń i nikt poza nami o niej nie wie. I mam nadzieję, że jesteś na tyle inteligentny by wiedzieć, że nie wolno ci nikomu o niej wspominać — wyjaśnił Snape. — Mamy cały tydzień, by odpocząć Harry. Od szkoły i tego, co się dzieje poza nią.
— Tu jest naprawdę cudownie — westchnął Harry. Severus uśmiechnął się lekko i zdjął chłopakowi buty i skarpetki, po czym popchnął jego wózek wzdłuż plaży. Po pewnym czasie dotarli do niewielkiego bungalowu ukrytego wśród drzew. Prowadziła do niego ścieżka między palmami i drzewkami owocowymi. Snape otworzył drzwi i wpuścił Pottera do środka.
Wnętrze domku było dość proste. Do środka wpadało dużo światła i było w nim mnóstwo przestrzeni, a pokoi nie zagracały żadne zbędne meble. Pomieszczenie, do którego weszli wyglądało na połączenie salonu z jadalnią — stały w nim duża, niska kanapa i spory stół. Nieco dalej, w rogu pokoju znajdował się aneks kuchenny, a obok niego drzwi prowadzące do spiżarni. Po drugiej stronie było przeszklone wyjście na patio. Inne drzwi prowadziły do dużej sypialni, przez którą przechodziło się do łazienki.
— A to dokąd prowadzi? — zapytał Harry, wskazując na prawie niewidoczną klapę w podłodze.
— W piwnicy jest niewielkie laboratorium — wyjaśnił Snape. — W rodach czarodziejów często bywa tak, że dana rodzina ma swoją... specjalizację. Snape'owie zawsze byli doskonali w eliksirach.
— Nie wiesz, czy Potterowie też byli kiedyś w czymś wyjątkowi?
— Oczywiście. Byli mistrzami, jeśli chodzi o obronę przeciwko czarnej magii. Niektórzy z twoich przodków walczyli z czarodziejami pokroju Czarnego Pana ich czasów. Wielu zrobiło karierę jako aurorzy. Z tego co wiem, twój ojciec był też świetny w transmutacji, a matka w zaklęciach. — Ton, jakim mówił Mistrz Eliksirów zmienił się nieco, gdy wspomniał o Jamesie Potterze.
— Czyli obrona przed czarna magią...? — zamyślił się chłopak. — Pójdziemy popływać? — zmienił nagle temat.
— Oczywiście, jeśli masz na to ochotę — powiedział Severus, równocześnie machnięciem różdżki przywracając pomniejszony wcześniej bagaż do jego naturalnych rozmiarów. Z jednaj z walizek wyjął dwie pary kąpielówek i ręczniki, po czym rzucił na nich zaklęcie chroniące przed słońcem. Harry, nie czekając na niego, udał się z powrotem na plażę. Gdy Mistrz Eliksirów dołączył do Gryfona, rozłożył ręczniki na piasku i wziął ostrożnie Pottera na ręce, po czym wszedł z nim do morza. Kiedy Snape zanurzył się po pas, puścił chłopaka, który wpadł do wody z głośnym pluskiem. Potter wypłynął po jakimś czasie, przeklinając pod nosem.
— Gnojek — warknął, próbując przestraszyć mężczyznę swym morderczym spojrzeniem, niestety, bez jakichkolwiek efektów. Snape jedynie wziął Gryfona za rękę i wszedł głębiej, tak, że teraz woda sięgała mu do ramion. Harry oplótł ramionami szyję Severusa, by utrzymać się na powierzchni.
— Jeszcze nigdy nie pływałem w oceanie — przyznał po chwili. — Nigdy nawet nie byłem na plaży.
— Plaża tutaj jest... nieco inna od tych w Anglii — zauważył Snape.
— I tak jest cudownie — westchnął Potter, przymykając oczy z przyjemności, gdy delikatne fale ocierały się o jego skórę. Oparł głowę o ramię starszego mężczyzny, na co Mistrz Eliksirów objął go dłonią w pasie, przytulając do siebie. Nareszcie mogli tak po prostu cieszyć się własną obecnością, nie martwiąc się żadnymi potencjalnymi atakami Czarnego Pana czy też tym, że ich związek odkryje któryś z nauczycieli bądź uczniów.
Później, siedząc na ręcznikach, podziwiali spektakularny zachód słońca i towarzyszącą mu grę barw na niebie, od jasnego pomarańczu po mocną, głęboką czerwień. Kiedy już ostatnie złote promienie skryły się za horyzontem, Snape oczyścił ich z piasku jednym zaklęciem, decydując, że powinni wracać.
Gdy weszli do domu, Snape od razu poszedł do kuchni przyrządzić kolację — kilka dni wcześniej polecił skrzatom domowym przygotować zapasy, tak więc spiżarnia była po brzegi wypchana różnorakim jedzeniem. Tego wieczora zdecydowali się na coś lekkiego — rybę z frytkami, a na deser owoce tropikalne zerwane prosto z drzew.
W nocy było tak ciepło, że spali w samych bokserkach, przykryci zaledwie cienkim prześcieradłem. Łóżko było nieco niższe od wózka Harry'ego, przez co gdy ten chciał przesiąść się na materac, wylądował w nieco dziwnej pozycji. Severus zachichotał cicho na ten widok, pomagając chłopakowi położyć się normalnie, po czym przykrył ich obu i zgasił światło.
⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️
Dni płynęły im powoli i wyjątkowo leniwie — większość czasu spędzali na plaży albo w domu, chociaż od czasu do czasu Severus chodził do dżungli w poszukiwaniu składników do eliksirów. Potter uparł się, że będzie mu pomagał, przynajmniej w tych prostszych rzeczach, tłumacząc się tym, że robi się niespokojny, gdy każe mu się bezczynnie siedzieć i czekać. Jeszcze u Dursleyów przyzwyczaił się do tego, że przez cały czas miał ręce pełne roboty i ciężko mu było przyzwyczaić się do tego, że mógł tak po prostu nie robić zupełnie nic.
— Dokąd mnie zabierasz? — zapytał pewnego dnia Potter, kiedy Snape prowadził ich przez dżunglę. Gryfon miał zawiązane oczy, a Severus sterował jego wózkiem za pomocą różdżki. W pewnej chwili Harry poczuł, że się zatrzymali, a do jego uszu dobiegł szum wodospadu.
— Niespodzianka — szepnął mu do ucha Mistrz Eliksirów, rozwiązując przepaskę na oczach chłopaka.
— O Boże — wyszeptał zauroczony Potter. Stali nad ukrytą wśród drzew i skał niewielką sadzawką, do której z dużej wysokości wpadał wodospad.
— Czy to nareszcie satysfakcjonuje twój fetysz co do dużych wanien? — zapytał Snape głębokim, uwodzącym głosem. Głosem, który w ciągu sekundy z ucha Harry'ego przemieścił się w okolice jego krocza. Chłopak odwrócił się lekko, po czym przyciągnął mężczyznę do siebie i pocałował go namiętnie.
— Zaniesiesz mnie tam? — poprosił. Severus jedynie przewrócił oczami i wziął chłopaka na ręce, po czym wszedł wraz z nim do sadzawki. Potter położył się na plecach i zaczął powoli pływać, nie zdając sobie sprawy, że Snape przemieścił się na przeciwległy koniec basenu. Zauważył to dopiero wtedy, gdy uderzył głową w klatkę piersiową mężczyzny. Mistrz Eliksirów uśmiechnął się drwiąco i pochylił się, by pocałować Gryfona. Harry jęknął w pocałunek i próbował usiąść mu na kolanach, przez co po raz kolejny wylądował pod wodą.
Snape z łatwością wyłowił chłopaka, obejmując go ramionami. Potter objął szyję starszego czarodzieja i zainicjował kolejny pocałunek, pełen potrzeby i pożądania. Severus odpowiedział na niego, delikatnie głaszcząc dłońmi plecy i biodra Gryfona. W odpowiedzi chłopak zaczął pieścić jego szyję. Jęknął, gdy Mistrz Eliksirów zsunął ręce na jego tyłek, a on sam otarł się o erekcję Snape'a.
— Severusie — mruknął przeciągle. Nie po raz pierwszy już poczuł frustrację, że nie może samodzielnie wyjść biodrami na spotkanie bioder Mistrza Eliksirów, że nie może się o niego otrzeć właśnie teraz, gdy tak bardzo tego pragnie. — Och, zrób tak jeszcze raz! — bardziej zażądał niż poprosił, na co Snape odpowiedział cichym śmiechem, który jeszcze powiększył irytację Pottera. Severus zaczął powoli, drażniąco poruszać biodrami. Dłońmi ścisnął pośladki chłopaka, przyciągając go jeszcze bliżej. Harry jęknął, wyginając plecy w łuk. Snape wymruczał jakieś zaklęcie, dzięki któremu ich kąpielówki zniknęły, by po chwili pojawić się tuż obok leżących na brzegu ręcznikach.
— O Boże — jęknął Gryfon, gdy materiał przestał krępować jego pobudzonego członka. Snape zamknął jego usta mocnym, namiętnym pocałunkiem, jeszcze bardziej rozpalając Gryfona. Ich ocierające się o siebie erekcje, chłodna woda obmywająca jego ciało i język Mistrza Eliksirów pieszczący jego podniebienie doprowadzały go niemal do szału, by w końcu wywołać u niego najsilniejszy orgazm w życiu, wydający się Harry'emu jakby ulatniającą się z niego fontanną przyjemności. Mniej więcej w tej samej chwili doszedł też Snape, pobudzony orgazmem wtulającego się w niego partnera.
Kiedy już Severus doszedł do siebie, przesunął się tak, by usiąść pod samym wodospadem. Potter leżał prawie nieruchomo w jego ramionach, oddychając ciężko. Gdy już oddech chłopaka wrócił do normalności, ten przyciągnął Mistrza Eliksirów do spokojnego, delikatnego pocałunku.
— To było niesamowite — powiedział z zachwytem.
— Mhmmm — odparł Snape, mrużąc z zadowoleniem oczy.
— Czy coś się stało? — spytał Harry.
— Nie.
— Wiesz, kiedyś umiałeś kłamać. Powiedz mi, co się dzieje, proszę.
— Czuję się jak pederasta — powiedział po chwili ciszy Severus.
— A czy kiedykolwiek wcześniej byłeś zakochany w którymkolwiek ze swoich uczniów?
— Nie, oczywiście, że nie! — oburzył się.
— Więc nie jesteś pederastą — zadecydował Potter.
— A po czym to stwierdzasz? — spytał, unosząc brew.
— Wychodzę z założenia, że do tej pory podobali ci się jedynie mężczyźni w twoim wieku, mam rację?
— Tak.
— No właśnie. Podobam ci się ja, ale tylko ja, nie wszyscy uczniowie. Więc widocznie to nie mój wiek sprawił, że coś do mnie czujesz, tylko coś w mojej osobowości czy charakterze — zauważył.
— Być może, co nie zmienia faktu, że jestem pederastą — mruknął Severus. Mimo że tłumaczenie Harry'ego miało pewien sens i nieco złagodziło jego wyrzuty sumienia, to jednak wciąż gdzieś w nim siedziało przeczucie, że jest dla niego w pewien sposób za stary. Potter był jeszcze młody, nawet nie do końca dojrzały, przynajmniej fizycznie, podczas gdy on miał już pierwsze zmarszczki. Z zamyślenia wyrwała go delikatna dłoń głaszcząca go po twarzy.
— Mi to nie przeszkadza, Severusie, nie pozwól więc, by przeszkadzało tobie. Kocham cię i w tym momencie nie ma znaczenia ani twój wygląd, ani tym bardziej to, ile masz lat. Kocham cię za osobowość, za sarkazm, za wyjątkowe poczucie humoru. Kocham cię też za to, że się mną opiekujesz, za to, że przy tobie mogę być sobą, mogę być słaby i bezradny, wiedząc, że nie będziesz mnie oceniał — powiedział Gryfon spokojnym, miękkim głosem, a jego szmaragdowe oczy patrzyły na drugiego mężczyznę niemalże hipnotyzująco.
— Harry — szepnął Severus, a z jego oka spłynęła pojedyncza łza, którą chłopak natychmiast starł dłonią. — Kocham cię — dodał i przyciągnął go do powolnego, aczkolwiek namiętnego pocałunku, który już po chwili pozbawił ich obu oddechu.
— Severusie...? — mruknął po jakimś czasie Potter.
— Mmm? — mruknął Snape, co zapewne miało być odpowiednikiem „tak".
— Kto to jest pederasta?
Mistrz Eliksirów, słysząc to, nie mógł opanować śmiechu. Prawdziwego, niewymuszonego śmiechu, który Harry słyszał po raz pierwszy w życiu.
— Co jest niby takie zabawne? — zapytał Potter z nieco poirytowanym spojrzeniem, choć w głębi duszy cieszyła go reakcja mężczyzny.
— Ty, Harry — odparł Snape z rozbawieniem. — Bronisz mnie przed czymś, o czym w zasadzie jak widać nie masz pojęcia. Pederasta to dorosły mężczyzna odbywający stosunki seksualne z nieletnim chłopcem, co ja, jakby nie patrzeć, robię.
— Nie jestem chłopcem — obruszył się.
— Nie, dla mnie nie jesteś, ale dla większości społeczeństwa niestety tak. Wielu czarodziejów twierdzi wprawdzie, że miłość to pewna forma magii i jest niezależna od płci, rasy czy wieku zakochanych. Niestety, coraz częściej poglądy mugoli zaczynają mieć wpływ na nasze środowisko. A jeden z tych poglądów mówi o tym, że wszelkie bliższe relacje między uczniem a nauczycielem są po prostu niedopuszczalne. Uważają, że to nadużywanie pozycji ze strony nauczyciela. Dlatego też mugole nigdy nie zaakceptowaliby naszego związku, nawet gdyby kiedyś zaczęli akceptować homoseksualistów.
— Czasami tak bardzo chciałbym, żeby to wszystko było prostsze — westchnął Harry, opierając głowę o ramię Severusa. Snape zaczął delikatnie przeczesywać jego włosy palcami.
— Najwyższy czas wyjść wreszcie z tej wody — zauważył po chwili, widząc, jak na jego skórze pojawia się coraz więcej charakterystycznych zmarszczek.
— Niech ci będzie — mruknął Potter. Mistrz Eliksirów wyjął go z sadzawki, owinął puchatym ręcznikiem i posadził na wózku. Wrócili do domku, by zjeść lekki lunch, a potem Gryfon zadecydował, że, korzystając z idealnej okazji, opali się jeszcze trochę na plaży. Ciepło i szum morza w końcu go uśpiły i Severus obudził go dopiero, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi. Chłopak był dosłownie czerwony od poparzenia.
— Ałć — jęknął.
— Tak kończą ci, którzy są na tyle głupi, by zasnąć na tropikalnej plaży — skwitował Snape, na co chłopak jedynie pokazał mu język. Mistrz Eliksirów sięgnął po słoiczek z maścią na oparzenia słoneczne. Widząc, jak Gryfon męczy się, próbując dosięgnąć łydek, westchnął jedynie i przelewitował go na łóżko, wcześniej wyjmując słoiczek z jego rąk.
— Koniec końców zawsze smaruję cię jakąś maścią albo podaję ci eliksir — mruknął z przekąsem.
— A wiesz, jakie to przyjemne?
— Bądź tak łaskaw i nie poparz się tak ponownie, dobrze? To niezdrowe dla skóry — powiedział Snape. Skóra Harry'ego powoli traciła niezdrowy, czerwony kolor, przechodząc w brąz. Severus wytarł resztkę kremu z dłoni, po czym wślizgnął się do łóżka obok chłopaka. Potter przesunął delikatnie ręką po nagiej klatce piersiowej mężczyzny, opuszkami palców obrysowując kształt licznych blizn szpecących skórę.
— One wszystkie pochodzą z czasów, gdy byłeś śmierciożercą? — zapytał.
— W większości — powiedział cicho Severus. To nie był jeden z jego ulubionych tematów do rozmowy.
— Myślałem, że masz maści, które likwidują takie blizny.
— Nie chciałem ich zlikwidować.
— Nie pozwalają ci zapomnieć, prawda? Dlatego chcesz je zachować — powiedział Harry, kompletnie zaskakując Snape'a.
— Skąd wiedziałeś?
— To — wyjaśnił chłopak, pokazując na swoją bliznę w kształcie błyskawicy — przypomina mi o tych wszystkich śmieciach, których udało mi się zapobiec. A to — wskazał na bliznę na przedramieniu, skąd Glizdogon wziął krew, by odrodzić Voldemorta — przypomina mi o tych śmierciach, które jeszcze nadejdą. Śmierciach, które powstaną za pośrednictwem mojej krwi — wyjaśnił szeptem. Mistrz Eliksirów ujął delikatnie twarz chłopaka w dłonie i kciukami pogłaskał policzki. Spojrzeli na siebie ze zrozumieniem, a po chwili ich usta złączyły się w miękkim pocałunku. Potter odsunął się jako pierwszy, obejmując mężczyznę ramionami i wzdychając z zadowoleniem.
— Chciałbym, żebyśmy mogli zostać tutaj na zawsze. Tylko ty, ja i ta plaża. Żadnych problemów. Żadnego Dumbledore'a, żadnej szkoły, przyjaciół, których mogę skrzywdzić. Żadnego Voldemorta, śmierciożerców ani skretyniałych Ministrów Magii.
— Też bym tego chciał, Harry, ale wiesz, że to niemożliwe.
— Tak, wiem. Ale czasami warto pomarzyć.
— Nie ma sensu oddawać się marzeniom, gdy życie tak wiele od nas wymaga.
— Wiem. Profesor Dumbledore powiedział mi kiedyś coś bardzo podobnego, gdy codziennie siedziałem przed zwierciadłem Ain Engarp.
— Co pokazywało ci zwierciadło?
— Moją rodzinę — szepnął Gryfon. — Mamę, tatę, dziesiątki przodków, o których nie wiedziałem, a którzy przecież tworzyli moją rodzinę. To jedyna rzecz, jakiej kiedykolwiek pragnąłem. Moja własna rodzina, nie rodzina Rona czy grupa przyjaciół wokół. Moja włąsna rodzina, która mnie kocha — powiedział z lekkim smutkiem w głosie.
— Pewnego dna, Harry, będziesz miał prawdziwą rodzinę. Obiecuję ci to — powiedział cicho Severus.
CDN...
Może kilka komentarzy...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro