Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.

Rozdział 7.

Pierwszą rzeczą, jaką Harry poczuł po obudzeniu się, był niesamowity ból głowy, który dodatkowo pogorszył się, gdy chłopak otworzył oczy. Syknął cicho, kiedy oślepiła wszechobecna w Skrzydle Szpitalnym biel i natychmiast znów je zamknął. Nawet nie próbował otwierać ich ponownie, dopóki nie usłyszał odgłosów dochodzących z sąsiedniego łóżka.
- Severus? – spytał Potter.
- Nie, Wielka Stopa – odwarknął Snape, najwyraźniej równie obolały, co Potter.
- Udało się?
- Sam zobacz. – Snape uśmiechnął się, naprawdę się uśmiechnął, pokazując Harry'emu przedramię, na którym nie było już żadnego znaku.
- Dokonaliśmy tego – powiedział, nadal lekko zszokowany Potter.
- Ty tego dokonałeś, Harry – odparł Severus. Gryfon chciał zaprotestować, ale przeszkodziła mu w tym pani Pomfrey, która akurat w tym momencie weszła do sali.
- Tak mi się właśnie zdawało, że słyszę jakieś głosy. Wypijcie to – powiedziała pielęgniarka, podając dwójce swoich pacjentów kilka eliksirów. Harry i Severus równocześnie westchnęli z ulgą, gdy dzięki miksturom ból w końcu ustąpił.
- Jak długo już tu jesteśmy? – zapytał Gryfon.
- Jest niedziela, trzeci września. Jutro zaczynają się lekcje. Pan Weasley i Panna Granger byli dość zmartwieni pańskim stanem, panie Potter – odparła pani Pomfrey. Po rutynowym badaniu i wykładzie, co im wolno robić, a czego nie w przeciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, w końcu pozwoliła Harry'emu i Severusowi opuścić Skrzydło Szpitalne. Gryfon nie bardzo wiedział, co potem zrobić – zobaczyć się z Ronem i Hermioną, czy może jednak zaszyć się w zaciszu kwater jego i Snape'a.
- Idź zobaczyć się z przyjaciółmi – zadecydował za niego Mistrz Eliksirów.
- Tak myślisz? No dobrze – powiedział Harry, kierując się w stronę dormitoriów Gryfonów. Wciąż nieco obawiał się schodów i gdy już jakieś pokonywał, zachowywał przy tym wręcz przesadną ostrożność. Zanim dotarł do wieży, spotkał idących z niej Rona i Hermionę, którzy najprawdopodobniej właśnie wybierali się, by odwiedzić go w Skrzydle Szpitalnym.
- Harry! – wykrzyknęła dziewczyna, biegnąc w kierunku chłopaka.
- Cześć, Hermiono – odparł Potter.
- Co się stało z twoim wózkiem? – spytała.
- To jest jego magiczna wersja. Dał mi go Dumbledore, żeby mi ułatwić poruszanie się po szkole.
- Och, proszę, proszę, co my tutaj mamy? Wiewiór, Szlama... A to kto? Kaleka? – odezwał się charakterystyczny, przeciągający sylaby głos, którego nie dało się pomylić z żadnym innym.
- Odwal się, Malfoy – warknął Ron.
- A niby dlaczego? Spójrz, Crabbe, jak nisko upadają wielcy tego świata – zakpił Draco. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Harry wyciągnął różdżkę i rzucił pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy. Malfoy przeleciał przez cały korytarz, uderzając o ścianę z donośnym hukiem.
- Może to cię czegoś nauczy – powiedział spokojnie Potter, odjeżdżając w przeciwnym kierunku.
- Harry, gdzie będziesz spał? W dormitorium nie ma twoich rzeczy – spytał Ron.
- Dumbledore zadecydował, że nie będę już dłużej tam sypiał. Czasami wciąż potrzebuję pomocy z wsiadaniem i wysiadaniem z wózka, a poza tym, jakiś czas temu spadłem ze schodów – odparł Harry.
- Więc gdzie będziesz teraz mieszkał?
- Ze Snape'em – wyjaśnił Potter, udając, że już sama ta myśl budzi w nim odrazę. Lepiej, żeby Ron nie wiedział o tym, że Harry'emu wcale nie przeszkadza towarzystwo Mistrza Eliksirów.
- Że co? – warknął rudzielec. – Nie dość, że kazali ci spędzić z nim wakacje, to jeszcze masz z nim mieszkać w czasie roku szkolnego?!
- Ron, to nie jest aż takie straszne.
- Nie jest aż takie straszne? NIE JEST AŻ TAKIE STRASZNE?! – wrzasnął Weasley. Na szczęście Hermiona zasłoniła mu usta dłonią, uciszając go, zanim zdążył powiedzieć coś, czego mógłby potem żałować.
- Posłuchaj, Ron, mimo że ciężko mi jest się do tego przyznać, nie jestem jeszcze w pełni samodzielny. Potrzebuję jego pomocy – powiedział cicho Harry, bawiąc się nerwowo rękawem koszuli i wpatrując w posadzkę.
- Ale dlaczego właśnie on? – zapytał Ron.
- O to musiałbyś spytać dyrektora.
- Panie Potter – przerwała im McGonagall, prowadząc ze sobą Malfoya.
- Tak, pani profesor? – spytał Harry.
- Pan Malfoy przyszedł do mnie i powiedział, że jakiś czas temu zaatakował go pan na korytarzu. Ma nawet obrażenia, by to udowodnić.
- Ale, pani profesor, Malfoy obrażał Harry'ego, przezywał go kaleką – wtrąciła się Hermiona.
- Sprowokowany czy nie, musi ponieść karę. Panie Malfoy, Slytherin traci dziesięć punktów za obrażanie innego ucznia. Zaś co do pana, panie Potter, Gryffindor traci dziesięć punktów za atakowanie jednego ze Ślizgonów, a poza tym ma pan szlaban u profesora Snape'a.
- Dobrze, pani profesor – westchnął Harry, po czym trójka Gryfonów udała się do wieży Gryffindoru. Najwyraźniej wieści o jego wypadku musiały się już dostać do gazet, bo wszyscy w Pokoju Wspólnym skakali wokół niego i dosłownie prześcigali się, by zwrócić na siebie uwagę Pottera. Harry'ego tak to zirytowało, że uciekł stamtąd tak szybko, jak tylko się dało.

⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️

- Czemu nie siejesz spustoszenia w zamku razem z resztą Wielkiej Trójcy Gryffindoru? – zapytał Snape, gdy tylko Gryfon wjechał do ich pokoju. Mistrz Eliksirów siedział przed kominkiem w ogromnym, czarnym, skórzanym fotelu i czytał jakąś książkę. Harry zawsze marzył o tym, by mieć właśnie taki fotel. No cóż, ten, który miał teraz, przynajmniej też był czarny.
- Wszyscy już wiedzą, że jestem sparaliżowany, gazety się o tym rozpisywały. Wszyscy traktują mnie, jakbym był upośledzony umysłowo, a nie niepełnosprawny – wyjaśnił Potter.
- Profesor McGonagall powiedziała mi, że zaatakowałeś Malfoya.
- Obrażał mnie.
- Więc ty postanowiłeś użyć siły? – zapytał Severus, unosząc brew.
- Uderzył w czuły punkt – powiedział Harry.
- To znaczy?
- Przezywał mnie kaleką.
- Jestem rozczarowany. Ślizgon powinien być w stanie wymyślić coś bardziej kreatywnego – stwierdził Snape beznamiętnym głosem. Harry zachichotał pod nosem.
- W końcu to zauważyłeś. Przez te wszystkie lata nie mógł wpaść na nic innego niż „Potty" czy „Bliznowaty" – powiedział Gryfon.
- Przynajmniej w tym roku nie będę już musiał skakać wokół tych idiotów.
- Co masz na myśli?
- Nie jestem już śmierciożercą, więc mogę skończyć z faworyzowaniem Malfoya i reszty Ślizgonów tylko po to, by nikt się nie domyślił, po czyjej stronie stoję tak naprawdę.
- Dobrze wiedzieć. Może w końcu da się jakoś wysiedzieć na lekcjach – zauważył Potter.
- Może – odparł Snape.
- Drań – powiedział Harry, uśmiechając się lekko.
- Bachor – zripostował Snape, na co Gryfon pokazał mu język. – Och, no tak, to było bardzo dojrzałe – zadrwił.
- Jestem nastolatkiem, mam prawo zachowywać się niedojrzale. W zasadzie, to to musi być jakieś odwieczne prawo, coś jak grawitacja, że wszystkie nastolatki muszą zachowywać się niedojrzale i buntowniczo – powiedział Harry, posyłając Severusowi uśmiech, który był niesamowicie podobny do tego, który często gościł na ustach Mistrza Eliksirów.
- Powinieneś już iść spać, lekcje się jutro zaczynają – stwierdził Snape.
- Och, więc to jest twoje rozwiązanie, tak? Wysyłasz mnie do łóżka, jak już nie masz żadnej riposty? – Harry nie miał pojęcia, skąd u niego takie zachowanie, ale stwierdził, że to nawet miłe, móc choć raz dogryźć Snape'owi.
- Moje kwatery, moje zasady.
- To są też moje kwatery.
- Nie zachowuj się jak nadąsane dziecko, nie wychodzi ci – powiedział drwiąco starszy czarodziej.
- Drań.
- Wydaje mi się, że już to przerabialiśmy – zaszydził Severus, odkładając książkę. Harry burknął coś pod nosem i machnął różdżką, zmieniając ubrania na piżamę. To tyle, jeśli chodzi o dogryzanie Snape'owi.
- Dobranoc, Severusie.
- Dobranoc, bachorze – odparł Mistrz Eliksirów i wyszedł z pokoju. Harry pokazał mu język, mimo że Snape nie mógł już tego zobaczyć, po czym pojechał do własnej sypialni i położył się do łóżka. Był z siebie dumny, że jest już w stanie dokonać tego samodzielnie prawie za każdym razem.

⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️

Następnego dnia rano Harry wjechał do Wielkiej Sali tuż za Severusem. W całym pomieszczeniu nagle zapadła cisza, gdy reszta uczniów zobaczyła Pottera na wózku, a chwilę później ze wszystkich stron dało się słyszeć gorączkowe szepty. Ron i Hermiona natychmiast wstali ze swoich miejsc i popędzili w kierunku Harry'ego. Dziewczyna stanęła za wózkiem Gryfona, by po popchnąć, ale chłopak ją powstrzymał.
- Nie musisz go pchać, Hermiono, lata sam dzięki magii. A nawet gdybym jeździł na zwykłym wózku, to i tak byłbym w stanie poruszać się na nim samodzielnie.
- Przepraszam – bąknęła czarownica.
- Nie ma problemu. Mogłabyś odstawić to krzesło, żebym mógł usiąść przy stole? – Hermiona spełniła prośbę Harry'ego, pozbywając się krzesła jednym machnięciem różdżki. Potter nałożył sobie odrobinę jedzenia na talerz, ale praktycznie nic nie zjadł. Podczas ostatnich wakacji w Surrey całkowicie stracił apetyt, głównie dlatego, że Dursleyowie odmówili karmienia go, tłumacząc się tym, że skoro Potter sam na siebie zarabia, to powinien też sam się wyżywić.
- Co zamierzasz zrobić z Quidditchem, Harry? – zapytał znienacka Ron.
- Czy według ciebie jestem w stanie grać w Quidditcha? – odpowiedział pytaniem na pytanie Harry, z wyraźną goryczą w głosie.
- Chyba nie – bąknął Weasley. Potter zdenerwował się, słysząc ton, jakim powiedział to rudzielec – zupełnie jakby sugerował, że to wina Harry'ego.
- Bardzo mi przykro, że tak strasznie cię rozczarowałem, Ron. Ty przynajmniej wciąż masz władzę w swoich cholernych nogach! – krzyknął brunet, po czym wyjechał z Wielkiej Sali, zostawiając za sobą Weasleya, który gapił się na niego w szoku. Harry skierował się do lochów, jako że pierwszą lekcją tego dnia miały być eliksiry. Przez jakiś czas siedział w pustej klasie, wściekając się na rudzielca.
- Mógłbyś mi wyjaśnić, co to był za dramat w Wielkiej Sali? – zapytał Snape, wchodząc do klasy.
- Ron po raz kolejny udowodnił, że jego mózg zmieściłby się w łyżeczce od herbaty.
- Weasley jest głupi jak but – stwierdził Severus. – Więc skąd te krzyki i dość... spektakularne opuszczenie Wielkiej Sali?
- Ron ma mi za złe, że nie mogę już grać w Qudditcha.
- Typowe. Zaraz zacznie się lekcja, na twoim miejscu poszedłbym wziąć z szafki niezbędne składniki, zanim zjawi się reszta uczniów – powiedział Mistrz Eliksirów i jednym machnięciem sprawił, że na tablicy ukazały się wszelkie instrukcje niezbędne do sporządzenia eliksiru, który mieli omawiać na dzisiejszej lekcji. Harry posłuchał rady profesora i wziął wszystkie potrzebne składniki, po czym podjechał do swojej ławki i zaczął rozstawiać kociołek. Wkrótce zaczęła się schodzić reszta klasy. Ron już miał usiąść obok Pottera, ale widząc spojrzenie bruneta, zmienił zdanie i usiadł z Seamusem, jedynym poza Hermioną i Harrym Gryfonem, który nadal chodził na eliksiry. Resztę klasy stanowili Ślizgoni – Malfoy, Parkinson, Zabini i Nott.
- Każdy ma za zadanie samodzielnie uwarzyć eliksir według instrukcji wypisanych na tablicy. To oznacza żadnego szeptania podpowiedzi, panno Granger. Gdy już skończycie, na podstawie własnej wiedzy na temat tego przedmiotu i użytych przez was składników, powiecie mi, jaka to mikstura. Wszystko, co może być wam potrzebne, znajdziecie w szafce stojącej na lewo od drzwi. Zaczynajcie – powiedział Snape. Hermiona spojrzała na profesora z oburzeniem. W klasie wybuchło zamieszanie – każdy chciał dorwać jak najlepsze składniki, Potter natomiast spokojnie wyjął swój nóż i zaczął siekać korzonki stokrotek. Pod koniec lekcji udało mu się wreszcie ukończyć eliksir, który miał wyjątkowo znajomą, bursztynową barwę. Harry rozejrzał się po sali i zauważył, że ciecz w większości kociołków wyglądała bardzo podobnie, poza tą, którą uwarzył Ron – jego eliksir miał kolor wymiocin. Potter przelał część mikstury do fiolki, próbując sobie przypomnieć, gdzie ją wcześniej widział. W myślach jeszcze raz przestudiował właściwości użytych składników, po czym powąchał zawartość trzymanej buteleczki. Natychmiast odsunął ją od siebie. Tego smrodu nie można było pomylić z czymkolwiek innym – miksturą był Szkiele – Wzro.
- Weasley, co to za breja? – zapytał Snape.
- Ekhem... - Ron nerwowo przełknął ślinę. – Eliksir leczniczy? – bardziej spytał niż odpowiedział rudzielec.
- Zła odpowiedź. Potter, może ty wiesz? – zwrócił się Severus do Harry'ego, który zauważył, że nauczyciel nie odebrał Gryffindorowi żadnych punktów, co nie było raczej w jego stylu.
- To Szkiele – Wzro, profesorze – odparł chłopak. Łatwiej mu było zwracać się do Severusa per „panie profesorze", gdy ten znów zachowywał się jak stary, zgryźliwy i wredny Mistrz Eliksirów, jakiego Harry znał, od kiedy tylko zaczął uczyć się w Hogwarcie.
- A byłbyś tak łaskaw, by wyjaśnić klasie, jak doszedłeś to tego wniosku? – spytał Snape.
- Najważniejsze właściwości składników tego eliksiru to leczenie i przyśpieszanie wzrostu. Poza tym, tego charakterystycznego zapachu nie da się zapomnieć, pamiętam go do dziś, gdy musiałem wypić tę miksturę na drugim roku.
- Chociaż raz twoja niezdarność się na coś przydała. Niech wszyscy podpiszą swoje fiolki z eliksirem i położą je na moim biurku. Ty nie, Weasley, to coś w twoim kociołku nie nadaje się nawet do śmietnika – powiedział Severus, machnięciem różdżki pozbywając się mikstury uwarzonej przez Rona. Rudzielec jako ostatni opuścił salę, wpatrując się ze wstydem w podłogę.
- Harry, zaczekaj! – krzyknął Weasley, doganiając w końcu przyjaciół. Potter zatrzymał się u stóp schodów, czekając, aż tłum się nieco przerzedzi.
- Czego chcesz, Ron?
- Ja... Przepraszam za to, co powiedziałem wcześniej. Nie chciałem cię urazić. Hermiona kazała mi przemyśleć dokładnie to, co powiedziałeś o tym, że ja mam czucie w nogach, a ty nie. To musi być straszne... Nie mogę sobie nawet wyobrazić, że mógłbym być sparaliżowany – powiedział rudzielec.
- W porządku. Po prostu... Jestem nieco przewrażliwiony na tym punkcie – odparł Harry.
- Moglibyście się w końcu ruszyć? Zaraz spóźnimy się na transmutację – upomniała ich Hermiona. Chłopcy spojrzeli na siebie i cała trójka najszybciej jak się tylko dało pomknęła ku pracowni profesor McGonagall.

⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️⚡️

Po obiedzie Harry z radością powitał ciszę, jaka panowała w pokojach, które dzielił z Mistrzem Eliksirów. Aż do tej pory nigdy nie przyszło mu na myśl, że bycie w centrum uwagi może być aż tak męczące. A jeszcze bardziej irytujące było to, że pomimo zapewnień Pottera, że sam sobie świetnie radzi, wszyscy i tak upierali się, by mu we wszystkim pomagać. Kiedy już wreszcie wszystkie lekcje dobiegły końca, z radością umknął przed resztą uczniów do lochów.
Gdy Gryfon wjechał do salonu, Snape'a nie było nigdzie w zasięgu wzroku. Chłopak stwierdził, że ma już dość siedzenia na wózku i przeniósł się na kanapę, z zadowoleniem się na niej rozciągając. Sofa była podobna do fotela stojącego przy kominku – czarna, skórzana, ogromna i niesamowicie wygodna. Harry westchnął i machnięciem różdżki przywołał podręcznik do transmutacji. Już na pierwszej lekcji w roku szkolnym McGonagall kazała im napisać esej na dwie stopy pergaminu. Kiedy Gryfon napisał już jedną czwartą wymaganej ilości, Snape wszedł do pokoju, przechodząc przez drzwi, na które Potter nigdy dotąd nie zwrócił uwagi.
- Cześć, Severusie – powiedział Harry. – Dokąd prowadzą te drzwi? – spytał.
- Tam jest moje prywatne laboratorium i nawet nie próbuj się do niego zbliżać – odparł Snape.
- Przecież nie wybuchnie, jak sobie tylko na nie popatrzę, prawda? – mruknął pod nosem Potter.
- Jeden fałszywy ruch i wszystko naprawdę by wybuchło. Dobrze wiesz, Harry, że tworzyłem eliksiry dla Czarnego Pana. W środku jest mnóstwo nielegalnych i niebezpiecznych mikstur czy składników.
- Ach tak – westchnął Harry i wrócił do przeglądania podręcznika.
- To nie jest kwestia zaufania – dodał Severus, prawidłowo zgadując, dlaczego chłopak się obraził. – Po prostu nie chcę, byś znowu trafił do Skrzydła Szpitalnego. Odnoszę wrażenie, że za swój cel obrałeś pobić szkolny rekord odwiedzania tego miejsca.
- Ej, to nie zawsze jest moja wina! – krzyknął Harry.
- Tak, oczywiście, a Dumbledore nosi czarne szaty – odparł Snape.
- Pffff... - burknął Harry i wrócił do pracy domowej.
CDN...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro