Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⑥ 𝒲𝑒𝒹𝓃𝑒𝓈𝒹𝒶𝓎

Poszła za nim korytarzem do niewielkiej kuchni po drugiej stronie mieszkania. W porównaniu z jej własną kuchnią w tej Toma mogła poczuć się klaustrofobicznie. Pomieszczenie było małe, a i ciemne głównie przez rzędy szafek zwisających prawie nad każdym blatem. Jedyne światło, oprócz tego odgórnego i sztucznego, zapewniało okno, które, jak już Ana zdążyła się przekonać, było idealnie w rogu budynku.

Blondynka wywnioskowała, że chłopak nie był przesadnym entuzjastą gotowania, o czym świadczył nie tylko układ kuchni, ale i sterta naczyń, która niemal nie wylewała się ze zlewu. Ona już dawno schowałaby wszystko do zmywarki — nienawidziła bałaganu. Chciała spojrzeć wymownie na Toma, ale ten wyraźnie unikał jej wzroku, wodząc nim bezmyślnie po kuchennych blatach. Zastanawiała się, nad czym myślał, ale on jedynie żałował, że wcześniej nie sprzątnął kuchni.

— No dobra, to gdzie trzymasz tę kawową kompromitację? — spytała, stukając palcami o drewniany blat.

Tom oprzytomniał i wskazał dłonią na nieduże szklane pudełko stojące w rogu. Ana sięgnęła je, uważając, by po drodze nie stuknąć nim zostawionego blisko talerza, po czym otworzyła wieczko. Podsunęła sobie szkło pod nos i powąchała jego zawartość. Kiedy taka inspekcja nienaturalnie się przedłużała, Tom zaczął się martwić, ale zupełnie niepotrzebnie. Ana w końcu pokiwała głową i z lekko skrzywioną miną zapewniła go:

— Nie jest tak źle. Da się to uratować. — Uśmiechnęła się. — Wstawisz wodę?

Chłopak kiwnął głową, sugerując, że spełni jej prośbę. Od razu złapał za czajnik, po czym przecisnął się obok dziewczyny, by uzupełnić go wodą. Wtedy dopiero zauważyła, że nie używał elektronicznego czajnika popularnego już w niemal wszystkich domach, tylko takiego staromodnego, do którego potrzebna była kuchenka. Postawił czajnik na gazie i korzystając z zapałek leżących obok palników, wreszcie "wstawił wodę". Kiedy zdmuchiwał płomień wykorzystanej zapałki, zauważył, że Ana przyglądała mu się uważnie, a w jego mniemaniu nawet i za uważnie. Dlatego zdecydował wybić ją z tego transu:

— Co?

Ana mrugnęła kilka razy, zmuszając się do powrotu do rzeczywistości.

— Nic. Po prostu... jesteś jedyną osobą, którą znam, korzystającą jeszcze z takiego czajnika. Nawet moja babcia ma elektryczny.

— To źle? — Nie rozumiał jej punktu widzenia.

— Nie, skądże — zaprzeczyła od razu, obawiając się, że chłopak niewłaściwie zinterpretuje jej intencje. — Ciekawi mnie po prostu, skąd taki pomysł.

Tom nie chciał się przyznawać. Uważał, że powód był trywialny, a może nawet i głupi. Teraz jednak, gdy dziewczyna tak bardzo chciała znać odpowiedź, nie pozostawało mu nic innego jak wyznanie prawdy. Była szansa, że Ana jako baristka zrozumie jego problem.

— Widzisz, lubię pić herbatę podczas pracy. Kiedy miałem elektryczny czajnik, często wstawiałem wodę i... zapominałem, że w ogóle to zrobiłem. A to? — Wskazał na metalowy czajnik, stojący na gazie. — Tego cholerstwa nie da się nie usłyszeć.

Blondynka zaśmiała się, słysząc takie tłumaczenie. Na swój sposób było to logiczne rozwiązanie — sama nieraz miała ochotę napić się czegoś gorącego, a potem zapominała, że w ogóle była w kuchni. Potem woda była już za zimna i trzeba było gotować ją jeszcze raz. I tak cały cykl powtarzał się w nieskończoność, a upragnionego napoju jak nie było, tak nie było. Dlatego zrozumiała powód Toma, nawet bardziej niż by tego chciała.

Odwróciła się i oparła o blat, czekając aż woda wreszcie się zagotuje. Smętnie wyjrzała przez okno, szukając czegoś, na czym mogłaby zawiesić wzrok. W wieczornym krajobrazie nie dostrzegła niczego specjalnie ciekawego, czego nie mogła powiedzieć o tajemniczych doniczkach stojących na parapecie. Podeszła bliżej blatu i zaczęła przyglądać się małemu ogródkowi stworzonemu z kaktusów. Każdy z nich był inny, zupełnie jakby chłopak zgromadził tu wszystkie możliwe gatunki, ale nie tylko to dodawało im oryginalności — na różnokolorowych doniczkach mieściły się także małe tabliczki z imionami. To już było za wiele, dlatego musiała wiedzieć:

— Dlaczego kaktusy?

Powiedziała głośniej, słysząc, że chłopak zaczął zmywać — uznał, że warto by było wypić kawę w czystych kubkach. Nie zdążył znaleźć odpowiedzi, bo Ana ponownie spytała:

— I skąd te imiona? Chyba nie rozumiem.

Tom westchnął i zakręcił kran, po czym postawił mokre jeszcze kubki na blacie. Sięgnął po jedną ze szmatek zawieszonych na drzwiczkach od piekarnika i zajął się wycieraniem szklanek. Robił to tak dokładnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Ana odwróciła się i obserwowała go spokojnie, oczekując odpowiedzi. Widziała, że wyraźnie jej unikał, ale liczyła, że chłopak wreszcie się przyzna, dlatego też nie naciskała. Czuła, że cisza podziała na chłopaka lepiej niż jakiekolwiek prośby. I miała rację. Tom odstawił kubek i spojrzał na nią zmieszany, szukając odpowiednich słów.

— To moi... znajomi.

— Znajomi? — powtórzyła zaskoczona.

— Nigdy nie kumplowałaś się z kaktusami? — odburknął.

Ana patrzyła się to na chłopaka, to na wspomniane roślinki ustawione równiutko na parapecie. Chyba się nie przesłyszała, prawda? Dorosły mężczyzna właśnie przyznał się jej do kumplowania się z kaktusami? To nie mogło dziać się naprawdę. Ostatnim razem, kiedy przyjaźniła się z rzeczami względnie żywymi, była w przedszkolu. To musiał być jakiś głupi żart lub zupełne nieporozumienie, w końcu wątpiła w to, że chłopak był aż tak obłąkany.

Problem tkwił w tym, że Tom mówił prawdę — kaktusy rzeczywiście były jego dobrymi znajomymi. Dbał o nie jak o nic innego na świecie. To pozwalało mu zabić czas, kreowało jakąś pasję i sam nie wiedział już od jak dawna był aż tak zaangażowany w parapetowy ogródek. Nie chciał jednak wyjść na jakiegoś psychola, który nazywa swoje kaktusy prawdziwymi imionami, dlatego musiał pokazać Anie drugie dno jego niecodziennego zajęcia. Zrobił dwa kroki, by znaleźć się obok dziewczyny i nachylił się nieznacznie w stronę swoich zielonych przyjaciół.

— Widzisz, kaktusy są jak ludzie — zaczął łagodnie, łapiąc jej uważne spojrzenie i kontynuował, dopiero gdy Ana wykazała nutę zrozumienia i zaciekawienia. — Przez długi czas same sobie dają radę, nie potrzebują mnie do opieki. Kwitną wtedy, kiedy nie widzę. No i kłują za każdym razem, gdy chcesz się do nich zbliżyć.

Zaczynała rozumieć, co miał na myśli, nawet jeśli pustynne rośliny były dość rozwiniętą metaforą dotyczącą jego relacji z innymi. Zastanawiała się tylko, dlaczego chłopak wybrał akurat obojętne kaktusy nad, mimo wszystko, żywymi ludźmi. Nie mógł przecież wiecznie się izolować.

— Skoro są takie same, to dlaczego wolisz kaktusy?

— Żeby nie było, mam też normalnych znajomych. — Uśmiechnął się, próbując rozluźnić atmosferę, ale Ana nie dała się nabrać na ten chwyt. Doskonale wiedziała, że za nieśmiałym uśmieszkiem próbował ukryć faktyczny powód jego niecodziennego wyboru. Zdradzała go mowa ciała, a w zasadzie jego oczy — nikt nie patrzył się z takim smutkiem w jakąkolwiek z roślin.

— Ludzie mają jedną podstawową wadę — przerwał na chwilę, ale nie spojrzał na wyczekującą odpowiedzi dziewczynę. Wyciągnął dłoń, by dotknąć jednego z kolców. — Ludzie mówią, a słowa potrafią krzywdzić bardziej niż jakikolwiek kaktus.

Chciała zapytać, ale ubiegł ją czajnik, który zaczął piszczeć, informując o zagotowanej wodzie. Tom niemal od razu oprzytomniał i rzucił się w stronę kuchenki, by wyłączyć gaz. Wtedy wiedziała już, że nie ma co liczyć na kontynuację tematu i mocno tego żałowała. Po raz pierwszy udało jej się dorwać chłopaka w tak rozchwianym i niestabilnym stanie. To oznaczało, że nawet on miał jakąś drugą osobowość, którą dotychczas dobrze ukrywał za mieszanką sarkazmu i obojętności. Ana przeczuwała, że chłopak nie mógł być tak płytki — wiedziała, że istniało drugie dno jego charakteru i jak widać, nie pomyliła się. Problem tkwił w tym, że nie miała pojęcia, jak z powrotem wyciągnąć je z chłopaka.

Spojrzała na Toma, który przekręcał właśnie kuchenny kurek. Stał do niej tyłem, przez co nie mogła wyczytać nic z jego twarzy. Choć prawda była taka, że nawet gdyby ją widziała, chłopak i tak dobrze ukryłby swoją reakcję. Nie pogodziła się z tą porażką, ale wiedziała, że musiała walczyć dalej. Wystarczył odpowiedni moment, by zaatakować. Niestety jeden z najbardziej odpowiednich właśnie minął. Dlatego też chwilowo odpuściła i skupiła się na przygotowaniu kawy.

— Masz mleko? — spytała, na co Tom odpowiedział, nie odwracając się w jej stronę:

— Powinno być w lodówce.

Dziewczyna szarpnęła za niewielkie drzwiczki i spotkała się z najbardziej ubogo wyposażoną lodówką, jaką widziała w życiu. Były może trzy produkty na krzyż, w tym poszukiwany karton mleka. To jedynie potwierdziło, że Tom nie mógł być entuzjastą gotowania lub zwyczajnie nie miał na to czasu. W końcu zakładała, że jeśli był architektem, to stać go było na jedzenie poza domem.

Nie chciała jednak rozprawiać się nad żywieniowymi nawykami chłopaka, dlatego złapała za karton i zamknęła za sobą lodówkę. Odkręciła korek i powąchała zawartość, by przekonać się, czy aby na pewno nie bierze do ręki jakiejś bomby biologicznej. Tom jednak ubiegł ją, zanim sama zdążyła wydać werdykt.

— Kupowałem dzisiaj rano.

Blondynka posłała mu niepewne spojrzenie, ale w końcu kiwnęła głową. Mleko faktycznie wyglądało na świeże, więc mogła zabrać się za kompletowanie prywatnego zamówienia. Kiedy miała wszystko przyszykowane, chciała złapać za czajnik, ale jak się okazało, nie było go już na swoim miejscu. Rozejrzała się po kuchni tylko po to, by przekonać się, że zabrał go właśnie chłopak.

— Daj to. — Wyciągnęła rękę po czajnik, a kiedy Tom posłał jej jednocześnie sceptyczne jak i zdziwione spojrzenie, wytłumaczyła: — Ty nie umiesz.

To zdanie sprawiło jedynie, że chłopak odsunął rękę z czajnikiem jeszcze dalej, uniemożliwiając dziewczynie dostęp.

— A co to? Do nalewania wrzątku też trzeba mieć dyplom?

— Kto z nas jest tutaj baristą? Ja czy ty? — spytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi. A kiedy i to nie poskutkowało, dodała: — Nie przeszkadzałam ci, gdy sobie rysowałeś, więc nie przeszkadzaj mi w mojej pracy.

Tomowi nie spodobało się słowo rysowanie, w końcu dla niego było to znacznie więcej niż zwykłe bazgroły. Nie mógł się jednak kłócić z dziewczyną o czajnik, nieważne jak bardzo niemęsko czułby się zostając wyręczony z takiego banalnego obowiązku. Odpuścił więc, ale wciąż urażony musiał dorzucić swoje trzy grosze.

— Masz. Ty umiesz w ziarenka lepiej niż ja.

Ana obrzuciła go wymownym spojrzeniem, słysząc, w jaki sposób określił jej zawód. Domyśliła się, że był to odwet za podobny ruch z jej strony, ale nie narzekała. Taki komentarz chłopaka jedynie utwierdził ją w przekonaniu, że ta wrażliwa część Toma, która pojawiła się na chwilę przy kaktusie, zniknęła na długo. Dlatego też blondynka porzuciła wszystkie swoje nadzieje na zobaczenie jej tego wieczoru i skoncentrowała się na skończeniu swojego nadprogramowego zamówienia.

Kiedy wszystko było gotowe, a Ana niemal nie zostawiła całego swojego serca rozpuszczonego w kawie, dumna ze swojej pracy odwróciła się z uśmiechem na ustach w stronę chłopaka. Tom opierał się swobodnie o lodówkę i namiętnie wpatrywał się w ekran swojego telefonu. Takie zachowanie lekko uraziło Anę, ale starała się tego nie pokazywać. Jedynie odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę.

Tom długo nie odwracał wzroku znad ekranu, ale w końcu zerknął na dziewczynę. Ana miała wrażenie, że trwało to jedynie ułamek sekundy, a chłopak ponownie wrócił do swojego telefonu. To już definitywnie zdenerwowało blondynkę, choć bardziej niż zła była ciekawa, co takiego wygrało z nią walkę o atencję chłopaka.

— Dzie... dzięki — mruknął jakby z grzeczności, ale jego myśli były gdzieś indziej. Zanim jednak zdążyła zdenerwować się na takie traktowanie, chłopak spytał: — Zamawiam jedzenie, chcesz coś?

Ana posłała mu zdziwione spojrzenie. Czy on właśnie przed chwilą zignorował ją dla... jedzenia?

— No co? — Tom nie rozumiał zdziwienia dziewczyny. — Mieliśmy iść do restauracji, a że nie poszliśmy, to nie ukrywam, że zgłodniałem. Zgaduję, że musisz mieć podobnie.

Blondynka powoli, ale i dokładnie, zmierzyła chłopaka wzrokiem. Chciała pokazać mu, że popełnił wcześniej błąd, ignorując ją, ale tak naprawdę to musiała przyznać, że Tom faktycznie miał rację. Nie jadała nic, odkąd wróciła z pracy i była cholernie głodna. Nie mogła jednak dać za wygraną, dlatego z obojętną, a może nawet lekko urażoną, miną wyjrzała zza jego ramienia, by spojrzeć w ekran. Nie potrafiła jednak dłużej udawać, kiedy zobaczyła, co na nim było.

— Znam tę restaurację! — rzuciła rozpromieniona i nie przejmując się, jak zareaguje Tom, po prostu wyrwała mu telefon z ręki. — Mają tam najlepszy makaron w mieście. Oczywiście, że coś chcę!

Zaczęła przeglądać kolejne propozycje ze strony restauracji, szukając swojej ulubionej. Tom przyglądał się jej to lekko zaskoczony nagłym zachowaniem, to zaciekawiony ożywieniem dziewczyny. Rozumiał, że mogła być głodna, ale nie spodziewał się, że od razu rzuci mu się na telefon. Co prawda już wcześniej zauważył, że Ana należała do tych bardziej ekspresywnych osób, ale nie uważał tego za coś złego. Dla niego było to raczej kontrast do jego z natury spokojnego sposobu bycia.

I o ile taka ekspresywność mu na razie mu nie przeszkadzała, to jego rzeczy w rękach nieautoryzowanych osób już tak. Dlatego też stanął na dziewczyną i delikatnie złapał od góry swój telefon, licząc, że w ten sposób go odzyska. Niestety Ana była tak skupiona na znalezieniu odpowiedniego dania, że nawet nie zauważyła gestu chłopaka. Dopiero gdy cicho odchrząknął, uświadomiła sobie, że chciał swój telefon z powrotem.

Speszona od razu oddała mu urządzenie i uśmiechnęła się nieśmiało w odpowiedzi na jego wymowne spojrzenie. Nie chciał jej w żaden sposób karcić, dlatego jedynie przewrócił oczami i upewnił się, że Ana odebrała to jako żart. Sam delikatnie uśmiechnął się i przerzucił wzrok na ekran swojego telefonu. Kiedy jednak zobaczył, co wybrała dziewczyna, szybko ściągnął brwi, próbując zrozumieć jej wybór.

— Zamówiłaś to samo... co ja?

— Co ja poradzę, że lubię kuchnię azjatycką. — Wzruszyła ramionami.

Tom pokiwał głową, niejako doceniając jej kulinarny gust. Sam nie miał żadnego konkretnego. W zasadzie dopóki był to jakiś makaron i to najlepiej niezrobiony przez niego, to nie wybrzydzał co do smaku. Lubił próbować nowych rzeczy, głównie dlatego, że nienawidził kuchennej monotonii, mimo że jego blat chyba od wieków pozostawała niezmiennie zawalony naczyniami. Jakoś nigdy nie spieszyło mu się do sprzątania. No może poza kaktusowym kącikiem — tam zawsze był porządek.

— Gotowe — oświadczył, kiedy już bez zbędnych pytań dokończył składanie zamówienia. — Można wracać do pracy.

— A kawa?

Ana z założonymi rękami kiwnęła głową na dwa przygotowane przez nią kubki. Tom szybko przypomniał sobie, że właśnie w tym celu znaleźli się w kuchni, a w znaczącym stopniu pomogło mu w tym wymowne spojrzenie blondynki. Musiał natychmiast znaleźć sensowną odpowiedź, żeby nie wyszła na jaw jego chwilowa amnezja.

— Można wracać do pracy... i kawy — dodał z szelmowskim uśmieszkiem i złapał za swój kubek.

Ana jedynie pokręciła z niedowierzaniem głową, zabrała swoją kawę i posnuła się za chłopakiem do salonu. Oczywiście Tom od razu zasiadł za swoim stołem, ale zanim ponownie spojrzał na tragiczny plan, skupił się na swoim kubku. Chyba sam nie był świadomy, jak bardzo potrzebował chwili przerwy i takiego gorącego napoju — w przeciwnym razie już dawno oszalałby przy tym projekcie.

Blondynka również wróciła na swoje miejsce — spodobało jej się. Może nie było wybitnie wygodne, w końcu siedziała na oparciu fotela, ale stamtąd miała najlepszy widok na skupionego chłopaka. Niecierpliwie śledziła ruchy Toma, który brał pierwszy łyk zrobionej przez nią kawy, i czekała na najważniejszą w jej życiu recenzję. Nie mogła przestać się uśmiechać, kiedy chłopak kiwnął z uznaniem głową i z chęcią wziął kolejnego łyka.

Sama musiała spróbować swojego dzieła. Była pewna swoich umiejętności, ale tym razem to raczej składniki decydowały o sukcesie jej zamówienia. Ostrożnie wzięła pierwszy łyk, mając na uwadze temperaturę cieczy, ale gdy dobrze znany smak wypełnił jej usta, jedyne co mogła to, podobnie jak chłopak, kiwnąć głową. Wykonała naprawdę dobrą robotę.

— Ymm. — Tom w pośpiechu odsunął kubek od ust. — Tylko proszę, nie pij nad stołem.

Ana powoli wycofała rękę, robiąc to, o co poprosił ją chłopak. Nie protestowała — doskonale zdawała sobie sprawę z możliwych konsekwencji. Chwila nieuwagi, a cała ciężka praca poszłaby na marne.

Zdziwiła się jednak, kiedy Tom chwilę później odstawił swój kubek centralnie na środku planu rozłożonego na stole i zabrał się za rysowanie. Nie wierzyła własnym oczom. Chłopak przed chwilą bezpardonowo złamał swój własny zakaz, czego blondynka zupełnie nie potrafiła zrozumieć. Posłała mu jednocześnie zdziwione jak i rozgniewane spojrzenie, którego Tom oczywiście nie zrozumiał. Jedynie uniósł brew zaskoczony pretensjonalną postawą dziewczyny.

— Zabroniłeś mi pić nad stołem, a właśnie sam położyłeś na nim kubek — wytknęła mu jego niekonsekwencję.

A więc o to chodziło. Tom pokręcił lekko głową i uśmiechnął się pod nosem. Odłożył ołówek na swoje miejsce — tuż za ucho — zgarniając przy tym jeden z kosmyków, po czym sięgnął po kubek i teatralnie uniósł go do ust, niemalże manifestując swoją potęgę we własnym domu. Zadbał, żeby dziewczyna popatrzyła mu prosto w oczy i mruknął:

— Sobie ufam.

Wziął kolejnego łyka i ponownie odstawił kawę na samym środku stołu.

Ana wiedziała, że Tom jedynie się z nią droczył, ale tym razem nie mogła mu na to pozwolić. Nie ukrywała, że była osobą lubiącą pewien porządek i konsekwencję. Dlatego tak zdenerwowała się, kiedy chłopak sam złamał własny zakaz — w końcu nie po to wymyśla się zasady, by chwilę potem się do nich nie stosować. Dla dziewczyny to był kompletny absurd.

Jednak bardziej uraził ją ten brak zaufania. Wiedziała, że nie mogła mówić o niczym konkretnym, przecież znali się tylko trzy dni. Mimo wszystko liczyła, że z każdą kolejną godziną będzie im łatwiej dogadać się w przeróżnych kwestiach. A kiedy chodziło o kawę, to przecież Tom powinien już doskonale wiedzieć, że z Ana nigdy nie żartowała, ani ze swojej pracy, ani ze swoich umiejętności. Postanowiła mu to jednak przypomnieć.

— Jeśli myślisz, że noszę cztery talerze na jednej ręce tylko po to, by wylać jeden kubek, to porządnie się mylisz — rzuciła może trochę za ostro i nie czekając na odpowiedź chłopaka, postawiła swoją szklankę tuż obok tej jego.

Taki rodzaj buntu, sprawił, że Tom musiał konkretnie zmierzyć dziewczynę wzrokiem. Nie spodziewał się takiego zachowania blondynki, może dlatego, że już od samego początku wydawała się mu być niepoprawną i naiwną romantyczką, a takie osoby nieczęsto potrafiły być aż tak stanowcze. Ana pokazała mu, że doskonale znała swoją wartość i nie pozwalała sobie wmówić innym, że jest inaczej. Była to niesamowicie pożądana cecha, która w jego mniemaniu przychodziła z wiekiem, dlatego zdziwiło go, że zdecydowanie młodsza od niego blondynka już tak dobrze ją rozwinęła. Lubił konkretnych i poukładanych ludzi, mimo że sam takowym nie był.

Jeszcze przez dłuższy czas nie mógł odwrócić wzroku od dziewczyny, która wciąż wpatrywała się zupełnie poważnym wzrokiem. Miał wrażenie, jakby chciała upewnić się, że dobrze ją zrozumiał. Zaimponowała mu.

W końcu to on jako pierwszy zerwał kontakt wzrokowy i mruknął pod nosem:

— Dobra, ale jeśli wyleją mnie za wylanie kawy...

Ana wreszcie uśmiechnęła się, słysząc mądrze dobraną grę słów, i postanowiła się przyłączyć:

— To prędzej mnie wyleją za wylaną kawę.

Tom posłał dziewczynie wymowne, ale i ciepłe spojrzenie, po czym z uśmiechem na ustach wrócił do szkicowania. Blondynka mogła w ciszy obserwować pracującego chłopaka, który tym razem był w zdecydowanie lepszym humorze podchodząc do projektu. A fakt, że była to po części jej zasługa, i ją wprawiał w dobry humor.

— To powiesz mi wreszcie, o co chodzi? — spytał, nie podnosząc wzroku znad kartki.

Anie chwilę zajęło zanim zorientowała się, że to do niej zostało skierowane pytanie, dlatego dopiero po chwili sama zdezorientowana odwdzięczyła się podobnym:

— O co chodzi z czym?

— Dwa dni temu zarzekałaś się, że nie pijesz kawy po pracy, a przed chwilą położyłaś mi pełny kubek na fatalnie zaprojektowanym mieszkaniu numer trzydzieści dwa. I choć jestem ci wdzięczny, bo nie muszę już dłużej na nie patrzeć, to jednak twoje zachowanie jest trochę dziwne, nie uważasz?

Mówił powoli i dokładnie dobierał kolejne słowa, ale mimo to wciąż wpatrywał się w plany. Gdyby podniósł wzrok, natrafiły na spojrzenie dziewczyny, które wyrażało więcej niż oczekiwana przez niego odpowiedź. Ana początkowo nie wiedziała, co powiedzieć, w końcu dla niej nie zachowywała się w żaden nienaturalny sposób. A jeśli nawet, to chłopak znał ją za krótko, by to zauważyć. Problem tkwił w tym, że zauważył.

Nie wiedziała, na ile była to jego uważna obserwacja, a na ile zwykły strzał, ale nie mogła pozwolić, by tak łatwo ją przejrzał. Postanowiła ukryć prawdziwy powód swojej kawowej słabości i zasłoniła się inną z jej słabości — chłopakiem.

— Może to przez ciebie — zaryzykowała, ale gdy Tom niepewnie zatrzymał dłoń, spanikowała i dodała: — Wiesz, nie mogłam pozwolić byś się tak męczył.

Chłopak w końcu podniósł wzrok znad planu i wyprostował się. Ściągnął brwi, jakby nad czymś intensywnie myślał, po czym zaczął nerwowo gryźć ołówek. Niespójna wypowiedź dziewczyny nie uszła jego uwadze, a jedynie utwierdziła go w przekonaniu, że coś było na rzeczy. Dlatego też nachylił się nad stołem, oparł łokcie na planie i wskazał ołówkiem na kubek dziewczyny.

— To wyjaśnia, dlaczego ja piję kawę. A ja pytam, dlaczego zrobiłaś jedną również sobie.

Przeczuwała, że chłopak łatwo nie odpuści, ale nie sądziła, że będzie aż tak dociekliwy. Nic odkąd go poznała, nie zapowiadało, że będzie aż tak zainteresowany którymś z tematów. I choć powinna się cieszyć, że chłopak po części zmienił nastawienie, to temat, który sobie wybrał, był jej wybitnie nie na rękę. Zdecydowała się odpowiedzieć szczerze, ale w jego stylu — czyli kompletnie lakonicznie.

— Musiałam odreagować pewną rozmowę telefoniczną.

Tom uważnie przyglądał się blondynce, ale jednocześnie nie chciał pokazać, że od środka zżerała go niewyobrażalna ciekawość. Chciał wiedzieć, kto tak zestresował dziewczynę swoim telefonem i choć miał swoje typy, niczego nie mógł być pewny. Znając blondynkę, istniało duże prawdopodobieństwo, że sama się przyzna, choć jej mowa ciała wskazywała na coś zupełnie odwrotnego. Dlatego też zdecydował się ją nieco podpuścić:

— Aż tak poważny telefon?

Ana nie chciała wdawać się w szczegóły, ale uznała, że może podzielić się choć częścią historii. Liczyła, że chłopak będzie na tyle wyrozumiały, by nie rozgrzebywać trudnego dla niej tematu, dopóki ona sama nie zdecyduje się zdradzić czegoś więcej.

— Można tak powiedzieć. Rozmawiałam z... mamą. Nie mamy łatwych relacji.

Tom jedynie zmrużył oczy, próbując zrozumieć coś więcej z okrojonej odpowiedzi dziewczyny, ale w końcu zdecydował się nie dopytywać o szczegóły. Relacje rodzinne były czasami tak pokręcone, że wolał to zostawić. Sam nie lubił rozmawiać o swojej rodzinie, dlatego mógł założyć, że blondynka miała podobnie, choć nie chciało mu się w to wierzyć. Na co dzień była bardzo wygadana, zawsze próbowała zacząć konwersację i nigdy nie stroniła od dzielenia się informacjami o sobie. Były jednak takie tematy, które okazywały się trudne nawet dla najbardziej ekspresywnych osób. Dlatego Tom w ostateczności kiwnął głową i wrócił do projektowania.

Kolejne minuty mijały we względnej ciszy, gdzie co chwila można było dosłyszeć cichy pisk markera na papierze i okazjonalne stukanie w klawiaturę laptopa. Tom czasami pomrukiwał pod nosem teksty piosenek, które akurat leciały w radiu; w szczególności tych Stinga. Oczywiście nie obyło się też bez zdenerwowanych westchnień chłopaka, ale miał wrażenie, że odkąd Ana siedziała po drugiej stronie stołu, to narzekał zdecydowanie mniej niż w samotności.



~~~

Mała prywatka od autorki.

To nie koniec środy. Przed nami jeszcze jedna część, a ja spieszę z pytaniem: kto z was, podobnie jak ja i Tom, ma kaktusy na parapecie w kuchni? 😅

Życzę miłego życia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro