Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

②① 𝒮𝓊𝓃𝒹𝒶𝓎

Ana nie wiedziała nawet, kiedy zasnęła. Zmęczenie najwyraźniej wzięło górę nad bólem i jej wycieńczony organizm zdecydował, że wreszcie musi odpocząć. Nie trwało to jednak długo, bo w środku nocy blondynka znów zaczęła wiercić się z boku na bok, próbując znaleźć najwygodniejszą pozycję do snu. Ze smutkiem stwierdziła, że żadna z nich nie dawała jej upragnionego ukojenia, dlatego zdecydowała się wstać. Zegarek na szafce nocnej wskazywał wpół do czwartej, kiedy Ana wreszcie wygrzebała się spod kołdry.

Siedząc jeszcze na łóżku, spojrzała w stronę okna — właśnie tam, na parapecie, siedział Tom zanim zasnęła. Sama potrafiła przesiadywać tam godzinami czytając książki, ucząc się, czy po prostu podziwiając miejski krajobraz z lampką dobrego wina. A i plotki. To tam zawsze plotkowała z Meg, zarówno osobiście jak i przez telefon.

Tym razem miejsce na jej ukochanej poduszce zajął Tom, kiedy poprosiła go wcześniej, by z nią został. Nie oczekiwała niczego więcej — wystarczyło, że siedział i czuwał. Miała wrażenie, że wtedy łatwiej będzie jej przetrwać pierwszą noc, bo nie wiedziała, czy da radę sama. Kiedy kładła się do łóżka, chłopak po prostu siedział i popijał jedną z zielonych herbat, na którą miał ochotę jeszcze zanim blondynka zaproponowała mu wino. I tak ziołowy zapach wypełniający pokój, krople deszczu synchronicznie dudniące o parapet i miarowe oddechy Toma uspokoiły ją na tyle, by mogła swobodnie zasnąć.

Teraz po tej atmosferze został jedynie brudny kubek na parapecie, a Any już nie dziwił fakt, że chłopak go nie sprzątnął. Nie słyszała, kiedy wychodził. Musiał zrobić to naprawdę cicho albo to ona wybitnie głęboko spała. Ale może to i lepiej, że się nie obudziła. Uniknęła niezręcznego pożegnania.

Ana w końcu wstała i zostawiając kubek na parapecie, posnuła się do kuchni. Kafelki w jej mieszkaniu były cholernie zimne i zaczęła żałować, że nie założyła żadnych skarpetek. Ale nie było jej zimno tylko w stopy — ogólnie w mieszkaniu zrobiło się nadzwyczaj chłodno, zapewne za sprawą szalejącej za oknem ulewy. Strugi deszczu były widoczne na szybie i blondynka szybko zauważyła, że jedno z okien w salonie było otwarte. Poczuła chłodny powiew na swoich kostkach i od razu podreptała miękkim dywanem w stronę balkonu. Chwilę później zamknęła okno, a w pokoju niemal momentalnie zrobiło się cieplej. Poprawiła firankę i odwróciła się w stronę kuchni z zamiarem wzięcia szklanki z wodą — okropnie zachciało się jej pić.

Zanim jednak zmusiła swoje nogi do ruszenia przed siebie, jej wzrok utkwił w kanapie, na której nieoczekiwanie leżał Tom. Sądziła, że poszedł już dawno temu, a tymczasem słodko spał u niej w salonie. Początkowo zdziwił ją wybór chłopaka, ale w końcu uznała, że musiał być równie zmęczony co ona, a szalejąca na zewnątrz ulewa wcale nie zachęcała go do powrotu do domu. Przecież nie mogła być na niego zła za to, że został u niej na noc. Jakby nie patrzeć, to w pewnym sensie go o to poprosiła. Część jej cieszyła się z salonowego znaleziska, ale ta druga wiedziała już, że to tylko skomplikuje sprawy.

Pozwoliła sobie chwilę popatrzeć na śpiącego chłopaka; była pewna, że on robił dokładnie to samo, kiedy znajdowali się u niej w pokoju. Nie bała się, że Tom się nagle obudzi. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo i równie miarowo opadała. Spał głębokim snem — to było pewne. Wyglądał przy tym tak niewinnie, że Ana w życiu nie powiedziałaby, że pod tą spokojną fasadą krył się niecodzienny charakter, którego wciąż nie mogła rozgryźć, choć po tym wieczorze było jej trochę łatwiej. Długie kosmyki Toma nie układały się w żaden sposób i zasłaniały jego całą twarz. Jeden z nich nawet powoli unosił się do góry za każdym razem, gdy chłopak powoli oddychał przez otwarte usta. Ana złapała się na tym, że mogłaby oglądać taki widok godzinami — sen łagodził charakter chłopaka, a taka odmiana podobała jej się jeszcze bardziej.

Dziewczyna nie mogła nie zauważyć dreszczy, które co jakiś czas przechodziły przez chłopaka, podobnie jak i jego sinych ust. Jemu też musiało być zimno, nawet jeśli nie był tego świadomy, w końcu cały czas spał przy otwartym oknie. Blondynka nie myśląc długo, sięgnęła po jeden ze swoich ulubionych, miękkich kocy i przykryła nim trzęsącego się chłopaka. Chociaż jedno z ich dwójki powinno pozostać zdrowe.

Odparła od siebie ochotę dalszego wpatrywania się w chłopaka i najciszej jak tylko potrafiła, posnuła się do kuchni. Przed snem zdążyła jeszcze sprzątnąć potłuczone szkło z podłogi, ale wciąż uważała wchodząc tam boso i dodatkowo po ciemku. Powoli napełniła szklankę zwykłą wodą z kranu i łapczywie brała kolejne łyki. Myślała, że poczuje się lepiej, ale woda nie pomogła jej w takim stopniu, jakim dziewczyna by chciała. Włożyła szklankę do zlewu i westchnęła zrezygnowana. Ostatni raz spojrzała na śpiącego chłopaka i wróciła do pokoju.

Kiedy wstała rano, wciąż padało. Ana nie mogła pozbyć się przekonania, że to pogoda rozpaczała nad jej fatalną sytuacją. Czuła się jeszcze gorzej niż w nocy i dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo obolała była po tej feralnej sobocie. Prawa ręka ważyła ponad tonę, ale blondynka zdecydowała się spróbować żyć normalnie. Nie chciała nawet myśleć o wszystkich rzeczach, których nie będzie w stanie samodzielnie robić — to zdecydowanie ją przerastało.

Była niedziela — dzień, w którym mogła wreszcie odpocząć. Nigdy nie planowała nic na ten dzień tygodnia, a jeśli już miała coś w planach, to było to właśnie nicnierobienie. Jedynym, co w niedziele pozostawało takie same, a nawet rutynowe, była jej ulubiona złocista jajecznica; tylko w weekendy faktycznie znajdywała czas, by ją zrobić. Dlatego i tym razem musiało być tak samo.

Zarzuciła na siebie swoją szarą, domową bluzę i nie przejęła się faktem, że tylko jedna z rąk wydostała się swobodnie przez rękaw. Cudem udało jej się związać włosy w jakiś bliżej nieokreślony twór. Nie zależało jej, by wyglądała dobrze. Liczyło się to, by włosy nie wpadły jej do jedzenia. Mimo wszystko uświadomiła sobie, że minie wieczność zanim znowu zaplecie swoje dwa ukochane, dobierane warkocze.

Kiedy ponownie znalazła się w salonie, Tom nadal spał. Zaczęła żałować, że miała otwartą kuchnię — w ten sposób gotowanie i nieobudzenie chłopaka graniczyło z cudem, ale musiała spróbować. Zaplanowała dokładnie każdy kolejny ruch i postarała się o perfekcyjnie wykonanie każdego z nich. Po mistrzowsku wyjęła patelnię z szafki, nie uderzając nią o żaden z garnków, podobnie było w przypadku miski. Sięgnęła jajka z lodówki i zabrała się za ich rozbijanie. Pierwsze jajko w całości znalazło się w misce. Jak się okazało, rozbicie i rozdzielenie jajka lewą ręką nie należało do umiejętności na co dzień praktykowanych przez dziewczynę. Nie chciała się zrażać, dlatego odstawiła miskę z jajeczno-skorupkową mieszaniną i wzięła kolejną.

Tym razem poszło jej znacznie lepiej, dlatego że tylko niewielki fragment skorupki znalazł się w misce. Do sukcesu brakowało jednak wiele, bo do wbicia miała jeszcze kolejne jajka. Zdecydowała się na ich większą ilość. Była pewna, że jeśli zrobi śniadanie, to Tom zje razem z nią. Drugie, trzecie i czwarte jajko poszło jej całkiem nieźle, ale kiedy piąte z nich z powrotem trafiło do miski niemalże w całości, psując jej dotychczasową pracę, nie wytrzymała i krzyknęła:

— Cholera!

Dopiero po chwili uświadomiła sobie, jak głośno przeklęła. Zanim jednak zdążyła się odwrócić, by sprawdzić, czy nie obudziła tym chłopaka, usłyszała nieprzyjemny huk. Od razu ruszyła w stronę kanapy tylko po to, by przekonać się, że jeszcze przed chwilą śpiący Tom, leżał już na podłodze i próbował wydostać się spod koca.

Chłopakowi chwilę zajęło uświadomienie sobie, gdzie był i co się z nim działo. Ostatnie, co pamiętał, to to, że położył się tylko na chwilę, by przeczekać ulewę. Nie sądził, że zaśnie, a już na pewno nie sądził, że prześpi na kanapie do samego rana. Chaotycznie rozglądał się po pokoju, próbując zrozumieć, jak do tego doszło, ale kiedy i to nie pomogło, zaczął przecierać twarz dłońmi, próbując zmusić się do myślenia.

Anie zrobiło się głupio, że zafundowała chłopakowi tak gwałtowną pobudkę, dlatego niemal od razu zaczęła szeptać chaotyczne przeprosiny:

— Wybacz. Nie chciałam cię obudzić.

Dopiero głos dziewczyny uspokoił wiercącego się chłopaka. Spojrzał na blondynkę, która wyglądała naprawdę tragicznie. Była strasznie potargana i nosiła szarą przydługą bluzę, która prawie całkowicie zakrywała jej piżamę. Jeden z rękawów, który wisiał swobodnie, przypomniał mu, że prawa ręka dziewczyny wciąż trwała w gipsie, a ta cała szpitalna sytuacja nie była jedynie złym snem.

Chciał się podnieść, ale przeszkodził mu w tym miękki materiał. Złapał w dłoń puszysty koc, którego nie było, kiedy kładł się na kanapie. Fakt, był zmęczony, ale taki szczegół, by pamiętał. A skoro było odwrotnie, to jedynym możliwym scenariuszem była blondynka, która musiała przykryć go nim w nocy. Momentalnie speszył się, uświadamiając sobie, że dziewczyna pomyślała o nim, kiedy tak naprawdę powinna myśleć o sobie. Dlatego nie mógł przyjąć kolejnych przeprosin Any.

— Nie, to moja wina. Nie powinienem był tu spać.

Spuścił głowę i przetarł włosy, próbując doprowadzić je przynajmniej do przyzwoitego stanu. Wstał szybko i złożył koc w idealną kostkę, po czym odłożył go na kanapie. Czuł, że nie powinno go tu być. Obiecał dziewczynie, że zostanie z nią tylko do momentu, w którym zaśnie, a tymczasem przespał u niej całą noc. Nie wiedział, jak na to zareaguje, w szczególności po ich wczorajszej rozmowie. Miał wrażenie, że ich relacje diametralnie się zmieniły, ale może po prostu to on po raz pierwszy otworzył się przed blondynką. Trudno było mu określić, dlatego czekał, aż Ana wreszcie coś powie, choć mentalnie był już nastawiony do wyjścia.

— Okej. — Machnęła ręką. — W nocy padało. Wciąż pada.

Tom odwrócił wzrok w stronę okna. Faktycznie pogoda wciąż ich nie rozpieszczała, ale był to pierwszy deszcz od tygodnia, a chłopak musiał przyznać, że naprawdę lubił deszcz. Może nie na tyle, by zmoknąć wczorajszej nocy, ale na tyle, by od czasu do czasu po prostu obserwować deszczowe smugi na leniwie rozpływające się na szybie.

— Robię jajecznicę. Zjesz ze mną?

Jej pytanie przywróciło go do rzeczywistości. Odwrócił głowę w stronę dziewczyny, która czekała na odpowiedź, ale jedyne, co zdążył z siebie wydobyć, była pełna pretensji uwaga:

— Zwariowałaś?

Wizja gotującej Any wcale nie była obiecująca. Nie dość, że robiła to jedną ręką, to jeszcze lewą. Oczami wyobraźni już widział, jak patelnia z niedoszłą jajecznicą spadała na podłogę, a nie chciał, by blondnynka jeszcze coś sobie zrobiła — była już wystarczająco poturbowana. Dziewczyna miała do tego zdecydowanie inne nastawienie, dlatego niemal od razu wyjaśniła:

— Nie zwariowałam. Jestem głodna i chcę zjeść śniadanie. To takie dziwne?

Wzruszyła ramionami i nie czekając na odpowiedź chłopaka, wróciła do kuchni. Przeczuwała, że będzie protestował, ale tym razem nie miała zamiaru go słuchać. Musiała zrobić tę jajecznicę, bo inaczej uznałaby się za kalekę, a do tego w życiu by się nie przyznała. Gdy jednak ponownie stanęła nad miską, do której wcześniej z marnym skutkiem wbiła jajka wraz ze skorupkami, wiedziała, że będzie to arcytrudna sztuka.

Tom automatycznie posnuł się za dziewczyną do kuchni. Czuł się zobowiązany, by dopilnować, aby Ana nie zrobiła sobie kolejnej krzywdy. I choć wciąż był śpiący, to w jednej sekundzie oprzytomniał, mając na uwadze dobro blondynki i domniemanego śniadania.

Stanął przy dziewczynie, kiedy ta próbowała rozbić kolejne jajko. Założyła, że zajmie się wydłubywaniem skorupek dopiero po fakcie — mogła od czasu do czasu pobawić się w kopciuszka. Dlatego też nie przejmowała się kolejnym niepowodzeniem. Oczywiście chłopak widział to zupełnie inaczej i już chwilę musiał skomentować nieudane próby Any:

— Nie idzie ci najlepiej.

To jedynie zdenerwowało ją jeszcze bardziej, dlatego od razu zgromiła Toma wzrokiem.

— Słuchaj no, jest niedziela, a w niedzielę zawsze jem jajecznicę. I nic, ani ty, ani ta złamana ręka, nie powstrzyma mnie przed zrobieniem jej i dzisiaj. Nawet gdyby miała być niejadalna. Zrozumiano?

Tom długo wpatrywał się w zdenerwowaną dziewczynę, zanim potulnie kiwnął głową. Uniósł ręce w obronnym geście, sugerując, że już nie będzie wtrącał się w śniadaniową rutynę blondynki. Bez słowa oparł się o blat i przyglądał się kulinarnym poczynaniom dziewczyny, próbując zrozumieć, skąd wzięła się u niej taka determinacja. Przecież to była zwykła jajecznica, przynajmniej dla niego. Dla Any był to ostatni sprawdzian jej samodzielności, którego za nic w świecie nie chciała oblać.

Wciąż zdenerwowana złapała za jajko i mocniej niż powinna trzasnęła nim o bok miski. Siła uderzenia była na tyle duża, że jajko zamiast jedynie delikatnie pęknąć, od razu rozlało się na dwie strony, brudząc przy tym zarówno blat, jak i szarą bluzę Any.

— Cholera! — zaklęła ponownie i strzepnęła białko z ręki.

Od razu spojrzała na swoją bluzę, musiała szybko pozbyć się tej glutowatej substancji, zanim złączyłaby się z materiałem na dobre — na szczęście było to tylko jajko, a nie buraki. Wtedy miałaby przechlapane. Chciała przepchnąć się w stronę zlewu, ale drogę zagrodził jej Tom, który wyciągnął dłoń przed siebie. Posłała mu zdziwione spojrzenie i oczekiwała od niego odpowiedzi z wyjaśnieniem swojego zachowania.

— Daj to — westchnął. Nie mógł dłużej patrzeć jak Ana męczy się jajkami. — Idź zapierz bluzę, ja dokończę.

Blondynka spojrzała na niego bez przekonania. Nie chciała się poddawać, jeszcze nie teraz.

— Nawet ja potrafię zrobić jajecznicę — mruknął sarkastycznie.

Coś w jego markotnej wypowiedzi niesamowicie ją urzekło. Przecież chłopak przyznał wcześniej, że nie potrafi gotować i choć nie sądziła, że miał na myśli kompletny brak umiejętności kulinarnych, to i tak taka propozycja z jego strony wydała jej się szczera. Poza tym Tom tym razem po części zakpił z siebie, a takie poświęcenie musiała docenić. Chwilę jednak się wahała. Wiedziała, że w jej stanie zrobienie tej jajecznicy zajmie wieczność, a ona z każdą kolejną minutą była coraz bardziej głodna. Gdy emocje po wczorajszym dniu opadły, uświadomiła sobie, że przecież prawie całą sobotę nic nie jadła, dlatego głód powrócił do niej ze zdwojoną siłą dzisiejszego poranka.

Podniosła wzrok, by napotkać niemal błagalne spojrzenie chłopaka. Zupełnie jakby prosił ją o to, by przestała się stawiać, a dała sobie pomóc. Jednak oddanie miski Tomowi oznaczało, że przegrała walkę o samodzielność. I choć jeszcze kilka minut temu nawet na najcięższych torturach nie oddałaby władzy w kuchni, tak teraz zrezygnowana podała chłopakowi ostatnie jajko.

Spuściła głowę — czuła, że przegrała. Nie było jednak sensu dalej się łudzić. Na kilka przyszłych tygodni została jednorękim kaleką i musiała się do tego przyzwyczaić, zamiast udawać, że wszystko było jak dawniej.

— Dzięki — szepnęła ledwo słyszalnie.

Tom spojrzał na nią ze współczuciem. Mógł jedynie wyobrażać sobie, przez co przechodziła Ana, a fakt, że zafundował jej taką niesamodzielną przyszłość, wcale nie napawał go dumą. Blondynka przecisnęła się obok chłopaka i tak jak poradził jej wcześniej, udała się do łazienki. Dopiero w środku zobaczyła, jak źle wyglądała — wystarczyło jedno spojrzenie w lustro, by się o tym przekonać. I pewnie w zeszły poniedziałek przejęłaby się, że Tom widział ją w takim stanie, ale teraz nie miało już to dla niej znaczenia.

Zdjęła bluzę i zostawiła ją namoczoną w łazience, po czym zgarnęła świeżą z szafy. Ta nowa nie należała do jej ulubionych i właściwie to sama nie widziała, po co jeszcze trzymała ją na półce. Jak się okazało, nie była to taka zła decyzja; w końcu tego poranka wreszcie się przydała.

Kiedy z powrotem wchodziła do salonu, Tom mieszał jajeczną papkę na patelni. Podświadomie skrzywiła się na ten widok — ona pomieszałaby wszystko w misce. Ale ile osób, tyle sposobów na robienie jajecznicy, dlatego nie zamierzała się wtrącać. Poza tym musiała przyznać, że widok chłopaka gotującego w jej kuchni niezmiernie ją pociągał. Marzyła, by kiedyś w senny sobotni poranek zostać obudzoną przez przepyszny zapach przygotowywyanego w kuchni śniadania, a potem posnuć się za przyjemną wonią do salonu i znaleźć w nim Toma, który z potarganymi włosami szykowałby dla niej najlepszej klasy naleśniki. Przywitałby ją delikatnym pocałunkiem, a ona starałby się odwieść go od gotowania, wtulając się w jego plecy. Tom w końcu uległby dziewczynie i zostawił patelnie w spokoju, zabierając się za znacznie przyjemniejsze zajęcie.

Lecz kiedy stanęła w progu pokoju, zrozumiała, jak odmienna była rzeczywistość od jej marzenia, które zapewne nigdy się nie spełni. Porzuciła czcze myślenie i zamiast, tak jak w wyidealizowanej wizji, zając się chłopakiem, wolała zająć się śniadaniem.

Tom w międzyczasie sięgnął dwa kolejne kubki z wiszącej szafki. Szybko przypomniał sobie, że zostawił jeden w pokoju Any, ale obawiał się, że jeśli opuści salon, to blondynka zabierze się za gotowanie, a tego nie chciał. Dlatego jedynie wstawił wodę w czajniku, tym razem w tym elektrycznym; sam nie pamiętał, kiedy ostatnio takiego używał. Zaczął rozglądać się za jakąś kawą. Musiał wypić jedną, bo czuł, że zaraz zaśnie na stojąco. Unosił po kolei wieczka niewielkich porcelanowych pudełeczek ułożonych symetrycznie na blacie. Jakież było jego zdziwienie, gdy w pięciu z ośmiu takich pudełek znajdowała się szukana przez niego kawę. Cóż, mógł się tego spodziewać po Anie, choć biorąc pod uwagę, jak bardzo dziewczyna narzekała na kawę poza pracą, to jednak wydawało się trochę dziwne.

— Weź tę. — Wskazała na trzecie pudełko od lewej strony. — Powinna ci smakować.

Tom powędrował wzrokiem za dłonią dziewczyny i niepewnie złapał za wskazaną przez nią mieszankę. Nie rozumiał, skąd Ana mogła wiedzieć, co mu zasmakuje, a co nie, ale w kwestii kawy wolał jej zaufać. Już zdążył się przekonać, że pod tym względem była absolutną mistrzynią. Dlatego też uniósł pudełeczko do góry i jeszcze za nim wsypał dwie solidne łyżeczki do kubka, powąchał znajdującą się w środku kawę.

— Pachnie sto razy lepiej niż ta moja — rzucił z pogardą, gdy uświadomił sobie, jaki chłam pił przez całe życie.

— I gwarantuję, że smakuje dwieście razy lepiej.

Ana kiwnęła głową, zachęcając chłopaka do jej wyboru. Posłała mu blady uśmiech, na który Tom odpowiedział podobnym i nie wahając się dłużej, wsypał kawę do kubka. Została jeszcze kwestia tego, czego dziewczyna chciała się napić.

— A ty? Którą wybierasz? — spytał. — Pewnie nie przygotuję jej nawet w połowie tak dobrze jak ty, ale zawsze mogę spróbować.

— I myślisz, że ot tak podam ci sekretny przepis poznany na kursie, za który dałam ponad tysiaka? Zapomnij.

Zaskoczyła go jej odpowiedź. Ana brzmiała poważnie i z początku sądził, że równie poważnie potraktowała ten kawowy temat. Kiedy jednak chwilę później posłała mu głupkowaty uśmiech, zrozumiał, że jedynie się zgrywała. Musiał być naprawdę zmęczony i niewyspany, żeby nie zauważyć sarkazmu.

— Nawet nie będę próbował odpowiadać. Nie mam siły myśleć. — Westchnął i przetarł twarz dłonią, żeby się obudzić. — Mój sarkazm odmówił współpracy i coś czuję, że jeszcze długo nie będę w stanie go używać. Jak to jest, że ty masz jeszcze siłę na takie rzeczy?

Ana wzruszyła ramionami i oparła się o blat.

— Cóż, kobiety są po prostu niezniszczalne.

I trudno było mu się z nią nie zgodzić. Patrząc na wszystko, co przytrafiło się Anie w trakcie tego tygodnia, wierzył, że faktycznie była niezniszczalna. Oczywiście nie chciał testować granic jej możliwości — przeżyła wystarczająco dużo w ostatnich dniach i naprawdę chciał, aby dziewczynie wreszcie przytrafiło się coś dobrego. Dlatego był aż tak zdeterminowany, by zrobić blondynce przepyszne śniadanie i może spróbować się w zawodzie baristy. Czarno to widział, ale liczył, że ze wskazówkami Any uda mu się zaparzyć co najmniej pijalną kawę.

Zajęty wizją swojego baristycznego debiutu nie zwrócił uwagi na drugą, równie ważną rzecz. Nagle poczuł nieprzyjemny zapach spalenizny i zanim uświadomił sobie, skąd dochodził, było już za późno. W jednej chwili rzucił się w stronę kuchenki tylko po to, by znaleźć tam spaloną jajecznicę. W akcie desperacji zdjął jeszcze patelnię z palnika, ale wiedział, że to i tak nic nie da. W kuchni wciąż unosił się duszący dym, a to oznaczało nici z wymarzonego śniadania Any. Ostatecznie złapał za widelec i przemieszał nim niedoszłą jajecznicę. Zamiast przepysznie złocistego koloru doszukał się jedynie tego nieapetycznie brązowego.

— Cholera — mruknął. — Nie tak to miało wyglądać.

— Nawet ja potrafię zrobić jajecznicę — rzuciła sarkastycznie, przedrzeźniając jego słowa sprzed kilku minut.

Spojrzał na nią wymownie, ale zasłużył sobie na takie traktowanie. Obiecał dziewczynie jej weekendowe, tradycyjne śniadanie, a tymczasem skończyło się na spalonej papce. Westchnął zrezygnowany, bo miał wrażenie, że Ana gotując jedną ręką zrobiłaby to lepiej niż on.

Blondynka smętnie przejechała widelcem po patelni, by utwierdzić się w przekonaniu, że to, co się na niej znajdowało, było niejadalne. Naprawdę miała ochotę na tę jajecznicę, ale nic nie mogła na to poradzić.

— Mogę zrobić jeszcze jedną — zaproponował Tom, widząc niemrawą minę dziewczyny.

— Nie ma już jajek — dodała ponuro.

Oparł się o blat i próbował znaleźć inne rozwiązanie, ale jedyne na czym potrafił się skoncentrować, to powstrzymywanie swoich oczu przed zamknięciem. Czuł, że jeżeli zaraz nie napije się kawy, to zaśnie w połowie zdania.

— Dobra, to nie ma sensu. Przecież widzę, że jesteś zmęczony. Spanie na kanapie nie może należeć do przyjemnych rzeczy, w szczególności, gdy tego snu nie było za wiele. — Widziała, jak Tom walczył sam ze sobą, by zachować przytomność. Zrobiło jej się go szkoda, dlatego od razu zaproponowała: — Wróć do domu, ogarnij się, odpocznij. Pogadamy wieczorem.

Nie chciał opuszczać dziewczyny, choć o niczym innym nie marzył bardziej niż o swoim łóżku. Nie był przekonany, co do pomysłu Any. Przede wszystkim nie wiedział, czy dziewczyna będzie gotowa do zmierzenia się z jednoręką rzeczywistością w samotności. Przed oczami stanęła mu wizja gotującej Any, a nie chciał żeby ponownie coś jej się przytrafiło. Było tyle rzeczy, w których mógłby ją wyręczyć, dlatego dziwił się, że zdecydowała się zrezygnować z jego pomocy.

— Dam sobie radę — zapewniła go, ale chłopak wciąż miał wątpliwości.

— Na pewno?

— Na pewno. — Kiwnęła głową. — Poza tym Meg zaoferowała się pomóc.

— To faktycznie lepiej już pójdę. Chyba nie chcę na nią wpaść.

Ana zaśmiała się pod nosem, słysząc z jaką awersją Tom podszedł do domniemanego spotkania z jej przyjaciółką. Ale nie mogła mu się dziwić. Meg nie pałała do niego wielką miłością, wręcz przeciwnie. Ponowne spotkanie tej dwójki, i to jeszcze u niej w domu, nie mogłoby się skończyć dobrze. Dlatego nie zdziwiła się, kiedy taki argument zadziałał na Toma najszybciej.

Chłopak posłał jej nieśmiały uśmiech. Naprawdę był zmęczony, dlatego finalnie przystał na propozycję dziewczyny. Ospale posnuł się w stronę przedpokoju i równie powoli zabrał się za wiązanie butów. Mimo że robił to od przedszkola, to i tak jego palce błądziły i walczyły ze sznurówkami, zamiast najnormalniej w świecie je zawiązać. Nie znał powodu takiego zachowania, ale zanim zdążył się głębiej zastanowić, zrzucił to wszystko na zmęczenie. Doskonale wiedział, że nie powinno go tu być na pierwszym miejscu, a jednak gdzieś z tyłu głowy pojawiła mu się myśl, że wcale nie chciał opuszczać dziewczyny.

W końcu pokręcił głową, po czym wyprostował się z zamiarem odwrócenia się i wyjścia na korytarz. Kiedy jednak stanął twarzą w twarz z Aną, uznał, że wypadałoby się z nią w jakiś sposób pożegnać. Nie do końca wiedział, w jaki sposób powinien to zrobić, z czego wyniknęła naprawdę niezręczna sytuacja. Na szczęście blondynka zdecydowała się przerwać przedłużającą się ciszę.

— Zadzwonię do ciebie wieczorem. — Złapała za klamkę i przekręciła zamek, by finalnie otworzyć drzwi. — Mam nadzieję, że nie będziesz już spał.

— Nie byłbym tego taki pewien — zaśmiał się pod nosem, choć w głębi duszy wiedział, że to wcale nie był żart.

Ana spojrzała na niego wymownie i posłała mu blady uśmiech, po czym klepnęła go dwa razy w ramię, sugerując, by już poszedł. Tom skorzystał z oferty dziewczyny i chwilę później zniknął za drzwiami.

Ana kolejny raz została sama, choć tym razem nie przeszkadzała jej samotność. Kiedy ponownie znalazła się w kuchni, żadna z rzeczy pozostawionych przez chłopaka nie miała dla niej przesadnie emocjonalnej wartości. Po prostu wrzuciła patelnie do zlewu, podobnie jak kubek zostawiony w sypialni. Włączyła głośną muzykę, która zagłuszała jej myśli, kiedy ponuro zalewała płatki mlekiem. Robiła wszystko tak, jakby to był kolejny regularny dzień, a nie nadzwyczajna niedziela. Musiała w ten sposób wytrzymać do przyjścia Meg. Dopiero przy przyjaciółce mogłaby się rozkleić. Teraz było jeszcze za wcześnie. Dlatego też smętnie zajadała zbyt słodkie płatki, patrząc przez okno na puste ulice jej ukochanego miasta.

Na blacie wciąż stał kubek z niezaparzoną kawą i Tom całą drogę do domu żałował, że nie został chwili dłużej. 




~~~

Mała prywatka od autorki.

Przemilczmy dzień publikacji tego rozdziału i przejdźmy dalej. (Nie żebym w ostatnim miesiącu spała tylko jedną noc w domu...). Przed nami ostatni rozdział tego opowiadania i zostanie nam tylko epilog, w którym wreszcie dowiecie się, co też takiego zaplanowałam na zakończenie tego opowiadania. Jesteście ciekawi? 

Życzę miłego dnia.

PS Może jestem dziwna, ale ja naprawdę nie lubię jajecznicy.

PS2 Wraz z publikacją epilogu do tego opowiadania, pojawi się też prolog do mojego następnego projektu. To tak żebyście nie tęsknili za bardzo za moim pisaniem. Ale ciiiii... Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro