①⑨ 𝒮𝒶𝓉𝓊𝓇𝒹𝒶𝓎
Nie chciał zostawiać Any samej z butelką wina, ale i on musiał skorzystać z łazienki. Chciał chociaż przetrzeć twarz zimną wodą — w przeciwnym razie chyba zasnąłby na stojąco. Blondynka zaproponowała, że może użyć jednego z ręczników z szafki pod umywalką, a on z chęcią przystał na tę propozycję. Chwilę potem zniknął z kuchni na kilka minut.
Kiedy wrócił, zastał Anę uzupełniającą swój kieliszek. Musiał przyznać, że szło jej to nadzwyczaj sprawnie, biorąc pod uwagę, że robiła to lewą ręką. Martwił się tylko, że był to kolejny kieliszek w przeciągu kilku minut, dlatego zdecydował się wyjaśnić jej parę spraw.
— Zaznaczyłem ci leki, które musisz wziąć jutro rano. — Wskazał na kartkę, która leżała na blacie. Liczył, że na samo ich wspomnienie Ana zastopuje z piciem.
— Nie chcę teraz o tym rozmawiać — rzuciła stanowczo.
Spojrzał na nią niepewnie. Przeczuwał, że to nie mogło być dla niej łatwe, ale musiał wbić jej do głowy parę rzeczy, do których będzie musiała przyzwyczaić się w kolejnych dniach, a nawet tygodniach. Ana nie chciała o tym myśleć; jeszcze miała czas na zrozumienie i pogodzenie się ze swoim stanem. Nie chciała wyjść na niemiłą, ale Tom wspominający o lekach okropnie ją zdenerwował. Oczekiwała od niego tylko jednego słowa, ale ciężko doczekać się czegoś, czego nie doczekała się przez cały tydzień.
— Nie rozmawiajmy o tym, co się dzisiaj stało — poprosiła łagodniej. — Po prostu... nie chcę. Nie teraz.
Machnęła dwa razy nogami swobodnie zwisającymi z blatu i spojrzała w głąb swojego kieliszka. Obróciła go w dłoni i po wcześniejszym przejrzeniu się purpurowej cieczy, wypiła całą jej zawartość. Pomogło. Odkąd zaczęła zwalczać ból tą niekonwencjonalną metodą, wszystko wydawało się łatwiejsze. Ręka była jakaś lżejsza, a i ona czuła się swobodniej, choć jeszcze nie na tyle by rozgrzebywać całą dzisiejszą sytuację. Bała się, że w takim stanie powie o dwa słowa za dużo, a tego nie chciała.
Musiała mocno pilnować się za każdym razem, gdy Tom próbował małymi gestami pomóc jej tego wieczoru. Irytowała go jego pomocność — miała wrażenie, że była sztuczna. Trudno było jej rozpoznać, skoro przez cały tydzień nie miała styczności z tą wersją chłopaka. Dlatego myśl, że musiała dopiero złamać rękę, by wywołać w nim choć trochę empatii, przyprawiała ją o kolejny ból, który musiała zapić.
Tom nie znał jej wewnętrznych rozterek, ale chyba faktycznie próbował dać z siebie wszystko i ułatwić dziewczynie poszpitalne życie, by zagłuszyć coraz głośniejsze wyrzuty sumienia. Nie wiedział jednak, że jego pomoc była odwrotna w skutkach.
Ana ponownie sięgnęła po butelkę, by uzupełnić kieliszek, ale uprzedził ją, kładąc rękę na szkle.
— Myślę, że tyle wystarczy. — Spojrzał na nią wymownie.
Już od jakiegoś czasu zauważył, że jej policzki zrobiły się lekko czerwone, a wzrok lekko mętny. Nie znał dziewczyny na tyle, by wiedzieć, jak zachowuje się po alkoholu, ale tak szybko wypite kieliszki wina, uderzyłyby do głowy każdemu. A nie miał pojęcia jak zajmować się pijaną dziewczyną z gipsem na ręce.
Anie wcale ten komentarz nie przypadł do gustu. Jedynie zdenerwowała się na kolejną pseudoopiekunńczą radę, którą zdecydowała się zignorować. Sięgnęłą po coś, co stało prawie nietknięte, a co najważniejsze w danym momencie, nie było pilnowane przez chłopaka — jego kieliszek.
— A ja myślę, że nie. — Uśmiechnęła się i umoczyła usta w jego winie.
Tego się nie spodziewał i jako przegrany musiał obserwować triumf blondynki nad jego antyalkoholowym reżimem. Nie mógł przecież wyrwać jej kieliszka z ręki, choć i taka myśl przeszła mu przez głowę. W końcu chodziło tu o jej dobro i zdrowie. A im dłużej Ana opierała się zdrowemu rozsądkowi, tym bardziej Tom chciał się napić. Z tym że nie miał na myśli wina.
W końcu odwrócił się i z założonymi rękami oparł się o blat. Ana od razu zauważyła jego przegraną i zrezygnowaną postawę. Po chwili zastanowienia dodała:
— Jak kiedyś sobie coś złamiesz, to kupię ci najlepsze wino, na jakie mnie stać, zgoda?
Sama nie wiedziała, czy chciała tym zdaniem podziękować mu za mimo wszystko łagodne potraktowanie jej picia, czy może dać mu mały pstryczek w nos i pokazać, że wyszła na swoim. Tom wzruszył ramionami na uwagę dziewczyny. On zdecydowanie zrozumiał to w tym drugim znaczeniu. Chciał jednak zakończyć tę dziwną rywalizację, dlatego rzucił w swoim stylu:
— To w takim razie już wisisz mi jedno wino. — Spojrzał na nią przez ramię, by zobaczyć jej reakcję. Tak jak się spodziewał, Ana uniosła brew, spodziewając się wyjaśnień. — Jak miałem pięć lat, zleciałem z roweru i złamałem sobie rękę. Wtedy nie mogłem pić, dlatego teraz mi się należy.
Była to pokrętna logika, ale przypadła jej do gustu, podobnie jak szelmowski uśmieszek, którym obdarzył ją chłopak. Szybko zaczęła zastanawiać się, czy wino, którym raczyła się teraz, było odpowiednie. Odwróciła się i ponownie złapała za butelkę, ale tym razem w taki sposób, by łatwiej było przyjrzeć się etykiecie. Nazwa niewiele jej mówiła, ale wyglądała drogo. Dostała je dawno temu od matki, ale nie pamiętała już z jakiej okazji.
— To nie jest wcale takie złe.
Wyciągnęła rękę przed siebie, by pokazać mu etykietę. Tom nie musiał spoglądać na nią drugi raz; już przy otwieraniu butelki napatrzył się do woli. Wtedy uznał ją za niewartą zapamiętania, to i teraz nie czuł takiej potrzeby. Nie chciał jednak zasmucić starającej się dziewczyny, dlatego odwrócił głowę i przytrzymał delikatnie butelkę od dołu.
Chwilę później żadne z nich nie zrozumiało swoich intencji, bo kiedy on myślał, że dziewczyna zabierze butelkę, Ana sądziła, że zrobi to Tom. Oboje rozluźnili uchwyt i zanim się obejrzeli szkło roztrzaskało się na białych kuchennych kafelkach.
Oboje spojrzeli się na siebie zaskoczeni. Nie sądzili, że tak to się skończy. Oczywiście było to zwykłe nieporozumienie, ale Ana wiedziała swoje. Została właśnie pozbawiona swojego najlepszego lekarstwa, a to wystarczyło, by przestała myśleć racjonalnie. Niemal zeskoczyła z blatu, zupełnie nie przejmując się, że mogła nadepnąć na kawałek szkła. Czuła się zdradzona, ponieważ miała wrażenie, że chłopak zrobił to specjalnie, tylko po to, by przestała pić.
Dla Toma był to zwykły przypadek, ale mimo wszystko poczuł się winny, że nie przewidział takiego ruchu dziewczyny. Szybko ukląkł na podłodze i zaczął sprzątać nieprzyjemnie wyglądający bałagan. Ana zrobiła to samo, tyle że kompletnie rozdrażniona. Ze złością łapała kolejne kawałki szkła i prędzej czy później z takim podejściem musiała zaciąć się jednym z nich.
— Cholera.
Przeklęła i natychmiast wpakowała sobie zakrwawiony palec do ust. Słodka krew miała zupełnie odmienny smak niż czerwone wino, ale Ana nie odczuła dużej różnicy — lubiła oba. Ponownie spojrzała na swoją dłoń, mając nadzieję, że jej rana nie jest poważna. Zirytowała się, kiedy zobaczyła kolejne krople krwi.
— Pokaż to.
Tom wyciągnął rękę; chciał zobaczyć, co stało się Anie. Wiedział, że ze szkłem nie było zabawy, dlatego tak zależało mu, by zbadać jej, jeszcze sprawną, lewą rękę. Dziewczyna jednak nie dała się dotknąć i szybko zabrała dłoń.
— Nie wygłupiaj się, przecież widzę krew — nalegał i chciał przysunąć się bliżej, ale ona znów uciekła.
Nie rozumiał jej zachowania, a Ana wciąż uparcie trzymała dłoń przy sobie. Ten niewinny gest Toma, w parze ze zmęczeniem, jak i czerwonym winem, sprawił, że blondynka wreszcie pękła.
— Dlaczego nagle zrobiłeś się taki opiekuńczy, co? — rzuciła pełna pretensji.
Chłopak obrzucił ją pytającym spojrzeniem, nie rozumiejąc, co miała na myśli. Zrobił coś źle? Oczywiście poza złamaniem jej ręki, wydawało mu się, że wszystko było dobrze. Rozumiał, że dziewczynie mógł nie przypaść do gustu jego opór przy otwieraniu wina czy komentarze w sprawie leków, ale przecież nie mógł być aż tak obojętny. Chciał jej pomóc, skąd więc to dziwne pytanie blondynki? Nie umiał się przed nim obronić, a ona nie zamierzała przestać.
— Nie patrz tak na mnie. Odkąd przyjechaliśmy do szpitala, jesteś zupełnie innym człowiekiem. Przez ostatnie godziny poświęciłeś mi więcej uwagi niż przez cały tydzień. Dlatego powiedz mi, co się zmieniło?
Wraz z tym zdaniem cały jej plan nie rozmawiania o tym dniu poszedł z dymem. Doskonale wiedziała, że jeśli zacznie, to wyzna wszystko, co leżało jej na sercu. A kiedy w związku z wypitym winem zniknęły ostatnie bariery, które powstrzymywały ją przed szczerą rozmową, emocje wzięły górę i nie było już odwrotu.
Tom nie miał prawda wiedzieć, w co się pakuje. Mógł coś przeczuwać, widząc zmianę w nastawieniu blondynki i tym razem niespowodowaną zwykłym zmęczeniem. Zaczęła kwestionować jego zachowanie, gdy wszystko, co chciał zrobić, to pomóc dziewczynie. Czy naprawdę poświęcał jej więcej uwagi niż przez cały tydzień? On nie odczuł tego w ten sposób, dlatego najspokojniej, jak tylko potrafił, dodał zgodnie z prawdą:
— Chcę ci pomóc.
— Pomóc? — To słowo sprowokowało Anę jeszcze bardziej. — Teraz chcesz mi pomóc? Popatrz. To tylko zwykłe zacięcie. Jak to mówiłeś? Ach tak. Mam dwadzieścia dwa lata, potrafię sobie przykleić plaster.
Wyciągnęła przed siebie skaleczoną dłoń, która tym razem była mocno zakrwawiona. Nie była to głęboka rana, ale dziewczyna zamykając dłoń w pięść, jedynie rozmazała krew. Tom nie mógł o tym wiedzieć, dlatego podświadomie zrobił krok do przodu. Zanim zdołał pomyśleć, zadziałał dość instynktownie i ponownie wyciągnął rękę, by przyjrzeć się rannej dłoni. Ten gest jedynie jeszcze bardziej rozgniewał Anę, która natychmiastowo odepchnęła zbliżającego się chłopaka, nie dając mu możliwości wytłumaczenia się.
— Jeśli chcesz mi pomóc, to gdzie byłeś dzisiaj rano, gdy na podłodze zwijałam się z bólu? Gdzie byłeś gdy w szpitalu biegałam za lekarzami? Cholera, gdzie byłeś, kiedy nas napadli? No gdzie?! Skoro tak bardzo pałałeś się do pomocy, to były odpowiednie momenty.
Podniosła głos i nie zamierzała schodzić z tonu. Denerwowała ją jego niekonsekwencja i choć nie oczekiwała, że chłopak będzie superbohaterem, to spodziewała się, że przynajmniej przeprosi ją za to, za co powinien. A skoro wciąż nie doczekała się tego jednego słowa z ust chłopaka, to musiała o nie zawalczyć.
— Nie wiem, co siedzi ci w głowie, nie wiem, co myślisz, co czujesz... próbuję się dowiedzieć, ale chyba nigdy się nie dowiem. Mogę nie być dla ciebie nikim ważnym, ale nie sądzisz, że należą mi się jako człowiekowi jakieś przeprosiny? Tak trudno... tak trudno powiedzieć jedno przepraszam? Za to co stało się w czwartek, środę... dzisiaj? Za ten tydzień? Naprawdę tego nie widzisz?
Chciał protestować, ale powstrzymała go machnięciem ręki. Głos niemal ugrzązł jej w gardle, kiedy próbowała dokończyć zdanie. Podobnie było ze łzami, które w niebezpiecznych ilościach zaczęły napływać jej do oczu. Próbowała z nimi walczyć, ale nie wszystkie dało się pokonać. Niektóre spłynęły jej powoli po policzku i dopiero mokra skóra przypomniała blondynce, że to nie było wszystko, co leżało jej na sercu. Pociągnęła nosem i wytarła pojedyncze łzy, zostawiając na policzku niewielką, czerwoną smugę.
— Wiem, że w poniedziałek powiedziałeś, że nie zrobisz nic, czego nie będziesz chciał, ale nie sądziłam, że... że... będę dla ciebie aż tak obojętna.
Niemal rozpłakała się, wypowiadając ostatnie zdanie. Nie sądziła, że mogła się aż tak pomylić. Momentalnie zaczęła żałować, że kiedykolwiek wpadła na tak głupi pomysł i zaproponowała chłopakowi ten zakład. Gdyby tego nie wymyśliła, spędziłaby kolejny zapracowany tydzień, ale przynajmniej miałaby sprawną rękę, całe serce, poukładane myśli i jeden traumatyczny napad mniej w swoim życiu.
I choć wiedziała, że sama była sobie winna, to nie sądziła, że czyjaś obojętność może ją aż tak bardzo skrzywdzić.
Kiedy poczuła kolejną łzę spływającą po jej policzku, ponownie przetarła policzek dłonią. Musiała szybko się ogarnąć, bo nie chciała już dłużej się nad sobą użalać. Musiała pokazać, że pomimo wszystkiego, co jej się przytrafiło, potrafiła być silna. Pociągnęła nosem, wzięła dwa głębokie wdechy i ponownie spojrzała na Toma.
Stał przed nią i wsłuchiwał się uważnie we wszystkie postawione mu zarzuty. Miała wrażenie, że nawet po tym, co mu przed chwilą powiedziała, on wciąż nie zamierzał się bronić. Odebrała jego bezsilność jako kolejną oznakę obojętności, a na nią nie mogła już dłużej patrzeć.
— Nie chcę twojej litości ani wyrzutów sumienia. Możesz iść, poradzę sobie sama. — Wskazała na wciąż rozsypane szkło na kuchennej posadzce.Oczywiśnie nie chodziło jej tylko o sprzątanie. Po prostu chciała jak najszybciej zostać sama. I choć taki komentarz w zupełności wystarczył, to nie potrafiła się powstrzymać i złośliwie dodała: — Jeśli jednak nadal tak palisz się do pomocy, to wyślę ci mailem rachunek za leczenie.
Przyjęła raczej ofensywną postawę i oczekiwała, że chłopak pójdzie za jej sugestią i wyjdzie z mieszkania. Skoro nie miał zamiaru nic powiedzieć, to nie widziała powodu, dla którego miałby wciąż tu stać.
Tom od dłuższego czas przyglądał się dziewczynie w ciszy. Wiedział, że czegokolwiek by nie powiedział i tak przysporzyłby sobie jeszcze więcej kłopotów. Bezpieczniej było pozwolić Anie się wygadać, a nawet wykrzyczeć wszystko, co leżało jej na sercu, niż się z nią kłócić. Zresztą i tak nie było sensu się z nią spierać. Miała rację.
Wiedział, że słowa mu nie pomogą, dlatego próbował przekonać Anę spojrzeniem, ale szybko odwróciła wzrok — nawet ta szansa została mu odebrana. To naprawdę był koniec. Nie pozostawało mu nic innego jak uszanować prośbę, a raczej żądanie, dziewczyny. Wziął głęboki wdech i nie zwracając uwagi ani na rozsypane szkło, ani na kałużę wina, przepchnął się obok blondynki i wyszedł z mieszkania.
Kiedy usłyszała zamykające się za nim drzwi, nie wytrzymała i po prostu się rozpłakała. Za długo próbowała być silniejsza, niż faktycznie była, i potrzebowała takiej chwili słabości. Była zmęczona, lekko pijana, a przede wszystkim skrzywdzona i nie miała już siły walczyć sama ze sobą. Dlatego też złapała za swój kieliszek, który wciąż stał na blacie i za jednym razem opróżniła jego zawartość. Dopiero gdy odstawiała szkło, zauważyła jak brudne było. Chwilę zajęło jej, zanim uświadomiła sobie, że to ona zostawiała na nim ślady, brudząc kieliszek zakrwawioną ręką.
— Cholera — zaklęła, przyglądając się swojej dłoni.
Faktycznie nie wyglądała najlepiej, choć Ana wcale nie odczuwała skutków niewielkiego kuchennego wypadku. Zrozumiała jednak, dlaczego Tom aż tak przejął się stanem jej rany; wyglądała naprawdę poważnie. A ona po prostu rzuciła tekstem o samodzielnym przyklejeniu plastra? Żałosne.
Musiała szybko przekonać się o rzeczywistym stanie swojego skaleczenia, dlatego posnuła się do łazienki. Stanęła nad umywalką i zaczęła obmywać ranę zimną wodą, która szybko zabarwiła się na purpurowo. Dokładnie obmywała dłoń, ale jej myśli były zupełnie gdzieś indziej. Miała wrażenie, że jej serce krwawiło w ten sam sposób, co jej palec — powoli i umiarkowanie. Nie na tyle by zagrozić jej życiu, ale wystarczająco, by widziała wokół siebie zbyt dużo czerwieni.
Zaczęła zastanawiać się, czy dobrze zrobiła, dzieląc się tym wszystkim tak wcześnie. Ale czy byłby na to lepszy moment? Już od dawna siedziało jej to na sercu, to wszystko, co Tom mógł zrobić, a czego nie zrobił. Długo sądziła, że to jej wina, że nie powinna stawiać tak wielkich wymagań komuś, kogo w ogóle nie znała. Wyidealizowała sobie mężczyznę z kawiarni i sądziła, że wszystko skończy się tak, jak zaplanowała. Musiała być głupia, skoro sądziła, że na sam koniec się nie rozczaruje. Nie można przecież zawieść się na kimś, jeśli nie ma się żadnych oczekiwań. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Może wtedy nie spłukiwałaby krwi z dłoni odrętwiałej od zimnej wody, mając drugą rękę w obszernym gipsie.
Tom był wszystkim tym, czego nie szukała w mężczyznach, a jednak wciąż czuła się źle z tym, że wyrzuciła go za drzwi. Wiedziała, że tak powinna była zrobić, ale wystarczyło jedno spojrzenie na nożyczki, które wciąż leżały na umywalce, by zmieniła zdanie.
Przypomniała sobie chwilę sprzed kilkudziesięciu minut, kiedy chłopak rozcinał jej koszulkę. Mogłaby przysiąc, że z powrotem poczuła jego miękkie kosmyki między palcami i chłodny metal na swoim ramieniu, gdy Tom na chwilę stracił kontrolę. Nie mogła przestać myśleć o tym zajściu, a wtedy przecież nie była na niego zła, wtedy za nic w świecie nie wyrzuciłaby go za drzwi.
Powiodła wzrokiem dalej, lądując na swojej zniszczonej już koszulce, którą zostawiła na pralce i jej ciało zalało to samo uczucie, jakie towarzyszyło jej, gdy chłopak ściągnął z niej obcisły materiał. Wtedy oboje czekali na coś, co nigdy nie nadeszło, ale ona doskonale wiedziała, że wystarczyłaby jedna iskierka, by ten wieczór skończył się zupełnie inaczej.
I to był właśnie jeden z tych momentów, przez które nie mogła się zdecydować, jeden z tych, przez które wciąż dawała sobie szansę, jeden z tych, których nie żałowała w tym pechowym tygodniu. Próbowała wmówić sobie, że dobrze zrobiła pozbywając się chłopaka, ale doskonale wiedziała, że część jej wcale nie chciała tego zrobić. Zupełnie jakby jej serce i rozum toczyły ze sobą wojnę, a ona była dla nich zwykłym polem bitwy.
Właśnie od tego rozbolała ją głowa. Czerwony napój bogów przestał już łagodzić ból, a jedynie sprawiał, że była bardziej zmęczona. Podniosła głowę, by spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Zdziwiła się, widząc krwistą smugę na policzku, ale szybko zmyła ją wodą - krew i łzy nigdy nie były jej ulubionym połączeniem. Postanowiła też rozpuścić włosy; bez swoich warkoczy czuła się kompletnie bezsilna, ale właśnie taka była w tej sytuacji. Dlatego gdy jej blond kosmyki spadły zdecydowanie niżej niż biust, Ana wiedziała już, że to koniec na dzisiaj.
Wyszła z łazienki ze świeżym plastrem na palcu i dziwnym przeczuciem. Nigdy nie słuchała takich głupot, ale tym razem nie usłuchała zdrowego rozsądku. Wszystko mieszało jej się w głowie i normalnie przespałaby się z nowym problemem, ale tym razem wiedziała, że sen nie miał sensu. Pomimo zmęczenia, ból nie dawał jej spokoju i czuła, że nie zaśnie tak szybko jakby chciała. Kolejne leki nie wchodziły w grę, a to oznaczało najgorszą noc w jej życiu.
Dlatego, gdy zegar wybił północ, Ana złapała za klamkę i wyszła na korytarz.
Mała prywatka od autorki.
No i mamy ostatnią sobotę w sobotę, bo to, co dzieje po północy, musimy już zaliczyć do niedzieli, która będzie... Tak, zgadliście. W niedzielę 😂
Zbliżamy się już do końca naszego tygodnia. Wiem, że macie podzielone zdania w kwestii zakończenia. Zobaczymy, czy uda mi się sprostać oczekiwaniom.
Życzę miłego życia.
PS Muszę się pochwalić, że wczoraj udało mi się pokonać trasę Szczecin - Łódź zamiast jednym pociągiem w 7h, to po dwóch przesiadkach w 13h z powodu zerwanej trakcji. Tak więc 6h opóźnienia, stanie w polu, noc w pociągu i takie tam. Kocham PKP.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro