①⑦ 𝒮𝒶𝓉𝓊𝓇𝒹𝒶𝓎
Ana bardzo szybko dodała narodową służbę zdrowia do listy znienawidzonych przez siebie rzeczy. Ledwo co czuła swoją prawą rękę, ale zanim ktokolwiek mógłby jej pomóc, musiała czekać w kolejce do rejestracji i wypełnić tonę papierów. Oczywiście była zmuszona użyć do tego lewej ręki, przez co zajęło jej to kolejną godzinę. Dlatego pozwalała sobie na bluzganie co drugie słowo i sama już nie wiedziała, czy robiła to z bólu, czy ze zdenerwowania.
Tom z Alexem okazali się być w szpitalu kompletnie bezużyteczni, bo i tak Ana musiała załatwić wszystko sama, choć była ogromnie wdzięczna brunetowi za to, że tak szybko przywiózł ją na miejsce. Chciała wierzyć, że i Tom pomoże jej w jakiś sposób, choćby jako moralne wsparcie, ale chłopak wciąż nie przejawiał podobnych chęci. Prawda była taka, że wciąż nie potrafił wybaczyć sobie, że po prostu upuścił Anę na podłogę, rujnując jej przy tym nie tylko sobotę, ale zapewne i przyszły miesiąc.
Tak więc, kiedy Ana walczyła o swoje z nad wyraz niemiłą babą w rejestracji, on siedział załamany na jednym z korytarzowych krzeseł i przyglądał się całemu zdarzeniu z daleka. Nie mógł powstrzymać natrętnego odruchu i zaczął bawić się gumką do włosów, którą ściągnął po jednej dosadnej uwadze Alexa. Brunet od jakiegoś czasu przyglądał się swojemu przyjacielowi. W końcu nie wytrzymał i stanął nad nim, łapiąc się pod boki. Wpatrywał się w niego wymownie, dopóki Tom wreszcie nie podniósł wzroku. Chłopakowi nie spodobało się dziwne zachowanie bruneta, dlatego szybko wzruszył ramionami.
— Co?
— Co, co? Kiedy miałeś zamiar mi o niej powiedzieć?
Alex niemal od razu wskazał na Anę. Uważał, że należały mu się jakieś wyjaśnienia, dlatego zirytował się, kiedy jego przyjaciel ponownie wbił wzrok w podłogę.
— No już nie udawaj. — Szturchnął go w ramię. — Przecież widzę, że ze sobą kręcicie. Stary, kiedy wchodziłem do mieszkania, nosiłeś ją na rękach, nie powiesz mi teraz, że...
— Wiem, wiem, nie musisz mi o tym mówić. — Tom machnął ręką, skutecznie uciszając nazbyt rozentuzjazmowanego chłopaka.
Westchnął i powoli kiwnął głową, sugerując, że wszystko mu zaraz wyjaśni. Po części uspokojony Alex zajął miejsce tuż obok swojego przyjaciela i oparł ręce na kolanach, pochylając się w jego stronę. Tom z kolei wyprostował się i wziął głęboki wdech. Chciał uniknąć tej konwersacji, choć w tym momencie nie było już od niej ucieczki. Znali się z Alexem bardzo długo i mówili sobie w zasadzie o wszystkim, dlatego wiedział, że brunet nie odpuści.
— To kelnerka — zaczął powoli. — Pracuje w tej kawiarni blisko mojego domu, wiesz, tej do której chodzę w poniedziałki. Ostatni raz, jak tam byłem, przyniosła mi kawę i jednocześnie przyznała, że się we mnie zakochała.
— Żartujesz, prawda? I trafiła ci się taka dziewczyna?!
Alex nie mógł uwierzyć w absurdalnie brzmiącą historię. Sam nieraz musiał natrudzić się, żeby zdobyć dziewczynę, a tymczasem jego przyjacielowi takowa sama się zdobyła. Mógł jedynie cieszyć się za swojego kumpla; gdy patrzył na blondynkę, uważał ją za jedną z atrakcyjniejszych dziewczyn jakie miał okazję poznać. Trochę żałował, że to nie jemu trafił się ten zaszczyt, ale doskonale znał swoje miejsce. Dziewczyny kumpli były nietykalne.
Tom podążył wzrokiem za ręką Alexa, która w przypływie emocji wskazała na Anę. Zupełnie jakby chciał z daleka przedstawić mu atuty dziewczyny, z tym że kompletnie nie musiał. Tom doskonale wiedział, że blondynka była jedyna w swoim rodzaju. Choć nie wiedział, czy była to dobra cecha.
— Sam nie wiem — wydukał pod nosem.
— Nie wiesz? — Alex niemal nie spadł z krzesła, słysząc wahania przyjaciela. — Ja ci szybko pomogę się zdecydować. Gdzie ty masz oczy w ogóle?
— Znamy się na tyle długo i wiesz, że nigdy nie patrzyłem na dziewczyny w ten sposób.
Spojrzeli na siebie, obaj równie poważnie. Znali się bardzo długo i przyjaźnili jak nikt inny, ale pod tym względem byli zupełnie różni — może właśnie dlatego ich przyjaźń tyle przetrwała. Alex od zawsze podobał się dziewczynom i nigdy nie próbował się z tym kryć, a raczej wykorzystywał to, kiedy tylko mógł. Nigdy nie był stały w uczuciach, zawsze znajdował kolejną, jeszcze ładniejszą od poprzedniej. Tom nie rozumiał takiego wyboru kumpla, ale go nie krytykował. Podobnie jak i Alex nie rozumiał romantycznej pogoni swojego przyjaciela za czymś, czego nie można znaleźć po pierwszym spojrzeniu na potencjalną wybrankę. I o ile zawsze wolał przemilczeć ten temat, tak teraz zdecydował, że musi interweniować.
— To może czas najwyższy tak na nie spojrzeć. Jeśli wciąż będziesz szukał tej swojej bratniej duszy, to skończysz sam z tymi cholernymi kaktusami na oknie. Dostałeś tak niewyobrażalnie dobrą szansę od losu. Mógłbyś to wykorzystać.
— To nie żadna szansa od losu. To zwykły zakład — rzucił bez przekonania, a kiedy Alex posłał mu zmieszane spojrzenie, dodał: — Dokładnie tak. Założyliśmy się. Dała mi tydzień, bym mógł się w niej zakochać. W przeciwnym razie obiecała odejść tak, jakbyśmy się nigdy nie znali.
Sądził, że to uspokoi Alexa, a on przestanie wreszcie dawać mu jakieś niestworzone rady i zajmie się sobą, a nie jego dziwnym problemem. Ale czy naprawdę chciał, aby jego przyjaciel przestał dawać mu pomocną dłoń? Chyba gdzieś w środku potrzebował takiej męskiej rozmowy, jakiś wytycznych, co ma robić, ale za nic w świecie nie przyznałby się do tego. Przecież faceci nie rozmawiają o emocjach, a już na pewno nie o swoich rozterkach miłosnych. Wiedział, że będzie długo bił się z myślami, ale musiał rozwiązać to sam.
— Dlaczego mam wrażenie, że robisz wszystko, by tak właśnie się stało? — westchnął Alex, widząc ponurą minę przyjaciela.
— To... nie był łatwy tydzień.
— Cholera, Tom, czy ty zawsze musisz być takim sarkastycznym gburem? Przecież to nigdy nie działa. Naprawdę mam ci tłumaczyć, jak się podrywa dziewczyny?
Alex był gotowy zrobić wszystko, by tylko zmusić swojego przyjaciela do działania. Nie widział, na jakim poziomie znajomości byli z Aną, ba, godzinę temu nawet nie wiedział, że Tom ukrywa przed nim atrakcyjną blondynkę. Brunet doskonale znał wszystkie historie miłosne swojego kumpla, dlatego tym razem musiał dopilnować, by wszystko skończyło się po jego myśli.
Tom skrzywił się słysząc propozycję Alexa. Nie potrzebował tego rodzaju pomocy, doskonale wiedział, jak to się robi. Jego problem polegał na czymś zupełnie innym, dlatego wolał go jasno przedstawiać brunetowi.
— To działa, kiedy one mają się w nas zakochać. A tu jest na odwrót. Co robić, kiedy to ja mam się zakochać? Nie potrafię tego zrobić w tydzień.
Zrezygnowany oparł głowę na dłoniach i zapatrzył się w stojącą w kolejce blondynkę. To nie tak, że kompletnie mu na niej nie zależało. Zdążył się do niej przekonać — z dnia na dzień przestała wydawać mu się jedynie rozentuzjazmowaną kelnerką, a stała się naprawdę wartościową i godną podziwu kobietą. Ale chyba wciąż nie potrafił wyobrazić sobie ich romantycznej relacji — nie pasowali do siebie. A nawet jeśli jakimś cudem byli sobie pisani, to jeszcze nie czuł tego, co powinno się czuć w takich relacjach. A skoro do końca ich zakładu zostało już tylko półtora dnia, to chyba nie było sensu próbować.
Alex zauważył zmianę nastawienia swojego przyjaciela. Miał wrażenie, jakby Tom w ogóle się poddał, a nie mógł pozwolić, by tak się stało. Musiał zacząć działać, dlatego chwilę później spytał:
— Dasz mi jej numer?
— Słucham?
Tom miał wrażenie, że się przesłyszał. Właśnie nie został zapytany o to, o co sądził, że został zapytany, prawda? Nie po tej całej motywacyjnej konwersacji. Spojrzał ostrzegawczo na Alexa, który jedynie wzruszył ramionami.
— No skoro tak stawiasz sprawę, to chyba mogę mieć u niej jakieś szanse. Jest sobota, a po tym, co mi właśnie powiedziałeś, wychodzi na to, że za dwa dni kończy się ten wasz zakład i Ana będzie wolna. A poza tym bez urazy — tu szturchnął Toma w ramię — ale to ja jej bardziej pomogłem dzisiaj rano. Wiesz, teraz pewnie muszę być dla niej bohaterem, a szkoda by było tego nie wykorzystać. Wiesz, panny lecą na superbohaterów. To jak będzie? Chyba się nie obrazisz, nie?
Tom słuchał, ale z każdym kolejnym słowem nie wierzył w to, co słyszał. To był jakiś absurd. Alex jeszcze przed chwilą próbował dawać mu rady, a teraz nagle stanął po drugiej stronie? Zawsze był specyficzną osobą, w szczególności jeśli chodziło o relacje damsko-męskie, ale tego nie spodziewał się po swoim przyjacielu. I o ile uważał go za swojego brata, to nie życzył Anie zostania jednym z kolejnych imion na jego liście. A nawet gdyby Alex zdecydował się zmienić i uczynić z blondynki swoją pierwszą długoterminową dziewczynę, to nie wiedział, czy byłby w stanie normalnie się z nimi widywać — to byłoby niezręczne dla całej ich trójki. Dlatego też po chwili pokręcił głową.
— Zapomnij, nie dam ci jej numeru.
Alex spodziewał się takiej odpowiedzi, ale liczył na konkretny powód jego odmowy. Kiedy nie doczekał się niczego poza niepewnym spojrzeniem swojego przyjaciela, zdenerwował się i gwałtownie wstał.
— To sam go sobie wezmę.
Chciał ruszyć w stronę rejestracji, przy której wciąż stała blondynka, ale nie dane mu było nawet zrobić kroku. Tom złapał go za nadgarstek i nie pozwolił mu się ruszyć. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił. Zadziałał spontanicznie, może nawet podświadomie, zupełnie jakby coś w nim, o czym nie miał pojęcia, zadecydowało za niego. A im dłużej trzymał kumpla za nadgarstek, tym bardziej niezręcznie się robiło. Wymienili jedno długie, ale znaczące, spojrzenie, po którym Alex wreszcie się przyznał.
— Ha! Wiedziałem. Zależy ci na niej. Co mam jeszcze zrobić, żeby to do ciebie dotarło?
Złapał się pod boki i czekał aż Tom wreszcie zrozumie, że zdradziła go jego podświadomość.
— Czekaj, czyli że... — próbował zrozumieć, co się przed chwilą wydarzyło.
Alex przewrócił oczami. Wcale nie miał zamiaru umawiać się z blondynką, mimo to, że faktycznie mu się spodobała. Przyjaciela stawiał ponad wszystko inne i nie mógłby mu tego zrobić. Chciał go po prostu sprowokować. Doskonale wiedział, że dla Toma dzielenie się własnymi przemyśleniami nie było wcale łatwe, dlatego musiał w dość radykalny sposób wyciągnąć z niego istotne informacje.
— Naprawdę uważasz, że jestem takim chujem, by odbić ci panienkę? — zaśmiał się pod nosem Alex, nie dowierzając, że mógłby zostać tak odebrany. — Proszę cię, za kogo ty mnie masz?
Tom powoli połączył wątki i zrozumiał wreszcie, że ta cała szopka była jedynie po to, by udowodnić mu, jak bardzo się mylił, sądząc, że się waha. Alex po raz kolejny pomógł mu rozwiązać beznadziejną sytuację; czasami miał wrażenie, że bez niego nie istniał. Był też równie mocno przekonany, że brunet powiedziałby o nim to samo, dlatego musiał to wyartykułować, odpowiadając na zadane wcześniej pytanie, które w zasadzie nie potrzebowało odpowiedzi.
— Za swojego przyjaciela.
Alex spojrzał na niego zupełnie poważnie, ale w głębi duszy był niesamowicie dumny. Nachylił się nad Tomem i położył mu dłoń na ramieniu, prowokując jego zdziwione spojrzenie.
— Dlatego mówię ci to jako twój najlepszy przyjaciel. — Delikatnie potrząsnął kumplem. — Przestań udawać, a zacznij działać. Ona nie będzie w tobie wiecznie zakochana.
Oboje ponownie wbili wzrok w blondynkę, która tym razem z różnym skutkiem próbowała podpisać się na jednym z formularzy lewą ręką. Jego przyjaciel miał rację, Ana nie mogła przecież wiecznie za nim chodzić — oczywiste było, że kiedyś jej przejdzie, choć Tom czuł, że to już się działo. Jeśli miał jeszcze cokolwiek zmienić musiał działać.
— Nie kocham jej — mruknął bez przekonania, na co Alex prawie jęknął z bezradności.
— Cholera, Tom. Czy ty naprawdę nie wiesz, na czym polega ten cały zakład?
Tom patrzył się uważnie na swojego przyjaciela i wciąż nie rozumiał, co ten miał na myśli. Dla niego zakład był zakładem; nie widział w nim żadnego drugiego dna, które najwyraźniej Alex dostrzegł. Brunet nie wierzył w naiwność swojego kumpla, ale nie mógł go winić. Z ich dwójki to Alex miał większe doświadczenie z kobietami i choć nie lubił tego określenia, to często nazywali go ekspertem w tej dziedzinie. Dlatego widząc zmieszaną minę Toma, zdecydował się dokładnie wyjaśnić mu, na czym to wszystko polegało. Z powrotem usiadł obok niego i zaczął:
— Nie da się zakochać w tydzień. Nieważne jakbyś próbował, to niemożliwe. W tydzień to możesz co najwyżej się zauroczyć, a ona — tu ponownie wskazał na Anę — doskonale o tym wie. W poniedziałek ci powie, że wygrałeś, ale w tym wszystkim to ona będzie zwyciężczynią. Bo nie dość, że połechta twoje męskie ego wygranym zakładem, to jeszcze sprawi, że wcale nie będziesz chciał, by odchodziła.
Tom spojrzał zupełnie poważnie na Alexa. To wszystko było takie proste, a jednak nie potrafił uwierzyć, że mógłby paść ofiarą takiej intrygi. Nie sądził, że Ana wymyśliłaby coś podobnego — to do niej nie pasowało. Mimo to wolał się upewnić.
— Naprawdę tak myślisz?
— Niektóre laski potrafią być zdrowo stuknięte, by zdobyć faceta, ale nie o to mi chodzi. Nie wiem, co siedzi ci w głowie, choć obaj wiemy, że coś tam jest. — Alex wskazał na swój nadgarstek, za który nie tak dawno temu został złapany. — Jeśli wierzysz, że jesteś w stanie się w niej zakochać, nie mówię, że w tydzień, miesiąc czy w dwa, tylko tak ogólnie zakochać, to pieprz ten głupi zakład i zrób wszystko, by nie zostawiła cię w poniedziałek. Bo po tym, co usłyszałem, ma do tego dobry powód.
Słowa Alexa były słuszne i niesamowicie życiowe, aż dziw, że w ogóle się takich dopuścił. I choć Tom wiedział, że jego przyjaciel miał rację, to wciąż nie miał pojęcia, jak ma się zastosować do danych mu rad. Nie widział siebie i Any w długoterminowym związku, w ogóle w żadnym związku. On nie był kimś, kogo dziewczyna szukała, a ona... Cóż Tom sam nie wiedział, kogo tak naprawdę szukał. Jeśliby im wyszło, to byłoby najprawdziwsze szaleństwo. Ale czy już zgodzenie się na ten zakład nie było szaleństwem?
— Proszę, obiecaj, że spróbujesz — rzucił Alex, widząc, że jego kumpel ponownie się zamyślił. — Reszta przyjdzie sama. Niektórzy potrzebują trochę więcej czasu.
— Tak jak ty? — Tom nie mógł powstrzymać się od tego komentarza, na który Alex nie odpowiedział.
Wiedział, że brunet miał rację, choć denerwowało go, że ktoś, kto nigdy nie zaznał prawdziwej miłości, mógł dawać mu rady w sprawie jego nawet niedoszłego związku. Mimo wszystko musiał spróbować, licząc, że wszystko przyjdzie w swoim czasie.
— Słuchaj no. — Alex jeszcze raz potrząsnął swoim przyjacielem. — Jadę stąd i zostawiam was samych. Wpadnę do ciebie w poniedziałek i jeśli okaże się, że to spieprzyłeś, to wyrzucę te twoje cholerne kaktusy przez okno, co do ostatniej sztuki.
Tom niemal od razu ożywił się i zaczął grozić Alexowi palcem.
— Po pierwsze, nie waż się nawet tknąć moich kaktusów. I po drugie. Nie możesz jechać. Ja nie... nie wiem, co robić. Nie znam się na tym.
— Wykombinujesz coś, powodzenia. — Klepnął go dwa razy po ramieniu i ruszył w stronę wyjścia.
— Czekaj!
Próbował go zatrzymać, ale Alex nie miał zamiaru się odwracać — wiedział, że to był jedyny sposób, by dać przyjacielowi szansę. Tom nie był ani trochę zadowolony z takiego wyjścia, ale nie miał wyboru. Jedynie ścisnął dłonie w pięści, próbując się uspokoić i zmobilizować, po czym przeklął cicho pod nosem. Czekał go długi dzień.
Chwilę później stanęła nad nim Ana, trzymając obszerną niebieską teczkę w lewej ręce. Pospiesznie zabrał ją od dziewczyny, kiedy ta zdecydowała się usiąść na krzesełku obok. Blondynka poprawiła jeden z wystających kosmyków i zapytała:
— Alex pojechał? Widziałam, jak wychodził.
Tom zdecydował, że to nie był odpowiedni moment na wytknięcie dziewczynie, że właśnie sama odpowiedziała sobie na własne pytanie, i po prostu łagodnie wyjaśnił:
— Tak. Kazał cię przeprosić, ale był umówiony gdzieś indziej.
Ana jedynie kiwnęła głową, przyjmując taką wersję wydarzeń. Nie czuła się pewnie, bo nie wiedziała, czy Tom będzie w stanie jej pomóc, skoro jeszcze kilkanaście minut temu w jego mieszkaniu nie miał pojęcia, co robić. Miała wrażenie, że Alex byłby bardziej wartościowym kompanem — on przynajmniej znał się na tych rzeczach. Chwilę później zrozumiała jednak, że przyda jej się każda możliwa pomoc. Musiała zabrać się za uzupełnianie dokumentów możliwie jak najszybciej, bo czuła jak ból w jej prawym nadgarstku wzrastał z każdą kolejną minutą. Jedną ręką otworzyła teczkę znajdującą się na kolanach chłopaka i wskazała na pierwszy z papierów.
— Muszę to wypełnić, ale pisząc lewą ręką, zajmie mi to wieczność — wyjaśniła. — Podam ci odpowiedzi, a ty napiszesz, dobra?
Tom kiwnął głową i sięgnął po długopis, który chwilę potem podała mu Ana. Wydawało mu się to logicznym rozwiązaniem, ale gdy tylko spojrzał na kwestionariusz, zrozumiał, że jest w nim zdecydowanie za wiele prywatnych informacji, które niekoniecznie mogły być przeznaczone dla niego. Zanim zaczął pisać, spojrzał się niepewnie na blondynkę. Ana była świadoma, że właśnie podaje chłopakowi na tacy swoje dane osobowe i historię większości chorób, ale nie miała wyboru.
— Ana Andrea Auberly — zaczęła, ale dłoń chłopaka nawet nie drgnęła, dlatego szybko wyjaśniła. — To moje pełne imię i nazwisko.
Tom zawahał się tylko dlatego, że blondynka nigdy wcześniej nie przedstawiała się mu pełnym imieniem, i uświadomił sobie, że chcąc nie chcąc, dowie się o niej zdecydowanie więcej, niż powinien. Anie to już naprawdę nie przeszkadzało, choć czuła się nieswojo, wiedząc, że Tom będzie znał każdą przebytą przez nią chorobę, kiedy ona nawet nie znała jego nazwiska.
Przeszli przez wszystkie daty i adresy, miejsce urodzenia, imiona rodziców, numery ratunkowe, upoważnienia, polisy ubezpieczeniowe, przyjmowane leki, przebyte choroby. Tom nigdy w życiu nie czuł się tak niezręcznie, ale starał się podejść do swojego zadania profesjonalnie i nie zwracał uwagi na odpowiedzi, a jedynie starannie je spisywał.
Kiedy wszystkie formularze zostały wypisane, Ana ponownie udała się do rejestracji. Potem została wysłana do jednego lekarza, potem do drugiego, wykonano jej prześwietlenie i po kilkugodzinnym bieganiu po całym szpitalu, okazało się, że blondynka została skierowana na dłuższy zabieg. Należało dokładnie ułożyć kości nadgarstka zanim można by było założyć gips. Nie była to przyjemna procedura, a i diagnoza nie brzmiała najlepiej, choć lekarz prowadzący zapewnił dziewczynę, że miała dużo szczęścia, a złamanie nie było tak poważne, jak mogłoby się wydawać.
Mimo wszystko nie brzmiało to dobrze. Ana doskonale wiedziała, że nie miała co myśleć o pracy w kawiarni, przez co zniknęło jej stabilne źródło dochodów. Zanim jednak zdążyłaby pomyśleć o skutkach finansowych tego wypadku, uświadomiła sobie, że czeka ją długa rehabilitacja zanim w ogóle będzie w stanie trzymać długopis w prawej ręce.
Była już zmęczona bieganiem między gabinetami, ale wcale nie cieszyła się, kiedy wreszcie przesiedziała dłużej w poczekalni. Czekała na ostatni z zabiegów, ale właśnie tego obawiała się najbardziej. Tom towarzyszył jej cały dzień i choć wcale go o to nie prosiła, to zdecydował się zostać; nie mógł przecież zostawić jej samej. Nie próbował zagadywać dziewczyny, bo wiedział, że nie tego od niego oczekiwała. Po prostu siedział obok niej, czasami wysłuchiwał narzekań na nieczułe pielęgniarki i uważnie przysłuchiwał diagnozom lekarzy. Miał wrażenie, że niektóre uwagi zapamiętał lepiej niż wciąż roztrzęsiona Ana, dlatego blondynka mimo wszystko cieszyła się, że miała go przy sobie.
Zbliżała się osiemnasta, kiedy Ana beznadziejne zapatrzona w podłogę, siedziała w poczekalni. Nie wiedziała, co robić, jak się zachować, bo wszystkie jej logiczne myśli skutecznie tłumił niewyobrażalny ból. Myślała, że poradzi sobie, że będzie twarda, niezwyciężona, ale im dłużej czekała na chirurga, tym gorzej znosiła narastający ból.
W końcu spojrzała z wyrzutem na swoją dłoń. Zdziwiła się, kiedy obraz okazał się być rozmazany. Jej druga ręka natychmiast poszybowała do góry tylko po to, by przekonać się, że jej zdradzieckie oczy wydały jej bezsilność. Szybko wytarła pojedyncze łzy, licząc, że Tom nie zdążył ich zauważyć, lecz na próżno — chłopak był nazbyt spostrzegawczy. Bała się podnieść wzrok, bo nie chciała napotkać spojrzenia Toma. Nie wiedziała, co myślał, i chyba jeszcze nie chciała wiedzieć. Tak więc utkwiła wzrok w bolącej ręce, a dokładniej w swoim tatuażu, którego najprawdopodobniej nie zobaczy przez kolejne tygodnie, kiedy jej ukochane kwadraty znikną pod warstwą gipsu.
— Myślę, że wszystkie trzy historie są prawdziwe.
Usłyszała cichy głos Toma i zmusiła się, by w końcu na niego spojrzeć. Początkowo nie wiedziała, co miał na myśli, ale kiedy zauważyła, że i on zapatrzył się w jej przedramię, wreszcie połączyła wątki.
— Twój tatuaż zdecydowanie nie jest przypadkiem, a ty jesteś zbyt skomplikowaną osobą, by mieć tylko jeden powód, i ta gra to jedynie potwierdza — kontynuował, zapatrzony w kwadraty. — Przedstawiasz ludziom trzy historie, licząc, że wybiorą tę, która ich zdaniem najbardziej pasuje do twojej osoby, i na tej podstawie sprawdzasz, jak postrzegają cię inni.
Podniósł głowę, by sprawdzić jej reakcję, ale Ana z wciąż pustym wzrokiem wpatrywała się w swój tatuaż.
— Nie znam cię długo, bo dopiero kilka dni, ale zdążyłem się przekonać, że jesteś na tyle przywiązana do ludzi, by dzielić z nimi jeden tatuaż; na tyle pewna siebie, by wyrzucać wszystkie strachy i niepewności do niewielkiej dziury; i na tyle poukładana, by nosić wszędzie ze sobą cel, do którego dążysz. Te dwa kwadraty opisują cię na tylu różnych płaszczyznach, o których prawdopodobnie nawet nie masz pojęcia.
Ana tępo wpatrywała się w opisywany przez chłopaka tatuaż, ale im dłużej słuchała, tym bardziej nie mogła uwierzyć, jak dokładnie przejrzał ją Tom. To było niemal niemożliwe, by chłopak, którego znała niecały tydzień, rozwiązał zagadkę nierozwiązywalną dla większości jej znajomych. Cały czas sądziła, że Tom nie był nią zainteresowany — rzadko kiedy wykonywał jakieś konkretne ruchy w tym kierunku, nigdy nie dopytywał, unikał wzroku, dotyku, poważnych rozmów. Tymczasem okazało się, że był świetnym obserwatorem i spojrzał na nią tak, jak nie spojrzał żaden mężczyzna w jej życiu. Zobaczył w niej prawdziwą Anę, pomimo przeróżnych masek, które zakładała na co dzień. Nie sądziła, że taka sztuka uda się komukolwiek, a już na pewno nie jemu. I w tym momencie pomimo wszystkich wyrzutów i uwag, które mogła kierować w stronę chłopaka, czuła się do niego bardziej przywiązana niż kiedykolwiek wcześniej.
Byłoby jej łatwiej, gdyby Tom podążał tą samą drogą, co wszystkie inne osoby, które wzięły udział w zgadywaniu. Wtedy nie czułaby się kompletnie rozdarta. Bo jak to było możliwe, że osoba, która zawiodła ją najbardziej, poznała ją najlepiej.
Tom nie musiał słyszeć opinii Any. Doskonale wiedział, że się nie pomylił — mowa ciała dziewczyny zdradziła wszystko. Nie chciała na niego spojrzeć, choć mocno walczyła ze sobą, czy powinna to zrobić. Chłopak widział również, że chciała coś dodać, ale nie potrafiła zebrać się nawet na jedno zdanie.
— Pani Auberly?
Oboje natychmiast podnieśli wzrok, słysząc niski, męski głos. Okazało się, że stanął nad nimi jeden z lekarzy. Do twarzy miał przyklejony jeden z tych sztucznych uśmiechów i wpatrywał się w Anę, niecierpliwie czekając na odpowiedź. Kiedy blondynka kiwnęła głową, potwierdzając tym samym swoją tożsamość, mężczyzna wskazał dłonią na jedne z drzwi.
— Zapraszam na zabieg — dodał i udał się wzdłuż korytarza.
Ana jeszcze chwilę wpatrywała się w miejsce, w którym przed chwilą stał lekarz. Wiedziała, że musi za nim pójść, ale bała się tego, co ją czeka. Bała się bólu. Tom zauważył nietypowy paraliż, który ogarnął dziewczynę. Jej oczy ponownie się zaszkliły, a nogi niemal wrosły się w ziemię.
— Ana? Wołali cię — przypomniał, kiedy uświadomił sobie, że dziewczyna wcale nie zamierzała wybrać się do sali zabiegowej.
Blondynka momentalnie oprzytomniała, słysząc uwagę chłopaka. Pokiwała niepewnie głową, ale w końcu wstała. Tom zrobił podobnie i zdecydował się odprowadzić dziewczynę pod same drzwi sali zabiegowej — czuł, że w przeciwnym razie Ana po prostu tam nie pójdzie. Mógł jedynie wyobrażać sobie, co przeżywała teraz dziewczynę, a sam fakt, że była to głównie jego wina jedynie przyprawiał go o równie silne zawroty głowy.
— Boję się — szepnęła, kiedy stanęli przed drzwiami.
Tom wiedział, że musi jakoś zmotywować Anę, ale kompletnie nie wiedział, jak ma to zrobić. W końcu zdecydował, że posłuży się czymś, czego używał od lat, a w czym od zawsze był mistrzem. Zebrał się w sobie i uśmiechnął w stronę bladej blondynki.
— Hej, masz dwadzieścia dwa lata. Nie będę przecież trzymał cię za rękę.
Ana lekko rozpromieniła się, słysząc typowy dla chłopaka komentarz. Jeśli spodziewała się jakiejkolwiek innej odpowiedzi, to musiała być naprawdę naiwna. I o ile nierzadko podejście Toma mocno ją irytowało, tak teraz cieszyła się, że miała go przy sobie. Właśnie tego jej brakowało. I choć naprawdę nie pogardziłaby uściskiem jego dłoni na czas zabiegu, to wiedziała, że nie miała na to szans. Chciała pokazać chłopakowi, że jest silna i da sobie radę bez jego pomocy, dlatego posłała mu szelmowski uśmieszek, na który Tom odpowiedział takim samym. Osiągnął swój cel.
— Poczekam tu na ciebie — zapewnił ją, choć doskonale wiedział, że pewnie przesiedzi na tym cholernym korytarzu całą wieczność.
Ana ucieszyła się z tej propozycji i jedynie kiwnęła głową w ramach podziękowania. Następnie wzięła głęboki wdech i złapała za klamkę gabinetu zabiegowego numer sto cztery. Chwilę później zniknęła za szarymi drzwiami, podobnie jak zniknął uśmiech z twarzy chłopaka, zostawiając na nim jedynie smutny grymas.
~~~
Mała prywatka od autorki.
Kolejna sobota, a w niej trochę się dzieje i jeszcze będzie się działo. To chyba jednym z moich ulubionych rozdziałów. Sami oceńcie, czy mam rację. 😂
PS Niech mnie ktoś zabije, bo umieram w trakcie sesji. Mam same ustne z prezentacji, które mają po czterysta slajdów i ja nic z tego nie rozumiem, a muszę. Jak żyć?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro