①⑥ 𝒮𝒶𝓉𝓊𝓇𝒹𝒶𝓎
Dochodziła dziesiąta rano, kiedy Ana zapukała do dobrze znanych drzwi na czwartym piętrze. Ostatni raz poprawiła swoje dobierane warkocze, żeby wyglądały na bardziej naturalne, i uśmiechnęła się szeroko, kiedy usłyszała kroki. Chwilę później zamek ustąpił i w progu mieszkania numer dwadzieścia trzy stanął Tom.
— Fchoś — próbował zaprosić Anę do środka, ale przeszkodziła mu w tym szczoteczka do zębów, którą wciąż miał w ustach. Blondynka jedynie zaśmiała się z nienagannej dykcji chłopaka i rozpromieniona przepchnęła się obok niego w głąb korytarza. Najwyraźniej tak spieszyło mu się, by wpuścić ją do środka, że nie skończył myć zębów.
Tom zamknął drzwi za dziewczyną, po czym posłał jej wymowne spojrzenie i z oczywistych powodów zniknął w łazience. Ana jedynie pokręciła z niedowierzaniem głową i rozsiadła się w fotelu. Przeczuwała, że chłopakowi trochę zajmie doprowadzenie się do wyjściowego stanu. Miała wrażenie, że Tom pięć minut temu wstał z łóżka — wyglądał na naprawdę zmęczonego i niewyspanego — choć blondynka musiała przyznać, że coś w jego zupełnie nieułożonych włosach niesamowicie ją urzekło.
Wczorajsze popołudnie minęło im nadzwyczaj szybko, ale i przyjemnie. Ana wzięła sobie do serca uwagę Toma i stłumiła wiecznie kuszącą chęć do wypytania chłopaka o wszystkie rzeczy, jakie tylko przyszły jej na myśl. Co ciekawe, to poskutkowało.
Okazało się, że Tom potrafił być naprawdę przystępny, kiedy się na niego nie naciskało. Przestał rozmawiać z nią jedynie sarkazmem i prychnięciami, a pokusił się nawet o pełne zdania. Sam chłopak zdecydował, że warto czasami coś powiedzieć, niż ciągle upierać się przy swojej niedostępności. W końcu im bardziej zamknięty w sobie był, tym bardziej Ana próbowała go otworzyć. Zastosował więc odwrotną taktykę i sam był zaskoczony, jak przyjemna mogła okazać się taka niezobowiązująca konwersacja.
Odprowadził blondynkę pod klatkę i pomógł wnieść zakupy, ale nie wszedł do środka, kiedy zaprosiła go na herbatę. Tłumaczył, że musi załatwić jeszcze jakieś sprawy i choć chciała nalegać, to w końcu odpuściła. Była zadowolona, że chociaż ich rozmowa kleiła się bardziej niż kiedykolwiek, a jednak miała dziwne przeczucie, że coś jej nie pasowało. Tylko nie wiedziała jeszcze co dokładnie.
Pokręciła głową i wolała skupić się na tym, co działo się tu i teraz. Znalazła się u niego w mieszkaniu, bo zdecydowali się spędzić aktywnie sobotni poranek i pobiegać trochę w pobliskim parku — tym samym, w którym wczoraj siedzieli na ławce. Ana od zawsze lubiła bieganie i odkąd pamiętała, właśnie w taki sposób korzystała z weekendowych poranków. Co prawda przeważnie oddawała się swojemu hobby albo blisko własnego domu, albo na promenadzie, ale kiedy zobaczyła, ile stopni było na zewnątrz, od razu zdecydowała się na zacieniony park.
Tom z kolei uznał, że musi się poruszać. Wciąż był lekko obolały, ale zdecydowanie wolał to rozbiegać, niż siedzieć w fotelu i czekać aż ból sam przejdzie. Musiał przyznać, że czasami lubił pobiegać, ale potrzebował do tego Alexa, który jako jedyny potrafił zmotywować go do wstania z łóżka o tak wczesnej porze. Metody przyjaciela były drastyczne, ale działały. Poza tym biegając, nadrabiali towarzyskie zaległości. A przynajmniej tak tłumaczył to sobie Tom. W końcu dla Alexa zawsze liczyła się doskonała kondycja.
Sądził, że i tego poranka jego motywacja do działania będzie trudna do znalezienia, ale, o dziwo, pomylił się. Oczywiście, jak każdego poranka, przeklikał z dziesięć budzików zanim w ogóle wstał, ale gdy usłyszał dzwonek do drzwi, bardziej ucieszył się, niż załamał. A to zapowiadało naprawdę ciekawy dzień.
Kiedy ponownie wchodził do pokoju, tym razem bez szczoteczki w ustach, Ana siedziała wygodnie na fotelu i wyciągnęła nogi, kładąc je na niewielkim stoliczku. Nie narzekał na takie zachowanie; sam nierzadko robił podobnie, a błękitne buty dziewczyny nie wyglądały na przesadnie brudne. Kiedy zobaczyła go w pokoju, od razu podskoczyła gotowa do działania. Złapała się pod boki, dokładnie przyglądając się chłopakowi. Zdziwił się jej skrzywioną miną — zupełnie jakby szara koszulka i zwykłe czarne spodenki nie nadawały się do porannego joggingu.
— Coś nie tak? — spytał, interpretując jej zachowanie.
Ana jedynie uśmiechnęła się i pokręciła głową. Jego roztrzepanie ją rozbawiło. Miała wrażenie, że zabiera zwłoki na poranny trening. Miał lekko podkrążone oczy, a każdy z jego przydługich kosmyków postanowił żyć swoim życiem. Czuła, że Tom prędzej zaśnie na stojąco, niż pójdzie z nią biegać.
— Nie. Wszystko w porządku — zaśmiała się, widząc jego zakłopotanie.
— To idziemy? Czy mogę wracać do łóżka? — Wolał się upewnić, bo w każdym możliwym wyborze w życiu wybrałby sen.
— Idziemy, tylko...
Musiała wprowadzić jeszcze jedną zmianę, zanim mogłaby się pokazać z nim na mieście. Bardzo długo, a w zasadzie to od samego początku ich znajomości, powstrzymywała się, ale tym razem nie potrafiła się opanować. Zdecydowała się zaryzykować. Skoro Abby udało się tego dokonać, to i ona mogła spróbować. Nie było do tego lepszej okazji.
Toma lekko zaskoczyła enigmatyczna odpowiedź dziewczyny. Nie wiedział, co takiego przyszło jej do głowy — a mogło to być wiele rzeczy — dlatego niepewnie obserwował jej ruchy. Blondynka zdjęła gumkę z nadgarstka i wsadziła ją sobie do ust, by mieć do dyspozycji obie ręce. Podeszła bardzo blisko niego, stanęła na palcach i sięgnęła po jego włosy. Obawiał się, że do tego dojdzie — to było nieuniknione. Nie wiedział, co tak bardzo podobało się innym w jego włosach, żeby od razu pchać w nie swoje paluchy, ale chyba zdążył się już do tego przyzwyczaić.
Nie chciał odpychać Any, dlatego w ciszy przyglądał się jej poczynaniom, zastanawiając się, co też takiego wykombinuje. W głębi bardzo chciał przewrócić oczami, westchnąć i zrobić krok do tyłu, ale finalnie nie zdecydował się na żadne z tych posunięć. Wszystko przez skupienie, które malowało się na twarzy blondynki — zupełnie jakby komponowała dzieło swojego życia. A to sprawiło, że zafascynowała go jej determinacja.
— Co robisz? — mruknął.
Dziewczynie lekko zatrzęsła się ręką, co nie uszło jego uwadze. Dodatkowo widział, że mocno powstrzymywała się, by na niego nie spojrzeć. Mrugnęła dwa razy, próbując ukryć swoje chęci, ale było już za późno. Wiedziała, że ją przejrzał, dlatego rzuciła stanowczo:
— Ne rusaj se.
Uśmiechnął się, słysząc, że tym razem to ona popisała się nienaganną dykcją. W końcu wyjęła gumkę z ust i wykończyła fryzurę przygotowywaną starannie przez ostatnie minuty. Odsunęła się i zaczęła podziwiać swoje dzieło z podejrzanym uśmieszkiem na ustach. Wiedział, że nie oznaczało to nic dobrego, dlatego niemal od razu zapytał:
— Niech zgadnę. Mam na głowie ohydną palemkę?
— Dlaczego od razu ohydną? — zaśmiała się. — Pomyślałam, że palemka dla palanta będzie najlepszym wyborem.
Chciała się z nim podroczyć, ale w odpowiedzi dostała jedynie wymowne spojrzenie pomieszane z ogromnym zażenowaniem. Tom westchnął i przetarł twarz dłonią, tak jakby nie chciał pokazać, jak bardzo nie pasowała mu ta cała fryzjerska eskapada. Lubił swoje włosy, ale nie był też przesadnym entuzjastą dbania o nie — jakoś same, nie wiedzieć czemu, zawsze układały się w odpowiedni sposób. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś dorosły się nimi bawił, bo oczywiście córki jego siostry już dawno temu przetestowały na nim wszystkie możliwe fryzury. Dlatego też wiedział, że nie mógł puścić płazem takiej zniewagi; należało przejść do kontrataku.
— Skoro już zaczęłaś się bawić moimi włosami — zaczął, uśmiechając się tajemniczo — to musisz wiedzieć, jak po takiej zabawie kończą moje siostrzenice.
Ana nie miała nawet szansy na dokładne przyswojenie jego słów, bo Tom momentalnie złapał ją mocno za biodro i bezproblemowo przerzucił przez ramię. Zanim zdążyła zaprotestować, zawisła w powietrzu i nie mogła wydostać się z mocnego uścisku chłopaka. W każdej innej sytuacji cieszyłaby się z takiego zaangażowania Toma, ale okropnie nie lubiła być podnoszona. Nie wiedziała dlaczego dokładnie, ale przeczuwała, że to przez tą chwilową bezradność, którą miało się względem drugiej osoby. Ostatnim razem, kiedy ktoś potraktował ją w ten sposób, skończyła w ciemnej alejce z jakimś obleśnym typem, dlatego tak bardzo chciała znaleźć się z powrotem na ziemi.
— Możesz mnie postawić? — rzuciła, ale było to bardziej żądanie niż prośba.
Tom nie widział jej twarzy, ale już z samego głosu wywnioskował, że nie była zadowolona. Nie wiedział jednak z jak ważnego powodu. Uważał, że skoro ona zabawiła się jego wyglądem, to i on mógł trochę zabawić się nią. Dlatego chwilę tego dodał żartobliwie:
— Coś ty, dziewczynki to uwielbiają.
— Dziewczynki może tak, ale ja nie. — Klepnęła go mocno w plecy, ale i to nie pomogło. — I jakbyś nie zauważył, jestem od nich zdecydowanie starsza.
— Naprawdę? Nie zauważyłem — dodał w swoim stylu i ruszył w stronę przedpokoju, by zgarnąć klucze z jednego z koszyków.
Nie wiedzieć czemu, spodobała mu się taka forma droczenia z dziewczyną. A jeszcze w połączeniu z jego ukochanym sarkazmem, mógł śmiało stwierdzić, że była to jedna z weselszych chwil tego tygodnia. Niestety podczas tego całego mocowania się z Aną, Tom nie zwrócił uwagi na dość żarliwe pukanie do drzwi. Nie zauważył również, że od pewnego czasu nie byli już sami w pokoju. Oczywiście istniała tylko jedna osoba, która mogła pokusić się o wizytę u chłopaka bez żadnego powiadomienia ani planu oraz miała klucze do mieszkania. I był nią Alex.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy odnalazł swojego kumpla na środku przedpokoju z jakąś blondynką przerzuconą przez ramię. To była ostatnia rzecz, którą spodziewał się tutaj zobaczyć. Sądził, że zastanie Toma półprzytomnego w łóżku i jak zawsze będzie musiał znaleźć jakiś skuteczny sposób, by przywrócić go do żywych i zmusić do wspólnego treningu. Najwyraźniej mocno się pomylił, bo jego przyjaciel był żywszy niż kiedykolwiek i do tego znalazł sobie inne towarzystwo na ten poranek.
To wszystko nie mieściło się Alexowi w głowie. Chwilę stał i przyglądał się całemu zdarzeniu z niemałym zaciekawieniem. Rzadko kiedy nie wiedział co powiedzieć, ale tym razem zabrakło mu słów. Nie wierzył, że przyjaciel mógłby zataić przed nim takie rzeczy, a jednak teraz stał w przedpokoju i próbował pojąć, czego świadkiem dokładnie był. Ciekawość niemal zżerała go od środka, dlatego przy pierwszej możliwej okazji zwrócił na siebie uwagę.
— Tom? — spytał z niedowierzaniem, bo prawda była taka, że kompletnie nie poznał kolesia, którego znalazł w mieszkaniu swojego kumpla. Zupełnie jakby go z kimś podmienili.
Tom usłyszał bardzo znajomy głos i momentalnie pobladł. Odwrócił się, ale wcale nie musiał tego robić, bo doskonale wiedział, że znajdzie tam Alexa. Cholernie bał się tej konfrontacji i przez ostatni tydzień robił wszystko, żeby jej uniknąć. Jak widać, nie udało się.
Kiedy wreszcie spojrzał na kompletnie zdezorientowanego Alexa, przeraził się tym, ile rzeczy będzie zmuszony mu wyjaśnić. Spanikował i rozluźnił uchwyt, ale zanim zorientował się, że nie trzymał dziewczyny tak mocno jak wcześniej, było już za późno. Blondynka zsunęła się z jego ramienia i bezbronna upadła na podłogę.
To sprowokowało jeszcze bardziej zdziwione spojrzenie Alexa — teraz już nic nie rozumiał z tej sytuacji. Przyjaciele chwilę patrzyli na siebie, jakby próbowali przekazać sobie wszystkie informacje za pomocą kilku przepraszających i ciekawskich spojrzeń, ale żadne z nich nie wiedziało, jak to dokładnie zrobić. Pierwszy z tej konfrontacji wyłamał się Alex, który w jednym momencie wyrwał się i podbiegł w stronę Toma. Dopiero wtedy czas ponownie przyspieszył, a do uszu chłopaka zaczęły docierać stłumione krzyki. Spojrzał w dół i już wiedział, że ten dzień nie skończy się dobrze.
Ana zwijała się z bólu, a on nie wiedział, co jej jest. Nie wiedział też, jak powinien się zachować — kompletnie go sparaliżowało. Patrzył jedynie, jak Ana klęła pod nosem i przewracała się z boku na bok, próbując pozbyć się bólu. Był obserwatorem i za nic w świecie nie potrafił zareagować.
Na szczęście chwilę potem obok dziewczyny ukucnął Alex. Widząc, że jego przyjaciel był kompletnie nieużyteczny, zapewne za sprawą szoku, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Nie miał pojęcia, kim była blondynka, ale nie mógł przejść obojętnie obok kogoś wzywającego pomocy, a już w szczególności nie obok dziewczyny, która przed chwilą była w ramionach jego najlepszego kumpla. Alex starał się zachować spokój i delikatnie położył dłoń na ramieniu blondynki, próbując ją uspokoić i dowiedzieć się czegokolwiek o jej fatalnym stanie.
— Hej, hej. Co się dzieje?
Ana spodziewała się usłyszeć głos zaniepokojonego Toma, tymczasem zainteresował się nią zupełnie ktoś inny. Zdziwiła się, bo przecież była pewna, że w mieszkaniu byli sami z Tomem, a tymczasem nie potrafiła rozpoznać mężczyzny, który próbował ją uspokoić. Kiedy otworzyła oczy, kucał przy niej brunet wyglądający tak odmiennie od chłopaka, który towarzyszył jej przez ostatni tydzień. Nie miała jednak czasu, by mu się przyglądać. Chciała, by ktoś natychmiast jej pomógł, dlatego od razu złapała się za prawy nadgarstek.
— Ręka — wydukała. — Nie czuję prawej ręki.
Alex spodziewał się takiej odpowiedzi. Wystarczyło jedno spojrzenie, by zauważyć jak bardzo spuchnięty stał się jej nadgarstek w przeciągu kilku chwil. Chciał upewnić się i zobaczyć z bliska jej rękę, ale kiedy tylko nachylił się, by jej dotknąć, Ana cofnęła dłoń.
— Nie dotykaj!
Panikowała, bo bała się, że dotyk bruneta jedynie przysporzy jej więcej bólu, a nie chciała cierpieć jeszcze bardziej. I tak to było już dla niej za dużo. Wiedziała, że jest źle. Bardzo dobrze słyszała chrupnięcie, które towarzyszyło jej upadkowi, a sam ten dźwięk nie wróżył nic dobrego.
— Obiecam, że nie dotknę, ale musisz pokazać mi rękę — poprosił łagodnie Alex.
Wiedziała, że właśnie tak ma postąpić, ale wciąż nie mogła się przełamać. W końcu wzięła głęboki wdech i zmusiła się, by usiąść na podłodze. Delikatnie wystawiła prawą rękę przed siebie, podtrzymując ją od dołu lewą. Starała się robić wszystko powoli, ponieważ każdy, nawet najmniejszy ruch, sprawiał, że czuła niewyobrażalny ból. Alex przysunął się bliżej, ale tak jak obiecał, nie dotknął nadgarstka blondynki. Nie potrzebował tego, by zdiagnozować, że ręka musiała być złamana. Ana widziała niemrawą minę bruneta, z której od razu wyczytała, w jak niefortunnej sytuacji się znalazła.
— Złamana, prawda? — spytała przez zaciśnięte zęby.
Nie była to najlepsza wiadomość, ale Alex nie mógł jej przed nią ukrywać. Spojrzał na nią zupełnie poważnie i to wystarczyło, by potwierdzić jej przypuszczenia.
— Cholera — rzuciła pod nosem.
— Chodź, zawiozę was do szpitala — zaproponował. — Trzeba to poskładać.
Kiwnęła głową, sugerując, że będzie współpracować. To była jedyna słuszna decyzja. Poza tym nieznajomy wydawał się pewny swoich czynów. Był opanowany i dokładnie wiedział, co robić. To ją uspokoiło. Czuła, że była w dobrych rękach, chodź sądziła, że będą one należeć do kogoś innego. Spojrzała na Toma, który stał nad nimi nieruchomo i nie odezwał się ani słowem od jej upadku. Myślała, że chłopak będzie próbował jej pomóc, liczyła, że się nią zajmie. Nie zdziwiła się jednak, gdy ten w ogóle się nie zaangażował. Nie po raz pierwszy pomyliła się co do niego.
— Tom — rzucił stanowczo Alex, na co jego przyjaciel wreszcie oprzytomniał. — Przynieś mi jakiś materiał i coś sztywnego. Trzeba unieruchomić tę rękę.
Chłopak chwilę wpatrywał się w Alexa, po czym powoli pokiwał głową i w pośpiechu zniknął w drzwiach drugiego pokoju. Brunet westchnął, bo doskonale zdawał sobie sprawę, w jak fatalnej sytuacji się znalazł. Nie dość, że będzie musiał zająć się poszkodowaną blondynką, to w pakiecie dostał zamroczonego i spanikowanego przyjaciela. Wiedział, jak dać sobie radę z kumplem, gorzej było z dziewczyną.
Spojrzał na blondynkę, która wpatrywała się miejsce, w którym jeszcze przed chwilą zniknął Tom. Miała szklane oczy i przeczuwał, że zaraz się rozpłacze. Cóż, przy takim bólu pewnie i on wylałby morze łez, choć nigdy w życiu by się do tego nie przyznał. Mimo to musiał pochwalić dziewczynę za niesamowitą odwagę, lecz prawda była taka, że wszystko, co najgorsze, dopiero ją czekało.
— Hej. Będzie dobrze — próbował pocieszyć dziewczynę i lekko poklepał ją po kolanie.
Ana odwróciła wzrok i wbiła go w ciemne oczy bruneta. Wiedziała, że chciał dobrze, ale nic, co by powiedział, nie poprawiłoby jej humoru — to była już stracona sprawa. Szybko doszła do wniosku, że musiała siedzieć twarzą w twarz z Alexem. Był wszystkim, czym nie sądziła, że będzie, a przynajmniej nie z tego, co mówił jej Tom. Ale to nie był odpowiedni moment na wystawienie ocen. Liczyło się tylko to, że Alex chwilę później profesjonalnie opatrzył jej rękę i mogli jak najszybciej ruszyć do szpitala.
Alex wybiegł z mieszkania jako pierwszy. Przyjechał autem, a że, jak zwykle, pod blokiem przyjaciela nie było wolnych miejsc, zaparkował kilka ulic dalej. Obiecał, że podjedzie pod klatkę najszybciej, jak to będzie możliwe, i zniknął za drzwiami.
Ana musiała się ogarnąć i mimo że nie czuła prawego nadgarstka, zdecydowała się samodzielnie wstać z podłogi. Nie szło jej to zbyt dobrze, w końcu nie mogła podeprzeć się rękami. Lekko się zachwiała i niemal przewróciła z powrotem na panele. Ten gwałtowny ruch sprawił, że Tom wreszcie się zaoferował i pomógł Anie wstać. Wsparła się na jego ramieniu, a on asekurował ją dopóki nie był pewien, że w pełni odzyskała równowagę. Może nawet zbyt długo przytrzymał dłoń na jej ramieniu, co od razu ponuro skomentowała:
— Bez przesady. Mam złamaną rękę, nie nogę.
Spojrzała na niego wymownie, a to było to jedno spojrzenie, którego nie był w stanie wytrzymać. Wiedział, że znowu zawalił, tyle że tym razem po całości, dlatego przez ostatnie minuty nie był w stanie normalnie funkcjonować. Wciąż łudził się, że to jego wyobraźnia płatała mu figle, przecież to nie mogło się znowu dziać. Za każdym razem, kiedy miał wrażenie, że wynagrodził dziewczynie swoje zachowanie, że wszystko między nimi było dobrze, on znowu dawał plamę.
Chciał się jakoś wytłumaczyć, ale miał kompletny mętlik w głowie. Ana widziała, że chłopak wciąż nie potrafił się pozbierać, że wciąż był w swoim świecie — tym samym, w którym krył się przez ostatnie minuty. Zrozumiała, że musiał być w szoku i to wcale nie mniejszym niż ona. Nie chciała z nim teraz rozmawiać. Wiedziała, że to nie miało sensu. Ona odczuwała zbyt duży ból, by myśleć racjonalnie, a on najwyraźniej nie pozbierał jeszcze wszystkich myśli.
Tom próbował dać jej do zrozumienia, że żałował tego, że ją upuścił, ale słowa przeprosin ugrzęzły mu w gardle. Był w stanie jedynie smutno na nią patrzeć, a Ana nie mogła dłużej tego znieść. Pociągnęła nosem, wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się do niego przez łzy.
— Chodźmy — szepnęła i nie patrząc na chłopaka, wyszła na korytarz.
Tom jeszcze chwilę stał w salonie, nie wiedząc, co ma dokładnie zrobić. To wszystko było takie nierealne; wciąż nie mógł uwierzyć, że to naprawdę się wydarzyło. Jeszcze dzień temu powtarzał sobie, jak bardzo nie chciałaby drugi raz zobaczyć dziewczyny w podobnym stanie jak po czwartkowym wypadku, a tymczasem stało się zupełnie odwrotnie. I to ponownie była jego wina.
— Cholera, Tom — rzucił do siebie przez zaciśnięte zęby i uderzył ręka w oparcie kanapy.
Był na siebie zły, a nawet jeszcze bardziej zawiedziony swoim zachowaniem. Nie wiedział, co się z nim działo. Nie był idealnym człowiekiem, a tym bardziej idealnym materiałem na chłopaka, ale i tak czuł, że powinien zrobić więcej. To miał być zwykły tydzień, a przeczuwał, że jak tak dalej pójdzie, to złamane serce będzie najmniej bolesną pamiątką dla dziewczyny po tych siedmiu dniach.
Tym bardziej, że czas się kończył, choć nie było jeszcze za późno, by wszystko naprawić. Obiecał sobie, że postara się pomóc dziewczynie. Nawet jeśli nie był w stanie dać jej tego, czego tak bardzo pragnęła, to musiał dać jej to, czego w tym momencie potrzebowała. Nie był najlepszym wsparciem emocjonalnym, nie umiał opiekować się innymi, ale tym razem nie miał wyjścia. Musiał spróbować.
Chwycił klucze w dłoń i wybiegł z mieszkania.
Kiedy znalazł się na dole, Ana siedziała już na tylnym siedzeniu czarnego audi Alexa. Sam brunet opierał się o dach i czekał, aż jego przyjaciel wreszcie zajmie miejsce pasażera. Przyglądał mu się uważnie, próbując wyczytać coś ze skupionej miny Toma, ale nie potrafił. W końcu ubiegł się do innej metody i rzucił w stronę zbliżającego się kumpla.
— Chyba spadłem wam jak gwiazdka z nieba, co?
Tom posłał mu na wpół wymowne, na wpół rozwścieczone spojrzenie.
— Gdybyś tu nie przyjechał, nie upuściłbym jej — burknął, bo choć uznał swoją winę, to uważał, że i jego przyjaciel był po części odpowiedzialny. — Nie rozumiem? Co tak właściwie tu robisz?
Dopytywał i jednocześnie zaczął obchodzić auto dookoła, by wsiąść do niego z drugiej strony. Alex przyglądał mu się uważnie, próbując zrozumieć, dlaczego w ogóle zadał to pytanie.
— Jak to, co? Jest sobota. Zawsze biegamy w soboty. Zapomniałeś?
Tom bardzo chciał coś powiedzieć, ale finalnie nic nie odpowiedział; przecież wiedział, że Alex miał rację, i nie mógł winić kumpla za dotrzymanie tradycji. Jedynie sam się zdenerwował, że wcześniej o tym nie pomyślał i nie wysłał przyjacielowi jakiejś wiadomości z wymówką. Jakby nie patrzeć, sam sprezentował sobie taki poranek.
Alex doskonale wiedział, dlaczego jego przyjaciel zapomniał o ich cotygodniowym spotkaniu. Był przekonany, że powód tego zapominalstwa siedział właśnie na tylnej kanapie jego auta. Już nie mógł się doczekać, kiedy dorwie Toma sam na sam i wypyta o tajemniczą blondynkę. Normalnie pewnie już teraz zacząłby się droczyć ze swoim kumplem, ale wiedział, że w tych okolicznościach nie było na to czasu.
— Wsiadasz? — spytał, kiedy zauważył, że Tom z powrotem się zamyślił.
Chłopak szybko wrócił do siebie i kiwnął głową, po czym zajął miejsce pasażera. Alex westchnął i sam zasiadł za kółkiem. Za nic w świecie nie spodziewał się takiego poranka. A dopiero co dochodziło wpół do dziesiątej.
~~~
Mała prywatka od autorki.
Witam w sobocie w sobotę. I wiem, wiem, znowu namieszałam, ale spokojnie. To wszystko jest częścią większego sobotniego planu. Nie nazywałabym tego jednym z moich ulubionych rozdziałów, gdyby miało się w nim stać tylko to, w końcu przed nami jeszcze trzy części. Ale popatrzcie na to z drugiej strony. Wreszcie pojawił się Alex, który jeszcze chwilę z nami zostanie. O ile lubię głównych bohaterów tak jakoś zawsze mam słabość do tych drugoplanowych, a Alex nie jest wyjątkiem 😅
Zatem do następnej soboty!
Życzę miłego życia!
PS Kto miał taką nieprzyjemność złamania sobie czegoś? Ja niestety podzielam los Any, bo latałam ponad miesiąc z gipsem na prawej ręce. Wiecie jak przyjemnie jadło się rosół lewą ręką? Mmmm, połowa z niego wracała na talerz 😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro