Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

①② 𝐹𝓇𝒾𝒹𝒶𝓎

Dochodziła druga w nocy, a ona wciąż zastanawiała się, czy powinna odpisać. Siedziała na kanapie i nie potrafiła zebrać się na żaden gest — nie wiedziała, jak się zachować. Przekładała telefon z ręki do ręki i ciągle wpatrywała się w to jedno zdanie na ekranie.

Napisz, jak będziesz w domu. Proszę.

Była w domu już od ponad dwóch godzin, a jednak jeszcze nie odpisała. Wciąż się wahała. Nie wiedziała, dlaczego Tom wysłał jej właśnie taką wiadomość. Czy faktycznie przejmował się jej stanem? Po tym, czego była świadkiem, raczej nie przejawiał takich skłonności. Chciała wierzyć, że faktycznie mu zależało, dlatego zaczynała odpisywać. Jednak w połowie słowa uświadamiała sobie, że to jedynie uprzejmość i wyrzuty sumienia były odpowiedzniale za wiadomośc od chłopaka, i kasowała całą odpowiedź.

I tak w kółko od dwóch godzin.

Herbata zdążyła już dawno ostygnąć, podobnie jak druga, którą zrobiła jakiś czas później. Chciała napić się czegoś ciepłego, dlatego przetarła policzek, pozbywając się ostatniej pozostałej tam łzy, i udała się do kuchni. Ze smutkiem stwierdziła, że skończyła się jej ulubiona herbata, jak i większość ziółek na długie wieczory. Przeklęła, ale mogła winić tylko siebie. Od tygodnia wybierała się na zakupy i jakimś dziwnym sposobem nigdy tam nie trafiła.

Finalnie zmieszała wrzątek z pozostałościami ostatnich herbat. Przez to jej ukochany napój nie był nawet w połowie tak mocny, jakby chciała, ale nie miała wyboru. Chwyciła za kubek i udała się do sypialni.

Położyła się, ale wiedziała, że nie zaśnie. Póki ekran jej telefonu wciąż się świecił, nie było mowy o spokoju i nawet kojący zapach jej ulubionej herbaty nie potrafił tego zmienić. Zaczęła ponownie pisać i ponownie usunęła odpowiedź. Nie chciała wracać myślami to tego wieczoru, a przynajmniej nie teraz. Było na to zdecydowanie za wcześnie. Liczyła, że rano będzie w stanie pomyśleć o nim bardziej logicznie, mniej emocjonalnie. Dlatego też zablokowała telefon i schowała go pod poduszkę, by dłużej jej nie kusił.

Jednak po kilku minutach spędzonych na gapieniu się w sufit, zmieniła zadanie. A to wszystko przez to jedno głupie słowo, które Tom umieścił na końcu wiadomości. Proszę. Jeszcze nigdy nie słyszała, by chłopak go użył. Najwyraźniej korzystał z niego jedynie w konkretnych sytuacjach albo zwyczajnie nie był najbardziej uprzejmym człowiekiem — a do chłopaka pasował jeden i drugi opis.

Ana nie wiedziała, dlaczego to zrobiła, ale zanim zdążyłaby się znowu rozmyślić, kliknęła przycisk: wyślij. Przycisnęła telefon do piersi i mocno zacisnęła powieki, jakby momentalnie pożałowała swojej decyzji. Nie spodziewała się jednak, że to właśnie ten gest pozwolił jej się wreszcie uspokoić. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła z telefonem w ręku, a chwilę później na parapecie wystygła trzecia nawet nietknięta przez dziewczynę herbata.

~~~


Jestem.

Tom dostał wiadomość dokładnie wtedy, gdy przekręcał klucz w zamku i wreszcie wchodził do mieszkania. Spędził trochę czasu na izbie przyjęć, co niezbyt mu odpowiadało, ale restaurator uparł się, że muszą tam pojechać. Lekarz jedynie stwierdził, że mocno się poobijał, opatrzył kilka ran na brzuchu i przepisał jakieś dziwne leki — tak na wszelki wypadek. Dostał nawet zwolnienie, ale ono jakoś mało go obchodziło. I tak większość pracy wykonywał w domu.

Zależało mu tylko na jednej rzeczy, a mianowicie na umiejętności trzymania ołówka. Miał naprawę poobijaną prawą rękę, ale na szczęście jego nadgarstek nie oberwał równie mocno. Odetchnął z ulgą, wykonując kilka kontrolnych kresek na jakiejś kartce, która została u niego na stole. Niby mógł wykonywać projekty na komputerze, ale nic nie sprawiało mu większej przyjemności niż tradycyjne rysowanie. Dlatego nierzadko robił i jedno, i drugie.

Dochodziła trzecia, kiedy wysmarował mail do swojego szefa, że nie pojawi się jutro w biurze. Załączył zwolnienie, ale zapewnił, że i tak dokończy zlecony mu projekt w domu. Kogoś mogłaby zdziwić barbarzyńska godzina wysłania maila, ale Tom wiedział, że jego szef jest na nogach praktycznie od piątej rano i na pewno przeczyta jego wiadomość, jeszcze zanim pójdzie do pracy.

Chłopak zamknął laptop i to było ostatnie, co pamiętał z tamtej nocy. Był wyczerpany i kompletnie umknął mu moment, w którym zasnął. To tłumaczyło fakt, dlaczego rano obudził się w ubraniu i to jeszcze z tym cholernym bólem głowy, który nie pozwalał mu logicznie myśleć. Jedynym, co mogło mu naprawdę pomóc, był zimny prysznic, dlatego smętnie posnuł się w stronę łazienki.

Wciąż nie mógł pozbyć się metalicznego posmaku w ustach i dopiero patrząc na siebie w lustrze, ustalił tego przyczynę. Miał porządnie rozciętą wargę, a to wyglądało naprawdę okropnie. Zupełnie jakby był jakimś bandziorem, a taki wizerunek kompletnie mu nie pasował. Westchnął, wiedząc, że ta ozdoba szybko mu nie zejdzie. Chociaż, może lepsze to niż podbite oko.

Dochodziła dziesiąta, kiedy po raz pierwszy zadzwonił. Tak jak się spodziewał, Ana nie odebrała. Podobnie było za drugim i za trzecim razem. W końcu przestał próbować. Nie chciał wyjść na desperata, choć nie wykluczał, że dziewczyna nie odbierała od niego z wyboru, a nie z niemożliwości chwycenia za telefon. Przeczuwał, że właśnie tak to się skończy, ale w tym przypadku nie mógł odpuścić. Czuł się fatalnie, a zignorowanie problemu wcale nie polepszyłoby mu humoru. Musiał koniecznie porozmawiać z Aną.

Zarzucił na siebie jakieś czyste, luźne ubrania, które nie krępowałyby jego i tak skrępowanych ruchów — był cały poobijany i nawet przestał się łudzić, że cokolwiek przestanie go boleć. Z mieszkania wyszedł z jeszcze mokrymi włosami, ale wiedział, że to kwestia kilku minut by były kompletnie suche. A w zasadzie, gdy chwilę później znalazł się przed kawiarnią, większość z jego przydługich kosmyków powiewała już swobodnie na wietrze.

Zdecydował się rozpocząć poszukiwania dziewczyny od kawiarni — była najbliżej, a i szanse spotkania tam blondynki były naprawdę wysokie. Oczywiście liczył się z tym, że Ana mogła wciąż przestraszona leżeć w swoim łóżku, ale chciał nawiedzać ją w domu dopiero w ostateczności.

I tak przed południem kawiarnia nie miała wielu klientów, choć jakaś zakochana parka kończyła właśnie swoje latte pod jednym z parasoli. Jak dotąd Tom przeważnie wchodził do środka kawiarenki jak po swoje, tak tym razem nieznacznie się zawahał. Zupełnie jakby wejście do środka zdawało się być trudniejsze niż normalnie. Kiedy tak głowił się nad tym, co konkretnie powinien zrobić, problem po części rozwiązał się sam. Na zewnątrz wyszła druga z baristek z miską pod ręką i zaczęła sprzątać naczynia z pustych stolików. Postanowił skorzystać z okazji i chwilę później podszedł do brunetki.

— Zastałem Anę?

Meg usłyszała znajomy głos i doskonale wiedziała, kto wypytywał ją o jej przyjaciółkę. Przeczuwała, że do tego dojdzie, a jednak musiała powstrzymać się, by nie rzucić się na mężczyznę z pięściami. O wczorajszym wieczorze rozmawiała z Aną jedynie chwilę, ale nawet tak zdawkowe informacje wystarczyły jej, by jeszcze bardziej znielubić chłopaka. Finalnie wzięła głęboki wdech i dopiero po tym, odwróciła się w jego stronę.

— Wzięła wolne — burknęła i szybko wyminęła chłopaka, zanim zdążyłaby dodać coś znacznie gorszego.

Tom odczuł, że nie pałała do niego wielkim entuzjazmem, co jedynie utwierdziło go w przekonaniu, że rozmawiała z blondynką. Musiał koniecznie dowiedzieć się czegoś więcej, dlatego od razu ruszył za brunetką.

— Hej, poczekaj!

Wiedziała, że będzie próbował wyciągnąć od niej więcej informacji, dlatego zdecydowała, że przekaże mu je na swoich zasadach. Chłopak zasłużył sobie na niezbyt uprzejme traktowanie, a Meg nie mogła przepuścić takiej okazji. Blondynka była jej najlepszą przyjaciółką, a kiedy krzywdzono jej najbliższych, to prawie tak, jakby krzywdzono i ją, dlatego nie miała zamiaru odpuszczać. Pomimo wcześniejszych założeń, w końcu nie wytrzymała. Odwróciła się na pięcie i odstawiła miskę z naczyniami na stole. Specjalnie zrobiła to nad wyraz głośno, co podziałało, bo chłopak wystraszył się nagłego dźwięku obijanego o siebie szkła.

— Słuchaj, koleś — naskoczyła na niego. — Naprawdę sądziłeś, że tak po prostu przyjdzie do pracy? Po tym wszystkim, co się stało?

Tom nie odpowiedział. Wiedział, że szuka jej tu na próżno, ale musiał spróbować. Zależało mu na rozmowie z blondynką i choćby miał wysłuchiwać wszystkich obelg, którymi niewątpliwie zamierzała obrzucić go jej przyjaciółka, to musiał dowiedzieć się, gdzie jest Ana. Dlatego też siedział cicho, kiedy kelnerka wymachiwała wściekle rękami. Czuł, że cokolwiek by nie powiedział, jedynie pogorszyłby sprawę.

— Nie wiem, co dokładnie wydarzyło się wczoraj — kontynuowała. — Nigdy nie byłam w podobnej sytuacji i Boże broń, bym nigdy się w takiej nie znalazła. Nie wiem też, jak bardzo zależy, czy nie zależy ci na Anie. To nie moja sprawa. Wiem jedynie, że jesteś mężczyzną i jako mężczyzna powinieneś ją obronić, a nie zostawić na pastwę losu. To twój obowiązek.

Dziewczyna miała rację, a on nie miał zamiaru się z nią kłócić. Doskonale wiedział, że zawalił sprawę po całości i naprawdę nie potrzebował kolejnej osoby do wytknięcia mu jego błędów. Wystarczyło, że jego mózg perfidnie przypominał mu wybiórcze sceny z wczorajszego wieczoru. Gdy patrzył na swoje decyzje i zachowania z perspektywy osoby trzeciej, to faktycznie wyszedł na totalnego tchórza, ale doskonale pamiętał, jak bardzo strach sparaliżował jego wszystkie logiczne myśli, pozostawiając pusty umysł. Trudno było określić, czy kolejny raz zachowałby się inaczej.

Potrafił przyznać się do błędu, w końcu gdyby patrzył gdzie idzie, nie doszłoby do tej absurdalnej sytuacji, ale z drugiej strony nie rozumiał, skąd u wszystkich kobiet wzięło się to przekonanie, że każdy facet jest zawsze gotowy, by obronić damę w opałach. Nawet gdyby wiedział, co robi, nie miałby szans przeciwko takiemu napakowanymi kolesiowi — był do tego zdecydowanie za słaby. A co mieli powiedzieć inni? Ci, którzy byli jeszcze gorzej zbudowani niż on. Od nich też oczekiwano czarnego pasa w ulicznych bójkach? Im też zarzucano niedopełnienie męskiego obowiązku?

Nie chciał się w ten sposób usprawiedliwiać, ale sądził, że Ana jako jedyna zrozumie jego punkt widzenia — w końcu była świadkiem tego zdarzenia. Był przekonany, że gdyby zaczął się w ten sposób tłumaczyć przed Meg, która zapewne dopowiedziała sobie kilka nieprawdziwych szczegółów ze wczoraj, to bezpardonowo nazwałaby go największym dupkiem na świecie. Dlatego zdecydował się zachować tę uwagę dla siebie.

Cisza, która między nimi zapadła, jedynie jeszcze bardziej zdenerwowała Meg. Miała wrażenie, że stojący przed nią chłopak był kompletnie obojętny na to, co stało się z jej przyjaciółką. Nie próbował się bronić, nic nie mówił, po prostu stał i przyglądał się jej z nieokreśloną emocją w oczach. Meg przez chwilę miała wrażenie, że doszukała się w nich czegoś na kształt skruchy, ale było zdecydowanie za wcześnie, by mogłaby mu tak po prostu odpuścić.

— Żałuję, że bardziej cię nie poturbowali — rzuciła z pogardą, choć długo zastanawiała się, czy może to zrobić.

Tom potrafił znieść wiele rzeczy, ale i jego pokłady wiecznego spokoju kiedyś się kończyły. Długo powstrzymywał się przed jakimkolwiek komentarzem, ale w końcu i on nie wytrzymał. Nie mógł pozwolić sobie, by brunetka w tak jawny sposób go obrażała, nieważne jak bardzo sam czuł się źle z tym, co zrobił. Przestał przejmować się tym, co kelnerka mogłaby sobie jeszcze o nim pomyśleć, i zdecydował, że wreszcie przedstawi jej swój punkt widzenia.

— To co miałem zrobić? Powiedz, co miałem zrobić? Facet był dwa razy większy ode mnie i nawet gdybym potrafił się bić, to położyłby mnie jednym palcem. Chciałem... chciałem to załatwić inaczej, ale spanikowałem. W takich sytuacjach nie myśli się racjonalnie. A jeśli oczekujesz, że powinienem dać się zakatrupić w ciemnej uliczce dwóm kolesiom, tylko po to, by potem i tak dopadli Anę za rogiem, to wybacz, ale żaden ze mnie książę z bajki.

Meg nie odpowiedziała, a jedynie uciekła wzrokiem od agresywnego spojrzenia chłopaka, co jeszcze bardziej zdenerwowało Toma. Kiedy przed chwilą  go obrażała, wszystko było dobrze, a gdy to on odpowiedział jej równie ostro, to nagle wycofała się z konwersacji. Taka niekonsekwencja sprawiła, że Tom dodał ostrzej, niż początkowo zamierzał:

— To właśnie chciałaś usłyszeć?

Zacisnął dłoń w pięść, ale szybko tego pożałował; wciąż miał solidnie poobijaną rękę. Syknął pod nosem, ale gdy ponownie spojrzał na kelnerkę, ta wpatrywała się w coś za jego plecami. Jeszcze zanim odwrócił się, by to sprawdzić, wiedział już, co właśnie się stało. Miał ochotę krzyczeć z bezsilności, ale to i tak mało by zmieniło. Jedynie wziął głęboki wdech, przygotowując się na kolejną konfrontację.

Cholera, czy on był w jakiejś komedii romantycznej? Przecież takie rzeczy nie działy się w prawdziwym życiu, a jednak teraz stał twarzą w twarz z Aną. Powinien się cieszyć, w końcu to właśnie jej szukał, ale chyba nie chciał znaleźć jej w takich okolicznościach. Nie wiedział, czy przypadły jej do gustu słowa, które właśnie wypowiedział, ale nie umiał też wyczytać nic z jej obojętnego wyrazu twarzy. Co prawda nie zamierzał wciskać blondynce jakiś kitów usprawiedliwiających swoje zachowanie. W zasadzie pewnie powiedziałby jej to samo co Meg, tyle że w znacznie bardziej przystępny sposób.

Any nie zdziwiło nic z tego, co usłyszała, a w sumie byłaby bardziej zaskoczona, gdyby Tom podszedł do sprawy inaczej. Spodziewała się tego, podobnie jak spodziewała się spotkać chłopaka w kawiarni. Zdążyła już przemyśleć większość spraw i doskonale wiedziała, co chciała mu powiedzieć, a jednak, kiedy doszło do konfrontacji, nie potrafiła odezwać się ani słowem. Nie musiała tu przychodzić, a jednak to zrobiła i właśnie w tym momencie zaczęła żałować tej decyzji. Zawahała się, ale w końcu odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwnym kierunku.

Tom nie mógł pozwolić jej odejść w ten sposób. Pozostawało jeszcze kilka niedopowiedzianych kwestii, które należało wyjaśnić. Dlatego też zebrał się i pobiegł za dziewczyną, szybko wyprzedził ją i zagrodził drogę. Ana chciała przepchnąć się obok chłopaka, ale nie pozwolił jej na to. Położył dłonie na jej ramionach i choć szarpała się z nim, to w końcu musiała ulec. Nie zamierzała jednak podnosić wzroku, w szczególności, że czuła jak jej oczy powoli robią się wilgotne.

— Poczekaj proszę — szepnął, a użył do tego takiego tonu, jakiego Ana jeszcze u niego nie słyszała. Mogła wyczuć w nim skruchę — to na pewno — ale i jakąś subtelność i czułość, o którą w życiu nie posądziłaby chłopaka.

To sprawiło, że wreszcie uległa i podniosła wzrok, ale szybko tego pożałowała. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego uważne oczy, by Anę zalały wszystkie emocje — te dobre i te złe — z którymi zmagała się od wczorajszego wieczoru. Było to dla niej zdecydowanie za dużo i choć nie chciała tego robić przy chłopaku, to nie wytrzymała i po prostu się rozpłakała.

Schowała twarz w dłonie i pochyliła się lekko do przodu, co wystarczyło, by oprzeć głowę na jego torsie. Zaskoczony Tom początkowo nie zareagował, ale po chwili zrozumiał, co było w tym momencie najbardziej potrzebne Anie. Powoli uniósł ręce i objął dziewczynę w delikatnym uścisku. Nie wiedział, na ile mógł sobie pozwolić, dlatego wolał zachować ostrożność na wypadek, gdyby blondynka nagle zmieniła zdanie. Kiedy jednak Ana, czując na sobie dłonie chłopaka, jeszcze bardziej się w niego wtuliła, i on zrobił to samo.

Przytulanie Any było specyficznym przeżyciem. Przede wszystkim dziewczyna była od niego znacznie niższa i niemal zniknęła w jego obszernych ramionach. Dodatkowo wciąż płakała, przez co lekko się trzęsła. Tom nie wiedział, w jaki jeszcze sposób mógłby jej pomóc, ale złapał się na myśleniu, że wolałby przytulać ją w znacznie przyjemniejszych warunkach.

Ana miała podobnie. Zawsze chciała w ten sposób zbliżyć się do Toma, ale nigdy nie sądziła, że za pierwszym razem, gdy to zrobi, będzie wypłakiwać się w ramiona, w których nie czuła się bezpieczna.

Próbowała gniewać się na chłopaka i oskarżyć go o wszystko, co stało się wieczorem, ale im dłużej o tym myślała, tym trudniej było jej to zrobić. Fakt, gdyby Tom nie zaczepił jednego z mężczyzn, nie doszłoby to tej konfrontacji, ale niewykluczone, że mężczyźni po prostu szukali jakiejkolwiek zaczepki niezależnie od tego, jak zareagował Tom. Wolała nie myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby szła tamtędy sama.

Wiedziała, że dobrze robi przytulając się do chłopaka. Miała wrażenie, że w ten sposób mogli razem pogodzić się z tym, co się im przytrafiło. No właśnie — im. To nie był napad jedynie na nią. W końcu i Tom padł ofiarą agresorów, o czym nie mogła zapomnieć. Wystarczyło, że przypomniała sobie obraz pobitego chłopaka siedzącego pod ścianą, by zaczęła zastanawiać się, jak on spędził resztę wieczoru. Chciała spytać, ale kątem oka zobaczyła Meg, która z zatroskaną miną podeszła do przytulającej się dwójki.

— Ana? — rzuciła z nadzieją, że blondynka wreszcie na nią spojrzy. Musiała z nią porozmawiać i przy okazji, skoro było to możliwe, odzielić ją od chłopaka. — Co tu robisz? Mówiłam ci, żebyś została w domu.

Ana odsunęła się od Toma, który pospiesznie schował ręce do kieszeni. Przeszywające spojrzenie Meg sprawiło, że chciał ukryć jakiekolwiek dowody na to, że jeszcze przed chwilą obejmował nimi blondynkę. Ana z kolei zaczęła przecierać twarz dłońmi. Nie spieszyła się. Nie było już sensu ukrywać łez, skoro oboje zdążyli już je zauważyć. Jedynie uśmiechnęła się krzywo i dodała wciąż drżącym głosem:

— Przyszłam do pracy.

— Żartujesz chyba? — Meg nie mogła uwierzyć w głupotę przyjaciółki. — Wracaj do domu. Odpocznij trochę. Przecież dostałaś dzisiaj wolne.

— Nie mogę siedzieć w domu. — Ana zbyła ją machnięciem ręki. — Kiedy nic nie robię, zaczynam myśleć, a nie chcę myśleć. Proszę, pozwól mi popracować.

— Ana, to nie jest dobry pomysł. Nie zrozum mnie źle, ale... w twoim stanie nie powinno się obsługiwać ludzi.

Blondynka ściągnęła brwi wyraźnie niezadowolona z uwagi przyjaciółki. Niby w jakim stanie się znajdowała? Przecież nieraz czuła się jeszcze gorzej, a i tak wywiązywała się ze swoich obowiązków lepiej niż jakikolwiek barista. Czy Meg naprawdę sądziła, że i w takiej sytuacji nie da sobie rady? Przecież nie znały się od wczoraj.

No właśnie, Meg znała Anę zdecydowanie dłużej i jedyne, co miała na myśli proponując jej wolne, to dobro przyjaciółki. Na szczęście blondynka zrozumiała to zanim zdążyła naskoczyć na drugą z kelnerek, która definitywnie miała rację. Poza tym Meg miała na głowie nie tylko zdrowie swojej przyjaciółki, ale i dobro całej kawiarni. Pozwalając pracować Anie w takim stanie, musiałaby więcej czasu spędzić na kontrolowaniu jej, niż na realizacji własnych zamówień, co znacznie wpłynęłoby na ich wydajność. A na to nie mogła sobie pozwolić.

— Masz rację. — Westchnęła i jeszcze raz przetarła twarz. — Przejdę się trochę. Świeże powietrze dobrze mi zrobi.

Meg spadł kamień z serca, kiedy Ana zdecydowała się posłuchać jej rady. Jednocześnie trochę obawiała się o blondynkę samotnie wałęsającą się po mieście. Niby Ana była dorosła, ale w takich sytuacjach trzeba było się z nią obchodzić jak z dzieckiem.

— Odprowadziłbym cię, ale jestem sama na zmianie i... rozumiesz, jak to jest. Nie dam rady wyjść.

— Ja z tobą pójdę — zaoferował Tom, chodź nie był pewny, czy powinien.

Brunetka szybko zweryfikowała jego wątpliwości.

— Już raz to słyszała i wszyscy wiemy, jak to się skończyło.

Zupełnie nie podobał jej się pomysł chłopaka. Uważała, że musiał mieć naprawdę wielki tupet, skoro zdecydował się to zaproponować.

— Meg! — Ana uciszyła nakręcającą się przyjaciółkę.

— No co? Nie uważasz, że to kompletnie niepoważna propozycja, patrząc na to, co się stało?

Ana spojrzała całkowicie poważnie na swoją przyjaciółkę i utrzymywała z nią kontakt wzrokowy tak długo, dopóki bruetka zrozumiała, że ma odpuścić. Nie chciała się z nią w tym momencie kłócić. Wiedziała, że Meg będzie możliwie jak najdłużej wybijała jej z głowy utrzymywanie kontaktów z Tomem — mówiła jej o tym na początku ich znajomości, jak i w kilku dosadnych słowach wczoraj przez telefon. Z tym że nawet najszczersze i najmądrzejsze rady Meg nie mogły wpłynąć na jej decyzję — w końcu należała ona tylko do Any. Blondynka chciała przypomnieć o tym swojej przyjaciółce, z tym że musiała zrobić to na osobności; niekoniecznie marzyło jej się kolejne przedstawienie przed i tak już zwyzywanym przez Meg Tomem. Dlatego też machnęła ręką, licząc, że jeśli ona odpuści, to i brunetka zrobi to samo.

— Dam sobie radę. Przestań się martwić i wracaj do pracy — zapewniła ją z udawanym entuzjazmem. — Zadzwonię do ciebie wieczorem.

Zanim brunetka zdążyłaby jej odpowiedzieć, Ana odwróciła się z zamiarem zostawienia wszystkich za sobą. Powoli oddalała się od kawiarni, co porządnie zdziwiło Meg, która uważała, że nie wszystko w tym temacie zostało wyjaśnione.

— Ana?!

Próbowała ją zawołać, ale na próżno. Meg z niedowierzaniem rozłożyła ręce, po czym opuściła je zrezygnowana. Nie miała siły walczyć z jak zwykle nierozsądną przyjaciółką. Nie dopięła swego, a to był dla niej największy cios — nienawidziła niedokończonych spraw. Spojrzała agresywnie na wciąż stojącego obok niej Toma, który odprowadzał blondynkę wzrokiem. Musiała przelać na kogoś swoją frustrację, a chłopak idealnie się do tego nadawał. Tom poczuł na sobie rozgniewane spojrzenie kelnerki i tym razem postanowił skonfrontować się z dziewczyną. Chwilę stali tak, mordując się spojrzeniami, choć to bardziej Meg chciała pozbyć się chłopaka niż on jej.

— Idziesz czy nie?

Oboje jednocześnie odwrócili się, słysząc pretensjonalny głos Any. Chwilę zajęło im zrozumienie, że blondynka woła właśnie w ich stronę. Oczywiste było, że Meg nie mogła opuścić stanowiska pracy, więc Ana musiała zwracać się do Toma. Chłopak szybko oprzytomniał i posyłając jedno krótkie, a zarazem triumfalne, spojrzenie w stronę Meg, ruszył za blondynką.

Dorównanie kroku dziewczynie nie zajęło mu długo. Ana szła spokojnym, a może i nazbyt wolnym tempem, wpatrując się w czubki własnych butów. Postanowił zachować ciszę, przynajmniej na początku — doszedł do wniosku, że tak będzie najlepiej. Jednak im dłużej się utrzymywała, tym bardziej niezręcznie się czuł, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, by ją przerwać. Przed spotkaniem miał tyle do powiedzenia blondynce, a teraz nagle wszystko wyparowało. Choć po części dziewczyna usłyszała jego opinię na temat wczorajszego wieczoru.

Kiedy już zebrał się na jakiś gest, ku jego zdziwieniu, to Ana odezwała się pierwsza.

— Przepraszam cię za Meg. Chce być tym złym policjantem, ale nie rozumie pewnych rzeczy.

Musiała przeprosić go za zachowanie jej przyjaciółki, bo wiedziała, że Meg nigdy tego nie zrobi. Brunetka nie była najmilsza, a przecież nie miała pojęcia, co tak naprawde wydarzyło się wczorajszego wieczoru i co z tą całą sytuacją zamierzała zrobić Ana. Czuła się głupio, zupełnie jakby napuściła na niego Meg, a przecież wcale tak nie było. Właśnie dlatego zdecydowała się przeprosić.

Toma nieco zaskoczyło wyznanie Any. Nie potrzebował żadnego tłumaczenia czy przeprosin. Fakt, nie czuł się komfortowo ze słowami brunetki, ale przecież nie był już w podstawówce, by się o takie rzeczy śmiertelnie obrażać. Miał świadomość, że druga z kelnerek nie pałała do niego dużym entuzjazmem, zapewne po tym, co zdążyła jej już przekazać Ana, ale przecież spodziewał się, że blondynka podzieli się wszystkim ze swoją przyjaciółką.

— Chyba za mną nie przepada, co? — mruknął.

— Niezbyt. — Ana uśmiechnęła się krzywo, słysząc jakże trafną uwagę chłopaka. — Ale to ja się z tobą umówiłam, nie ona.

Kiwnął głową, bo nie za bardzo wiedział, jak na to zareagować. Rozumiał, że uczucia Any względem niego były zdecydowanie inne niż Meg, a nawet całkiem skrajne, jeśli wziąć pod uwagę, co blondynka wyznała mu w poniedziałek. Ana chciała zapewnić chłopaka, że tylko ona decyduje o tym, co czuje, a czego nie, i to wyłącznie ona podejmuje decyzję. Dlatego też zanim chłopak zdążyłby się wytłumaczyć, zaczęła stanowczo:

— Chcę, żebyś wiedział, że wbrew temu, co sądzi Meg, dla mnie to, co stało się wczoraj, było zwykłym wypadkiem i przytrafiło się nie tylko mnie, a nam. I nawet gdybyś próbował, to nie dałbyś rady tym dwóm gościom. Nikt nie dałby rady. Chcieli sobie znaleźć ofiarę i ją znaleźli. Cieszmy... cieszmy się, że nic się nikomu nie stało i zapomnijmy o tym.

Nie podobało mu się, że Ana zbagatelizowała cały problem i zdecydowała się o nim zapomnieć; zupełnie jakby nic się nie stało. Nie lubił niedokończonych spraw, ale tym razem musiał odstawić swoje potrzeby na rzecz tych blondynki. Jeśli zdecydowała się żyć tak, jakby do niczego nie doszło, to musiał to uszanować. Nie wiedział, czy tak faktycznie było, ale najwyraźniej dziewczyna zrozumiała jego punkt widzenia. Cieszył się, że nie uznała go za winnego tego całego zdarzenia, w przeciwieństwie do innych, a to całkowicie mu wystarczało. Może i jego zachowanie nie było najlepsze, ale chciał wierzyć, że został sprawiedliwie osądzony.

— Cieszmy się, że twój przyjaciel umie szybko biegać — mruknął ponuro i włożył ręce głęboko do kieszeni. Doskonale wiedział, że gdyby nie kelner i dwójka innych meżczyzn, blondynka znacznie gorzej zapamiętałaby ten wieczór — a o tym nawet nie chciał myśleć.

Anę zaskoczył fakt, że Tom wspomniał o kelnerze, ale musiała zgodzić się z chłopakiem. To on wczoraj pomógł jej najbardziej — w końcu gdyby się nie zjawił, byłaby w znacznie gorszej sytuacji. Wierzyła jednak, że była to kwestia większej grupy ludzi, niżeli tylko Sama. On również nie był wybitnym bokserem, ale posiadał trochę więcej odwagi, która najwyraźniej w tamtej sytuacji była potrzebna najbardziej.

— Sam? Tak. Wczoraj bardzo mi pomógł — przyznała. — Przynajmniej szybko wróciłam do domu.

To była jedna z rzeczy, o której marzyła wczorajszego wieczora — by jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. Tylko tam czuła się bezpieczna, a to właśnie tego najbardziej potrzebowała. Sam chciał wejść z nią; uparł się, że nie powinna siedzieć sama, ale Ana nie zgodziła się na taką propozycję. Mieli z Samem pewną historię, którą już dawno temu zostawiła za sobą. Nie chciała ponownie się przed nim otwierać i dawać mu fałszywych nadziei, dlatego w kilku dosadnych słowach zapewniła mu, że da sobie radę. Widziała, że Sam nie był zadowolony z jej decyzji, podobnie jak widziała, że nie przypadli sobie z Tomem do gustu. I nawet wiedziała dlaczego.

Chłopak wciąż wpatrywał się w czubki swoich butów i próbował zebrać się na jakiś gest. Czuł, że musiał koniecznie przeprosić dziewczynę, nieważne jak bardzo niesprawiedliwe mogłoby to dla niego być. Nie był głupi i wiedział, że mógł zrobić więcej. Jednak za każdym razem, gdy próbował coś powiedzieć, słowa więzły mu w gardle i nie potrafił z siebie nic wydusić. Umiał przyznawać się do błędów, ale nigdy nie przychodziło mu to z łatwością.

Kiedy wreszcie zdecydował się wyznać, to co powinien był wyznać już dawno, Anie znudziło się czekanie. Wyprostowała się i posłała mu sztuczny uśmiech, sugerujący, że wraca do bycia dawną sobą. Oboje wiedzieli, że to nie było takie proste.

— Muszę zrobić zakupy — rzuciła w końcu. — Wiem, że faceci za tym nie przepadają, ale możesz pójść ze mną, jeśli chcesz.

Ta prośba zbiła Toma z tropu. Jeszcze przed chwilą chciał przepraszać blondynkę za wczoraj, a tymczasem nowe plany dziewczyny sugerowały, że definitywnie zakończyła tamten temat. Jeszcze chwilę się wahał, nie wiedząc, co powinien zrobić, ale w końcu postanowił uszanować decyzję Any.

— Ja... ech... Oczywiście. Pójdę z tobą. — Kiwnął głową i uśmiechnął się blado w stronę dziewczyny. To nie było to, co chciał osiągnąć, ale nie miał wyjścia.

Ana jedynie przytaknęła i skręciła w jedną z parkowych uliczek, która miała doprowadzić ich do sklepu. Dla niej ten dzień dopiero się zaczynał.

~~~

Mała prywatka od autorki.

Zaczynamy piątek, który swoją drogą też wyszedł mi dość długi, więc możecie spodziewać się aż czterech rozdziałów z takim tytułem. Mam nadzieję, że coś poniekąd wyjaśniłam. Możemy polemizować, czy wyszło mi to dobrze 🤷‍♀️ Zatem do następnego!


Życzę miłego życia.

PS Macie jakieś plany na weekend? Bo ja rozsiądę się na działkowej werandzie z herbatą, do której wrzucę ogrodową miętę, i zajmę się pisaniem projektu, który wkrótce ujrzy światło dzienne. Ale ciii 🤫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro