𝐸𝓅𝒾𝓁𝑜𝑔
Równo o szóstej pięćdziesiąt zadzwonił budzik. Wraz z dźwiękiem Tom przewrócił się na drugi bok, by włączyć kolejną drzemkę. Zawsze wykorzystywał te dodatkowe pięć minut snu możliwie jak najlepiej, ale tego poranka jakoś nie potrafił. Okropnie się wiercił i nie mógł znaleźć chwili spokoju na niezbędną drzemkę. Po prostu leżał i bezsensownie wpatrywał się w sufit, jakby to miało mu w jakiś sposób pomóc. Finalnie, gdy ponownie usłyszał kiczowatą melodyjkę, której nigdy nie chciało mu się zmienić, westchnął ciężko i zwlókł się z łóżka.
Zachowywał się tak, jakby to był każdy zwyczajny poniedziałek w jego życiu. Jak co rano poszedł wziąć prysznic, jak co rano wypił szklankę wody, jak co rano ubrał się i jak co rano spakował do torby najpotrzebniejsze papiery i aktualny projekt wraz z laptopem. I choć wszystko, nawet zwykła kartka z kalendarza, sugerowało mu kolejny ponury dzień, to Tom doskonale wiedział, że czeka go najważniejszy poniedziałek w jego życiu.
Wyszedł z domu kwadrans przed ósmą, tak żeby po załatwieniu paru innych spraw znaleźć się w kawiarni gdzieś wpół do dziewiątej — tak jak w każdy poniedziałek. Nie miał zamiaru rezygnować ze swojej ulubionej kawy. Poza tym i tak musiał zobaczyć się z Aną, choć nie miał pojęcia, czy dziewczyna w ogóle zjawi się w pracy. Wieczorem dzwonił do niej kilka razy, ale Ana nie odbierała. Zrzucił to na za późną godzinę i ogólne zmęczenie dziewczyny, ale zdziwiło go, że nie odpisała nawet na jedną z jego wiadomości. Spodziewał się odczytać odpowiedź dzisiaj rano, ale nic takiego się nie stało. Pozostało mu liczyć, że spotka blondynkę w kawiarni.
Dlatego też tak bardzo ucieszył się, kiedy wychodząc zza rogu, zobaczył Anę stojącą w drzwiach lokalu. Wyglądała inaczej, ale to on zwyczajnie nie mógł przyzwyczaić się do rozpuszczonych włosów i bardziej ponurego wyglądu dziewczyny. Po prostu nic z tego, co widział, nie pasowało mu do osobliwego charakteru Any i nigdy nie sądził, że mógłby zatęsknić za natrętną i bezpośrednią wersją dziewczyny.
Przyspieszył kroku i złapał Anę dokładnie wtedy, gdy zmierzała w stronę ulicy. Od razu go zauważyła i posłała mu blady uśmiech. Spodziewała się zobaczyć tu Toma, a jednak jego obecność wcale nie ułatwiła jej tego poranka.
— Hej, jak dobrze, że na ciebie wpadłem.
— Cześć. — Kiwnęła głową na powitanie, bo miała zajęte ręce. — Wybacz, że wczoraj nie odpowiadałam. Miałam tyle na głowie.
Poczuła potrzebę wytłumaczenia się z ignorowania telefonów Toma wczorajszego wieczoru. Oczywiście podała jakiś błahy powód, a nie ten prawdziwy, bo bała się przyznać, że specjalnie go unikała. Chciała sobie wszystko przemyśleć, a rozmowa z Tomem bez ułożonego planu nie wydawała jej się dobrą opcją. Potrzebowała chwili z samą sobą i odcięła się od wszystkich zewnętrznych bodźców. Nawet Meg nie udało się do niej dodzwonić, a próbowała zdecydowanie więcej razy niż Tom.
Chłopak odetchnął z ulgą, słysząc tłumaczenia Any. Oczywiście przeczuwał, że dziewczyna nie była z nim do końca szczera, ale zdecydował się uwierzyć w jej słowa — tak było zdecydowanie prościej. Dlatego też przemilczał tę sprawę i poświęcił chwilę na zupełnie inny, ale bardzo wyraźny szczegół — ubiór dziewczyny. Ana nie nosiła już kawiarnianego fartuszka — ten idealnie złożony leżał na górze trzymanego przez nią tekturowego pudełka.
— Po co to pudło? Pakujesz się? — zaniepokoił się.
Ana spuściła na chwilę wzrok, ale po chwili ponownie posłała mu ponure spojrzenie. Tomowi należały się wyjaśnienia i nieważne, jak bardzo bała się tej rozmowy, to nie mogła od niej uciec. Dlatego też zaczęła powoli, odpowiadając prosto na zadane pytanie.
— Jestem na zwolnieniu — mruknęła, a gdy nie doczekała się żadnej odpowiedzi, dodała ponuro: — Kiedy ma się jedną rękę w gipsie trudno zrobić idealną kawę. W ogóle trudno jest zrobić cokolwiek.
Ana zdążyła się już przekonać, że zrobienie jajecznicy czy zaplecenie swoich ulubionych warkoczy nie były jedynymi czynnościami, które sprawiały jej problem. Teraz raczej cieszyła się z każdej nowej rzeczy, którą mogła zrobić sama, bez niczyjej pomocy. A nie było takich rzeczy za wiele.
Tom poczuł się okropnie głupio, w końcu to wszystko stało się przez niego. Nie był w stanie pomóc Anie, nie miał mocy uzdrawiania, jedyne na co było go stać, to żałować, że tak niefortunnie ją upuścił. A i wyrzuty sumienia. Ich nie mógł sobie odpuścić.
— Dlatego wybacz, ale dzisiaj nie zrobię ci twojej poniedziałkowej kawy. — Wzruszyła ramionami, ale po chwili dodała trochę bardziej rozbawiona: — Ale Meg jest teraz na zamianie. Zawsze możesz ją poprosić.
— Oj nie, dziękuję. — Tom natychmiast zrezygnował, gdy tylko blondynka wspomniała swoją przyjaciółkę. — Nie ukrywam, że wolałbym przeżyć ten poranek.
Ana uśmiechnęła się, słysząc z jakim dystansem podszedł chłopak do interakcji z Meg. Wiedziała, że za sobą nie przepadali, i za każdym razem lubiła to wykorzystywać, czy to w rozmowie z nią czy z nim. Zawsze bawiły ją ich reakcje i nie mogła się doczekać, kiedy ponownie skonfrontuje ze sobą tę dwójkę. O ile w ogóle dojdzie do kolejnego takiego spotkania.
— To dla mnie? — spytała, przerywając przedłużającą się ciszę i wskazała na skromną wiązankę goździków, którą kurczowo trzymał w dłoni.
Zdziwił się, słysząc nagłe pytanie zupełnie niezwiązane z poprzednim tematem. Nagle przypomniał sobie, że trzymał w dłoni kupione wcześniej goździki. Chyba w życiu nie czuł się tak nieswojo, jak przez te kilka chwil w kwiaciarni — nie pamiętał, kiedy ostatnio tam był. Niby wiedział jeszcze na długo przed zakupem, że weźmie goździki, jednak gdy kwiaciarka przedstawiała mu szeroką gamę kolorów i typów, to kompletnie go zamroczyło. Nie potrafił wybrać.
— Tak — przyznał w końcu, wpatrując się w wiązankę biało-czerwonych goździków skomponowaną przez kwiaciarkę, która finalnie przyszła mu z pomocą. — Mówiłaś, że lubisz goździki.
— Lubię.
Uśmiechnęła się blado, ale zanim odebrała od niego niewielki bukiecik, wrzuciła kartonowe pudełko do auta zaparkowanego obok na chodniku. Zostawiła rzeczy na tylnym siedzeniu, zamknęła drzwi łokciem i odwróciła się na pięcie. W końcu zabrała od chłopaka goździki i podsunęła je sobie pod sam nos. Nie miały mocnego zapachu, ale właśnie za to je lubiła. Cieszyła się, że je przyniósł — to była jedna z przyjemniejszych rzeczy, która ją spotkała tego dnia.
Wyjrzała z nad kwiatów, by napotkać jego zielone oczy, które przyglądały się jej uważnie. Widziała w jego spojrzeniu, że coś chodziło mu po głowie. Był przejęty, co prawda w inny sposób niż w sobotę, ale to był stan, do którego jeszcze nie zdążyła się przyzwyczaić. Tom wydawał się być wiecznie ponurym człowiekiem, ale zrozumiała, że to nie była do końca prawda.
Z rozmyślania wyrwał ją nagły klakson. Ana niemal podskoczyła zaskoczona i od razu odwróciła się w stronę auta, by spojrzeć na zniecierpliwionego kierowcę. Sam wyłonił się zza kierownicy i zaczął ją pospieszać:
— Idziesz czy nie? — spytał znużony czekaniem.
Dopiero gdy Sam wychylił się, by zobaczyć, co zatrzymało Anę, jego oczom ukazał się niebanalny powód takiej zwłoki. Momentalnie humor popsuł mu się jeszcze bardziej i zaczął żałować, że nie przyjechał tu z Aną kilka minut wcześniej — wtedy uniknęliby tego spotkania. Próbował zmierzyć wzrokiem chłopaka, z którym jego przyjaciółka przyszła do restauracji w ten feralny czwartkowy wieczór, ale Tom wyjątkowo unikał tej konfrontacji. To zdenerwowało Sama, ale zanim zdążył jakkolwiek zainterweniować, to Ana zgromiła go wzrokiem.
— Dasz mi jeszcze chwilę? — poprosiła najmilej jak tylko potrafiła.
Sam otworzył usta, ale nie potrafił odmówić Anie. Nieważne jak bardzo nie odpowiadała mu ta prośba, to słowa odmowy nie przechodziły mu przez gardło. Finalnie zmusił się na uśmiech i kiwając nieszczerze głową, ponownie zniknął za drzwiami auta.
Ana uspokoiła się, ale jedynie częściowo i z powrotem spojrzała na Toma, który tym razem uważnie odprowadził Sama wzrokiem. Widziała, że chłopak przejął się obecnością jej przyjaciela, dlatego musiała jak najszybciej rozładować napiętą atmosferę.
— Chodź. — Złapała Toma za nadgarstek i pociągnęła za sobą w stronę kawiarni.
Przycupnęłi na niewielkim parapecie — tym samym, na którym siedział chłopak w ostatni poniedziałek, czekając aż dziewczyna skończy pracę. Ana uznała to za dość ironiczne miejsce na odbycie czekającej ich rozmowy, ale najwyraźniej nie było innego wyjścia. Nie chciała już dłużej z tym zwlekać, bo czuła, że czas działa na jej niekorzyść, ale z drugiej strony nie wiedziała, od czego ma zacząć.
Spojrzała w stronę Toma, licząc, że może to on odezwie się jako pierwszy, lecz po ubiegłym tygodniu nie spodziewała się, że chłopak mógłby być do tego zdolny. Zawsze musiała wymuszać z niego kolejne słowa czy odpowiedzi, dlatego sądziła, że tym razem będzie podobnie. Jednak szczerze zaskoczyła ją postawa Toma, bo widziała, że ewidentnie chciał o coś spytać, ale jakby wyraźnie nie potrafił znaleźć słów. Dopiero po chwili udało mu się wydukać jedno, ale zupełnie nie to, którego się spodziewała.
— Kelner? — spytał, dyskretnie wskazując ręką w stronę auta. Chciał wiedzieć, skąd się tu wziął, ale prawda była taka, że kompletnie nie pamiętał imienia przyjaciela Any.
— Sam — poprawiła go, licząc, że następnym razem zapamięta. — Zaoferował się, że pomoże przewieźć moje rzeczy. Meg pracuje, a ty... I tak nie masz auta.
Tom ponownie przyjął takie tłumaczenie, choć nie był przekonany, co do obecności Sama. Ostatni raz, gdy się widzieli, nie był w najlepszym stanie — żadne z nich nie było. Czuł się głupio i chciał zapomnieć o tamtym wieczorze, a jednak przeszywające spojrzenie kelnera wciąż przypominało mu o jego bezradności. Miał wrażenie, że nawet teraz, chłopak wciąż się na nich patrzył.
— Cholera, nigdy nie byłam dobra w takich rozmowach — przyznała Ana, nieśmiało kręcąc głową, na co Tom natychmiast odpowiedział:
— Mnie to mówisz?
Uśmiechnęli się do siebie. Wreszcie znaleźli jakąś wspólną cechę, która o dziwo pozwoliła im się rozluźnić przed tą niesamowicie wyczekiwaną rozmową. Po prostu uświadomili sobie, że mieli ten sam problem i że oboje nie czuli się komfortowo w tej sytuacji. A to poczucie pewnej wspólnoty pozwoliło im się otworzyć. I tak Ana zaczęła pierwsza.
— Wiesz, chyba na początku muszę ci podziękować, że jeszcze tutaj jesteś.
Pomimo wszystkiego, co stało się w poprzednim tygodniu, Ana cieszyła się, że Tom nie zrezygnował z tego zakładu zdecydowanie wcześniej. Miał do tego tyle okazji, tyle pretekstów i wymówek, a jednak wciąż podążał za blondynką za co była mu, czasami mniej lub bardziej, wdzięczna. I choć wyidealizowała sobie zupełnie inny przebieg zeszłego tygodnia, to finalnie nie żałowała swojej decyzji. Problem zaczynał się, gdy wyobrażała sobie kolejne takie tygodnie.
— A to ciekawe — mruknął. — Mógłbym powiedzieć ci dosłownie to samo.
Wskazał wymownie palcem na gips, sugerując, że nie tylko to w tym tygodniu zepsuł, a fakt, że Ana jeszcze się do niego odzywała, był prawdziwym cudem. Blondynka jedynie niemrawo uśmiechnęła się do Toma, by w pewien sposób zapewnić go, że nie chowa urazy, choć w głębi duszy była niesamowicie rozczarowana. Chciała wtrącić jeszcze jedno zdanie, ale finalnie się powstrzymała. Miała w głowie ułożony schemat tej rozmowy, dlatego zdecydowała się kontynuować ją według planu.
— Na pewno nie ułatwiłam ci tego tygodnia, za co chyba muszę cię przeprosić. Byłam natrętna i oczekiwałam gruszek na wierzbie, zamiast skupić się na tym, co istotne. Po prostu... wcześniej nie chciałam dopuścić do siebie takiej myśli, ale wreszcie zrozumiałam, że faktycznie do siebie nie pasujemy. Nieważne jak bardzo chciałabym, żeby było inaczej. Tak już jest. Wybacz, że byłam aż tak zaślepiona, by tego nie zauważyć.
Dopiero wczoraj wieczorem, kiedy usiadła z kubkiem gorącej herbaty na swoim ukochanym parapecie w sypialni, była w stanie na spokojnie przemyśleć sytuację, w której oboje się znaleźli. Usilnie próbowała znaleźć odpowiedzi, analizując wszystko, co stało się w ostatnich dniach — każdą sytuację, każdy gest, słowo, konwersację. Chciała spojrzeć na to obiektywnie, ale jej głupie serce wciąż próbowało przesądzić o finalnej decyzji, a to uniemożliwiało jej logiczne myślenie.
Gdzieś po drugiej w nocy i trzecim kubku herbaty znalazła rozwiązanie — takie, które w danym momencie wydawało się jej najrozsądniejsze. Postanowiła sobie, że będzie nieugięta i niezależnie od tego, co powie jej Tom, będzie trzymała się swojej decyzji. Decyzji, którą po raz pierwszy w życiu zdecydowała się podjąć zgodnie z rozumem.
— Finalnie miałeś rację z tym zakładem. — Rozłożyła bezradnie ręce. Trochę zajęło jej zanim uświadomiła sobie rację chłopaka, a ta z perspektywy czasu wydawała się niemal oczywista. — Wygrałam, bo to ja zakochałam się w nieznajomym. A teraz kiedy zamiast nieznajomego jesteś ty, nie wiem, czy wciąż czuję to samo.
Próbowała mówić o tym, co czuła, ale kompletnie nie wiedziała, co to dokładnie było. Pogubiła się w swoich uczuciach i nie potrafiła się w nich odnaleźć. Ten zakład uświadomił jej, że nie wiedziała, w kim tak naprawdę się zakochała. Od zawsze myślała, że jej wybrankiem był Tom, jednak kiedy jej uczucie nie kwitło, a jeszcze bardziej się komplikowało z każdym kolejnym dniem zakładu, obawiała się, że faktycznie obdarzyła uczuciem nieznajomego — pomysł, wyimaginowany ideał, który jedynie zaprzątał jej myśli.
Część Toma ucieszyła się, słysząc wyznanie Any. Dziewczyna wreszcie zrozumiała problem, który tak usilnie próbował jej wytłumaczyć od początku ich znajomości. Cieszył się, że blondynka wreszcie przestała kierować się wyidealizowaną wizją mężczyzny, a spojrzała na niego jak na Toma. Jednak taka perspektywa stawiała go w naprawdę złym świetle, co jedynie potwierdzały słowa Any.
Nigdy nie był idealnym partnerem i zdążył przekonać się o tym więcej niż kilka razy. Dlatego nie zdziwił się, gdy i Ana straciła zainteresowanie tym prawdziwy nim. Zawsze bezbłędnie rozpoznawał ten moment, dlatego nigdy nie walczył. Jednak tym razem coś w zachowaniu i słowach Any ze sobą nie grało, a to dało mu jakąś nadzieję, której nawet nie wiedział, że potrzebował. Wziął głęboki wdech i wiedział już, że to jest ten moment, w którym musi wyznać to wszystko, z czym tutaj przyszedł.
— Alex nie jest najbardziej inteligentnym człowiekiem, ale kiedy byliśmy w szpitalu, uświadomił mi jedną, ważną rzecz: że nie będziesz we mnie wiecznie zakochana. To, co przed chwilą powiedziałaś, jedynie to potwierdza — niemrawo przyznał blondynce rację.
— Widziałem, jak z każdym dniem i z każdym moim durnym zachowaniem, tracisz ten błysk w oku, z którym wciąż na mnie patrzyłaś. Sam nie wiedziałem, że mogę się aż tak przejąć, kiedy dzisiaj już go nie znalazłem. Po prostu... cholera. Nie pasujemy do siebie, pod tyloma względami, a jednak masz w sobie coś, czego mi brakuje. I nie wiem, czy chcę dłużej bez tego żyć.
Nie wiedział, co to dokładnie było, ale miał wrażenie, że obecność Any uświadomiła mu, jak ponurym i aspołecznym człowiekiem faktycznie był. Od tylu lat wmawiał sobie, że nie było w tym nic złego — po prostu taki był. A jednak zawsze chciał coś w sobie zmienić, zawsze zastanawiał się, jak jest po tej drugiej stronie, ale nigdy nie miał blisko siebie osoby, która z własnej woli wskazałaby mu odpowiednią drogę. Czuł, że Ana mogłaby być tą odpowiednią osobą, a nawet chciał, żeby nią była, ale to nie było takie proste.
Wiedział, że każdy związek, nieważne jakiej natury, nie polegał jedynie na braniu, ale także na dawaniu. Obawiał się, że nie był w stanie dać Anie tego, czego chciała, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Nie był samolubnym typem, dlatego wolał się do tego przyznać. Zresztą Anie i tak należała się prawda. W końcu chodziło tu głównie o nią.
— Teraz cię nie kocham — wyznał szczerze. — Ale czuję... czuję, że mógłbym. Może nie dzisiaj, nie jutro, może nie za tydzień czy dwa, ale wiem, że mógłbym. Po prostu potrzebuję czasu i jeśli chcesz mi go dać i dalej chcesz mnie, to... Sama wiesz.
Na sam koniec speszył się i nie potrafił w konkretny sposób zakończyć zdania. Zupełnie jakby nie chciał uwierzyć, że te słowa faktycznie wyszły z jego ust. Nie przywykł do wyrażania swoich potrzeb i emocji w podobny sposób, dlatego tak szybko odwrócił wzrok, by uniknąć uważnego spojrzenia Any. Był dorosłym mężczyzną, a jednak bał się kilku słów, które mogłyby go skrzywdzić niczym małego chłopca.
Ana musiała kilka razy mrugnąć, zanim zorientowała się, co tak naprawdę usłyszała. To był ten moment. Moment, na który czekała od tak dawna. Tom w swój pokrętny sposób przyznał, że wcale nie chciał opuszczać jej boku. Niby tak bardzo chciała usłyszeć to z ust chłopaka, a jednak teraz, kiedy wreszcie osiągnęła swój cel, kompletnie nie wiedziała co robić.
Czy naprawdę chciała, żeby siedzący obok niej chłopak stał się kimś więcej w jej życiu? Czy chciała dzielić z nim wszystkie swoje smutki i radości? Czy chciała się zwierzać ze swoich problemów i zmartwień? Czy chciała mu zaufać na tyle, by wpuścić go na stałe do swojej codzienności? I czy to jego ramiona miały być tymi, które obronią ją przed złem całego świata? Wszystko sprowadzało się do tej jednej odpowiedzi.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo jeszcze niedawno chciałam usłyszeć takie słowa. Ale może będzie lepiej, jeśli skończymy to teraz, kiedy tylko ja wyjdę z tego zakładu ze złamanym sercem...
Nie wierzyła, że to powiedziała. Nie po tym wszystkim, co zrobiła, by przekonać do siebie chłopaka. Jeszcze tydzień temu za nic w świecie nie potrafiłaby zrezygnować z Toma, a tymczasem teraz właśnie to zrobiła. Nawet po tym, jak przyznał, że mógłby się w niej zakochać. Kompletnie nie rozumiała swojego zachowania, a jednak czuła, że postąpiła słusznie.
Wolała zakończyć to teraz, kiedy tylko ona była w większym stopniu zaangażowana w ich relację. Mogła pogodzić się z ogromnym rozczarowaniem, mogła poradzić sobie ze złamanym sercem. Powtarzała sobie, że po jakimś czasie zapomni i nie będzie nawet pamiętała o jakimś głupim zakładzie, który wymyśliła pod wpływem impulsu. A Tom? Na niego i tak to jakoś znacząco nie wpłynie. Skoro jeszcze nie zdążył się zaangażować, to chyba nie było sensu, by teraz próbował.
Tom był przygotowany na każdą z odpowiedzi. Z jednej strony przyzwyczaił się do odmów, z drugiej liczył jednak, że wreszcie jej nie usłyszy. Sam nie do końca wiedział, jak ma na to wszystko zareagować, co odpowiedzieć, co zrobić. Nic nie wydawało się odpowiednią opcją.
Nie potrafił usiedzieć w miejscu, dlatego nagle wstał i Ana przez chwilę miała wrażenie, że chłopak odejdzie bez słowa. I faktycznie taka opcja na moment przeszła mu przez myśl, ale uznał, że podobne zachowanie nie byłoby w jego stylu. Dlatego zatrzymał się i wpakował ręce do kieszeni — w taki sposób myślało mu się najłatwiej. Musiał coś zrobić, tylko sam nie wiedział jeszcze co. A czas na działanie skracał się z kolejną sekundą.
Mimo wszystko jakaś nieopisana moc, kazała mu spróbować. Czuł, że jeśli tego nie zrobi, to będzie wypominał to sobie do końca życia. Dlatego mimo że jedną nogę miał już skierowaną w stronę wyjścia, zdecydował się zaryzykować.
— A co gdybym... — zaczął niepewnie. — Gdybym udowodnił ci, że żadne z nas nie wyjdzie z tego zakładu ze złamanym sercem?
Ana podniosła głowę, słysząc ciche pytanie Toma.
— Nie rozumiem. Jak chcesz to zrobić? — Rozłożyła ręce zupełnie zrezygnowana.
Kompletnie nie wiedziała, co też siedziało chłopakowi w głowie. Przecież nie mógł wymyślić innego wyjścia z tej sytuacji. To było niemożliwe. Wiedziała, bo sama przesiedziała całą noc szukając takiego. Więc jakim cudem to Tom wpadł na nie pierwszy?
Chłopak widział zdezorientowaną minę blondynki, co jedynie sprawiło, że nieznacznie się uśmiechnął. Ileż to razy widział taki wyraz twarzy dziewczyny w ostatnim tygodniu? Zdecydowanie więcej niż mógłby się spodziewać. Przeważnie go irytował, a jednak teraz jedynie rozbawił. Nie wiedział dlaczego, ale obstawiał, że to jego organizm w naturalny sposób bronił się przed ogromnym stresem, który zżerał go od środka. Tak, to musiało być to.
— Wystarczy, że dasz mi tydzień.
Ana momentalnie się wyprostowała. Wiedziała już, dokąd zmierzał Tom i niezbyt podobał jej się ten pomysł.
— Daj spokój. — Nieprzekonana od razu machnęła ręką.
— Siedem dni.
— Nawet nie żartuj — próbowała go zbyć, ale Tom się nie poddawał.
— Mówię serio. Daj mi siedem dni, a udowodnię ci, że nie pomyliłaś się siadając przy moim stoliku w zeszłym tygodniu. — Nie wiedział, dlaczego wciąż walczył, ale miał dziwne przeczucie, że jeśli tego nie zrobi, to będzie żałował do końca życia. — Jeśli jednak za siedem dni wciąż będę dla ciebie tym samym idiotą z kawiarni, nie będę cię zatrzymywał.
Ana wiedziała, że to zły pomysł. Kolejne dni spędzone z chłopakiem jedynie utrudnią jej podjęcie kolejnej decyzji. Jeszcze bardziej się do niego przyzwyczai i odejście, nawet jeśli to słuszna decyzja, nie będzie łatwym zadaniem. Żadna inna relacja nie wchodziła w grę — to byłoby zbyt niezręczne dla ich dwójki. Nie mogliby uciec od myśli, co by było gdyby, a takie myślenie nie wpływało dobrze na jakiekolwiek relacje.
— I co to zmieni?
— Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. — Wyciągnął dłoń przed siebie, dając Anie ostateczną propozycję.
Tylko czy Ana naprawdę chciała spróbować? Czy chciała spędzić jeszcze jeden szalony tydzień z Tomem? Co jeszcze mogłoby się stać? Znając chłopaka zapewne wszystko. Czy znowu musiałby walczyć o chociażby najmniejszą część uwagi Toma? Znów wszystko planować, wymyślać, układać? Już miała tego dość i potrzebowała choć przez chwilę pobyć sama ze sobą i nie zastanawiać się nad każdą minutą następnego dnia.
Jednak Tom wciąż próbował, a to sprawiło, że Ana wreszcie musiała poważnie przyjrzeć się tej sugestii. Zaciekawiła ją determinacja z jaką chłopak próbował przekonać ją do swojego pomysłu, bo spodziewała się, że Tom jedynie machnie ręką na całą sytuację — tak jak robił to przez cały tydzień. Może to właśnie był ten znak, na który czekała? Może właśnie teraz powinna posłuchać swojego serca? Przecież wszystko mówiło jej, że to dobry pomysł. Historia zatoczyła koło.
A jednak czuła się nieswojo z taką propozycją. W końcu to ona była jej autorką i to ona wpadła na pomysł spędzenia wspólnego tygodnia w celu udowodnienia czegoś drugiej osobie. Została zaatakowana jej własną bronią i o ile na początku uważała to za pomysłowe, a nawet urocze, tak finalnie okropnie zdenerwowała się na takie posunięcie ze strony chłopaka. Miała wrażenie, że jej zgoda jest niemal wymagana. Przecież skoro Tom zgodził się na jej układ w zeszłym tygodniu, to i ona powinna zrobić to teraz — tak byłoby najsprawiedliwiej. Z tym że Tom wcale nie musiał się zgodzić. Podobnie jak ona nie musiała.
Teraz miała jeszcze większy mętlik w głowie. Czuła tyle skrajnych emocji naraz, a żadna z nich nie wydawała się być tą słuszną. Im dłużej wpatrywała się w wyciągniętą dłoń Toma, tym dłużej nie wiedziała, co ma robić.
Na chwilę spuściła wzrok, by przyjrzeć się wiązance goździków, którą wciąż trzymała w dłoni. Delikatne kwiatki były schludnie przewiązane srebrną tasiemką i choć nie przepadała za czerwienią, tak goździki uwielbiała w każdym kolorze. Szczerze uśmiechnęła się do siebie, myśląc o tym niewielkim, ale uroczym geście. To pozwoliło jej na chwilę odetchnąć.
— A poza tym chyba przydałaby ci się pomocna dłoń. Choć w tym przypadku raczej cała ręka — dodał żartobliwie, wskazując na obszerny gips, pod którym ukryta była prawa ręka blondynki.
Ana podniosła wzrok tylko po to, by natknąć się na rozbawione, a jednak przejęte spojrzenie Toma. Nie wierzyła, że w takim momencie zdecydował się na podobnie żałosny tekst.
— Ze wszystkich twoich żartów, ten był zdecydowanie najgorszy — prychnęła bardziej rozbawiona samą próbą niż faktyczną treścią tego żartu.
— A jednak się uśmiechnęłaś.
No właśnie. A jednak. Ana miała wrażenie, że to wyrażenie najlepiej opisywało ich relacje. Niby do siebie nie pasowali, a jednak mieli tyle wspólnego. Niby chciała zakończyć tę znajomość, a jednak kiedy pojawiła się okazja, nie potrafiła zrezygnować z chłopaka. Niby chciała odejść, a jednak wciąż coś trzymało ją na miejscu.
I podobnie tym, co dzieliło ich od szczęścia, był jeden uścisk dłoni, a jednak Ana nie potrafiła się na niego zdecydować.
~~~
Ostatnia prywatka od autorki.
Oto jest. Ostatni rozdział, na który czekaliście dłużej, niż obiecałam. Wiem, że powinien pojawić się wcześniej, ale chciałam zadbać, by był idealny, a uważam, że właśnie taki jest. Nie jest to zakończenie, które miałam w głowie rok temu, kiedy zaczęłam pisać tę historię. Głównie dlatego, że wiele się zmieniło w moich postaciach i ich zachowaniu, bym mogła pozostać przy oryginalnym pomyśle. Na ten moment to, co przeczytaliście, pasuje najlepiej. Możecie oczywiście się ze mną nie zgodzić. Czekam na wasze opinie. A może macie jakiś pomysł co do dalszego rozwoju spraw? W końcu zakończenie jest lekko otwarte. To też z chęcią poczytam. 🤗
Finalnie chciałabym wam wszystkim podziękować za każdy komentarz, gwiazdkę, jak i część siebie, którą zostawiliście pod tym opowiadaniem. To naprawdę wiele dla mnie znaczy, że byliście tutaj i że ciekawiło was, co też takiego wymyślę w następnym rozdziale. Nie spodziewałam się tak dobrego odbioru, ale wzięłam również do serca wiele uwag, którymi się dzieliliście. Mam nadzieję, że uda nam się złapać podobny kontakt pod innymi moimi projektami (do których serdecznie zapraszam). 🥰
Niezależnie, czy byliście sympatykami Any czy Toma, czy ich dwójki, czy może żadnego z nich. Dziękuję Wam z całego serduszka. 💕💕💕
No to teraz czekają mnie ostatnie życzenia. Tak więc do zobaczenia!
Życzę miłego życia.
PS Ogólnie to bardzo lubię otwarte zakończenia, bo nigdy nie wiadomo, co może zdarzyć się dalej 🤫
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro