Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⑦ 𝒲𝑒𝒹𝓃𝑒𝓈𝒹𝒶𝓎

W momencie, w którym oderwał długopis od poprawionego już mieszkania numer dwadzieścia osiem, usłyszał dzwonek do drzwi — było to wyczekiwane przez nich jedzenie. Tom podniósł się i łapiąc portfel leżący na jednej ze stert papierów, ruszył po odbiór zamówienia. Chwilę później położył dwie foliowe torby na kuchennym blacie i zabrał się za rozpakowywanie pudełek. Pierwsze z nich wręczył Anie; nie było znaczenia, które dostanie, przecież zamówili to samo. Dziewczyna lubieżnie zabrała pudełko i dołączone do niego pałeczki, po czym usiadła przy niewielkim stoliczku w rogu kuchni.

Tom chwilę walczył z foliówką, zupełnie jakby szukał czegoś jeszcze, a kiedy jego poszukiwania okazały się bezskuteczne, zrezygnowany złapał się pod boki.

— Jak zwykle dali tylko pałeczki — mruknął niezadowolony i zrobił dwa kroki w stronę szuflady, z której chwilę potem wyjął widelec.

Ana dokładnie przyglądała się poczynaniom chłopaka, próbując je zrozumieć, ale nie potrafiła. Dokładnie obserwowała, jak siadał na niskim krzesełku na przeciwko niej i powoli otwierał przepysznie pachnące pudełko. Do tego czasu myślała, że jedynie się zgrywał, ale kiedy zupełnie poważnie przymierzył się do pierwszej porcji makaronu, musiała spytać:

— Masz zamiar jeść to widelcem?

Tom zatrzymał dłoń w połowie drogi i podniósł wzrok, by skonfrontować go z tym ciekawskim blondynki. Przeczuwał, że o to spyta, ale mimo wszystko poczuł się urażony.

— To źle?

— Nie, nie. — Pokręciła głową. Ton, w jakim chłopak wyraził swoje pretensje, niemal zmusił ją do przeprosin. — Po prostu... nie po to dają pałeczki, byś jadł widelcem.

Tom wiedział to doskonale, ale przecież nie mógł przyznać się, że kompletnie nie potrafił ich używać. Za każdym razem, kiedy próbował się nauczyć, nic mu nie wychodziło, a zdecydowanie wolał zjeść ciepły posiłek, niż siłować się przez godzinę z mało funkcjonalną metodą konsumpcji. I o ile w życiu rzadko chodził na łatwiznę, tak w tym przypadku była to jedyna droga. Dlatego też ignorując uwagę Any, mocniej złapał za widelec.

I był już naprawdę o krok od wykonania pierwszego ruchu, kiedy zauważył, jak blondynka zręcznie posługiwała się dwiema drewnianymi pałeczkami. Zrobiło mu się głupio, że ona umiała jeść w taki sposób, kiedy on nawet nie potrafił ich poprawnie złapać. Czuł, że jeśli zdecyduje się wybrać widelec, to kompletnie się zbłaźni. Dlatego trwał tak chwilę w bezruchu, próbując podjąć jakąś decyzję.

Ana przełykając pierwszą porcję wybornego makaronu, zorientowała się, że coś było nie tak. Widziała konsternację ogarniającą chłopaka i nie zajęło jej długo, by połączyć wszystkie wątki w spójną całość.

— Nie umiesz jeść pałeczkami, prawda? — próbowała zabrzmieć obojętnie. Gdyby była miła, pewnie poczułby się jak traktowane z politownaiem dziecko, z kolei uśmiech na jej ustach sugerowałby, że się z niego nabijała. Dlatego tak bardzo zależało jej na neutralności.

Osiągnęła swój cel, bo Tom westchnął zrezygnowany i odłożył widelec na stole. Przejrzała go; zresztą nie pierwszy raz. Jednak łagodny sposób, w który to zrobiła, wcale nie pogorszył samopoczucia chłopaka. Wciąż czuł się głupio, nie posiadając takiej umiejętności, ale zdecydował się z tego zażartować — to był jedyny sposób jaki znał na radzenie sobie z niewygodnymi sytuacjami.

— Cóż, każdy ma jakieś wady.

Ana powstrzymała się, by nie obrzucić go wymownym spojrzeniem. Jeżeli to była dla chłopaka wada, to musiała dogłębnie przeanalizować jego hierarchię wartości. Ona sama od ręki byłaby w stanie wypisać całą listę wad Toma i na pewno brak umiejętności jedzenia pałeczkami nie byłby jedną z nich. Za to specyficzny czasami humor z pewnością by się tam znalazł. Blondynka zdecydowała się jednak zignorować osobliwą uwagę chłopaka co do swojego charakteru i pomóc mu rozwiązać ten banalny problem.

— Spróbuj chociaż — zachęcała go. — Popatrz.

Złapała za pałeczki i wyciągnęła dłoń przed siebie, by z bliska pokazać mu ich poprawne ułożenie. Tom próbował odtworzyć ustawienie, ale nie potrafił swobodnie złapać dwóch patyczków. Uchwyt wydawał się za luźny i chłopak nie był przekonany, że uda mu się cokolwiek w taki sposób zjeść.

Podniósł wzrok, by posłać dziewczynie niepewne spojrzenie. Ana nie wytrzymała i uśmiechnęła się, widząc jego zmieszaną minę i kompletnie źle ułożone pałeczki. Tom wyglądał na całkowicie zagubionego, co na swój sposób blondynka uznała za urocze. Postanowiła pomóc biedakowi, dlatego wyciągnęła ręce, by dosięgnąć jego pałeczek.

— Ta idzie tu, a ta tutaj — tłumaczyła, układając je w jego dłoni. — Łapiesz to... Nie, nie tak. Trochę mocnej tutaj. O właśnie tak.

Tom zamiast skupić się na swojej dłoni, bardziej skoncentrował się na blondynce, która układała za niego pałeczki. Ciekawiła go determinacja z jaką dziewczyna podjęła się tego zadania. Była to tak trywialna rzecz, a jednak miał wrażenie, że Ana nie spocznie, dopóki on nie nauczy się porządnie jeść. To już był drugi raz tego wieczoru, kiedy blondynka zaimponowała mu swoją determinacją.

I nawet nie przeszkadzało mu, że bez uprzedzenia zaczęła bawić się jego dłonią. Normalnie pewnie już dawno by ją zabrał — zawsze stronił od nadmiernego dotyku i nawet taki mały, nieznaczący gest był dla niego niezmiernie intymny. Dlatego też zawsze pilnował swoich dłoni, choć ten jeden raz odpuścił.

Ana zorientowała się, że coś było nie tak, bo chłopak nie współpracował z nią na tyle, na ile by chciała. Miała wrażenie, że bawiła się jego bezwładną ręką, dlatego podniosła wzrok, by przekonać się, co go tak rozkojarzyło. Momentalnie zorientowała się, że Tom patrzył się na nią, choć za szybko odwróciła wzrok, by dowiedzieć się z jaką emocją to robił. Zrobiło jej się niezręcznie, dlatego szybko zabrała dłonie.

— I już! — odchrząknęła. — Możesz jeść.

Zależało jej na rozwianiu dziwnej atmosfery, dlatego szybko wskazała na zamówione przez chłopaka danie. Początkowo sądziła, że dziwna reakcja Toma spowodowana była jej nieodpowiednim zachowaniem. Była przekonana, że zirytowała go swoją bezpośredniością, ale nie mogła wiedzieć, że Tom uważał zupełnie odwrotnie. Chłopak szybko pokręcił głową, zapominając o tym dziwnym uczuciu i spojrzał na swoją dłoń.

— Raczej próbować jeść — westchnął i ocenił stworzoną przez dziewczynę pałkeczkową konstrukcję.

— Tak czy siak, smacznego! — Wzruszyła ramionami, po czym uniosła sporą porcję makaronu do góry i wpakowała ją sobie do ust.

Tom obserwował z jaką prostotą wykonywała kolejne ruchy i marzył o tym, by zrobić podobnie. Im dłużej jednak wpatrywał się w swoją dłoń z pałeczkami, tym szybciej tracił przekonanie, że potrafi z nich korzystać. Kochał kuchnię azjatycką, a mimo wszystko nigdy nie wiedział jak się za nią zabrać. Może dlatego nigdy nie chodził do restauracji. Kiedy zamawiał jedzenie do domu, nikt nie mógł go oceniać w swoim kuchennym zaciszu.

W końcu zerknął w dół na swoje opakowanie, gdzie czekał go przepyszny obiad okraszony pałeczkowym wyzwaniem. Westchnął, uszczelnił uścisk i zabrał się za jedzenie. Pierwsza porcja, z trudem, bo z trudem, ale trafiła wreszcie do ust. I o ile cieszył się z tego, że nie ubrudził się cały ostrym sosem, to załamał się, wiedząc, że został zmuszony w podobny sposób skonsumować całe danie.

— Tego w życiu nie zdecydowałbym się zjeść nad planem — rzucił, kręcąc głową. — Nawet sobie bym nie zaufał.

Ana zaśmiała się, pamiętając sytuację z kawą i chłopaka, który był nad wyraz opiekuńczy względem swojej pracy rozłożonej na stole. Ale nie mogła się temu dziwić. Widziała, jak męczył się z kolejnymi porcjami, ale potrafiła docenić determinację, z jaką podszedł do wyzwania. Z drugiej strony nie zdziwiłaby się, gdyby chłopak nagle wstał, wyrzucił pałeczki do kosza i dokończył danie widelcem. Miała nadzieję, że do tego nie dojdzie, dlatego zapewniła go:

— Bez przesady. Idzie ci dobrze.

Tom posłał jej sceptyczne spojrzenie. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swoich umiejętności i nie potrzebował moralnego wsparcia dziewczyny w i tak beznadziejnej sytuacji. Chciał skoncentrować się na kolejnych ruchach, dlatego musiał poprowadzić temat tak, by to Ana więcej mówiła. W końcu to ona z ich dwójki potrafiła jednocześnie rozmawiać i jeść za pomocą tego drewnianego badziewia.

— Od dawna tak śmigasz pałeczkami?

Blondynkę lekko zdziwiło to pytanie, ale zdecydowała się na nie odpowiedzieć.

— W zasadzie to umiem nimi jeść więcej czasu, niż nie umiem.

To stwierdzenie zaciekawiło chłopaka w szczególności, że sekundę wcześniej cała porcja makaronu, którą z trudem nabierał przez ostatnie minuty, leniwie zsunęła się z powrotem do pudełka. Ana zauważyła to, ale jedynie uśmiechnęła się. I choć mogła powiedzieć, że ta umiejętność to nic specjalnego, przecież można nauczyć się tego praktycznie bez powodu, to zdecydowała się zdradzić coś więcej o sobie.

— To przez moich rodziców. Głównie przez tatę. Jego firma jest... dość duża. Ma kilku partnerów w Azji, a tam bardzo wysoko stawia się stosunki między kontrahentami. Dlatego też nieraz towarzyszyłam rodzicom w takich obiadach u nas w domu. Musiałam szybko nauczyć się angielskiego i... jedzenia pałeczkami.

Nigdy nie lubiła wracać wspomnieniami do tamtych czasów. Miała wrażenie, że cała jej rodzina była sztuczna, podobnie jak te biznesowe obiady. Jej ojciec chwalił się swoją żoną i dziećmi, próbując zaimponować ludziom z pieniędzmi. Nigdy nie wiedziała, czy naprawdę był z niej dumny, czy jedynie pozorował swoje uśmiechy, by podpisać lepszą umowę.

Chłopakowi z trudem przyszło przyswojenie takiej informacji. Nie spodziewał się od Any rodzinnej historii, a w szczególności nie takiej. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej, ale nie za bardzo wiedział, jak się za to zabrać.

— Partnerzy z Azji? Twój tata musi być grubą rybą, co?

Bał się odpowiedzi na to pytanie. Jeszcze tego by brakowało, by trafił na rozpieszczoną córeczkę milionera. Co prawda Ana nie wyglądała na taką, ale szansa wciąż istniała, dlatego niespokojny czekał na komentarz blondynki.

— Można tak powiedzieć. Pieniędzy nigdy nam nie brakowało. To raczej ojca nigdy nie było w domu.

Tom kiwnął głową, ale Ana nawet nie miała prawa wiedzieć, jak dobrze rozumiał ją w tej kwestii. Przemilczał jednak swoją sytuację rodzinną i wysunął dość daleko idący wniosek o tej dziewczyny:

— Ale... nie mieszkasz teraz z nimi, prawda? — Ana od razu pokręciła głową. — Tak myślałem. Gdybyś mi nie powiedziała, w życiu nie domyśliłbym się, że urwałaś się z takiej rodziny.

— Wyglądam na biedną studentkę?

— Tak, to znaczy... nie — zaprotestował natychmiast. — Wiesz, że nie to miałem na myśli.

Ana jedynie uśmiechnęła się, widząc zmieszaną minę chłopaka. Nie obraziła się o takie postrzeganie jej osoby — w końcu od zawsze właśnie o to jej chodziło. Wolała być utożsamiana z kimś, kto sam zarabia na własne życie niż z kimś, komu fortuna spadła z nieba. Żadna obelga nie uraziłaby jej bardziej niż wytknięcie jej, że wszystko, co osiągnęła, było za sprawą jej bogatych rodziców.

Blondynka czasami miała wrażenie, że była jedyną normalną osobą w tej zafiksowanej na sukces rodzinie. Wiedziała, że były w życiu ważniejsze rzeczy niż pieniądze — one już dawno przestały mieć dla niej znaczenie, odkąd jej rodzice nie widzieli nic poza nimi. Oddałaby wiele, by mieć normalne dzieciństwo i jak większość jej rówieśników latać po podwórku, zamiast jeść wystawne obiady w najdroższych restauracjach w mieście, uśmiechając się do mężczyzn w garniturach, których nawet nie znała.

— Ale masz rację — westchnęła w końcu, kiedy Tom wciąż przyglądał jej się uważnie. — Jak tylko skończyłam szkołę, zupełnie odcięłam się od rodziny. Spakowałam się i wyszłam. Znalazłam pracę, wynajęłam mieszkanie, zaczęłam studia. Nie wzięłam od nich nawet grosza. Wszystko zrobiłam sama, zresztą podobnie jak robiłam to wcześniej. Nie było ich w moim życiu wtedy, to i teraz ich nie potrzebuję.

Wzruszyła ramionami. Nie czuła się źle z tym, co zrobiła. Czasami wydawało jej się, że rodzina wcale nie ucierpiała na jej decyzji, a może po prostu nie zauważyli drastycznej zmiany w ich domu.

— Odważna decyzja — podsumował Tom i przemieszał makaron pałeczkami. — Nie próbowali cię zatrzymać?

— Nawet jakby chcieli, to i tak bym nie wróciła. Mama... czasami do mnie dzwoni, ale ojciec? Minęły już ponad trzy lata odkąd z nim rozmawiałam.

Spuściła wzrok i zaczęła ponuro grzebać w makaronie. Tom przyglądał się jej zagubionej minie, ale nie potrafił nic z niej wyczytać. Starał się też nie oceniać dziewczyny — doskonale wiedział, że relacje rodzinne czasami lepiej było zostawić bez komentarza. Mógł jedynie wyobrażać sobie sytuację Any, ale nigdy nie byłby w stanie w pełni się z nią utożsamić. I nawet bez zdradzania swojej przeszłości dziewczynie, wiedział, że byli z dwóch zupełnie innych światów — może dlatego mieli tak różne podejścia do większości spraw.

Nagle jednak ponury humor, z którym borykała się blondynka, nabrał sensu. Rozmowa z matką, choć nie wiedział, jak przebiegała, nie mogła być dla dziewczyny niczym przyjemnym. I faktycznie nie była. Ana czuła, że rozmawiała z nią z przymusu, że rodzicielka odhaczyła punkt na ten miesiąc w postaci kontrolnego telefonu. Za każdym razem wiedziała, że wyglądało to tak samo, a mimo wszystko naiwnie odbierała. Wciąż łudziła się, że usłyszy coś innego, ale zawsze odkładała słuchawkę z ciężkim sercem. Każdy kolejny telefon robił się coraz bardziej obojętny i dziewczyna nie wykluczała, że w końcu go nie odbierze.

Wystarczyło, że jej matka miała jeszcze dwójkę dzieci, którymi mogła się opiekować, choć też w nieznaczny stopniu — przecież byli już dorośli. Liczyło się to, że jej dwaj starsi bracia byli zaangażowani w rodzinną firmę bardziej niż ona kiedykolwiek, a to od zawsze stawiało ich na piedestale. Obaj praktycznie zostali wepchnięci do rodzinnego biznesu, co im nawet pasowało, w końcu nie musieli się nawet starać — wszystko zostało im podane na tacy. A tego Ana nie potrafiła zrozumieć.

Zdenerwowana cisnęła pałeczkami w pudełko i stanowczo odłożyła je na stole. Tom przestraszył się nagłego ruchu dziewczyny i natychmiast spojrzał na nią kontrolnie, nie będąc pewien, co zamierza. Ana zorientowała się, że zareagowała nazbyt gwałtownie, ale musiała wyjaśnić jedną najważniejszą dla niej rzecz. Dlatego chwilę później wytłumaczyła nieco spokojniej:

— Po prostu... chcę mieć świadomość, że wszystko, co osiągnę, mogę zawdzięczać tylko sobie. Nie pieniądzom moich rodziców, nie ciepłej posadzce w rodzinnej firmie, nie znajomościom. Tylko sobie. I wiem... wiem, że jestem na dobrej drodze.

To od zawsze był jej cel i postanowiła sobie, że go osiągnie, choćby nie wiadomo co.

Tom zmierzył dziewczynę wzrokiem, słysząc to naprawdę dojrzałe wyznanie. Rozumiał samodzielne zapędy Any. W końcu sam zdobył wszystko w podobny sposób i doskonale znał poczucie spełnienia towarzyszące osiągnięciu takiego celu. Chodziło tu o przebytą drogę, o świadomość, że nie poszło się na łatwiznę, że zrobiło się wszystko własnymi rękami. Teraz cały charakter Any zaczął nabierać sensu. Jej ułożona natura i ciągłe planowanie — to wszystko sprowadzało się do jasno postawionego przez blondynkę celu. I o ile wczoraj jej nastawienie do życia okropnie go irytowało, tak teraz musiał przyznać, że ocenił ją zbyt krytycznie. Najwyraźniej pomylił się, co do dziewczyny i choć rzadko kierował się pozorami, tak żałował, że akurat Anę potraktował w ten sposób. Musiał poznać ją lepiej, żeby zrozumieć, że nie była tylko kolejną dorabiającą w kawiarni kelnerką. Zaimponowała mu po raz trzeci tego wieczoru.

— Przepraszam, mieliśmy rozmawiać o jedzeniu, a znowu mówię o sobie — dodała ponuro, kiedy zorientowała się, że Tom od jakiegoś czasu siedział cicho.

— Nie... nie przepraszaj — odchrząknął, kiedy zorientował się, że za długo jej się przyglądał. — Niektórym osobom pałeczki kojarzą się z rodziną, a mi cokolwiek drewnianego w ręce przypomina ołówek. Ołówek z kolei przypomina mi o pracy, a praca... Cholera.

Podniósł wzrok i wbił go w wiszący na ścianie zegar. Dopiero wtedy uświadomił sobie, jak późno już było. Nie myśląc dużo, wrzucił pałeczki do pudełka, przetarł dłonią usta i rzucił się w stronę salonu. Ana nie wiedziała, co się stało. W jednym momencie Tom był w kuchni, a chwilę potem nagle zniknął. Musiała przekonać się, co wstąpiło w chłopaka, dlatego ruszyła za nim.

Odnalazła go w salonie, zasiadającego ponownie za stołem. Machał rękami, zapewne próbując je wysuszyć — po drodze musiał umyć je w łazience, co było na swój sposób logiczne, jeśli chciał wrócić do pracy. Nie rozumiała jednak, co takiego sprawiło, że musiał nagle przerwać posiłek i ponownie zabrać się za projektowanie.

— Coś się stało? — spytała, próbując zrozumieć cokolwiek z jego chaotycznego zachowania.

Tom początkowo nie odpowiedział, a jedynie wymownie spojrzał się na niewielki zegarek stojący na szafce. Chciał złapać za czerwony długopis leżący na stole, ale jak to w pośpiechu bywa, jedynie trącił go palcami, a upragniony przedmiot sturlał się ospale na ziemię. Tom niemalże rzucił się, by go podnieść, i Ana mogła przysiąc, że milimetry dzieliły głowę chłopaka od uderzenia w blat.

— Deadline się stał — mruknął, kiedy wychylił się spod stołu.

Dziewczyna ponownie spojrzała na zegarek. Faktycznie było już trochę po dziesiątej, a do końca dnia zostawało już coraz mniej minut. Jeżeli faktycznie musiał skończyć swój projekt do dzisiaj, to miał na to niewiele czasu. Nie chciało jej się jednak wierzyć, że to może mieć aż takie znaczenie, a w szczególności ta absurdalna godzina.

— Bez przesady. Chyba nikt nie będzie tego czytał o północy — zaśmiała się, by rozładować napięcie, ale to wcale nie pomogło.

— Tak? A chcesz się założyć? — rzucił w swoim stylu i nachylił się nad stołem, nie za bardzo wiedząc, od czego zacząć.

Ana z rozczarowaniem obserwowała Toma desperacko próbującego wrócić do pracy. Nie chciała go oczywiście zatrzymywać, ale rozmowa, którą prowadzili jeszcze przed chwilą w kuchni, naprawdę dużo dla niej znaczyła. Liczyła, że jeśli ona otworzy się przed chłopakiem, to i on zrobi to samo; w końcu tego wieczoru udało się jej na krótką chwilę dotrzeć do tego bardziej osobistego oblicza chłopaka. Miała nadzieję, że zobaczy je jeszcze raz, a tymczasem pozostało jej wpatrywanie się w Toma pracoholika.

— Dużo ci zostało?

Tom początkowo nie zareagował. Chwilę mu zajęło, zanim uświadomił sobie, że dziewczyna coś do niego powiedziała.

— Co? Nie... nie. Ale muszę... Muszę się skupić.

Ana była zdumiona, jak szybko tak spokojny, a czasami nawet i ponury chłopak, zmienił się w kompletnie rozsypany i chaotyczny kłębek nerwów. To mogło wskazywać, że słabo radził sobie w sytuacjach stresujących lub pod presją czasu. Ana już dawno temu to opanowała. Sama początkowo w ruchliwe poranki nie umiała znaleźć odpowiedniego rytmu pracy, ale szybko nauczyła się pracować w warunkach ograniczonego czasu i wysokich oczekiwań. Dlatego nie mogła patrzeć, jak chłopak miotał się nad planem.

— Hej, spokojnie, jest jeszcze czas — rzuciła ciepło.

Chciała go uspokoić, zapewnić, że zdąży na czas, ale Tom nie potrzebował takich zapewnień. Doskonale znał swoje możliwości i był pewien, że wystarczy mu czasu, ale bał się, że robiąc wszystko w dwa razy szybszym tempie, może popełnić błąd. A na to nie mógł sobie pozwolić.

— Wiem, ale nie lubię robić rzeczy na ostatnią chwilę. Dlatego wcześniej odwołałem nasze spotkanie, bo nie chciałem marnować czasu. A i tak go zmarnowałem.

Dopiero po chwili uświadomił sobie, co dokładnie powiedział. Ale było już za późno. Uśmiech powoli zszedł z ust blondynki, a zastąpił go niewielki grymas i obojętne spojrzenie. A więc to tak? Ona poświęciła swój wieczór na to, by dotrzymać chłopakowi towarzystwa, umilić pracę, a nawet zrobić tę cholerną kawę i po tym wszystkim on nazwał to zmarnowanym czasem? To po co w ogóle ją zapraszał, skoro wiedział, że tak to się skończy? Na początku sądziła, że faktycznie chciał się z nią zobaczyć, ale teraz zrozumiała, że zaprosił ją jedynie z grzeczności. Musiała być naprawdę głupia, skoro sądziła, że było inaczej.

— To najwyraźniej oboje zmarnowaliśmy czas — rzuciła obojętnie.

Złapała za torebkę, która swobodnie leżała na fotelu od początku ich spotkania, i udała się w stronę drzwi. Nie miała zamiaru dłużej otwierać się przed chłopakiem, który kompletnie ją olał. Była rozczarowana, że wszystkie jej starania poszły na marne, choć chyba bardziej złościła się na siebie za to, że nie przewidziała tego wcześniej.

A co na to Tom? Miał ochotę przywalić sobie w twarz. W ferworze walki z czasem powiedział o jedno zdanie za dużo i nie miał pojęcia, jak się z tego wyplątać. Ruszył za Aną, ale dogonił ją dopiero przy drzwiach.

— Poczekaj. To źle zabrzmiało. Nie chciałem tego tak ująć — próbował, choć wiedział już, że nie miał żadnych szans, by zatrzymać ją w środku.

— Nie wiem, co chciałeś powiedzieć, a czego nie chciałeś powiedzieć. — Rozłożyła bezradnie ręce. — Chyba będzie lepiej, jak już pójdę. Przynajmniej nikt nie będzie ci paplał nad głową podczas pracy.

Dodała jedno ciche dobranoc i zniknęła za drzwiami.

Tom został sam w korytarzu, wpatrują się bezradnie przed siebie. Przytłaczała go cisza, która nagle zapadła w jego mieszkaniu. Mieszkając sam, niby zdążył już się do niej przyzwyczaić, podobnie jak i do psa z drugiego piętra, który poszczekiwał regularnie co godzinę, do tykania zegarka w salonie, do starszej sąsiadki oglądającej telewizję ciut za głośno, czy nawet do tych cholernych gołębi gruchających na balkonie. A mimo to teraz czuł się tak, jakby ten najważniejszy z dźwięków zniknął, a bez niego trudno było wytrzymać.

Wcale nie uważał, że zmarnował czas, zapraszając tu Anę. Zależało mu na pracy — to fakt — a kiedy pracował, jego priorytety znacznie się zmieniały i nawet gdyby chciał poświęcić dziewczynie całą swoją uwagę, to nie dałby rady. Miał wrażenie, że blondynka swoją osobą zastępowała mu obecność pięciu kolejnych. I o ile wcześniej myślał, że nie przejmie się zbytnio jej wyjściem, to to, co poczuł, zaskoczyło go samego.

Ana nie była już dla niego zwykłą studentką z dziwacznym planem na życie i optymistycznym podejściem do wszystkiego. Okazała się być kimś więcej niż niepoprawną marzycielką. Miała charakter i pewność siebie, które sprawiły, że przestał postrzegać ją jako osobę, z którą musi wytrzymać tydzień, by udowodnić jej swoją rację. Zaimponowała mu swoją dojrzałością i złapał się na tym, że chciał dowiedzieć się, co jeszcze przed nim ukrywa. Zaczął żałować, że wcześniej ocenił ją dość powierzchownie — ale kto pierwszego dnia znajomości nie ocenia innych w podobny sposób? Dlatego też obiecał sobie, że tym razem się postara. To zdecydowanie należało się Anie, która w przeciwieństwie do niego, starała się od samego początku.

— Cholera — mruknął i przetarł twarz dłonią.

Chwilę jeszcze bawił się swoimi włosami, próbując zebrać myśli, aż w końcu westchnął i wrócił do salonu. Zasiadł kolejny raz przed swoim planem i zmusił się do pracy. Jak na złość kolejnym mieszkaniem do poprawy było to z numerem trzydzieści dwa — to samo, na którym jeszcze chwilę temu stał kubek blondynki. Szybko pokręcił głową, by o tym nie myśleć, ale nie potrafił skupić się na niczym innym. Czuł, że nawet z bezsensownym paplaniem nad głową byłoby mu łatwiej pracować tego wieczora, ale szansa na sprawdzenie tego już dawno temu wyszła z mieszkania.

~~~



Mała prywatka od autorki.

I w taki oto sposób kończy się środa. A co takiego może przynieść czwartek? Sami zobaczycie!

Życzę miłego życia. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro