Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⑧ 𝒯𝒽𝓊𝓇𝓈𝒹𝒶𝓎

Anie nigdy w życiu tak bardzo nie nudziło się na zmianie. Siedziała znużona za barem i bazgrała długopisem po niewielkiej, żółtej karteczce. Od jakiegoś czasu nie było żadnych nowych klientów, co trochę ją zdziwiło — w końcu o tej godzinie powinni już schodzić się na popołudniową kawę. Nie mogła jednak narzekać. Wreszcie zajęła się przeglądaniem papierów i spisywaniem listy potrzebnych produktów. Meg rozrabiała na zapleczu, co jakiś czas odkrzykując jej odpowiednie wartości, o które prosiła, a ona jedynie zapisywała je w notatniku. Słuchała przy tym jakiś letnich hitów lecących z radia i częściej niż normalnie spoglądała na zegarek.

Czasami uciekała wzrokiem do swojego otwartego kalendarza, który leżał obok. Nigdy się z nim nie rozstawała — miała tam zapisane wszystko, co najważniejsze. Smętnie zapatrzyła się w uwagę, którą zapisała przy wczorajszym wieczorze. Drukowane litery dosadnie przypominały jej o rezerwacji w ulubionej restauracji, którą musiała niespodziewanie odwołać. I o ile wczoraj jeszcze łudziła się, że mimo wszystko miło spędzi ten wieczór, to gdy wracała do domu, była rozczarowana bardziej niż kiedykolwiek. Westchnęła. Miała zamknąć kalendarz, ale jej dłoń nawet nie drgnęła.

— Przepraszam? — Ciche pytanie wyrwało ją z transu.

Natychmiast potrząsnęła głową, by wrócić do rzeczywistość. Dopiero gdy odzyskała pełną świadomość, uśmiechnęła się i odwróciła w stronę nowego klienta. Jednak uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, kiedy tym nowym klientem okazał się być Tom. Od razu przypomniała sobie, dlaczego wstała dzisiaj w słabym humorze. Chciała to zaznaczyć, dlatego obrażona uniosła brodę do góry i z powrotem wbiła wzrok w notatnik.

— Przepraszam, ale nie obsłużę pana — mruknęła dostojnie, udając, że zapisuje coś ważnego. — Nie chcę marnować czasu.

Chłopak doskonale wiedział, że Ana nie miała nic do roboty, a jej osobliwy komentarz miał mu jedynie pokazać, w jaki sposób potraktował ją wczoraj. Nie spodziewał się, że łatwo odpuści, dlatego taka reakcja dziewczyny w ogóle go nie zdziwiła. Zresztą nie oczekiwał niczego innego. Obrażona Ana była dla niego nowym, ale i zarazem ciekawym okazem — między innymi dlatego zdecydował się złożyć jej wizytę osobiście. Przez telefon łatwiej byłoby jej udawać, a Tom chciał na własne oczy zobaczyć, jak dziewczyna próbuje być na niego zła. Dlatego już pierwsza uwaga blondynki sprawiła, że się uśmiechnął.

— Na szczęście nie przyszedłem tu na kawę.

Anę zaciekawiła taka odpowiedź chłopaka. Odkąd zobaczyła go w kawiarnii, liczyła, że przyszedł właśnie dla niej — wciąż należały jej się przeprosiny. Nie była na niego aż tak zła jak jeszcze wczoraj. Po części nawet rozumiała przyczynę problemu, ale nie chciała usprawiedliwiać chłopaka. Zdecydowała, że poczeka na ruch Toma i miała nadzieję, że doczeka się go jeszcze w tym życiu; w końcu teraz był czas na to, by to on wreszcie wyszedł z jakąś inicjatywą. A skoro pojawił się w kawiarni, to chyba faktycznie zależało mu na rozwiązaniu wczorajszego absurdalnego konfliktu. A przynajmniej na to liczyła.

Podniosła na chwilę wzrok, ale chwilę potem całkowicie utkwiła go w chłopaku. Dziwny uśmieszek, który pojawił się na jego ustach, nie dawał jej spokoju. Musiała dowiedzieć się, co też takiego wykombinował.

— To w takim razie co robisz w kawiarni?

Wreszcie odwróciła się w jego stronę i oparła głowę na dłoniach, sugerując, że jest zaciekawiona jego nielogicznym wyborem. Obracała długopis między palcami i chciała przy tym wyglądać jak zdeterminowana nauczycielka, która właśnie przepytywała swojego nieprzygotowanego ucznia. Tom nie spodziewał się, że blondynka mogła przybrać taką postawę, ale podświadomie ucieszył się, że zdecydowała się zagrać z nim w grę. Czuł, że wtedy będzie mu łatwiej przekonać ją do swojego planu.

— Uznałem, że skoro wczoraj nie udało mi się znaleźć dla ciebie odpowiedniej ilości czasu, niekoniecznie ze swojej winy, to moglibyśmy nadrobić to dzisiaj.

Musiał przyznać, że nie czuł się najlepiej z tym, jak potraktował wczoraj Anę, i choć wiedział, że sam by się za takie zachowanie nie obraził, to dziewczyny zawsze były wrażliwe na tym punkcie. Wypadało jakoś wynagrodzić blondynce czas, który spędziła na gapieniu się jak pracował; w szczególności, że zdążył przekonać się, iż Ana wcale nie była bezwartościowym rozmówcą.

Blondynka lekko zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc propozycji Toma. Tak naprawdę chciała ukryć, jak bardzo podobało jej się, w którą stronę zmierzał chłopak. Patrzyła na niego uważnie, ale tym razem i on dokładnie się jej przyglądał — może nawet i za bardzo. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby tak intensywnie wpatrywał się w nią swoimi szarymi oczami. Próbowała być nieugięta, ale czuła, że jeśli Tom nie odwróci wzroku, to jej zgrabnie przygotowany plan rozsypie się na kawałki.

Ana odetchnęła z ulgą, gdy chłopak nieznacznie pochylił się nad ladą, ale szybko znowu zamarła, gdy położył rękę na jej otwartym kalendarzu. Przesunął go powoli na środek blatu, kątem oka czytając kolejne notatki, a kiedy był pewien, że się nie pomylił, dodał:

— Dlatego też — złapał za długopis, którym bawiła się Ana — pozwoliłem sobie zarezerwować nam stolik na dziewiętnastą w tej samej restauracji, w której mieliśmy być wczoraj.

Zakreślił w kółko wielki napis "RESTAURACJA 20:00", który blondynka umieściła w środowej kolumnie, i dorysował strzałkę przesuwającą całe zdarzenie na czwartek. Dopisał zgrabnie nową godzinę ich spotkania, po czym odłożył długopis i wyprostował się triumfalnie.

Ana oglądała całe zajście z kamienną twarzą, ale czuła, że zaraz eksploduje z radości. Nie potrafiła nawet opisać, jak cieszyła się na to wyjście, a fakt, że cała inicjatywa wyszła od chłopaka, jedynie pozwolił jej wciąż się łudzić, że miała u niego jakieś szanse. Po raz pierwszy widziała go tak zdeterminowanego i stanowczego. Nie miał już wiecznie zamkniętej postawy, a wszystkie jego ruchy były dopracowane do perfekcji. Sposób w jaki zabierał od niej kalendarz, a potem długopis, sprawiał, że nie mogła przestać na niego patrzeć. Subtelny ton i do tego jeszcze to czarujące spojrzenie — czuła, jak jej serce gwałtownie przyspieszyło. Wiedziała, że wystarczyłoby, by Tom do tego wszystkiego przeczesał włosy ręką, a Ana rozpłynęła się i wylądowała na zimnej posadzce.

Gdyby nie znała chłopaka od innej strony, pewnie założyłaby, że był to jego sposób na podrywanie dziewczyn. Nie miała jednak pojęcia, jak wyglądają u niego takie próby, dlatego nie mogła wysnuć aż tak daleko idącego wniosku. Jednak fakt, że zmienił swoje zachowanie tak z dnia na dzień i to jeszcze w obliczu problemu do rozwiązania, sprawił, że zaczęła sądzić, że to wszystko było doskonale zaplanowane. Zupełnie jakby Tom, wiedząc, że miała do niego słabość, starał się to wykorzystać. Musiała pokazać mu, że nie wystarczyło jedno zaangażowane spojrzenie i zabójczy uśmiech, by wszystko wróciło na swoje miejsce. I choć wciąż nie mogła uspokoić oddechu, zebrała w sobie całą swoją obojętną energię, zaabsorbowaną z sarkazmów chłopaka, i rzuciła bez przekonania:

— Wiesz, że wpisanie tego do mojego kalendarza wcale nie oznacza, że się zgadzam.

Tom musiał powstrzymać uśmiech, kiedy obserwował, już nie tylko wewnętrzną, ale i zewnętrzną, walkę Any z samą sobą. Wiedział, że się zgodzi; nie musiał robić niczego specjalnego, by się zgodziła. Nawet nie próbował zachowywać się jakoś inaczej. Może i był trochę bardziej stanowczy, ale on nie widział jakiejś specjalnej różnicy. Tak naprawdę wciąż nie był przekonany, co do dziewczyny, ale wiedział, że należało jej się trochę uwagi — w porównaniu ile ona poświęciła dla niego, on winien był dziewczynie sporo. Nie lubił niesprawiedliwego traktowania, dlatego poczuł się zobowiązany do nadrobienia stosunków z blondynką. A przynajmniej tak to sobie tłumaczył.

— Po prostu zostawmy wczoraj za sobą. — Wzruszył ramionami i chwilę zastanawiał się, ale w końcu dodał: — Dzisiaj postaram się być bardziej rozmowny, a może nawet... miły.

Ana prychnęła, słysząc typowy dla wypowiedzi chłopaka styl. Założyła ręce i przyjrzała mu się uważnie z ciekawsko uniesioną brwią do góry. Musiała przyznać, że podobała jej się taka wizja wieczoru — w końcu nie wiedziała prawie nic o chłopaku, kiedy sama zdążyła mu się przyznać do wielu faktów ze swojego życia. Chciała jednak ugrać jeszcze więcej z tego układu, dlatego postanowiła do granic możliwości zredefiniować słowo "miły".

— I co? Wytrzymasz tak bez żadnego mruknięcia? Uszczypliwego komentarza? Bez sarkazmu? — Nie mogła uwierzyć, że chłopak byłby w stanie aż tak się zmienić, choćby i na kilka godziny. — Nie dasz rady.

Tom wiedział, dokąd zmierzała blondynka, ale podobała mu się taka zmiana nastawienia. Przestała walczyć z sobą, a zaczęła bawić się z nim w słowne potyczki. Nie mógł przepuścić takiej okazji, ale musiał też walczyć o swoje. Doskonale wiedział, że nie wytrzymałby całego wieczora bez sarkazmu, nawet jeśli mieliby mu za to zapłacić grube miliony. Dlatego zdecydował się uprzedzić blondynkę, że będzie robił wszystko, co w jego mocy, ale cudotwórcą nie zostanie.

— Niewykluczone, dlatego mnie nie prowokuj. — Spojrzał na nią całkowicie poważnie, ale jednocześnie posłał jej mały uśmieszek. — Poza tym sarkazm jest jedynie naturalną obroną organizmu przed głupotą. Sama wiesz, że niektórzy ludzie to totalni idioci. A ty nie wyglądasz na głupią, a przynajmniej nie teraz.

Ana posłała mu wymowne spojrzenie, ale czy spodziewała się, że chłopak nie wykorzysta takiej okazji? Musiałaby by być naprawdę głupia, by tak sądzić, a wbrew temu, co właśnie usłyszała od Toma, wcale się za taką nie uważała. Zdecydowała, że sama nie mogła być gorsza i szybko dodała:

— Chcesz mnie obrazić czy zaprosić do restauracji? A może u ciebie to zawsze idzie w parze, co?

Ponownie założyła ręce i czekała na reakcję Toma. Chłopak nieznacznie pokiwał głową z uznaniem. Trafił na dobrego przeciwnika i cieszył się, że Ana przestała postrzegać jego niekonwencjonalne uwagi jako obelgi, a nawet sama zaczęła z nich korzystać. Zapatrzył się w zielone oczy blondynki, które teraz patrzyły się na niego triumfalnie. Miał wrażenie, że dziewczyna czekała na kolejną błyskotliwą odpowiedź z jego strony, ale tym razem nie miał na nią pomysłu. Za bardzo zaimponowała mu tą poprzednią, dlatego pozwolił jej napawać się tym niespodziewanym triumfem. Musiał przyznać, że spodobało mu się taka wersja blondynki, ale porzucił tę myśl, zanim zdążyłaby się na dobre rozwinąć.

Ana wiedziała już, że osiągnęła swój cel, dlatego nie pozostało jej nic innego jak definitywnie zgodzić się na dzisiejszy wieczór. Trochę zaskoczył jej brak odpowiedzi ze strony chłopaka, ale przeczuwała, że to nie było jeszcze jego ostatnie słowo. Uśmiechnęła się do siebie, po czym sięgnęła po długopis i mała żółtą karteczkę. Szybko nabazgrała na niej swój adres i trzymając ją między palcami, wręczyła chłopakowi. Tom zerknął na karteczkę, po czym mruknął nie odwracając od niej wzroku:

— Będę u ciebie przed siódmą.

Ana uśmiechnęła się do chłopaka. Tom jednak nie miał szans tego zauważyć, bo skupił się na małym, żółtym papierku, który starannie złożony wylądował w kieszeni jego spodni. Kiedy wreszcie podniósł wzrok, zauważył, że Ana wpatrywała się już w drzwi wejściowe do kawiarni. Podążył za jej wzrokiem tylko po to, by przekonać się, że do środka weszli kolejni klienci.

— Na pewno nie chcesz kawy? — spytała, przesuwając z lady notatnik i kalendarz, by przygotować stanowisko do obsługi nowych klientów.

Kiedy nie odpowiedział, posłała mu wymowne spojrzenie. Musiał szybko podjąć decyzję, by nie zastawiać kolejki. Nie bardzo miał ochotę na kawę, ale z drugiej strony nie mógł tak bez słowa wyjść z kawiarni. To oznaczało, że przegrał słowną bitwę, a na to nie mógł sobie pozwolić. Anie na pewno wystarczyło te kilka minut napawania się triumfem — mógł wrócić do formy. Dlatego też nachylił się lekko, tak żeby ustawiający się za nim klienci go nie usłyszeli, i pokręcił głową.

— Wybacz, ale tutaj pijam kawy jedynie w poniedziałki.

Ana przewróciła oczami i szturchnęła go lekko w ramię. To była żenująca odpowiedź, ale mogła się spodziewać, że Tom na odchodne zafunduje jej coś podobnego. I nie myliła się, bo chwilę później chłopak machnął ręką na pożegnanie i zniknął za drzwiami kawiarni. Blondynka pokręciła głową z niedowierzaniem, że ze wszystkich charakterów, które mogła wylosować, trafiła akurat ten specyficzny Toma. Mimo to z uśmiechem podeszła do zrealizowania kolejnego zamówienia.

— Charakterny ten twój kochaś.

Ana aż podskoczyła, słysząc głos swojej przyjaciółki tuż przy uchu. Gwałtownie odwróciła się, by spojrzeć na Meg w dalszym ciągu wpatrującą się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Tom.

— Nie strasz mnie tak — rzuciła blondynka, wciąż próbując uspokoić dudniące serce.

— Należało ci się. Trzy razy krzyczałam do ciebie, że mamy cztery kartony z mlekiem sojowym, zanim zorientowałam się, że mnie nie słuchasz.

Ana szybko uświadomiła sobie, że wraz z wizytą Toma, kompletnie zapomniała, o tym co robiła wcześniej. Jedynie kątem oka spojrzała na swój notatnik i speszona spuściła wzrok. Meg oczywiście nie obraziła się na przyjaciółkę, bo wiedziała, że zaraz dopełni swojej zemsty.

— Wiesz, chciałam interweniować, ale nie mogłam przecież przerwać tego randez vous.

— Bez przesady. — Ana posłała jej wymowne spojrzenie.

— Co bez przesady? Wszystko dobrze słyszałam.

— Więc zapewne doskonale wiesz, jakie mam plany na wieczór.

Blondynka uśmiechnęła się od ucha do ucha, ale Meg miała zdecydowanie inne odczucia co do tej całej rozmowy, które musiała natychmiast przedstawić swojej przyjaciółce.

— Ana, on cię nawet nie przeprosił.

— Ale w ramach przeprosin zaprosił mnie do restauracji — brnęła w zaparte, nie dając się przekonać Meg do jej punktu widzenia.

— Nie ujął tego w ten sposób.

Ana w końcu nie wytrzymała i zgromiła przyjaciółkę wzrokiem. Meg od samego początku była przeciwna temu eksperymentowi, ale blondynka miała dość wiecznej krytyki. Rozumiała, że Meg chciała grać tego złego policjanta i była jej wdzięczna za tuzin rad, którymi zasypywała ją przyjaciółka, lecz tym razem uważała, że brunetka zdrowo przesadziła. Nie znała Toma, więc nie miała prawa wiedzieć, jak cenny był dla niej fakt, że chłopak zdecydował się ją gdziekolwiek zaprosić. Sądziła, że sama będzie zmuszona ciągnąć go wszędzie ze sobą, ale jak widać miło się zaskoczyła.

— No co? — Meg nie rozumiała wizualnych pretensji przyjaciółki, dlatego zaczęła się tłumaczyć: — Nie mogę rozgryźć tego kolesia, a coś mi w nim nie pasuje, tylko... nie wiem jeszcze co. Jest zbyt tajemniczy.

— Tajemniczy? — Anie bardziej pasowało inne określenie chłopaka: — Raczej niedostępny, a to na swój sposób nawet słodkie.

Uśmiechnęła się rozmarzona, ale ta uwaga wcale nie ucieszyła Meg. Dziewczyna nie rozumiała, jakim cudem jej przyjaciółka potrafiła być taka naiwna i modliła się, żeby blondynka nie przekonała się o tym w brutalny sposób. Próbowała choć trochę ostudzić jej entuzjazm, ale wiedziała, że kiedy Ana bardzo czegoś chciała, to nie było odwrotu. Można było do niej mówić jak do ściany, ale nigdy nie przestała próbować.

— Nawet nie wiesz jak blisko jest niedostępność od obojętności — westchnęła brunetka, bardziej do siebie niż do Any, ale po chwili dodała głośniej. — Po prostu nie chcę byś miała jakieś wygórowane oczekiwania.

— Moje oczekiwania nie są wygórowane — oburzyła się Ana. — A jedyne czego nie mam, to w co się ubrać. Ogłaszam alarm modowy.

— O nie. Ja nie przyłożę ręki do tej katastrofy.

— Daj spokój, ile razy pomogłam ci zażegnać modowy alarm tylko po to, byś następnego dnia nawet nie pamiętała imienia kolesia, którego wyrwałaś?

Jeśli Ana miała coś wskórać w tej konwersacji, to niestety musiała sięgnąć właśnie po ten argument. Nie lubiła go używać, ale tym razem była do tego zmuszona. Nigdy nie popierała stylu życia swojej przyjaciółki — nie rozumiała jej rozwiązłości i luźnego podejścia do związków, a właściwie ich brak. Meg lubiła się bawić i nieraz, kiedy szły razem na imprezę, Ana wracała do domu sama, bo przyjaciółka wolała opuścić klub z jakimś przypadkowym kolesiem. Starała się nie oceniać wyborów brunetki, mimo że kompletnie ich nie popierała, ale czasami wytknięcie podobnego zachowania drugiej z baristek naprawdę skutkowało.

— Hej, to była jednorazowa sytuacja — oburzyła się Meg.

Ana spojrzała wymownie na swoją przyjaciółkę. Była pewna, że brunetce zdarzyło się to więcej razy, niż odważyłaby się przyznać.

— No dobra... może kilka razy mi się zdarzyło — wydukała niezadowolona, po czym zaczęła się tłumaczyć. — Ale tylko dlatego, że byli naprawdę słabi.

Ana nie przestawała patrzeć się na Meg w ten jeden przesadnie znaczący sposób i brunetka doskonale wiedziała, że musiała ulec.

— Niech ci będzie. Pomogę ci. — Westchnęła. — Oby ten koleś był tego wart.

Blondynka natychmiast uścisnęła przyjaciółkę, chociaż ta wcale nie podzielała jej poziomu ekscytacji — po prostu zrobi to, co będzie musiała. W końcu Ana poprosiła ją o pomoc, a tego nie mogła jej przecież odmówić.

— Wiesz. — Ana szturchnęła Meg w ramię i dodała z przekąsem. — Imienia i tak już nie zapomnę.

— Bo się rozmyślę.

Ana uniosła dłonie w obronnym geście, ale na jej ustach wciąż widniał szeroki uśmiech. Już nic nie było w stanie zepsuć jej humoru. Nie mogła doczekać się wieczoru, dlatego każda minuta spędzona w kawiarni dłużyła się jej dwa razy bardziej niż rano. Może było to myślenie życzeniowe, ale miała wrażenie, że wreszcie została zauważona. Nie wiedziała, na ile było to spowodowane jej osobą, a na ile wczorajszą sprzeczką, ale czuła, że była na dobrej drodze do wygrania zakładu.

~~~

Mała prywatka od autorki.

Zaczynamy czwartek, najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam, a który wśród moich znajomych uchodzi niemal jako mityczny 😂 Dlatego musiałam go trochę podzielić, by dało się go czytać. Także zapraszam.

Życzę miłego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro