①③ 𝐹𝓇𝒾𝒹𝒶𝓎
Ana lubiła zakupy. Zawsze spędzała za dużo czasu między sklepowymi półkami, wybierając przeróżne mniej lub bardziej niezbędne produkty. Należała do osób, które często czytały ich skład zanim w ogóle wrzuciła je do koszyka, przez co jej wypady do zwykłych spożywczaków trwały lata. Mimo to zawsze chętnie wracała na kolejne łowy i tak było tym razem.
Kiedy jej koszyk był w połowie pełny, mijała właśnie jej ulubiony dział z rybami. Jak przystało na nadmorską miejscowość, to stoisko od zawsze było pełne świeżych towarów. Można było wybierać z przeróżnych rodzajów ryb i owoców morza, które niezmiennie królowały w lokalnym menu. Blondynka za każdym razem, kiedy tędy przechodziła, żałowała, że nie stać ją było, by żywić się takimi frykasami na co dzień. W przeciwnym razie już dawno rzuciłaby jakąkolwiek inną dietę i skupiła się na tej morskiej.
Jednak tym, co również ją fascynowało, były obszerne wanny z jeszcze żywymi rybami, które można było świeżo kupić. Czasami potrafiła zdecydowanie za długo bezsensownie wpatrywać się w zwierzęta przygotowane na rzeź.
— Jak myślisz, który wygra?
Tom szturchnął Anę w ramię i wskazał ręką na wannę z homarami. Dwa z nich prowadziły zaciętą walkę na dnie, którą można było podziwiać przez przezroczyste ścianki pojemnika.
— Ten po lewej stronie ma dobrą taktykę — szepnął, nachylając się nad dziewczyną. — Ale ten po prawej ma większe gabaryty, a co za tym idzie, pewnie jest silniejszy. Trudny wybór, ale ja obstawiam tego po prawej. Wchodzisz za dychę?
Ana odwróciła głowę, by spojrzeć na Toma wpatrzonego w walczące homary. O ile jego głos sugerował poważną propozycję, tak wystarczyło zobaczyć jego rozbawione spojrzenie i lekki uśmieszek na ustach, by zrozumieć, że jedynie się zgrywał. To była naprawdę marna próba zażartowania i poprawienia jej humoru, dlatego zdecydowała się jej nie komentować. Pokręciła głową z niedowierzaniem i przepchnęła się obok Toma, przy okazji trącając jego bark ręką w nadziei, że chłopak przestanie się śmiać.
Bez komentarza ruszyła w stronę kolejnych alejek, a Tom jedynie wsunął dłonie do kieszeni i potulnie posnuł się za dziewczyną. Nie na taki rezultat liczył, ale mógł przysiąc, że kąciki ust dziewczyny nieco drgnęły — to był dobry znak.
Trafili do działu z herbatami; to znaczy znajdowały się tam też kawy, ale Ana zdecydowanie nie chciała na nie patrzeć. Musiała kupić trochę ziółek, które w ostatnim czasie się jej pokończyły, i może jakąś dobrą białą herbatę na długie, burzowe wieczory. Dlatego też zaczęła przeszukiwać półki w poszukiwaniu tej odpowiedniej.
— Próbowałaś je wszystkie?
Była w połowie ściągania jednego z pudełek, gdy usłyszała pytanie Toma. Skrzywiła się w odpowiedzi — nie była typem herbaciary, więc wątpiła, czy spróbowała chociażby jednej dziesiątej z tych herbat. Poza tym ktoś, komu taka sztuka się udała, musiał mieć zdecydowanie za dużo pieniędzy i wolnego miejsca w kuchennych szafkach. Dlatego kompletnie nie zrozumiała pytania chłopaka. Chciała odpowiedzieć w jakiś uszczypliwy sposób — nadarzyła się do tego niesamowita okazja — ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
Gdy odwróciła się w stronę Toma, okazało się, że ten od początku wpatrywał się w półki z kawami znajdujące się za jej plecami. Teraz jego pytanie nabrało sensu, choć ochota na odpowiadanie na nie przeszła jej tak samo szybko, jak przyszła. Mimo wszystko blondynka westchnęła.
— Bez przesady. — Rozwiała jego wątpliwości. — Aż tak nie lubię kawy. Poza tym większość z tego, co tu widzisz, nie można nawet nazwać kawą.
— Jest aż tak źle?
— Dla ciebie? Nie. Dla mnie? Tak.
Tom chciał skomentować osobliwą uwagę Any, ale szybko zrozumiał, że dziewczyna miała rację — nigdy nie przykuwał większej uwagi do tego, co pił. Zresztą blondynka zdążyła się już od tym przekonać, kiedy próbowała w magiczny sposób wyczarować jakąś dobrą kawę z artykułów, które miał w domu.
— To co? Kupujesz kawę na czarnym rynku? — zapytał, a Ana w odpowiedzi lekko zmrużyła oczy i pokiwała głową.
— Można tak powiedzieć.
Chłopaka zaciekawiło enigmatyczne stwierdzenie dziewczyny, które jedynie sprawiło, że chciał dowiedzieć się czegoś więcej o kawowych dostawach Any. Zanim jednak zdążyłby o to spytać, blondynka odwróciła się do niego plecami i zaczęła wybierać pomiędzy dwoma interesującymi ją pudełkami. Tom doskonale widział, nad jakimi herbatami się zastanawiała, i nieco się skrzywił na sam ich widok. Nie potrafił się powstrzymać i musiał doradzić dziewczynie tę, którą od zawsze wybierał. Sięgnął po zielone pudełko z najwyższej półki i wręczył je zaskoczonej blondynce.
— Spróbuj tej.
Ana posłała mu ostrożne spojrzenie, zupełnie jakby chciała ocenić intencje chłopaka. Kiedy nie dostrzegła żadnych ukrytych przekazów, uśmieszków czy mruknięć, przeniosła wzrok na otrzymane pudełko. Przyjrzała mu się bliżej tylko po to, by przekonać się, że w środku znajdowała się jedna z białych herbat. Nie była to żadna znana jej marka, raczej jakiś orientalny eksperyment, a jakikolwiek podobny twór nie pasował jej do Toma — entuzjasty herbaty.
— Nawet nie wiesz, ile nocy dzięki niej przetrwałem — dodał, widząc, że się wahała. — To jedna z moich ulubionych.
Brzmiał szczerze i Ana zaczęła się stopniowo przekonywać. Mogła przecież raz zaryzykować, w przeciwnym razie po prostu oddałaby pudełko chłopakowi, któremu ta herbata najwyraźniej smakowała. Szybko przypomniała sobie, że przecież Tom wspominał coś o pracowaniu przy herbacie — stąd przecież ten staromodny czajnik — dlatego w końcu podjęła decyzję.
— W takim razie spróbuję. — Kiwnęła głową i wrzuciła pudełko do koszyka.
— Szkoda, że dopiero teraz.
— Gdybym była w stanie do niej dosięgnąć, to może spróbowałabym jej wcześniej — zauważyła.
Dopiero wtedy Tom uświadomił sobie, że przecież zdjął pudełko z najwyższej półki, co nie było dla niego żadnym problemem, kiedy dla znacznie niższej Any pewnie już nim było. I choć mógł w tym miejscu zakpić z wielu rzeczy, to zdecydował się tego nie zrobić. Musiał jednak wrzucić coś zabawnego do ich konwersacji, dlatego chwilę później rozejrzał się dwa razy dookoła i nachylił nad dziewczyną, by powiedzieć ściszonym głosem:
— Widzisz, bo to jest taki spisek sklepowy. Dają najlepsze produkty albo bardzo wysoko, albo bardzo nisko, żeby jedynie wybrani mogli je zauważyć. Dlatego musimy być sprytniejsi, jeśli chcemy ich przechytrzyć.
Ana ponownie obrzuciła chłopaka wymownym spojrzeniem, ale tym razem nie potrafiła się nie zaśmiać. Wybuchła szczerym śmiechem, po raz pierwszy od tego feralnego wieczoru i nawet nie wiedziała, że tak bardzo tego potrzebowała. Sam Tom uśmiechnął się szeroko, widząc, że udało mu się rozweselić dziewczynę. Jeden z kamieni spadł mu z serca, kiedy zobaczył, że blondynka potrafiła wciąż śmiać się równie uroczo jak przed wypadkiem i wciąż czuła się swobodnie w jego obecności, choć po tym, co się stało, wcale nie powinna.
— To jak? — Ana zdecydowała się kontynuować spiskowanie. — Są jeszcze jakieś tajne produkty, o których powinnam widzieć?
Uniosła brew do góry i czekała na odpowiedź Toma, który dopiero po chwili zrozumiał, co dziewczyna miała na myśli. Finalnie ucieszył się, że Ana podłapała jego pomysł i w odpowiedzi wyciągnął dłoń przed siebie, puszczając dziewczynę przodem:
— Cały sklep.
Blondynka uśmiechnęła się i ruszyła przed siebie. Nie odwróciła jednak wzroku od Toma, dlatego chwilę później nie zauważyła niewielkiej, ale znaczącej przeszkody. Wpadła na małą dziewczynkę, jak na jej oko nie starszą niż cztery lata. Dziecko po nagłym zderzeniu z nogą blondynki zaczęło porządnie płakać. Ana nie wiedziała, co się działo, dlatego by uspokoić sytuację, od razu klęknęła z zamiarem spojrzenia na dziewczynkę. Uderzenie nie było silne, ale dzieci miały tendencję do wyolbrzymiania wszystkiego, dlatego musiała dokładnie sprawdzić skutki takiej konfrontacji.
Na szczęście okazało się, że nic poważnego się nie stało. Mimo to Ana była gotowa ponieść konsekwencje swojego czynu i podniosła wzrok. Spodziewała się napotkać karcące spojrzenie jednego z rodziców małej, ale, o dziwo, nic takiego się nie stało. W alejce byli jedynie w trójkę i blondynka zrozumiała, że dziewczynka musiała się zgubić.
— Hej, przepraszam. Nie płacz. — Ana próbowała uspokoić małą. — Gdzie masz rodziców?
Liczyła na jakąś konkretną odpowiedź, ale w zamian dziecko na samo wspomnienie jego rodziców rozpłakało się dwa razy mocniej. Ana patrzyła, ale nie potrafiła w żaden sposób uspokoić dziewczynki, z drugiej strony nie mogła przecież się poddać. Wyciągnęła ręce przed siebie, by dotknąć małej, lecz ta natychmiast odwróciła się i zaczęła jeszcze mocniej płakać.
Ana nic już z tego nie rozumiała i kompletnie nie miała pojęcia, co robić. Kiedy szukała w głowie jakiegoś sensownego rozwiązania, poczuła, jak Tom kładzie dłoń na jej ramieniu. Spojrzała na niego nieco zdziwiona, ale szybko dał jej do zrozumienia, by to jemu zostawiła rozwiązanie tej sprawy. Nie sądziła, że to coś da, ale postanowiła spróbować.
Wstała i odsunęła się krok do tyłu, by zrobić miejsce chłopakowi. Ten w dość teatralny sposób uklęknął na jednym kolanie przed dziewczynką, która płacząc, wciąż zakrywała twarz dłońmi.
— Księżniczko? — zapytał łagodnym głosem, na który mała podniosła wreszcie głowę. — Jak cię zwą, księżniczko?
Dziewczynka spojrzała niepewnie na Toma, ale po chwili wydukała pod nosem:
— Abby.
— Zatem, księżniczko Abby. — Chłopak szybko podłapał tytuł. — Zdaje się, że zgubiłaś drogę do swojego królestwa. Prawda?
Słowo królestwo ledwo co przeszło mu przez gardło — przecież księżniczki mają księstwa, a dopiero królewny królestwa. Jednak dziecko nie mogło o tym wiedzieć, dlatego też odpuścił. Zresztą to nie dokładność się tutaj liczyła, a reakcja małej, która delikatnie kiwnęła głową, zgadzając się ze słowami Toma.
— Pozwól, że jako twój oddany rycerz, pomogę ci odnaleźć drogę do domu. Czy zrobisz mi ten zaszczyt i pozwolisz mi się odprowadzić do zamku?
Dziewczynka podniosła wzrok, który teraz zamiast smutku ukazywał promyczek nadziei. Przez chwilę dało się nawet dostrzec niewielki uśmiech na jej ustach, ale ten zniknął, gdy tylko Tom nieznacznie się do niej przybliżył. Chwilę się opierała, jakby wciąż nie była zdecydowana, czy mu zaufać, ale w końcu wyciągnęła przed siebie obydwie rączki. Tom tylko na to czekał i niemal od razu podniósł się, biorąc dziewczynkę na ramiona. Oparł ją sobie na biodrze, a gdy był pewien, że nie wyślizgnie się już z jego uścisku, dodał z entuzjazmem:
— Zatem, ruszajmy!
Dziewczynka zaśmiała się, a miała naprawdę cudowny śmiech. Wskazała chłopakowi drogę palcem i tak ruszyli wzdłuż alejki. Oczywiście Tom nie miał zamiaru latać po sklepie z nie swoim dzieckiem na rękach w poszukiwaniu jego rodziców. Oczami wyobraźni widział to przerażone spojrzenie matki dziewczynki, kiedy zobaczyłaby swoje dziecko w ramionach jakiegoś przypadkowego faceta — to byłoby niezręczne dla całej ich trójki. Dlatego wciąż wymyślając na poczekaniu jakieś przystępne dla małej historie, kierował się w stronę punktu obsługi klienta. Tam na pewno zajmą się nią lepiej, rodzice znajdą się niemal od razu, a on uniknie naprawdę dziwnego spotkania.
Ana przyglądała się całemu zajściu, a im dłużej to robiła, tym mniej z tego rozumiała. Sądziła, że jako kobieta będzie w stanie załatwić tę sprawę szybciej — zakładała, że to jej dziewczynka szybciej zaufa. Nie spodziewała się jednak, że poniesie tak spektakularną klęskę. Szła powoli za nimi, wpatrując się podejrzanie w plecy chłopaka i wsłuchując się w ich przyjazną konwersację. To nie miało w ogóle sensu.
Charakter chłopaka w ogóle nie pasował jej do odpowiedzialnego i opiekuńczego rodzica, a jednak dziewczynka nie wybrała jej, lecz Toma na swojego opiekuna. Chłopak zachował się w sposób, o jaki nigdy by go nie posądziła — potrafił być otwarty i czuły, a nawet żartował, nie używając jego ukochanego sarkazmu. Pewnie nie był tego świadomy, ale na chwilę pozbył się maski wiecznie zamkniętego, samotnego mężczyzny, a to wszystko za sprawą jakiegoś przypadkowego dziecka. Ana nie wiedziała, dlaczego akurat mała blondynka potrafiła dokonać czegoś, co jej wciąż się nie udało.
Zdenerwowała się jeszcze bardziej, gdy mała zaczęła bawić się jednym z długich kosmyków chłopka. Oczywiście Tom nic sobie z tego nie robił, ale Ana czuła się źle z faktem, że Abby po raz kolejny zrobiła coś wcześniej niż ona. Poczuła się głupio, kiedy złapała się na porównywaniu dziewczynki do siebie, ale nie mogła przestać o tym myśleć. Pokręciła głową kilka razy, by pozbyć się tego dziwnego uczucia, ale i to nie pomogło.
W końcu dotarli do punktu obsługi klienta, gdzie Tom posadził wesołą już dziewczynkę na ladzie. Zamienił dwa słowa z pracującą tam kobietą, która chwilę później ogłosiła zgubę przez sklepowy mikrofon.
— Widzisz? — Tom pokazał dziewczynce mikrofon. — Nasz nadworny bard właśnie ogłosił twój przyjazd. Twoi rodzice znajdą się tu lada moment.
Pracująca w sklepie kobieta spojrzała wymownie na Toma, zapewne zdziwiona, że została nazwana takim tytułem. Szybko zrozumiała jednak, że była to jedynie zabawa, w którą, chcąc nie chcąc, została wciągnięta. Uśmiechnęła się do dziewczynki i podała jej zza lady owocowego cukierka, nieznacznie się przy tym kłaniając.
Abby wesoło przebierała nogami w oczekiwaniu na rodziców i zabrała się za rozpakowywanie cukierka. Kiedy wreszcie wpakowała go sobie do buzi, wsadziła papierek do kieszonki spódniczki i rzuciła:
— Ty też jesteś księżniczką?
Mała wskazała rączką na Anę, która od jakiegoś czasu przyglądała się konwersacji całej trójki. Zdziwiło ją to pytanie i chwilę zajęło jej, by zorientować się, że to właśnie do niej zostało ono skierowane. Tom spojrzał na dziewczynę przez ramię, jakby chciał ocenić prawdziwość stwierdzenia małej, ale zanim zdążyłby odpowiedzieć w swój pokraczny sposób, Ana zabrała głos jako pierwsza.
— Nie, nie. Ja nie jestem żadną księżniczką.
Pokręciła przecząco głową i założyła ręce, chcąc zasugerować całą swoją postawą, że nie ma nic wspólnego z nadanym jej tytułem. Dziewczynkę wyraźnie zdziwiła reakcja Any, dlatego chwilę później dodała:
— Jesteś bardzo ładna. Powinnaś być księżniczką.
— Bycie ładnym nie decyduje o zostaniu księżniczką. — Blondynka starała się nie prychnąć, by nie skrzywdzić w ten sposób dziewczynki. Dla niej ta uwaga była co najmniej absurdalna. Uważała, że czyjś wygląd nie powinien stanowić o odpowiednich kwalifikacjach do jakiejś grupy, dlatego tak trudno było jej się pogodzić, że została potraktowana w podobny sposób.
— Ale ja decyduję! — Abby uśmiechnęła się i wskazała ręką na blondynkę. Nawet ta osobliwa uwaga nie mogła odwieść Abby od nadania Anie należnego jej tytułu. — Od teraz jesteś księżniczką.
Ana chciała protestować, ale w końcu odpuściła. Przecież nie miała zamiaru kłócić się z dzieckiem — to i tak nie miało znaczenia. Mogła trochę poudawać, choć jak już zdążyła się przekonać, chłopakowi szło to znacznie lepiej. Ona chyba nie potrafiła wczuć się w tę całą bajkową atmosferę, może dlatego że nigdy nie miała do czynienia z dziećmi. I choć początkowo się opierała, w końcu uległa i delikatnie ukłoniła się przed dziewczynką, odbierając nadany jej tytuł. Oczywiście uwadze blondynki nie mógł umknąć głupawy uśmieszek Toma, który jednak szybko odwrócił wzrok, by ukryć swoje rozbawienie.
Nie zdążyła tego w żaden sposób skomentować, bo w punkcie obsługi klienta pojawiła się roztrzęsiona kobieta, która lekko drżącą ręką trzymała wypchany zakupami koszyk. Wyglądała na naprawdę przerażoną, ale kamień spadł jej z serca, gdy tylko zauważyła siedzącą na ladzie dziewczynkę.
— Mama! — Abby zeskoczyła na ziemię i podbiegła do wyraźnie spokojniejszej kobiety.
— Wszędzie cię szukałam.
Kobieta skarciła dziewczynkę wzrokiem, ale w głębi serca cieszyła się, że się odnalazła. Przytuliła ją mocno, by uspokoić małą, a w zasadzie to bardziej siebie niż ją. Naszukała się blondyneczki po całym sklepie, a to nie był pierwszy raz, kiedy Abby wybrała się na samodzielną eskapadę między alejkami. Podniosła wzrok, by przyjrzeć się parze stojącej przy punkcie obsługi klienta. Zakładała, że to właśnie oni doprowadzili jej córkę w całości do sklepowej obsługi. Starała się ich nie oceniać, ale i tak podświadomie to zrobiła — chciała wiedzieć w czyich rękach znajdowała się Abby w ostatnim czasie.
Oczywiście jej wzrok automatycznie uciekł w stronę dziewczyny; kobieca intuicja sugerowała jej, że to właśnie blondynka była odpowiedzialna za tę misję ratunkową. Wyglądała zdecydowanie przyjaźniej niż mężczyzna, który miał na sobie wyraźne ślady po bójce. Dlatego też ignorując chłopaka, uśmiechnęła się w stronę Any.
— Dziękuję — wyszeptała.
Blondynka zauważyła dość wybiórcze traktowanie kobiety, ale nie potrafiła wyprowadzić jej z błędu. Przecież gdyby nie Tom, nie znaleźliby się tutaj, a mała wciąż płakałby w jednej ze sklepowych alejek. Zanim jednak zdążyła oddać zasługi chłopakowi, Abby wyrwała się z uścisku mamy i podbiegła do Toma.
— Mamo, mamo, popatrz! — Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę zdziwionej rodzicielki. — To mój rycerz.
Tom chyba jeszcze w życiu nie czuł się tak niezręcznie jak wtedy, kiedy stał przed matką dziewczynki, która z uśmiechem na ustach trzymała go za rękę. Miał wrażenie, że to nie powinno tak wyglądać, podobnie zresztą jak i matka dziewczynki, która tym razem już otwarcie oceniła chłopaka wzrokiem. Z trudnością przyszło jej dopuszczenie do siebie myśli, że to właśnie on był odpowiedzialny za jej córkę. Nie wydawał się być kimś godnym zaufania, ale to najwyraźniej ona źle go oceniała. Abby, mimo że była dzieckiem, nie była za bardzo otwarta na nieznajomych, a skoro nawiązała tak dobrą więź z Tomem, to faktycznie musiała mieć do tego solidny powód.
Chłopak starał się dyskretnie wysunąć dłoń z uścisku dziewczynki. Nie chciał tego robić zbyt gwałtownie, żeby nie rozczarować Abby, ale gdyby dłużej trzymał ją za rękę to jej matka pewnie zabiłaby go wzrokiem. Dlatego skorzystał z chwilowej nieuwagi małej i przy pierwszej okazji zabrał dłoń, wciskając ją głęboko do kieszeni.
— Cóż, w takim razie dziękuję... wam — sprostowała kobieta.
Ana kiwnęła nieznacznie głową, mimo że to wciąż nie była jej zasługa. Skoro jednak miało to uspokoić kobietę, to nie mogła przecież odmówić. Tom jedynie uśmiechnął się krzywo w stronę kobiety, a nieco szczerzej do dziewczynki. Abby złapała mamę za rękę i kiedy odchodziły razem wzdłuż alejki, pomachała na pożegnanie swojemu rycerzowi.
Chłopak pokręcił głową z niedowierzaniem, ale Ana doskonale widziała, jak długo wypuszczał powietrze, by się uspokoić. Najwyraźniej kobieta musiała być bardzo krytyczna w swojej ocenie, ale trudno było jej się dziwić — nawet Ana nie sądziła, że Tom nadawałby się do takiej roli.
No właśnie. Tom nie przejawiał ogromnych pokładów opiekuńczości, o czym dość brutalnie przekonała się wczoraj. Szybko jednak odrzuciła od siebie tę myśl — wczorajsza sytuacja była czymś zdecydowanie innym i nie mogła tego tak porównywać. Jednak niespójne zachowanie chłopaka siedziało jej podświadomie w głowie i musiała dowiedzieć się czegoś więcej. Nie dawało jej to spokoju, dlatego obrała sobie za cel poznanie nieznanej dla niej wcześniej strony chłopaka.
~~~
Mała prywatka od autorki.
Proszę bardzo. Kontynuujemy piątek w piątek, stąd kolejny rozdział. Może nie wnosi on wiele w naszej historii, ale spokojnie, on również jest w tym wszystkim niezbędny. Przekonacie się dlaczego w następnych dwóch rozdziałach. Zatem do zobaczenia wtedy!
Życzę miłego życia.
PS Ile razy zgubiliście się w sklepie za dzieciaka? Okropne przeżycie 😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro