9
– To... – zaczął wskazując bliższy sobie sztuciec – jest widelec sałatkowy, a ten... – wskazał kolejny – jest obiadowy. – zakończył, odsuwając się lekko od Renee.
Na dobrą sprawę cały ten pomysł z uczeniem brunetki różnych zasad savoir vivre byo strzałem w dziesiątkę, a nawet setkę.
Od godziny Harry siedział blisko Renee, a jego ramię stykało się z ciałem brunetki. Nie było w tym jednak nic niezręcznego. Wydawało się, że oboje czerpią z tego kontaktu wiele przyjemności.
– To jest takie trudne – mruknęła zrezygnowana Renee, spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Nie poradzę sobie – westchnęła.
– Dasz radę – odezwał się od razu Harry, instynktownie chwytając brunetkę za dłonie. Przez pierwsze kilka sekund kobieta była mocno zdezorientowana i zaskoczona. Szybko jednak oba te uczucia zniknęły i Tomlinson zaczęła wyciągać z tego drobnego dotyku jak najwięcej przyjemności. Dłonie Harry'ego były dużo większe od jej i bardzo ciepłe, a długie palce ozdabiały z pewnością bardzo drogie sygnety i pierścienie. – Będę tuż obok ciebie – mówił wpatrując się głęboko w ciemne tęczówki dziewczyny. – Pomogę cię. Nie masz się czego obawiać – dodał, posyłając brunetce pocieszający uśmiech.
– Dziękuję – szepnęła, ściskając lekko dłonie młodzieńca. Gdyby tylko miała wystarczająco odwagi, aby spleść ich palce.
***
– Dlaczego idziemy do ciebie? – spytała Renee, kiedy rozbawiony Harry ciągnął ją po kolejnych zakamarkach statku.
– Idziemy na lekcję tańca – oznajmił z szerokim i jednocześnie podstępnym uśmiechem. Renee gwałtownie zatrzymała się słysząc słowa mężczyzny, przez co ten został lekko pociągnięty w tył.
– Co się stało? – zagadnął Zielonooki, zwracając swoje oczy na kobietę. Jej twarz była blada jak ściana, a drobne ciało skuliło się. Prawdopodobnie nawet nieświadomie.
– Ja...nie tańczę Harry – szepnęła, wbijając w niego swoje tęczówki. Styles starał się być silny, jednak nie potrafił. Ten strach na twarzy Renee sprawiał, że jego serce pękało na miliony małych kawałeczków.
– Nawet nie spróbujesz? Proszę – wyszeptał błagalnie, podchodząc do kobiety. Kilka kosmyków włosów opadło mu na czoło, a Renee nie mogła powstrzymać się przed odgarnięciem ich. Kiedy opuszki palców brunetki zetknęły się ze skórą młodzieńca, Styles gwałtownie wciągnął powietrze. Czuł jakby dotyk kobiety palił i rozbudzał w nim podniecenie.
Renee spuściła wzrok na słowa mężczyzny i westchnęła. Gdy odsuwała dłoń od czoła bruneta, Harry chwycił rękę kobiety i skrył w swojej. Następnie powoli przysunął ją w stronę swoich ust i musnął jej wierzch.
– Nie masz się czego bać – oznajmił z uśmiechem, delikatnie splatając palce ich dłoni. Wszystkie gesty, do których dochodziło pomiędzy tą dwójką były takie niewinne i delikatne, chociaż wzbudzały tak silne uczucia.
Renee nie miała nic do gadania. Harry posłał kobiecie uspokajający uśmiech i pociągnął ją w stronę swojej kajuty. Szybko włożył klucz do zamka, a następnie przekręcił go.
– Panie przodem – oznajmił, lekko zginając się w pasie. Na policzkach brunetki pojawił się delikatny rumieniec oraz szeroki uśmiech, który wzmocnił się na widok kajuty Styles'a. Była tak piękna. – Napije się panienka czegoś? – zapytał, zamykając przy tym ceremonialnie drzwi. Kobieta zwróciła twarz w stronę młodzieńca i przyglądnęła mu się.
Harry był tak cudownym człowiekiem. Renee wiedziała, że na świecie nie ma ideałów, jednak w tamtej chwili wydawało się, że Harry jest najprawdziwszym zaprzeczeniem tej teorii.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała szeptem, kierując swoje spojrzenie w stronę instrumentu w rogu pomieszczenia.
– Za chwilę powinien pojawić się tutaj mój znajomy skrzypek. Sam nie dałbym rady tańczyć i jednocześnie grać na pianinie – zaznaczył z rozbawieniem w głosie, na co Renee skinęła głową w geście zrozumienia.
– Wiesz, że nie musisz robić tego wszystkiego – odezwała się nagle, odwracając gwałtownie w stronę bruneta. Harry zareagował niezwykle szybko i w ciągu sekundy znalazł się naprzeciw kobiety. Początkowo Renee bała się spojrzeć w zielone tęczówki, więc wbijała swoje oczy w tors mężczyzny, który miała tuż przed sobą.
– Renee. – sposób w jaki brunet wypowiadał imię kobiety, przyprawiał ją o dreszcze. Tak delikatnie i aksamitnie, a zarazem z nutką drapieżności i pożądania. – Ale ja chcę to robić – szepnął, unosząc dwoma palcami głowę kobiety do góry. Widok cudownych, ciemnych tęczówek kobiety przyprawił bruneta o zawrót głowy. Ostrożnie przesunął swoje palce poprzez bok twarzy Renee aż do policzka, gdzie ułożył całą dłoń. Brązowooka mimowolnie przymknęła oczy i wtuliła się w ciepłą rękę mężczyzny. – Będzie dobrze – szepnął, skanując oczyma twarz brunetki. Jednak największą uwagę Styles'a przykuły malinowe usta Renee. Tak bardzo chciał je pocałować, jednak obawiał się odrzucenia.
– Ufam ci – odpowiedziała równie cicho Renee, nagle unosząc powieki. Jej nagły ruch lekko spłoszył bruneta i gdyby nie uspokajający uścisk brunetki na męskim ramieniu, to prawdopodobnie Harry odskoczyłby od Tomlinson.
Przepełnioną uczuciem chwilę przerwało pukanie do drzwi. Nie trudno ukryć, że na ten dźwięk Renee wyraźnie się spięła. A jeśli to ojciec Harry'ego? Jeśli ją tutaj zobaczy to i ona i brunet będą mieć spore problemy.
– Spokojnie – szepnął mężczyzna, posyłając Renee uspokajający uśmiech.
Odsunął się od kobiety i powoli ruszył w stronę drzwi. Chwycił za klamkę i pociągnął ją, chcąc ujrzeć ich gościa.
– Witaj Harry. – do uszu Renee dobiegł męski głos. Kobiecie wydawało się, że już go kiedyś słyszała.
– Cześć. Bardzo się cieszę, że udało ci się przyjść na chwilę. – tym razem przemówił Harry, po czym otworzył szerzej drzwi, a do środka wszedł przybyły gość.
– Renee?
– Zayn?
Oboje odezwali się w tej samej chwili, kiedy ich spojrzenia się spotkały. Na twarzy Mulata pojawił się lekki uśmiech, a kobieta w głębi duszy odetchnęła.
– Znacie się? – zagadnął wyraźnie zaskoczony Harry, unosząc do góry brew. W jednej chwili poczuł, że jego pozycja w oczach Renee jakby spadła. Musiał o nią zawalczyć. W ciągu sekundy Zayn stał się z kumpla rywalem.
– Tak. Liam nas zapoznał z Zayn'em – wytłumaczyła Renee z delikatnym uśmieszkiem. – A więc to ty jesteś tym skrzypkiem?
– A ty tą piękną damą, o której ciągle mówi Harry? – odpowiedział pytaniem, spoglądając lekko na bruneta. Wraz ze słowami Malik'a policzki Renee zrobiły się czerwone, a Styles poczuł jak w kajucie zrobiło się duszno. Czyżby jednak Zayn nie był zainteresowany młodą Tomlinson tak jak wyobrażał to sobie Styles? – Nie traćmy więc czasu drodzy przyjaciele – odezwał się z entuzjazmem w głosie Zayn, wyjmując z czarnego skórzanego pokrowca instrument. Piękne, drewniane skrzypce wraz ze smyczkiem. – Co gramy? – spytał jak gdyby nigdy nic, opierając instrument na swoim ramieniu.
Będący nadal w lekkim szoku Harry spojrzał na znajomego i posłał mu jednocześnie nieco złe, a zarazem poddenerwowane spojrzenie. Mulat uśmiechnął się tajemniczo, a następnie przeniósł znaczące spojrzenie na Renee. Dziewczyna stała w tym samym miejscu nieco skulona i wpatrywała się w swoje dłonie. Styles westchnął i przełknął nerwowo ślinę, po czym ruszył w stronę brunetki.
– Pozwoli pani? – spytał, wyciągając do przodu dłoń. Drugą ułożył na swoich plecach.
Renee uniosła lekko zagubione spojrzenie na bruneta. Był tak samo zawstydzony jak i ona.
– Dasz radę – szepnął, a następnie uśmiechnął się szeroko. Ten uśmiech zdecydowanie przekupił Tomlinson, która podała dłoń mężczyźnie.
W głowie Renee przemknęła tylko jedna myśl. Harry musi być naprawdę pewny siebie i zdeterminowany, podejmując się takiego zadania.
***
– Przecież nie było tak źle – odezwał się głośno z rozbawieniem brunet, kiedy Renee opadła na jego łóżko.
– Było tragicznie – westchnęła, zakrywając dłońmi swoją twarz. – Nie pokażę się teraz Zayn'owi na oczy. Takie upokorzenie – jęknęła. Kobieta poczuła po chwili jak materac łóżka ugina się po jej lewej stronie. Harry bez słowa chwycił dłonie brunetki i pociągnął ją tak, aby usiadła. Kiedy dziewczyna została posadzona, młodzieniec spoglądnął na jej twarz. Jeden wielki grymas zawstydzenia i niezadowolenia.
– Było naprawdę świetnie. Mówiłem, że sobie poradzisz – szepnął, przysuwając się bliżej kobiety. Wydawać by się mogło, że ujawnienie kobiecie uczuć jakimi darzył ją Styles było bardzo proste. Jednak nic bardziej mylnego. Harry obawiał się, że kobieta nie potraktuje go na poważnie. Przecież nie raz podkreślała tą różnicę klas społeczeństwa pomiędzy nimi. Jednak te jej błyszczące oczy, słodka niepewność, szeroki uśmiech kiedy tylko dane jej było zobaczyć Harry'ego. To wszystko mówiło samo za siebie.
– To nie prawda. Mówisz tak tylko po to, żeby mnie pocieszyć – odpowiedziała niczym nadąsane dziecko.
– Och Renee – westchnął Harry, po czym zdecydował się objąć kobietę ramieniem i lekko przyciągnąć do siebie. – Poradziłaś sobie doskonale. Za nisko się oceniasz. – brunet uznał, że mówienie podczas tego nagłego gestu pomoże mu pokonać strach. Poniekąd rzeczywiście tak było.
Przez pierwsze sekundy uścisku Renee czuła się niezwykle zagubiona i zawstydzona. Nadal nie była przyzwyczajona do towarzystwa i takich gestów ze strony mężczyzn, a co dopiero kiedy robił to tak niesamowity Harry.
Po kilku chwilach ciało Renee rozluźniło się i brunetka zaczęła odczuwać wiele przyjemności z tego uścisku. Od Harry'ego biło wielkie ciepło, które wręcz przyciągało do jego torsu.
– Dziękuję. I...niech będzie, że ci wierzę – szepnęła z lekkim śmiechem, co identyczny sposób odwzajemnił Styles.
– Chyba pora się zbierać. Kolacja jest już za niedługo – oznajmił po chwili ciszy brunet, sprawiając, że atmosfera pomiędzy nimi zgęstniała.
Zbliżało się najgorsze.
***
Harry chciał odebrać Renee tuż spod jej kajuty, jednak brunetka poprosiła go, aby ten poczekał na nią przy pamiętnych schodach z figurką. Skoro Tomlinson udało się wejść na pokład pierwszej klasy już kilka razy, to i teraz nie powinno być problemu. Renee naprawdę chciała sprawić wrażenie kobiety wziętej prosto z kajuty wyższych sfer.
Takim oto sposobem ubrany w idealnie wyprasowany frak Harry czekał u dołu schodów na swoją Renee. Kiedy po odprowadzeniu brunetki do jej kajuty wrócił do swoich czterech ścian, długo myślał. Myślał o relacji pomiędzy nim, a młodą kobietą. Tak bardzo chciałby móc otwarcie nazywać ją swoją. Swoją Renee. Do tego trzeba było jednak wyjawić swoje uczucia i mieć trochę odwagi. Właśnie Styles, trochę odwagi!
W pewnej chwili coś nakazało brunetowi unieść wzrok. I to w całkiem dobrej wierze. Na górze schodów stała Renee we własnej osobie. Harry wiedział, że Tomlinson jest piękną kobietą, jednak tego wieczora wyglądała jak gwiazdka z Nieba. Jej długie włosy zostały misternie upięte z tyłu głowy oraz przyozdobione jakimiś delikatnymi ozdobami. Od razu dało się dostrzec, że brunetka miała na sobie suknię, którą otrzymała od Styles'a, jednak jej lekko przerobioną wersję. Dodane kilka świecidełek i jedna warstwa materiału przy jasnej sukni. Do tego drobne dłonie kobiety, którymi trzymała barierki podczas schodzenia po schodach okrywały delikatne białe rękawiczki.
– Dobry wieczór Panie Styles – przywitała się z lekkim uśmiechem, kiedy stanęła na ostatnim schodku. Jeden stopień, a sprawił, że różnica wzrostów pomiędzy parą znacznie się zmniejszyła.
– Wyglądasz...obłędnie. – Harry nie mógł znaleźć słowa, które wyraziłoby to jak cudownie prezentowała się brunetka. Chyba najlepszym dowodem będą jego niezwykle powiększone źrenice i rozchylone z zaskoczenia usta.
– Dziękuję. Pan również prezentuje się nienagannie – odpowiedziała, unosząc do góry głowę i zstępując ze stopnia. Teraz różnica wzrostów wróciła do normy. Mimo to, Renee nie traciła swojej wielkiej powagi i dumy.
– Moje lekcje nie poszły na marne – zaśmiał się cicho Harry, przypominając sobie spacerującą po jego kajucie Tomlinson z książką na głową. Stare metody, a jakże owocne.
– Chyba jednak poszły. – brunetka niewytrzymała i zaśmiała się, a usta wykrzywiły w szerokim uśmiechu.
– Wolę cię w tej nieoficjalnej wersji – zaśmiał się Harry, ukazując dwa głębokie dołeczki w policzkach. Nawet jego gburowaty ojciec nie mógł zepsuć tego wieczoru. – Gotowa?
– Bardziej nie będę – westchnęła, układając dłoń na zgiętym ramieniu bruneta.
Kłamstwem byłoby twierdzenie, że oboje szli w stronę restauracji bez obaw. Ich serca były targane różnymi uczuciami, jednak to zdecydowanie stres i strach zawładnęły ciałami ich obojga. Głupim byłoby wskazywanie tutaj kto jest w tej sytuacji na lepszej pozycji, jednak nie można było ukrywać, że to Harry był wyżej. Wiedział do jakiego zachowania jego rodziny może dojść w czasie kolacji, czego należy unikać i co należy wpuszczać jednym uchem, a wypuszczać drugim.
– Jestem obok ciebie. Pamiętaj – szepnął brunet wprost do ucha Renee, nim przekroczyli próg restauracji.
Już od korytarza dało się słyszeć melodie grane przez kwartet. Po wejściu do restauracji tylko się nasiliły. Prócz tego do uszu Renee dobiegały rozmowy, śmiechy, stukanie sztućcami i dźwięk otwieranych butelek trunków. Całe pomieszczenie skąpane w blasku i pełne przepychu idealnie pasowało do wielu wyobrażeń Renee na temat pierwszej klasy. Nie można jednak powiedzieć, że wystrój był brzydki. Wszystko dobrze się ze sobą komponowało.
Renee szła posłusznie u boku Harry'ego i starała się nie rozglądać na boki. W końcu zgodnie z tym co usłyszała matka i siostra bruneta, Tomlinson jest pasażerką tej samej klasy, więc nie pierwszy raz powinna być w restauracji. Po szybkim przejściu przez kawałek pomieszczenia Harry pociągnął brunetką w prawą stronę do stolika najbliżej przejścia.
– Ojcze, o co chodzi? – podniesiony głos Zielonookiego, wybudził Renee z rozmyślań. Teraz dopiero dostrzegła, że stoją przed zastawionym okrągłym stołem.
Przy nim kobieta rozpoznała matkę i siostrę Harry'ego, które nawet nie zaszczyciły go spojrzeniem. Pomiędzy nimi siedział mężczyzna w średnim wieku, który wdawał się w rozmowę z siedzącą po prawej stronie pani Styles kobietą. Wydawała się być naprawdę miłą osobą, a przynajmniej tak sugerowały jej sympatyczne rysy twarzy. Czasem tak jest, że sama twarz kogoś sugeruje nam jakim człowiekiem ktoś może być.
– Nie rozumiem cię synu – odezwał się siedzący najbliżej Harry'ego mężczyzna. Był już w podeszłym wieku, o czym świadczyła z pewnością jego siwizna i niezwykle nieprzyjemny wyraz twarzy ozdobiony zmarszczkami. Nie żeby od razu wszyscy starsi ludzie byli niemili. Po prostu pan Styles już samą swoją aurą dawał znać o swoim usposobieniu.
– Przyprowadziłem naszego gościa. Renee miała spożyć dzisiaj z nami kolację – zaznaczył brunet, spoglądając na matkę, która co chwila pokazywała swojej córce liczne pierścienie na palcach. Harry mimowolnie zacisnął szczękę, a dłoń, która znajdowała się na jego plecach zamknęła się w pięść.
– Mam ważniejsze sprawy niż pierwsza lepsza dziecinka, którą sobie przygruchałeś – odpowiedział z niezwykłym jadem w głosie, nawet nie spoglądając na Renee. – Odstaw ją tam skąd ją zabrałeś i wróć do porządnego towarzystwa synu – upomniał go, po czym jak gdyby nigdy nic wrócił do rozmowy i konsumpcji swojej kolacji.
Renee pragnęła w tamtej chwili zapaść się pod ziemię. Została tak bardzo upokorzona nie tylko na oczach Harry'ego, ale i innych ludzi, którzy z pewnością zainteresowali się lekkim zamieszaniem. Przecież kto nie lubi ploteczek?
Harry miał wrażenie, że lada chwila wybuchnie i powie o kilka słów za dużo. Najprawdopodobniej doszłoby do tego, gdyby nie dłoń Renee, która zaczęła się wyślizgiwać z jego ramienia. Brunet nie mógł dopuścić do tego, aby Tomlinson wybiegła z restauracji. Nie mógł pozwolić na to, aby w tym momencie została z tym wszystkim sama. Nim jednak zdążył zareagować, kobieta w ciszy odchodziła od stolika w stronę głównego wejścia.
Brunet ruszył szybko za Renee. Ktoś mógłby się dziwić, dlaczego to Harry nie krzyczał za kobietą. Wykrzykiwanie czyjegoś imienia czy próba zwrócenia czyjejś uwagi w taki sposób w obecnym towarzystwie nie było dobrym pomysłem. Brunetowi pozostało jedynie korzystać z długich nóg, które dawały mu lekką przewagę nad drobną Renee i dogonić ją.
Wydawało się, że lada chwila Styles złapie brunetkę, gdy przed jego oczyma pokazała się jakaś kobieta w średnim wieku. Zagrodziła mu przejście i w momencie, kiedy zaczęła zagadywać do młodzieńca, Harry był pewien, że zgubił Renee.
Szybko starał się w jakiś kulturalny sposób odejść od jak się okazało partnerki biznesowej jego matki i szybko rzucić się w pogoń na Tomlinson. Sam ten proces okazał się nie być tak prosty jakby się wydawało i potrwał trochę dłużej, niż Zielonooki zakładał. Ostatecznie jednak zakończył się sukcesem, a brunet wypadł na główną klatkę schodową. Jego oczy śledziły okolicę i starały się wypatrzeć granatowe kimono Renee. Z każdą kolejną chwilą poziom stresu bruneta gwałtownie wzrastał, a drobne łzy pojawiały się w kącikach oczu. Jak on mógł się tak odezwać? Do tego do kompletnie obcej mu kobiety? To, że Harry miał ochotę zabić swojego ojca za mało oddaje nienawiść, która w tamtej chwili rodziła się w sercu bruneta względem jego ojca.
W pewnej chwili na lekko widocznym górnym korytarzu Styles zauważył powiewające granatowe kimono, które szybko zniknęło za ścianą. Tamta droga prowadziła tylko w jedno miejsce. Na pokład.
Brunet rzucił się biegiem na górny korytarz, chcąc jak najszybciej dogonić Renee. To musiała być ona. Nie było innej opcji.
Nieoczekiwany bieg sprawił, że oddech Styles'a stał się płytki, a poziom adrenaliny znacznie wzrósł. Brunet wypadł na główny pokład Titanic'a, przy okazji o mało nie wyrywając drzwi z zawiasów. Harry wyszedł na środek drogi, która dzieliła go od barierek i w ciemności starał się cokolwiek dojrzeć. Po prawej stronie w odległości kilku metrów dojrzał drobną postać, okrytą ciemnym materiałem. To była ona.
Styles rzucił się biegiem w stronę Renee, która targana szlochem starała się pozbyć z włosów wszystkich ozdób, które otrzymała od matki Zayn'a. Kobieta była tak miła, że zgodziła się podrasować sukienkę kobiety i przygotować ją na kolację. Wszystko oczywiście było zasługą Malik'a.
Renee tak strasznie się starała, uważnie uczyła się każdej reguły, którą przedstawiał jej Harry. No i na co jej to było? Na to, aby doznać tak wielkiej zniewagi i zostać wyśmianą.
– Renee! – męski krzyk, sprawił że kobieta przyspieszyła kroku. Nie chciała żeby ktokolwiek ją wtedy oglądał. Tym bardziej Harry. – Renee! – powtórzył zdecydowanie bliżej. Po chwili brunetka została gwałtownie przyciągnięta do torsu mężczyzny, a jego ramiona otoczyły jej drżące ciało. – Już cichutko – szepnął, schylając się lekko i muskając ustami bok głowy kobiety. Tomlinson była zrozpaczona.
– Jestem taka beznadziejna – szepnęła przez łzy, które zaczęły moczyć teraz już wymięty frak bruneta. – Wiedziałam, że nie da się ze mnie zrobić kobiety z wyższych sfer. Zawsze będą tą brzydką, poniżaną, niepotrzebną, nadającą się jedynie do pracy kobietą. – Harry nie mógł już dłużej tego słuchać. Nie mógł pozwolić na to, aby tak ważna dla niego kobieta mówiła o sobie w taki sposób.
– Renee, posłuchaj mnie teraz. Błagam – szepnął, układając na policzkach brunetki swoje dłonie i odchylając jej głowę lekko d tyłu. Chciał, aby na niego spojrzała. – Wszystkie słowa, które przed chwilą wypowiedziałaś są największym kłamstwem jakie w życiu słyszałem. Jesteś najpiękniejszą i najinteligentniejszą kobietą, jaką spotkałem. Nawet nie wyobrażasz sobie jak ważna jesteś właśnie dla mnie i dlatego chcę ci to udowodnić Renee – szeptał czule, przez cały czas wpatrując się w te błądzące po jego twarzy brązowe tęczówki. Tuż po tym nim kobieta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Harry schylił się i musnął delikatne wargi Renee.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro