Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Z każdym kolejnym słowem, które wyszło z ust Harry'ego, Louis miał wrażenie, że lada chwila wybuchnie. Jak Styles mógł być tak nieodpowiedzialny? Chyba lepiej nie myśleć co się stanie, kiedy prawda wyjdzie na jaw. Przecież Renee kompletnie nie zna się na ekonomii, biznesie czy kulturze i zasadach panujących w wyższych sferach.

Przez cały monolog Harry'ego, drobna brunetka stała skulona przy piętrowym łóżku, a jej wzrok przeskakiwał z Louis'a, na Zielonookiego. W duchu modliła się o to, aby jej brat powstrzymał nerwy i nie wybuchnął.

– Planuję wymyślić jakąś dobrą wymówkę, którą sprzedam jutro mojej matce – westchnął Harry pod koniec swojego wywodu.

– Twoja matka chyba nie jest aż tak głupia – mruknął nieciekawie Lou. Przez chwilę zaczął żałować, że tamtego dnia zabrał bilety na rejs ze sklepu Lancaster'a.

– Dlatego na wszelki wypadek chcę zrobić Renee przyspieszony kurs ekonomii i manier panujących w kręgu moich rodziców. – na dobrą sprawę Harry nie wiedział jakimi słowami ująć ,,jego sferę". Nie chciał obrazić rodzeństwa używając określenia, które dobitnie wskazywałoby na różnicę statusów społecznych pomiędzy nimi.

– I jak ty to sobie wyobrażasz zrobić? – warknął Tomlinson. W jednej chwili poderwał się do pionu i palcami ścisnął skrzydełka nosa.

Renee stała z boku i nadal przyglądała się mężczyznom, starając się analizować słowa każdego z nich. Harry chciał ją czegoś nauczyć. Ale spójrzmy na to nie ze strony czysto edukacyjnej, a bardziej uczuciowej. Troszczył się o nią. Nie chciał, aby stresowała się bardzo przed kolacją z jego rodzicami i dała sobie rady. Albo po prostu nie chciał, żeby zbłaźniła się i sprawiła mu wstyd.

– Zaprosiłem Renee na lunch. Przedstawię jej wtedy podstawowe zasady przy stole, używanie odpowiednich sztućców. Opowiem jej trochę o ekonomii. Damy sobie rady – mówiąc ostatnie zdanie, spojrzał na drobną kobietę. Brunetka odwzajemniła spojrzenie i odwzajemniła lekki uśmiech mężczyzny. Styles emanował od siebie jakąś dziwną aurą radości. Wystarczyło zobaczyć jego twarz, a na ustach już formował się lekki uśmiech.

***

Kiedy Harry opuścił kajutę trzeciej klasy, a drzwi zostały za nim zamknięte, Louis doskoczył do siostry.

– Nie ufam mu – odezwał się, przez zaciśnięte zęby, wskazując ręką na drzwi. – Nie wierzę, że z niego taka dobra dusza. Ile się znacie? Dzień? On już zaprasza cię do siebie, daje cholernie drogą suknię i do tego wpędza w niezłe kłopoty. Jak możesz być tak naiwna i dawać mu się omotać! – warknął w stronę Renee, nie przejmując się blednącą twarzą siostry i jej przerażonym spojrzeniem. Lou chyba jeszcze nigdy nie był tak zły. A przynajmniej jak do tej pory nie objawiał tego w takim stopniu.

– Rozmawiałeś z nim na jakiś ludzki temat, oprócz pieniędzy, gry w pokera? Spytałeś go szczerze jak mu się żyje z rodziną? – pytała podnosząc głos i z wściekłością wpatrując się w brata. – Nie wierzę, że jesteś taki... – nie mogła znaleźć słowa. – Nie poznaję cię Louis – stwierdziła ostro, czując gromadzące się w kącikach oczu łzy.

Szybko wyminęła brata i ignorując jego okrzyki wybiegła na korytarz. Starała się być silna, jednak przegrała, a łzy opuściły jej oczy. Renee szła szybko korytarzem, chcąc dostać się do klatki schodowej. Przez łzy pod powiekami nie zauważyła, że wpadła na kogoś. Zdała sobie sprawy dopiero wtedy, kiedy siła odrzutu odepchnęła ją do tyłu. Dziewczyna nie upadła jednak na ziemię, za sprawą męskich ramion, które ją przed tym uratowały.

– Renee? – usłyszała znajomy głos. Brunetka wsparła się na męskim ramieniu i dzięki niemu powróciła do pozycji pionowej.

– Co ci się stało? – do jej uszu dobiegł drugi równie znajomy głos. Kobieta szybko przetarła załzawione oczy i uniosła wyżej wzrok. Liam i Niall we własnych osobach.

– Nie. Wszystko w porządku – mruknęła, zmuszając się na uśmiech. – Skąd wracacie? – spytała, chcąc szybko zmienić zdanie.

– Ja ze zmiany w restauracji, a Niall z kuchni – wytłumaczył Liam, wskazując na uśmiechniętego bruneta obok.

– Z kuchni? – mruknęła wyraźnie zaciekawiona kobieta.

– Tak. Liam'owi udało się załatwić robotę dla mnie – zaczął Niall. – Wprawdzie będę pracował przy zmywaniu naczyń, ale jeśli się spiszę to może dadzą mi dostęp do garnków – oznajmił z dumą brunet. Od razu widać było, że kuchnia i gotowanie to jego żywioł.

– Wybierasz się gdzieś? – spytał Liam, przyglądając się Renee. Wyczuwał, że coś jest nie tak.

– Chciałam się przewietrzyć – westchnęła.

– To w takim razie nie będziemy zabierać ci czasu i idziemy do kajuty. Prawdę mówiąc, z chęcią poszedłbym już spać – mruknął Niall, po czym ruszył przed siebie.

– Uważajcie na drzwi. Coś jest z nimi nie tak – odezwała się na odchodne Renee i szybko odeszła od mężczyzn, czując jak Liam wręcz zabija ją wzrokiem.

Kobieta przyspieszyła i już po chwili znalazła się na klatce schodowej trzeciej klasy. Wspięcie się po tylu stopniach zajęło jej chwilę czasu, jednak pusty pokład Titanic'a wynagrodził ten lekki wysiłek.

Renee potrzebowała pobyć przez chwilę sama. Bez ciekawskich spojrzeń, uwag. Po prostu odpocząć.

Kobieta westchnęła, naciągając na siebie materiał kimona. Dopiero teraz zdała sobie sprawy, że nadal ma sobie suknię od Harry'ego. Z resztą, kiedy miałaby się przebrać?

Renee zbliżyła się do barierek na statku i oparła na nich swoje dłonie. Na Niebie widniał już Księżyc, który tej nocy był doskonale widoczny. Jego blask odbijał się w ciemnej tafli wody, która otaczała statek. Nieświadomie palce brunetki powędrowały na bransoletkę, która znajdowała się na nadgarstku kobiety. Dziewczyna uniosła wzrok do góry, starając się wyszukać na bezchmurnym Niebie odpowiedniego gwiazdozbioru. Miała w tym wprawę, więc zajęło jej to tylko chwilę.

Z całego gwiazdozbioru Renee interesowały tylko dwa dolne punkciki. Jej mama i tata. Ile by dała, aby byli teraz obok niej. Może gdyby żyli, życie Tomlinson'ów potoczyłoby się inaczej? Może mieszkaliby w uroczym domku i byli w stanie pozwolić sobie na bilet nawet drugiej klasy?

Rozmyślania dziewczyny przerwał stukot ciężkich, męskich butów. Zaniepokojona kobieta odwróciła się do tyłu, a jej oczom ukazał się Liam. Na widok znajomej twarzy odetchnęła z ulgą.

– Coś się stało? – zagadnęła Tomlinson, kiedy brunet znalazł się obok niej. Mężczyzna oparł się o barierkę i wbił wzrok w ciemność przed nimi.

– Nie chcę się wtrącać, ale co jest pomiędzy tobą, a Harry'm?

– Skąd...ty...?

– Louis nie byłby zły na ciebie bez powodu – stwierdził, przyprawiając Renee o zawstydzenie i czerwone poliki. – Poza tym, suknia mówi sama za siebie – dodał, przyglądając się kobiecie. Brunetka chciała już coś powiedzieć, jednak mężczyzna jej przerwał. – Pięknie w niej wyglądasz – skomentował z niemałym uśmiechem.

– Dziękuję – odpowiedziała zawstydzona. Tyle wrażeń jednego dnia. – Wiesz, Lou jest trochę...zbyt opiekuńczy – mruknęła brunetka, wzruszając ramionami. – Stwierdził, że jestem naiwna i daję się omotać Harry'emu.

– Jeśli chcesz to mogę porozmawiać z Louis'em. Znam trochę Harry'ego, rozmawiałem z nim dość szczerze i na pewno mogę poręczyć za to, że Styles nie jest typem człowieka, który pragnie omotać kobietę.

– Dziękuję ci Liam – odezwała się z uśmiechem brunetka, zwracając się w stronę mężczyzny. – Czuję, że z każdym dniem oddalam się od mojego brata – przyznała smutno, odgarniając z twarzy kilka kosmyków włosów.

– Louis chyba nie przywykł do tego, że ktoś się kręci wokół ciebie – stwierdził Payne, na co brunetka się zaśmiała.

– Raczej tak – przyznała kobieta, spoglądając po raz ostatni na Niebo. – Wracajmy do kajuty. Jest już późno – dodała, po czym ujrzała uśmiech na twarzy Liam'a.

– Pozwoli pani – zaczął, wyjmując ramię w stronę Renee. Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i ułożyła dłoń na zgiętej ręce bruneta.

***

Poranek nie należał do najlepszych. Louis nadal nie odzywał się do siostry i przez cały czas ją ignorował. Brunetka nie mogła tego znieść. Nie dość, że i tak nie była zbyt rozmowną osobą to na dodatek jedyna tak bliska jej osoba zachowywała się w stosunku do niej tak, a nie inaczej.

Renee myślała, że nie może być już gorzej do momentu, w którym Liam i Niall oświadczyli, że muszą coś załatwić z samego rana w kuchni i nie wybiorą się z rodzeństwem na śniadanie. To był jak wyrok zarówno na Renee jak i na Louis'a.

Brunetka mimo, że naprawdę nie miała przebywać tylko w towarzystwie brata bała się sama pójść na śniadanie. Nawet o tak wczesnej godzinie w jadalni trzeciej klasy przesiadywali już mężczyźni lubujący się w procentowych trunkach. Wiadome jest nie od dziś, że osoby pod wpływem alkoholu są agresywniejsze i bardziej skłonne do zaczepek. Tego właśnie bała się Renee.

Z tego właśnie powodu brunetka zmusiła się do wyjścia na śniadanie tuż za swoim bratem i zajęciem miejsca przy jednym stoliku z nim. Kiedy po chwili powróciła na swoje miejsce z talerzykiem z posiłkiem zaczęła dostrzegać minusy konfliktu z Lou. Cisza, która pomiędzy nimi panowała była niezwykle męcząca, a zarazem trochę niezręczna. I to wszystko przez jednego chłopaka.

– Renee – odezwał się nagle Louis, uprzednio odkładając sztućce na talerzyk. Brunet przeniósł wzrok na swoją siostrę i wziął głęboki wdech. Kobieta zamarła na chwilę, a następnie spojrzała na brata. – Chciałem cię przeprosić za wczoraj – zaczął, wyraźnie zawstydzony. – Nie powinienem tak mówić o tobie...i o Harry'm również – przyznał. – Nie znam go po prostu i nie wiem jaki jest naprawdę. Martwię się o ciebie i nie chcę żebyś później przez niego cierpiała. Zwłaszcza, że po zakończeniu rejsu się rozstaniecie.

– Och Lou – mruknęła przeciągle, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Dziewczyna chwyciła dłoń swojego brata i ścisnęła ją. – Uwierz mi, Harry jest dobrym człowiekiem i kompletnie różni się od innych osób ze swojego otoczenia. Liam może poświadczyć, jeśli ci to coś da.

– Nie trzeba – przerwał jej. – Ufam ci, ale sporo czasu zajmie mi żeby zaufać Harry'emu. Jesteś moją jedyną siostrą, jedyną żyjącą krewną i nie wyobrażam sobie żeby ktoś mógł cię skrzywdzić.

Renee nie wytrzymała i z uśmiechem na ustach podniosła się ze swojego siedzenia. Louis rozłożył ramiona i pozwolił siostrze wtulić się w swoje ciało.

– Bardzo cię kocham siostrzyczko – szepnął, składając pocałunek na jej włosach. Renee zachichotała cicho i przymknęła oczy.

– A ja bardzo kocham ciebie – odpowiedziała, wzmacniając uścisk.

***

Przed godziną dwunastą Renee pojawiła się na głównym pokładzie Titanic'a i zajęła miejsce na wolnej ławeczce. Od momentu wypłynięcia z portu pogoda rozpieszczała podróżnych. Słońce przyjemnie ogrzewało twarze, a temperatura pozwalała na swobodne noszenie sukienek z rękawem za łokcie.

Renee uniosła powieki i rozglądnęła się w poszukiwaniu wysokiego bruneta. Kobieta nie dojrzała owego mężczyzny, ale za to jej oczom ukazały się szczęśliwe pary, rodzice pilnujący swoich rozbrykanych dzieci. Nagle w stronę Renee zaczął zbliżać się mały chłopiec. Jego niepewne i chwiejne kroki świadczyły o tym, że dopiero niedawno nauczył się chodzić. Zbliżył się do kobiety, przyglądając się jej z wielką uwagą. Wielkie, niebieskie oczka chłopca skanowały twarz Renee, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Po chwili do ławeczki podbiegła jakaś kobieta. Kucnęła przy maluchu i wzięła go w ramiona, jednocześnie przepraszając Tomlinson za jej synka. Brunetka uśmiechnęła się w odpowiedzi i śledziła wzrokiem odchodzącą kobietę.

W głowie Renee pojawiła się myśl, że i ona chciałaby kiedyś dostąpić przywileju bycia matką. Brunetka od zawsze uwielbiała dzieci i nie miała nic przeciwko opieki nad nimi. Co innego jednak zajmowanie się cudzym maluchem, a co innego swoim własnym. Dzieckiem, które ma w sobie twoje geny. Kiedy możesz patrzeć jak rośnie, uczyć go i wychować na dobrego człowieka.

– Witam Panią. Czeka Panienka na kogoś? – Renee została wyrwana z rozmyślań przez ochrypły męski głos. Odwróciła głowę w stronę, z którego dobiegał dźwięk, a na widok jego sprawcy uśmiechnęła się.

– Czekam na pewnego Pana, ale ewidentnie się spóźnia – odpowiedziała z udawaną powagą i rozbawieniem, które wybijało się na przód.

– Cóż to za niepoprawne zachowanie z jego strony – mruknął Harry z grymasem na twarzy, choć jego zielone oczy emanowały rozbawieniem. – Pozwoli Panienka, że potowarzyszę Panience ja – zaproponował, wyciągając ramię w stronę kobiety. Renee uśmiechnęła się i podniosła z ławeczki, uprzednio kładąc dłoń na ramieniu bruneta.

– Witaj Harry – przywitała się normalnie, zadzierając głowę.

– Witaj Renee. – sposób w jaki Styles wypowiadał imię dziewczyny przyprawiał ją o dreszcze. Dreszcze tego przyjemnego rodzaju. – Zaplanowałem dla nas trochę rzeczy na dziś i mam nadzieję, że twoje zapasy energii wystarczą – oznajmił z uśmiechem, powoli ruszając przed siebie.

– Już nie mogę się doczekać – oznajmiła z ekscytacją kobieta, posyłając towarzyszowi szybki uśmiech. Była tak piękna i niewinna w swoich gestach, że Harry nie pragnął niczego więcej jak objąć Renee i posmakować jej delikatnych warg.

– W takim razie proszę tędy – powiedział, wskazując drzwi po ich lewej stronie. Oszklone wejście z białymi ozdobnymi elementami prowadziło do jednej z kawiarni na Titanic'u.

Harry chwycił klamkę i popchnął ją, aby Renee mogła wejść jako pierwsze. Dzisiaj brunetka miała na sobie kremową sukienkę, która również wyszła z jej domowej szwalni.

– Tu jest tak pięknie – szepnęła, kiedy razem z Harry'm zajęli wolny stolik w rogu pomieszczenia.

Rzeczywiście, kawiarnia prezentowała się cudownie. Drewniane okrągłe stoliki wraz z wiklinowymi krzesełkami nasuwały wspomnienia o posiłkach w ogrodowych altankach. Kawiarnia była oddzielona od pokładu ścianami, których połowa była zrobiona ze szkła, a druga dolna połowa z drewnianych desek. Całość miała za zadnie imitować okna. Dla ozdoby wiły się po nich pędy róż i innych kwiatów, a promienie Słońca wdzierały się do środka, dodając uroku miejscu.

– Jeśli chcesz to będę cię tutaj częściej zabierał – zaproponował Harry, spoglądając czule na Renee. Trzecia osoba bez problemu byłaby w stanie dojrzeć wielkie uwielbienie w spojrzeniu, którym mężczyzna obdarowywał drobną brunetkę. – Herbata na początek? – spytał, widząc kelnera wchodzącego do tej części kawiarni. Renee skinęła twierdząco głową, a na jej policzkach pojawił się słodki rumieniec. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro