Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7


– Po reakcji odnoszę wrażenie, że się podoba – odezwał się z radością w głosie i szerokim uśmiechem Harry.

– Jest przepiękna – szepnęła dziewczyna, podziwiając kreację. Składała się na nią delikatna biała sukienka z podwyższoną talią i pięknie ozdobionym dekoltem. Wdzięku dodawało równie długie co suknia granatowe kimono. Wszystko wyglądało tak pięknie, a zarazem tak bogato.

– Jest twoja – oznajmił brunet, zbliżając się do Renee, której źrenice praktycznie pokrywały się z końcami ciemnych oczu.

– Jak to? – spytała cicho, nie dowierzając.

– Normalnie. Chciałbym sprawić ci radość za to, że dzięki tobie więcej się uśmiecham. Poza tym chcę być pewien, że nigdy więcej nie zmarzniesz. Noce będą coraz zimniejsze. Tym bardziej, kiedy będziesz spoglądać w gwiazdy – mówił, a jego policzki pokryły się lekkim rumieńcem. Pierwszy raz czuł, że zaczyna mu naprawdę zależeć na jakiejś kobiecie.

– Harry...ja...nie mogę tego przyjąć – westchnęła, odwracając wzrok od cudownych materiałów. Musiały być niezwykle przyjemne w dotyku. – To jest...zbyt kosztowne i ja...

– Musisz ją przyjąć – dokończył za nią mężczyzna. Szybko podszedł do Renee i wyciągnął suknię w jej stronę. Brunetce nie pozostało nic innego jak przyjąć podarunek.

– Nawet nie wiem jak mogłabym wyrazić moją wdzięczność – westchnęła z uśmiechem, odbierając prezent. Miękkość materiałów przeszła najśmielsze wyobrażenia kobiety, które tworzyły się w jej głowie. Aż chciało się przymierzyć suknię z kimonem i nigdy ich nie zdejmować.

– Twoja radość jest dla mnie najlepszą zapłatą – odparł jej Harry, pochylając się lekko przed kobietą. Ich twarze były dosłownie milimetry od siebie. Brunet uniósł do góry dłoń i długimi palcami chwycił kosmyk włosów Renee, po czym założył go za ucho kobiety. – Może ją przymierzysz? – zasugerował. – Oczywiście łazienka jest do twojej dyspozycji – dodał szybko, zauważając szok w oczach brunetki. Po słowach Styles'a wydawało się, że Tomlinson odetchnęła z ulgą.

– Chyba nie mam innego wyjścia – powiedziała z nieśmiałym uśmiechem. To wszystko było tak niewiarygodne.

– Zgadza się – zaśmiał się Harry, a kilka kosmyków włosów opadło mu na czoło.

– W takim razie za chwilę wracam – westchnęła brunetka, a następnie skierowała się w stronę drzwi naprzeciw. Ostrożnie pociągnęła za klamkę i weszła do średniej wielkości łazienki, urządzonej w równie królewskim stylu.

Renee zakluczyła drzwi pomieszczenia, a następnie wzięła głęboki wdech i przymknęła oczy. To wszystko nie mogło dziać się naprawdę. Przez myśli kobiety przemknęło to, że być może właśnie śni, więc uszczypnęła lekko swoje ramię. W wyniku tego gestu poczuła nieprzyjemne uczucie i skrzywiła się lekko.

To wszystko było prawdą. Znajdowała się właśnie w apartamencie pierwszej klasy, za drzwiami czekał niezwykle przystojny młodzieniec, a ona miała w dłoniach przepiękną suknię, której cena była z pewnością równie pięknie okrągła i wysoka.

Renee zbliżyła się do marmurowej umywalki, nad którą wisiało spore lustro. Kobieta spojrzała w idealnie wygładzoną taflę i ujrzała swoją bladą twarz. Jakie zaskoczenie. Czy wtedy, gdy założy podarowaną suknię stanie się kimś innym? Będzie nie do poznania? A co kiedy zobaczy ją w niej Louis? Chyba lepiej o tym nie myśleć.

Brunetka zsunęła swoje zniszczone obuwie, a następnie suknię. Zimne powietrze owiało ciało kobiety, przyprawiając Renee o dreszcze. Brunetka szybko chwyciła materiał białej sukni i powoli rozplątała zawiązany w tyle pas oraz wzięła się za rozpinanie guziczków. Na pewno nie uda jej się zapiąć ich do końca.

Kobieta czując coraz większe zimno nałożyła na siebie delikatny materiał i wzięła się za zapinanie guziczków. Oczywiście w miarę możliwości i gibkości swoich rąk. Ostatecznie od połowy pleców sukienka została niezapięta. Bez wątpienia potrzebna była pomoc drugiej osoby, jednak Renee nawet nie wyobrażała sobie, że mogłaby poprosić o nią Harry'ego. Już nawet nie chodziło o to, że męczyły ją wyrzuty sumienia jeszcze z powodu tak drogiego podarunku, a po prostu rozchodziło się o zakłopotanie. Renee nigdy nie była w bliższych relacjach z mężczyznami, a co dopiero gdyby miała poprosić Styles'a o pomoc.

Brunetka zawiązała z tyłu pas, a następnie założyła kimono. To właśnie ono podtrzymywało tył sukienki i mocniej związane z przodu ukrywało odpięte guziczki.

Kobieta poprawiła swoje długie włosy i złożyła równo własną suknię, a następnie zbliżyła się do lustra. Mimo, że widziała jedynie się od biustu w górę to i tak była w stanie stwierdzić, że nie wygląda tak samo jak chwilę temu. Tak jakby ozdobna suknia dodała jej trochę powagi, wdzięku i statusu społecznego. Wszystko to onieśmielało dziewczynę, jednak nie można było odmówić miękkości i ciepła jakie dawały materiały. Z pewnością te dwie ostatnie wartości sprawiły, że brunetka nie miała ochoty zdjąć kreacji.

Po chwili Renee zdała sobie sprawy z tego, że chyba zbyt długo jest w łazience. Od razu na jej policzkach pojawiły się rumieńce zawstydzenia. Szybko chwyciła swoją poprzednią sukienkę i po ostatniej kontroli w lustrze opuściła łazienkę.

Na widok otwieranych drzwi, Harry poderwał się do góry z krzesła, a jego wzrok zawiesił się na młodej kobiecie. Brunet nie mógł uwierzyć jak cudownie wyglądała Renee. Sukienka idealnie opinała jej ciało, uwydatniając kształty. Wydawało się, że kreacji była szyta na miarę.

– I jak wyglądam? – spytała z czerwonymi policzkami brunetka. Dopiero teraz zauważyła rozszerzone źrenice mężczyzny i jego szeroko otwarte usta. Po chwili pojawił się na nich szeroki uśmiech.

– Niesamowicie – szepnął, nie mogąc odwrócić wzroku od kobiety. Jej długie włosy idealnie komponowały się z całą stylizacją, sprawiając że bruneta zalała fala ciepła. – Jest idealnie – dodał po chwili, nie mogąc przestać się uśmiechać na widok rumieńców brunetki.

– Dziękuję – szepnęła, odkładając na krzesło przy stole złożoną starą suknię.

– Może zechciałabyś wybrać się ze mną jutro na lunch? – zaproponował nieśmiało mężczyzna. Chyba pierwszy raz czuł się tak onieśmielony w towarzystwie jakiejś kobiety.

– Nie będzie to problemem? – spytała z troską i lekkim niepokojem Renee. – Wiesz, mogą mnie nie wpuścić – westchnęła smutno.

– Będziesz ze mną – zaczął, robiąc kilka kroków w stronę dziewczyny. Po chwili dzieliło ich już tylko kilka centymetrów. – Nie musisz się o nic martwić – szepnął, muskając palcami dłonie brunetki. Kobieta przeniosła zaskoczony wzrok w dół, a następnie spojrzała na Harry'ego. Brunet wyraźnie się zmieszał i chciał odsunąć ręce, jednak Renee uprzedziła młodzieńca i odwzajemniła jego gest. Chwyciła w swoje drobne dłonie jego i ścisnęła. Następnie posłała brunetowi uśmiech, którego nie mógł nie odwzajemnić.

***

Było już późno i Harry postanowił odprowadzić Renee do jej kajuty. Z resztą nie wyobrażał sobie, że miałoby być inaczej.

Brunetka szła u jego boku, trzymając dłoń na jego zgiętym ramieniu i śmiała się cichutko z jego opowieści. Miała taki słodki śmiech. Harry chciałby go słyszeć dużo częściej.

Znaleźli się na klatce schodowej z figurą aniołka, kiedy nagle brunet został pociągnięty do tyłu za ramię. Zaskoczony odwrócił się i spojrzał na sprawcę gestu. Kiedy tylko ujrzał postać cały zbladł.

– Harry? Kim jest ta kobieta?

– Matko? – toż to sama Ruth Styles.

– Dlaczego ona ma na sobie moją suknię?! – i jej jakże urocza córka Emily.

Blady i zaskoczony Harry przenosił wzrok ze swojej matki i siostry na Renee. Brunetka cała spięła się, a na jej policzkach pojawił się czerwony rumieniec. W jej głowie krążyła jedna myśl ,,Po co ci była cała ta znajomość?".

– Czekam synu – mruknęła z wyraźną irytacją sporo niższa od Harry'ego starsza kobieta. Jej ciemne, brązowe włosy były ciasno spięte w wymyślną fryzurę, a pieniądze z zakupu sukni z pewnością pozwoliłyby rodzeństwu Tomlinson na przeżycie sporego okresu.

– To jest... – brunet był w kropce. Naprawdę nie wiedział co mógł odpowiedzieć swojej matce, a wszystkie kreatywne wymówki jakby zniknęły w ciągu sekundy. Nie mógł przecież powiedzieć matce prawdy. Nie chciał, aby jej złość i charakter przelały się na drobną, niewinną kobietę u jego boku. – To jest Renee Tomlinson – zaczął, kiedy dostał nagłego olśnienia. Brunet starał się grać pewnego i nie umrzeć z powodu wbijających się w jego przedramię palców Renee. – Jej ojciec jest właścicielem pewnej korporacji i Renee właśnie płynie do Ameryki, aby dogadać pewne sprawy z inwestorem – powiedział na jednym wdechu, wyczuwając na sobie groźne spojrzenie jego siostry. Coś było nie tak.

– Zgadza się – potwierdziła szybko Renee, zmuszając się na uśmiech.

– Nigdy nie słyszałam o żadnym Tomlinson'ie – mruknęła Ruth, a na jej czole pojawiła się zmarszczka. Przecież to nie mogło się udać, matka Styles'a nie była aż tak głupia. Brunet czuł jak kropelki potu pojawiają się na jego karku ze stresu.

– Firma mojego ojca zaczęła działać całkiem niedawno. To pewnie dlatego – odpowiedziała jak gdyby nigdy nic Renee.

– Musisz mieć więc głowę do interesów, skoro ojciec wysłał cię samą – mruknęła niepewnie Ruth, uważnie przyglądając się swojemu synowi i kobiecie u jego boku.

– Ostatnio podupadł trochę na zdrowiu, co nie pozwoliło mu na osobistą podróż – wytłumaczyła Tomlinson.

– W takim razie mam nadzieję, że przyjmiesz moje zaproszenie i pojawisz się jutro na kolacji. W naszym wielkim świecie bogaczy trzeba budować kontakty – oznajmiła matka Harry'ego, uśmiechając się nieco sztucznie w stronę brunetki.

– A teraz odpowiedz, dlaczego masz na sobie moją suknię? – warknęła nieco siostra bruneta. Emily była wzrostu swojej matki, jednak w kwestii niewyparzonego języka przewyższała rodzicielkę. Mimo, iż damie nie wypada być tak niegrzecznym, najwyraźniej do młodej Styles to nie docierało. Dziewczyna o idealnie skręconych włosach w kolorze jasnego brązu wręcz zabijała zimnym wzrokiem Renee. Pod jej ostrzałem Tomlinson czuła się jeszcze gorzej niż w czasie bezpośredniej rozmowy z Ruth.

– Emily, zachowuj się – mruknął Harry. – Twoje suknie pochodzą od samych znanych projektantów i zdajesz sobie sprawy z tego, że nie tylko ty masz takie kreacje – odezwał się brunet. Nie chciał być niegrzeczny i warczeć w stronę siostry, ale od zawsze się nie dogadywali.

– Ach tak – fuknęła oburzona dziewczyna, po czym ceremonialnie odwróciła się i ruszyła w stronę korytarza, którym niedawno szła para.

– Więc do zobaczenia jutro wieczorem – odezwała się ponownie Ruth. – Mój syn z chęcią po ciebie przyjdzie – dodała, a następnie odeszła. Tak po prostu.

Kiedy pani Styles zniknęła parze z oczu, Renee czuła jakby miała się zaraz przewrócić. Nagle stała się blada, a jej wargi popękały.

– Wyjdźmy stąd – szepnął jej do ucha Harry, po czym objął ramieniem kobietę i poprowadził w stronę bocznego wyjścia na pokład. Miał wrażenie, że w każdej chwili Renee może zemdleć.

Po chwili para znalazła się na świeżym powietrzu, gdzie Tomlinson poczuła się dużo bezpieczniej. Jakby tutaj był jej świat.

Styles podprowadził kobietę do wolnej ławeczki i posadził ją na niej. Następnie usiadł obok niej i zwrócił się w jej stronę.

– Jak się czujesz? – spytał szybko, błądząc wzrokiem po jej twarzy.

– Już lepiej – westchnęła, przykładając dłoń do klatki piersiowej i przymykając oczy. Po chwili odchyliła do tyłu głowę, a jej długie włosy opadły na plecy kobiety.

– Tak bardzo cię przepraszam. Nie miałem pojęcia, że tam będą – westchnął pełen poczucia winy.

– Spokojnie – przerwała mu Renee, kładąc swoją dłoń na jego. Kiedy ich palce zetknęły się ze sobą po ich ciałach rozszedł się przyjemny dreszcz oraz ciepło. Niezwykle uczucie, od którego można było się uzależnić. – To przecież nie twoja wina – dodała, posyłając mu lekki uśmiech. Harry jednak go nie odwzajemnił. Jego zielone oczy przepełnione były smutkiem, troską i niepewnością.

– Przepraszam, że doszło do tego spotkania. Postaram się porozmawiać z matką, wymyślę dla ciebie jakąś wymówkę na jutro.

– Wiesz, że to będzie bardzo niegrzeczne jeśli bym nie przyszła – westchnęła. Teraz sprawa rozgrywała się w kompletnie innych realiach niż na pokładzie trzeciej klasy. W wyższych warstwach społeczeństwa rezygnacja z takiego zaproszenia jeszcze z powodu jakiejś błahej wymówki mogłaby podejść pod zniewagę.

– Renee – westchnął Harry, spoglądając na kobietę z troską. Nie znał dzielniejszej istoty niż ona. Jej oczy mówiły same za siebie. Cholernie się bała, a mimo to decydowała się wejść do paszczy lwa.

– Masz mniej jak dobę na nauczenie mnie podstawowych zasad i pojęć ekonomii. – te słowa wyszły z jej ust z wielkim trudem i niedowierzaniem.

W co ona się wpakowała?

***

Harry odprowadził Renee do samej kajuty dziewczyny. Wiedział, że brat kobiety będzie zły z powodu tak późnego powrotu dziewczyny, więc wolał z nim porozmawiać samemu i wszystko wytłumaczyć.

Kobieta wzięła głęboki wdech i chwyciła za klamkę drzwi. Pociągnęła ją w dół, jednak nic się nie wydarzyło. Zamek wydał szczęk, a drzwi nie otworzyły się.

– Co się dzieje? – mruknęła do siebie niepewnie. Przecież Louis nie wyszedłby z kajuty, jeśli nie wiedziałby gdzie jest jego siostra. Musiał być w środku.

– Może ja spróbuję – zaproponował Harry, lekko odsuwając Renee. Kobieta zrobiła trochę miejsca młodzieńcowi. Brunet pociągnął za klamkę i pchnął barkiem drzwi. Dopiero wtedy zamek puścił.

Renee weszła szybko do kajuty, zaniepokojona tym co może zastać w środku. Ku jej zaskoczeniu w pomieszczeniu znajdował się jedynie jej brat z bardzo nieciekawą miną i książką. Na widok siostry szybko odrzucił dzieło i podniósł się z łóżka.

– Gdzieś ty była? – warknął w jej stronę. W jego głosie nie było jednak czystej, silnej złości, ale zaniepokojenie połączone z troską i zdenerwowaniem. – I co ty masz na sobie? – źrenice Louis'a zrobiły się tak duże jak podstawki pod kufle z piwem, które Renee spotkała kiedyś w jednym lokalu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro