2
– To chyba tutaj – odezwała się Renee, zatrzymując przed jednymi z drzwi.
– Numer się zgadza? – dopytał Lou, dołączając do siostry. Brunetka po raz setny spojrzała na bilety i sprawdziła dane na nim z numerem na drzwiach przed nią. Następnie spojrzała na brata i skinęła twierdząco głową. – No to wchodzimy.
Louis wyminął siostrę i zapukał do drzwi. Na wszelki wypadek gdyby ktoś był już w środku. Przeczucie bruneta potwierdziło się i po chwili do uszu rodzeństwa dobiegło radosne ,,proszę". Niebieskooki spoglądnął na Renee, po czym wziął głęboki wdech i nacisnął klamkę. Pchnął drzwi do przodu i jako pierwszy wszedł do niewielkiej kajuty. Jednak to nie wystrój był najważniejszy, a dwójka brunetów, która zajmowała jedno piętrowe łóżko.
– Dzień dobry. Wychodzi na to, że będziemy wspólnie podróżować – zaczął Lou, starając się brzmieć pogodnie.
– Miło nam – zaczął jeden z mężczyzn. Jego akcent podpowiadał Louis'owi, że ten pasażer zdecydowanie nie jest Brytyjczykiem. – Jestem Niall Horan – przedstawił się, po czym zerwał z dolnego łóżka.
– Mnie również miło, a jestem Liam Payne – odezwał się drugi, jednocześnie machając w stronę rodzeństwa. Oboje wydawali się być niezwykle pogodnymi i szczęśliwymi ludźmi.
– Miło nam was poznać. Jestem Louis Tomlinson, a to moja siostra Renee.
– Witajcie na pokładzie – zaśmiał się Niall. – Nie jest tu w prawdzie za dużo miejsca, ale jakoś sobie poradzimy – stwierdził mężczyzna, rozglądając się po pomieszczeniu.
Rzeczywiście, po zamknięciu drzwi jeszcze lepiej dostrzegało się wymiary kajuty. Pomiędzy dwoma niskimi piętrowymi łóżkami znajdował się zlew, a obok drzwi niewielka komoda. I na dobrą sprawę to wszystko.
– Poradzimy sobie – odezwała się dotąd cicha Renee. Od zawsze towarzystwo mężczyzn ją zawstydzało, a nie można ukryć, że Liam i Niall należeli do przystojnej części płci męskiej.
– Rozgośćcie się i może byśmy się trochę poznali? W końcu spędzimy razem sporo czasu – zaśmiał się Liam, schodząc z górnego łóżka i zajmując miejsce obok Horan'a.
– Doskonały pomysł – odezwał się z ekscytacją w głosie Louis. Brunet był typem człowieka, który uwielbiał towarzystwo. Nic więc dziwnego, że był częstym gościem w barach i pubach, w których nie raz przegrał swoje wszystkie pieniądze na grze w pokera.
– Dwie górne szuflady są dla was – oznajmił Liam, spoglądając przyjaznym wzrokiem na Renee, która podeszła do komody. Skinęła w podzięce głową, po czym zabrała się za wypakowanie skromnego wyposażenia swojej walizki. Jej brat kompletnie się tym nie trudził i wsunął swój bagaż pod łóżko.
– A co powiecie na rozmowę na pokładzie? Są tam ławeczki, można sobie usiąść i pooglądać widoki – zaproponował ponownie Payne.
– Ale mi widok. Wszędzie woda – mruknął niezadowolony Niall, za co Payne klepnął go w ramię.
– Jeszcze nie wypłynęliśmy z portu, więc nie masz dookoła wody – odparł Payne.
Pomysł przypadł do gustu wszystkim prócz Niall'a. Brunet nie chciał jednak zostać sam w kajucie, więc musiał dołączyć do reszty grupy. Z racji, że rodzeństwo Tomlinson'ów dopiero co pojawiło się na statku, Liam i Niall przejęli rolę przewodników. W drodze na pokład Titanic'a, tłumaczyli jak Renee i Louis powinni się poruszać, gdzie nie wolno im wchodzić i jakie mają prawa. Niestety z biletem trzeciej klasy wiązało się wiele wyrzeczeń.
– A więc jesteśmy – oznajmił Liam, po czym pchnął ciemne drzwi.
Oczom wszystkich ukazał się pokład i spore zamieszanie na nim. Cała czwórka przekroczyła próg i rozejrzała się dookoła.
– Chyba będziemy odpływać – odezwał się Niall, wskazując na pracowników statku, biegających z jednej części burty na drugą.
– Nie możemy przegapić tego widoku – westchnęła z lekkim uśmiechem Renee i ruszyła w stronę barierek na statku. Oparła się o nie i spojrzała w dół. Na chodniku stało kilka osób, w tym także dzieci. Na widok brunetki, pomachały jej radośnie i uśmiechnęły się od ucha do ucha. Dziewczyna wychyliła się lekko i odwzajemniła gest, po czym odgarnęła z twarzy ciemne kosmyki włosów. Mogła związać je wstążką.
– Niesamowite – westchnął Lou, kiedy do uszu całej czwórki dobiegły potrójny sygnał pokładowych gwizdków.
– To będzie przygoda życia – skwitował Niall, chwytając barierkę i lekko się wychylając. Następnie z uśmiechem na twarzy, krzyknął głośno, chcąc dać upust swoim pozytywnym emocjom.
– To co, siadamy? – zaproponował Liam kiedy statek wypłynął z portu, na co pozostali przytaknęli. – Więc jaka jest wasza historia? – skierował swoje pytanie w stronę Lou i Renee.
Brunetka spojrzała na brata i liczyła, że tym razem jej niemy sygnał dotrze do niego z pozytywnym skutkiem. Dziewczyna nie chciała wspominać o tym, jakim sposobem dostali się na statek.
– Potrzebujemy oderwać się od przeszłości i dość marnego życia – zaczęła Renee. – Nic nas tutaj nie trzyma, a może Nowy Jork okaże się dla nas łaskawszy.
– A co na to wasi rodzice? Nie byli smutni, że ich opuszczacie? – spytał Niall, zaczesując do tyłu rozwiane kosmyki włosów.
– Nasi rodzice nie żyją – odpowiedział Louis, czując, że jego siostra nie będzie zdolna do takich słów. Ojciec zginął niedługo po jej narodzinach, więc nie miała okazji go poznać. Matka natomiast zmarła kilka lat temu na zapalenie płuc.
– Och, przepraszam – wyszeptał Horan, kuląc się lekko.
– A wasze historie? Jak padło na Titanic'a? – spytał Louis, chcąc aby wróciła poprzednia radosna atmosfera.
– Ja jestem tutaj z zawodu – zaczął Liam. – Jestem kelnerem w restauracji pierwszej klasy.
– Ja płynę do ciotki do Nowego Jorku. Prowadzi tam restauracje i znając moją miłość do gotowania, zaproponowała mi staż u siebie. Poduczę się, trochę zarobię. A jak na razie może uda mi się wkręcić do pokładowej kuchni. Zobaczymy jak moje wtyki działają, prawda Liam? – spytał brunet, trącając łokciem siedzącego obok mężczyznę.
– Tak, tak – odparł, przewracając oczyma. Ciekawe czy znali się wcześniej.
– Nie jesteś stąd Niall, prawda? – odezwał się Lou. Wreszcie chciał odnaleźć odpowiedź na tak nurtujące go pytanie.
– Jestem z Irlandii – odparł dumnie mężczyzna, prostując się.
– Spotkałam kiedyś pewnego muzyka z Irlandii. Macie cudowną muzykę – powiedziała z radością i przejęciem w głosie Renee. Do teraz w głowie ma usłyszaną kiedyś melodię.
– Moi drodzy, co powiecie na spacer po pokładzie? – zaproponował tym razem Niall.
***
Przed godziną osiemnastą Liam zerwał się z łóżka w kajucie i poprawił swoją koszulę.
– Będę już szedł. Muszę się jeszcze przebrać. Wrócę pewnie nad ranem, ale będę miał swój klucz, więc spokojnie możecie zamknąć drzwi na zamek.
– Jasne – mruknął Niall, odrywając się nad chwilę od gry z Louis'em w karty.
– Mogę przejść się kawałek z tobą? – odezwała się nagle Renee. Jej głos od razu podziałał na Tomlinson'a, który zerwał się z łóżka.
– Gdzie się wybierasz? – spytał ostro, przez co Niall podjął próbę uspokojenia bruneta.
– Chciałabym się przewietrzyć i przejść po statku. Nie masz powodu do obaw – odezwała się z lekką irytacją w głosie. Renee nie znosiła tego, że Lou cały czas traktował ją jak małą dziewczynkę.
– Ale... – zaczął Louis.
– Będzie dobrze – przerwał mu Liam, który posłał mężczyźnie uspokajające spojrzenie. Tomlinson'owi nie pozostało nic jak odpuścić i powrócić do gry w karty.
Na ustach Renee pojawił się lekki uśmiech zwycięzcy, kiedy wraz z Liam'em kroczyła w stronę głównego pokładu statku. Niestety na pierwszym piętrze musieli się rozstać. Brunetka samotnie wyszła na pokład statku i powoli szła rozglądając się dookoła. Wczesna godzina, sprawiła, że rodziny przesiadywały jeszcze na ławeczkach wraz ze swoimi pociechami. Renee zbliżyła się na chwilę do barierek i wzięła głęboki wdech. Statek otaczała ciemna woda, a przez myśli brunetki przebiegło to, jaką temperaturę mogłaby mieć ta ciecz.
Renee napawała się widokiem wody do momentu, kiedy zaczęło się ściemniać. Postanowiła więc wrócić do kajuty, aby niepotrzebnie nie narażać swojego brata na jeszcze większy stres.
Dziewczyna odwróciła się i zdała sobie sprawę, że nie wie gdzie jest. Straciła orientację i nie pamiętała drogi do przeznaczonej dla jej klasy klatki schodowej. Zdenerwowanie zaczęło otaczać jej ciało. Renee wzięła głęboki wdech i wygładziła materiał swojej prostej sukienki w kolorze brudnego różu. Była z niej bardzo dumna, gdyż uszyła ją własnoręcznie.
Kobieta powoli skierowała się do prosta licząc, że w końcu znajdzie odpowiednie, ciemne drzwi. Dziewczyna zsunęła lekko z nadgarstka bransoletkę, którą podarowała jej matka i ścisnęła. Zawsze robiła tak w przypływie negatywnych emocji.
Idąc wzdłuż burty, wzrok Renee natrafił na pięknie ozdobione drzwi. Zza nich dobiegała cicha muzyka, jakby z głębi pokładu. Nie wiadomo co podkusiło brunetkę do podejścia bliżej, naciśnięcia klamki i wejścia w głąb pomieszczenia.
Renee szła powoli, rozglądając się uważnie, jednak dość dyskretnie. Otaczało ją piękne drewno, złote, ciepłe barwy, kryształy, wszystko co kojarzyło się z przepychem i bogactwem. Musiała trafić na pokład pierwszej klasy.
– Miłego wieczoru panienko. – serce Renee stanęło, kiedy mijający ją mężczyzna skłonił się jej i odezwał do niej. Musiała wyglądać na tyle dobrze, aby przypominać jedną z pasażerek pierwszej klasy.
Renee ruszyła trochę pewniej w głąb korytarza. Skoro jej nie rozpoznano, to może powinna przestać się stresować i mogłaby nacieszyć się możliwością bycia tutaj i zobaczenia wszystkiego z bliska.
Kobieta mijała coraz to więcej osób. Mężczyzn w gustownych frakach i kobiet w stylowych strojach i wymyślnych kapeluszach. Nie pasowała do tego świata, ale nikt nie wydawał się tym przejmować.
Nagle Renee dotarła do końca opływającej w blasku klatki schodowej. Z dwóch stron zbiegały się dwa korytarze, które zwieńczały lekko zakręcające się schody. Klatka była ogromna, a w miejscu gdzie stopnie się zbiegają wisiał piękny zegar. Z powodu wyuczonej obawy, Renee ostrożnie położyła rękę na bardzo drogo wyglądającej barierce, a następnie zaczęła schodzić po stopniach. Kiedy była już u ich zwieńczeniu na pierwszym piętrze, odwróciła wzrok aby spojrzeć na figurę na podwyższeniu. Było to coś jak aniołek, trzymający w dłoniach lampę. Już z daleka dało się zauważyć jak wiele pracy włożono w dopracowanie każdego szczegółu.
Nagle mocne pchnięcie w bark wytrąciło Renee z równowagi. Ktoś zbiegł ze szczytu schodów i prawdopodobnie niechcący trącił kobietę. Brunetka upadłaby gdyby nie ramiona, w które wpadła.
– Wszystko w porządku? – usłyszała nad uchem lekko ochrypnięty, męski głos. Renee uniosła wzrok i ujrzała najpiękniejsze oczy na świecie. Zielone, osłonięte wachlarzem rzęs. – Panienko? – głos powtórzył się, tym razem z wyraźną troską.
Renee nie wiedziała jak zareagować. Skinęła twierdząco głową, a mężczyzna pomógł się jej wyprostować. Stojący przed nią nieznajomy mógł mieć nie więcej niż dwadzieścia cztery lata. Może nawet mniej. Miał gęste, brązowe włosy, które lekko się kręciły. Dodatkowo był wyjątkowo wysoki, a w czarnym fraku prezentował się nienagannie.
– Panienko? – powtórzył brunet, skanując twarz kobiety.
– Harry? Co ty wyprawiasz?! – zza pleców dobiegł krzyk starszego mocno zdenerwowanego mężczyzny. Brunetka zadrżała słysząc ten głos i w obawie, że może zostać zdemaskowana wyrwała się brunetowi i ruszyła biegiem w górę schodów.
Młodzieniec krzyczał w stronę Renee, jednak ta nie zważała na to. Pragnęła jak najszybciej wydostać się z pierwszego piętra i znaleźć wreszcie w swojej kajucie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro