14
Harry uniósł wzrok ponad siedzące obok niego osoby, a następnie spojrzał na oświetlane latarką koło. Widok ten zmroził krew w jego żyłach i sprawił, że twarz bruneta pobladła.
– Kochanie – szepnęła Renee, spoglądając na mężczyznę.
We wodzie znajdowały się trzy znajome postacie, przymarznięte na śmierć do jakiejś deski. Pierwszą z osób był nie kto inny jak Richard Styles. Mężczyzna miał zaciśnięte wargi, które pokrywały zamarznięte kropelki wody. Jedną z dłoni trzymał się deski, natomiast drugą miał uniesioną wysoko w górę. Trzymał w niej swój złoty zegarek kieszonkowy, który był dla niego niezwykle ważny. Obok mężczyzny znajdowały się dwie kobiety. Matka i siostra Harry'ego. Mogło się wydawać, że założyły na siebie cały swój dotychczasowy dorobek biżuterii, bądź obie okradły właśnie jakiegoś sprzedawcę tych drogocennych ozdóbek. Na szyjach kobiet znajdowało się kilkanaście łańcuszków, pereł, palce pań pokrywały liczne pierścionki, a na uszach znajdowały się prawdopodobnie najbardziej cenne kolczyki. To oczywiste, że nie mogli mieć tego wszystkiego przy sobie. Czyżby wrócili się do swojej kajuty po majątek zamiast szukać dla siebie miejsca w kajucie? A może przepełniała ich pewność, że ktoś z załogi zadba o ich życia i te miejsca będą na nich czekać? Jedno jest pewne, jakiekolwiek przeświadczenie posiadali, zgubiło ich.
– Harry – szepnęła ponownie Renee, spoglądając uważnie na partnera. Brunet wybudził się z letargu i potrząsnął głową.
– Znacie ich? – spytał kapitan, odwracając się lekko w stronę pary. Tomlinson utkwiła spojrzenie w swoim ukochanym i przytuliła mocniej Vivecę.
– To...moja rodzina – odpowiedział brunet, spuszczając na chwilę wzrok, a wśród nieznajomych kobiet przeszły szmery i wyrazy współczucia.
Kapitan wychylił się i dźgnął latarką ciało pana Styles'a. Nie zareagował. Zamarzli na śmierć. Mężczyzna podał najbliżej siedzącej niego kobiecie latarkę, a sam lekko wychylił się z szalupy. Wysunął dłoń i sięgnął po złoty zegarek. Przyjrzał mu się, a następnie spojrzał na Harry'ego. Brunet spoglądał na niego pustym wzrokiem. Bez względu na to jacy byli dla niego rodzice i siostra, to cały czas byli jego rodziną.
– Łap – odezwał się mężczyzna, a następnie rzucił brunetowi zegarek. Styles złapał przedmiot, a następnie przez chwilę obracał go w dłoniach.
– Dziękuję – odpowiedział, patrząc na kapitana, po czym wsunął w kieszeń spodni zegarek.
– Odpływamy – zarządził mężczyzna, w wyniku czego Harry chwycił za wiosła. – Potem ich zbiorą – rzucił, spoglądając po raz ostatni na trzy trupy.
Nikt po nich nie przypłynął.
Wszystkie ciała opadły na dno, aby spocząć tam na wieczność z wrakiem Titanic'a.
*****
Około czwartej nad ranem na wodzie pojawił się wielki statek, Carpathia. Zebrała ona wszystkich uratowanych rozbitków oraz podjęła próby odszukania ewentualnych cudem uratowanych we wodzie.
Kiedy Renee, Viveca i Harry znaleźli się na pokładzie otrzymali koce, jedzenie i coś ciepłego do picia, a następnie zostali skierowani w głąb statku. Jak się okazało ich szalupa była ostatnią. Na pokładzie znajdowało się mnóstwo pasażerów i pracowników Ttianic'a. Kobiety, dzieci, mężczyźni, wszyscy z różnych klas społecznych, a łączył ich jeden fakt. Udało im się przeżyć.
Para została zaczepiona przez jednego z członków załogi Carpathi. Mężczyzna spisał ich imiona oraz nazwiska, a także zmuszony był odebrać im Vivecę. Co najsmutniejsze, dziewczynka nie była pierwszym dzieckiem pozbawionym opiekunów w wyniku zatonięcia Titanic'a.
Renee starała się przekonać mężczyznę do tego, aby pozwolił im zając się dziewczynką. Kobieta wręcz zalewała się łzami, nie miała pojęcia co może dalej dziać się z dzieckiem. Skończyło się na odebraniu Viveci siłą oraz wielu wylanych łzach Renee.
– Nie płacz ukochana – szepnął Harry, tuląc do siebie kobietę. Brunetka łkała wtulona w ciało partnera. – Słyszałaś, że będą szukać jej rodziny. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz – dodał, a następnie musnął czoło partnerki.
Kolejną równie przytłaczającą informacją było to, że nigdzie na pokładzie Renee nie mogła dostrzec ani Louis'a, ani Zayn'a, Niall'a czy Liam'a. Na samą myśl o stracie ich wszystkich dziewczynie robiło się niedobrze, a jej oczy wydzielały nowe łzy.
Harry mimo iż nie ukazywał tego otwarcie był w takim samym stanie jak jego ukochana. W ciągu jednej nocy otarł się o śmierć i stracił swoją najbliższą rodzinę. Może i trudno uwierzyć, ale na tę myśl brunet uronił kilka łez.
*****
Słońce wschodziło nad oceanem, gdy na pokład wychodziło więcej osób. Mimo tego Renee i Harry nie ruszali się ze swoich miejsc na dość wygodnych krzesełkach. Gdyby tylko się podnieśli, ktoś zająłby ich siedzenia. Na pokładzie znajdowało się wiele innych osób z chrapką na te miejsca.
Brunet przyciągnął bliżej siebie ukochaną, a następnie zaczął mruczeć cicho melodię. ,,Dla Elizy". To, którego brunet zmieniłby nazwę na ,,Dla Renee". Może kiedyś uda mu się coś skomponować osobiście.
Niedługo później wśród ocalałych pojawiali się pracowniku statku, który rozdawali śniadanie. Nic wystawnego, herbata, kawałek chleba. Przed nimi było jeszcze trzy dni drogi do wybrzeża.
Harry tulił do siebie ukochaną i opierał swoją brodę na jej głowie. Jego oczy były przymknięte, a oddech spokojny. Jak to teraz będzie? Wiadomość o zatonięciu Titanic'a z pewnością rozeszła się już na wszystkie krańce świata. Nie wątpliwe, że tuż po wpłynięciu do portu i podaniu listy zmarłych szybko rozejdzie się wiadomość o śmierci jednego z najbardziej wpływowych ludzi w Angli. Richard'a Styles'a. Czy to znaczy, że teraz Harry będzie musiał przejąć firmę ojca? Będzie musiał paprać się w tych wszystkich dokumentach i niekoniecznie legalnych umowach z innymi wpływowymi ludźmi? A może to jest właśnie szansa na to, aby zacząć prowadzić uczciwe interesy i przysłużyć się również innym osobom? Harry miał mętlik w głowie.
Nie inaczej prezentowała się sytuacja w głowie Renee. Ciemne tęczówki wbite były we wschodzące Słońce, które przyciągnęło uwagę wielu ocalałych.
A co jeśli Louis'a tutaj nie ma? Jeśli został na Titanic'u na wieczność? Same myśli wywoływały u kobiety kolejne łzy. Serce brunetki podpowiadało jej jednak, aby mieć nadzieję do końca. Do momentu, gdy pojawi się pełna lista osób zmarłych. Musi mieć nadzieję. Louis nie może jej zostawić! Nie może jej pozostawić na tym świecie samej. Jest oczywiście Harry, lecz to nie to samo co brat, z którym wychowujesz się od dziecka, dzielisz z nim wszystkie trudności, radości, historię i wspomnienia. Czyżby właśnie kolejna gwiazda w gwiazdozbiorze miała stać się domem dla Louis'a?
Do uszu Harry'ego dobiegły głośne głosy ludzi. Coś musiało się dziać. Brunet uchylił powieki i starał się jak najszybciej zlokalizować powód poruszenia tłumu. Ludzie byli najwyraźniej przez kogoś przepychani z jednej strony na drugą, jakby ktoś wpadł w środek tłumu i szaleńczo się przez niego przepychał.
– Renee Tomlinson! – krzyknął głośno męski głos. Harry dobrze go znał.
Para podniosła się słysząc znajomy głos i starała się wypatrzeć jego właściciela.
– Tutaj! – odpowiedziała równie głośno Tomlinson, a Styles uniósł dłoń do góry i zaczął nią machać. Miał nadzieję, że dzięki swojemu wzrostowi zostanie od razu zauważony.
Wśród tłumu ponownie nastąpiło poruszenie, a kilka kobiet nie szczędziło sobie komentarzy. Po chwili jednak oczom Renee ukazały się znajome twarze, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Renee, Harry – westchnął Niall, a następnie rzucił się z uściskiem w stronę kobiety. Brunetka objęła mężczyznę, zalewając się przy tym łzami.
Liam mimo, iż miał dużo spokojniejszy i mniej ekspresywny charakter objął Harry'ego, a następnie Renee. Znaleźli się. Żyją.
– Gdzie Louis? – spytała z lekkim uśmiechem Tomlinson. Skoro byli tu Liam i Niall, to nie mogło zabraknąć i Lou.
– Nie ma go z wami? – spytał Niall, a jego mina spoważniała.
Tyle wystarczyło, by oczy Renee ponownie zaszły łzami. Brunetka odsunęła dłoń, jakby chciała się o coś oprzeć. Gdyby nie refleks Harry'ego, kobieta prawdopodobnie przewróciłaby się. Mężczyzna objął partnerkę i przyciągnął ją do siebie.
– Tak bardzo mi przykro Renee – szepnął z bólem w głosie Liam. W jego oczach można było dostrzec łzy.
Mimo, że znali się krótko, bardzo się ze sobą zżyli. Patrząc całościowo, to Liam i Niall byli świadkami ważnych wydarzeń w życiu rodzeństwa.
– Lou – szepnęła płaczliwie Renee, wprost w materiał koszuli Harry'ego. Brunet schylił głowę i przyciągnął ją bliżej siebie, a następnie zaczął mruczeć uspokajającą melodię.
*****
– To było przerażające – westchnął Liam.
Przyjaciele zdecydowali się usiąść i jakoś uspokoić Renee. Trwało to dłuższą chwilę. Ostatecznie Renee jedynie drżała wtulona w tors ukochanego, a jej pusty wzrok wpatrywał się w Niall'a. Harry starał się jak najlepiej wspierać partnerkę, dlatego nie opuszczał jej na krok.
– Przecież nic takiego się nie działo. W restauracji zadrżały delikatnie butelki i sztućce. To wszystko. Nikt nie myślał, że może to być oznaką katastrofy – westchnął mężczyzna, przeczesując twarz. – Kazano muzykom przenieść się na zewnątrz. Widziałem ten przerażony wzrok Zayn'a – zamilkł. Liam zacisnął oczy i na chwilę spuścił głowę. – Potem już go nie widziałem. Słyszałem jedynie jak grali na zewnątrz. Około wpół do pierwszej przyszedł do nas ktoś od kapitana. Kazano nam się ratować i życzono nam powodzenia. Szybko wpadłem do kuchni, gdzie panował potworny harmider. Wydawało się, że nikt nie jest świadomy zagrożenia, a każdy zajęty jest przygotowaniem zamówień. Niczym się nie przyjmując podbiegłem do Niall'a i wyciągnąłem go za ubranie na pokład.
– Byłem tak zirytowany tą sytuacją – kontynuował Horan. – O niczym nie miałem pojęcia. Jak wypadliśmy na ten pokład byłem w szoku. Nie miałem pojęcia o tym co się dzieje. Chciałem wrócić do kuchni i powiedzieć wszystkim. Liam stwierdził, że nie ma czasu. I miał racje – westchnął ciężko mężczyzna.
– Załapaliśmy się do jakiejś szalupy, w której sadzano jedynie mężczyzn z trzeciej klasy. Jakiś starszy pan spojrzał na nas i polecił załodze, aby nas wpuścili do szalupy. Potem powiedział...że... – Payne zamilkł.
– Przypominaliśmy mu jego synów, których zostawił w Londynie. Powiedział, że nie mógł by wyobrazić sobie bólu, który czułby po stracie swoich dzieci. Nie chciał tym samym obarczać tym uczuciem naszych rodzin – dokończył Niall, spoglądając na swoje dłonie.
– Uratował nas – skwitował Liam, ocierając szybko policzek, po którym spłynęła łza.
Renee przysłuchiwała się temu wszystkiemu w ciszy i starała się analizować słowa przyjaciół. Cały czas miała jednak w głowie swoje brata. Dlaczego ktoś nie pomógł mu tak, jak to tamten mężczyzna pomógł Liam'owi i Niall'owi?
Wszystkich z zamyślenia wybudził męski głos zza pleców Payne'a.
– Przepraszam. Szukam pasażerów kajuty trzydziestej na pokładzie trzeciej klasy. To państwo? – spytał niewysoki mężczyzna w średnim wieku. Jego ubiór świadczył, że był z tej samej klasy społecznej co Liam, Niall i Renee.
– To my. O co chodzi? – odezwała się kobieta, unosząc wzrok. Czuła, jakby to coś dotyczyło jej.
– Szukam kobiety o imieniu Renee. To pani? – spytał, spoglądając uważnie na brunetkę.
– Tak – odpowiedziała niepewnie.
– Możemy porozmawiać w cztery oczy? – spytał. Jego głos był spokojny, a twarz zmęczona, a zarazem jakby trapiona jakimś problemem.
************
Hej!
Wybaczcie, że rozdział pojawia się dopiero teraz ale czas przedświąteczny w szkole daje się we znaki, tak samo jak i przygotowania do świąt w domu. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was tym rozdziałem i nie będzie w nim za wiele błędów.
Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia chciałabym życzyć Wam dużo zdrówka, szczęścia, spełnienia marzeń, dużo prezentów pod choinką, spokojnych Świąt, abyście odpoczęli i mieli dużo sił na następny rok, a także szampańskiego Sylwestra!
Merry Christmas Everyone!
P.S. Zbliżamy się do końca książki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro