12
Harry nie przejmował się sprzętem, który wypożyczył od załogi statku czy też jedzeniem i koszem, które przyniósł. Coś było nie tak i zwiastunem tego był już wcześniejszy hałas.
Jest piętnaście minut po północy, gdy Harry i Renee stają przed drzwiami sali do squasha i mają problem z ich otwarciem.
– Odsuń się na wszelki wypadek – poleca brunet, stając bokiem do drzwi. Brunetka jakby w amoku przerażenia przesuwa się za mężczyznę i w głębi serca modli o to, aby wszystko okazało się nieśmiesznym żartem.
Brunet chwycił mocno za klamkę i pociągnął ją w swoim stronę. Nic. Poziom adrenaliny w ciele mężczyzny znacznie wzrósł, tym bardziej gdy woda zaczęła zalewać jego czarne buty. Harry wziął głęboki wdech i w myślach policzył do trzech, po czym uderzył całym ciałem w drzwi. Niewielki nadmiar wody wlał się na podwyższenie ponad polem do gry, a następnie spłynął na sam parkiet poniżej.
– Musimy uciekać – rzucił brunet, przenosząc wzrok na ukochaną. Ten gest złamał jego serce.
Napotkał ciemne tęczówki, które przepełnione były przerażeniem, bezradnością, brakiem siły, a do tego drobne, drżące ciało Renee.
– Kochanie – jęknął bezradnie mężczyzna, szybko podchodząc do kobiety. – Jesteś tutaj ze mną? – spytał, obejmując jej policzki i spoglądając w jej oczy.
– Tak bardzo się boję Harry. Coś jest nie tak – załkała, po czym przylgnęła do jego torsu. Brunet wciągnął gwałtownie powietrze i jedną dłonią objął ciało kobiety, a drugą przycisnął do siebie jej głowę. Oboje ciężko oddychali i starali się nacieszyć sobą. Kto wie co za chwilę się wydarzy.
– Musimy być silni. Oboje. Nie możemy się rozdzielić, bez względu na to co się będzie działo nie możemy się rozdzielić – zaznaczył stanowczo, na co kobieta kiwała twierdząco głową. – Bardzo cię kocham. Pamiętaj o tym – szepnął czule, po czym musnął z uczuciem usta partnerki. Tuż po tym chwycił jej dłoń i czym prędzej wybiegli na korytarz.
W holu było więcej wody niż na samej sali. Ta tutaj zalewała obuwie, a z każdym kolejny metrem było coraz gorzej. Woda sięgała już do łydek i moczyła sukienkę Renee oraz idealnie wyprasowane spodnie Harry'ego.
– Musimy dostać się na główny pokład – oznajmiła brunetka, która starała się mieć trzeźwy umysł i nie poddawać emocjom. Tak jak uczył ją Louis. Właśnie, Louis! – Muszę znaleźć Lou.
– Nie przejdziemy tędy na drugi koniec statku – odpowiedział jej Harry, rozglądając się chaotycznie po korytarzu w poszukiwaniu bocznego wyjścia. – Musimy wyjść na główny pokład. Ale najpierw musimy iść na klatkę schodową pierwszej klasy.
– A co jeśli jest zalana? Wody przybywa – odpowiedziała Renee, ściskając dłoń mężczyzny. Brunet zatrzymał się i przeniósł wzrok na kobietę. Oboje ciężko oddychali, a stres wypełniał całe ich ciała.
– Klatka schodowa trzeciej klasy? – zaproponował Harry, zauważając oznaczenie kilka metrów przed nimi. Tomlinson skinęła twierdząco głową, po czym oboje rzucili się biegiem przed siebie.
Po chwili skręcili w prawą odnogę korytarza, która miała zaprowadzić ich do drugiej części przeznaczonej dla pasażerów trzeciej klasy. Jej pierwsze schodki były już zalane. Bez zbędnych przystanków zaczęli wbiegać jak najwyżej. Z każdym kolejnym pokładem coraz wyraźniej słyszeli krzyki i donośne głosy ludzi. Coś było nie tak. Na wszelki wypadek Harry wybiegł przed Renee, chcąc uchronić ją od możliwego niebezpieczeństwa. Kiedy pozostały im do pokonania ostatnie schody, które dzieliły ich od windy ujrzeli coś strasznego. Sporo ludzi wraz ze swoimi płaczącymi dziećmi, bagażami, którzy starali się dostać do windy. Chyba ktoś ją blokował.
– Tędy nie ma przejścia! Idźcie stąd! – po holu rozniósł się donośny głos jednego z pracowników statku, który stojąc w windzie zamykał oddzielającą ją od tłumu kratę.
– Nie możecie nas zabić! – krzyknęła jedna z kobiet, poprawiając dziecko na swoim ramieniu. Mogło mieć rok, może więcej.
– Harry, idźmy stąd – szepnęła Renee w stronę partnera.
– Dawajcie panowie. Wyważymy tą kratę! – zaproponował głośno jeden z mężczyzn, podchodząc do stojącej z boku ławeczki.
W ciągu sekundy kilku rosłych panów chwyciło mebel i zaczęło uderzać jej krótszą częścią w kratę. Zaskoczony i przerażony pracownik w popłochu wyjął zza pasa drobny pistolet i na oślep wystrzelił przed siebie. Kula trafiła w jednego z wzniecających akcję mężczyzn, a wśród tłumu rozniósł się krzyk.
– Uciekamy stąd – oznajmił drżącym głosem Harry, ściskając dłoń Renee. Wiedział, że musi zapewnić jej bezpieczeństwo. Musiał być wsparciem i tarczą dla swojej ukochanej kobiety.
– Może na niższym pokładzie jest jakieś inne wyjście – westchnęła brunetka, kiedy biegli po pokładzie D. Niestety po kilku minutach trafili na ślepy zaułek.
– Szlag! – krzyknął Harry, odwracając się gwałtownie i uderzając pięścią w ścianę.
– Biegnijmy na dół – zaproponowała Renee. Nawet jeśli był częściowo zalany warto było spróbować. Lepsze to, niż bezczynne czekanie na śmierć.
Oboje rzucili się biegiem w stronę klatki schodowej, na szczycie której nadal trwały zażarte kłótnie i krzyki. Szybko zbiegali po krętych stopniach, które oświetlało lekko zgaszona barwa światła z kinkietów.
– Cholera – mruknął Harry, gwałtownie zatrzymując się na schodach. – Pokład jest w połowie zalany.
– W tak krótkim czasie? – mruknęła zaskoczona Renee. – Musimy spróbować.
Oboje wiedzieli, że muszą to zrobić. Wejść do wody i poszukać wyjścia. Ono musi tam być. Harry chwycił dłońmi barierkę, a następnie powoli schodził na zalany pokład. Tuż po nim zrobiła to samo Renee. Gdy ciało brunetki spotkało się z cieczą, kobieta pisnęła. Woda była lodowata.
– Idziemy tam. – Styles wskazał kierunek przed nimi, po czym oboje ruszyli w tamtą stronę. Z powodu nadmiaru wody najlepszym sposobem na poruszanie się było trzymanie się blisko ścian i lekkie podskakiwanie. Woda sięgała do pasa.
Para mijała kolejne metry korytarza, kiedy to rozpoczął się rząd pokoi trzeciej klasy. Wszystkie drzwi były otwarte na oścież, a ich lokatorzy znajdowali się przed windą bądź już na głównym pokładzie. Nagle do uszu Harry'ego dobiegł szum. Coraz głośniejszy.
– Musimy się spieszyć – oznajmił z przerażeniem na twarzy. Ten szum mógł oznaczać tylko jedno. Kolejna fala wody.
Nagle tuż nad głową Renee pojawiły się iskry, a lampa nad nią zgasła. Kobieta pisnęła przestraszona, a w jej oczach pojawiły się łzy.
– Ja już nie dam rady Harry – jęknęła, opierając się o ścianę. Renee może nie pokazywała tego po sobie, ale w głębi siebie była potwornie przerażona. Nie mogła pozwolić na to, aby Styles dokładał sobie jeszcze więcej strachu i zmartwień.
– Renee – szepnął brunet, szybko odwracając się w stronę ukochanej. Na jego twarzy malowały się strach, niepewność, lekka bezradność, ale przede wszystkim niezmierna miłość do drobnej kobiety. – Nie zostawię cię tutaj – dodał w niezwykłym tempie stając przed dziewczyną. Oboje ciężko oddychali i mimo zagrażającej ich życiom sytuacji nie liczyli przez tę chwilę czasu. Każde z nich mierzyło drugie uważnym i tęsknym wzrokiem. Jakby chcieli zapamiętać dokładnie każdy element swoich twarzy. – Nie zostawię cię tutaj – szepnął, a następnie gwałtownie wpił się w usta brunetki.
Pocałunek był niedbały i gwałtowny, lecz przepełniony milionem różnych, często sprzecznych ze sobą uczuć. Dłonie bruneta błądziły po twarzy Renee, a jej dłonie po torsie Harry'ego. Oprzytomnieli dopiero, gdy do ich uszu dobiegło coraz głośniejszy szum wody. Z opuchniętymi wargami odsunęli się od siebie i po ostatnim czułym spojrzeniu, chwycili swoje dłonie. Tuż po tym Styles pociągnął ukochaną przed siebie. Oby tylko udało im się znaleźć to cholerne wyjście.
Po przejściu kilkunastu metrów Renee dostrzegła, że wśród otwartych na oścież drzwiach znajdują się jedne nadal szczelnie zamknięte. A przynajmniej tak mogło się wydawać. Tuż po tym do uszu pary dobiegł głośny, lecz stłumiony dziecięcy krzyk połączony z płaczem. Harry rzucił partnerce przejęte spojrzenie, a następnie przyspieszył swoje ruchy. Koszula mężczyzny była już przemoczona przez wodę, która oblewała go podczas gwałtownego poruszania się.
Brunet szybko chwycił za klamkę odpowiednich drzwi i pociągnął ją w dół. Nie ustąpiła.
– Jest tam ktoś? – krzyknął, stukając w drzwi.
– Ja – odpowiedział cichy, dziecięcy głosik, gdzieś z głębi pokoju.
– Odsuń się od drzwi – odpowiedział głośno mężczyzna, po czym wziął głęboki wdech. Odwrócił głowę od ciemnej powłoki przed nim, aby napotkać brązowe, przestraszone tęczówki. Mężczyzna policzył w myślach do trzech, a następnie z całej siły pchnął bokiem swojego ciała w drzwi. Ustąpiły.
Drzwi uchyliły się nieznacznie, przez sporą ilość wody w niewielkiej kajucie. Zielonooki pchnął je mocniej, aby mógł wejść do pomieszczenia. Niemal natychmiast jego wzrok zaczął skanować pomieszczenie. Takim sposobem natrafił na drobną postać skuloną na piętrowym łóżku.
– Jestem Harry, a ty? – odezwał się brunet, nie chcąc przestraszyć dziecka, jak mniemał. Wiedział, że w obecnej sytuacji liczy się każda chwila, lecz nie mógł przyspieszyć tego procesu.
Na głos mężczyzny znad ramy łóżka wychyliła się delikatna, przerażona dziewczęca twarzyczka. Mała brunetka spoglądnęła z lekką nieufnością na nieznajomego.
– Jak masz na imię? – ponowił pytanie mężczyzna. Nagle poczuł na swoich plecach drobną dłoń. Odwrócił się i ujrzał wpatrzoną w drobną istotę Tomlinson. – To jest moja ukochana Renee, a ja jestem Harry. A ty? Powiesz nam jak się nazywa taka piękna dama jak ty? – brunet chciał sprawić, że dziewczynka chociaż trochę się rozpogodzi, a tym samym zachęci ją do konwersacji.
– Viveca – szepnęła mała brunetka, przyglądając się Renee. Kobieta posłała małej uśmiech, chcąc ją jakoś do siebie przekonać o ile było to możliwe w tak krótkim czasie.
– Zabierzemy cię stąd – zarządził szybko Harry i nie minęła minuta, a dziewczyna była w jego ramionach. Mała cała się trzęsła, a jej ubiór nie był odpowiedni nawet jak na stałe przesiadywanie w kajucie.
Para w towarzystwie dziewczynki powróciła na korytarz, gdzie z każdą kolejną chwilą zbierało się coraz więcej wody. Harry chwycił mocniej dziecko, a Viveca zaplotła swoje nogi wokół tali bruneta. Gromadząca się wokół nich woda i brak rodziców jeszcze bardziej niepokoiły dziewczynkę. Z resztą, skoro Tomlinson i Styles byli pod wpływem silnych emocji to co dopiero dużo młodsza od nich istotka.
Cała trójka, a tak praktycznie to dwójka kierowała się wzdłuż korytarza licząc, że na jego końcu znajdzie się upragniona klatka schodowa. Jakież spotkało ich zaskoczenie i szok, gdy zamiast rzekomego celu napotkali rozwidlenie na dwie różne strony.
– Wyjście jest po lewej stronie. – brunet usłyszał ledwo słyszalne słowa, wyszeptane wprost do jego ucha. Viveca poruszyła się niespokojnie, a następnie zacisnęła oczka i wtuliła głowę w zagłębienie szyi mężczyzny. Harry modlił się, aby słowa dziewczynki nie były jej wymysłem. Ułożył jedną z dłoni na jej głowie, tym samym przyciągając ją bliżej siebie, a następnie ruszył we wskazaną stronę.
– Skąd wiesz, że mamy iść tędy? – odezwała się Renee, której suknia była doszczętnie przemoczona. Na głos kobiety, mężczyzna gwałtownie się zatrzymał i spojrzał przez ramię.
– Viveca powiedziała, że wyjście jest w tą stronę – wytłumaczył szybko i nim Renee zdążyła cokolwiek odpowiedzieć ruszył przed siebie.
Po kilku minutach przedzierania się przez wodę oczom pary ukazała się mało efektowna klatka schodowa. Musiała służyć ona pracownikom, którzy przechodzili na pokład przez to piętro. W tamtej chwili najważniejsze było, że nikt, ani nic nie zagradzało przejścia.
– Udało się – westchnął rozbawiony Harry, puszczając przodem Renee. Wolał mieć ją na oku.
Tomlinson starała się jak najszybciej wspiąć na kolejny poziom statku, a najlepiej to aż na główny pokład. Widziała na własne oczy co działo się na poprzednich poziomach i była pewna, że doszło do jakiejś awarii statku. Do takiego stwierdzenia nie potrzebna była żadna wiedza z zakresu inżynierii. Jednak ta awaria nie była byle jaką, a tym samym nie zwiastowała niczego dobrego. Statek napełniał się wodą w zawrotnym tempie, a ludzie doskonale wiedzieli co ich czeka.
Tuż za Renee na jeszcze niezalany pokład wypadł Harry z Vivecą w ramionach. Dziewczynka trzęsła się w ramionach mężczyzny, a swoje rączki zaciskała nerwowo na karku bruneta. Nie ma tak mocnego określenia, który tak dobitnie oddał by emocje, które towarzyszyły zarówno dziecku jak i jego opiekunom. Bo jak inaczej nazwać w tamtej chwili parę?
Renee biegła na przodzie przez korytarz, a tuż za nią Harry. Kobieta rozglądała się na boki szukając już nie tylko wyjścia czy jakiś oznaczeń, ale i ludzi. W jej głowie pojawiła się pewna myśl. Jak można w takiej sytuacji zostawić dziecko samo sobie? Jak rodzice dziewczynki mogli być tak nieodpowiedzialni.
Tymczasem wybiło czterdzieści pięć minut po północy, a pierwsza szalupa z arystokracją została spuszczona ze statku. Nie było już wątpliwości. Titanic tonie. Wielki ,,niezatapialny" gigant zakończy swój pierwszy i ostatni rejs w taki właśnie sposób.
Początkowo ludzie nie chcieli wsiadać do szalup. Przecież ,,Titanic był niezatapialny". Jak bardzo błędne były te słowa. Nikt nie wierzył, że właśnie waży się ich życie.
Spuszczano właśnie kolejne z tak niewielkiej ilości szalup, gdy Harry wraz z Renee wypadli tylnym wejściem na pokład. Zewsząd słychać było krzyki kobiet i mężczyzn, płacz dzieci, głośne komendy pracowników statku oraz muzykę. Było ją słychać doskonale. Styles przyciągnął bliżej siebie Renee, której nie mógł wtedy stracić z oczu. Nie mogli się rozdzielić w takiej chwili.
Na pokładzie pojawiało się coraz więcej ludzi, a co za tym samym idzie coraz większy hałas i zamęt. Nagle, dosłownie na sekundę wszystko ucichło, za sprawą głośnego wystrzału z pistoletu z przeciwnej części statku. Stewardzi* mają broń.
Renee skrzywiła się, kiedy doszła do niej powaga całej sytuacji. To już nie była zwykła ewakuacji pasażerów, to była walka o przeżycie. Kobieta szybko przylgnęła do ramienia Harry'ego, który korzystając ze swojego wzrostu starał się odnaleźć drogę do szalup. Nie mógł pozwolić umrzeć Renee oraz Vivece. Nie wybaczyłby sobie, gdyby pozostawił ją tutaj samą sobie. W całym tym zamieszaniu nikt nie przejąłby się drobną dziewczynką.
Harry chwycił mocno jedną ręką dziecko, a drugą przyciągnął do siebie Renee, po czym zaczął przepychać się przez tłum do przodu. Głośne krzyki, wystrzały rac w powietrze oraz muzyka tworzyły hałas niedoniesienia. Do tego te krzyki ludzi, którzy z bezsilności rzucali się z burty w otchłań wody.
– Louis! – krzyknęła nagle Renee, zatrzymując się gwałtownie. Harry przeniósł zdezorientowany wzrok na kobietę i przyjrzał jej się. W kącikach jej oczu znajdowały się łzy, a twarz brunetki zrobiła się przeraźliwie blada. Tak bardzo nienawidził się w tamtym momencie za to, że nie mógł ocalić jej od całego tego bólu.
– Szybko – szepnął w jej stronę, po czym oboje ruszyli szybko w stronę klatki schodowej trzeciej klasy.
W momencie przeciskania się przez tłumy z każdym kolejnym krokiem muzyka była coraz głośniejsza. W pewnej chwili oczom pary ukazały się cztery białe krzesełka zajęte przez kwartet. Wśród nich znajdował się również Zayn. Wydawało się, że był pogrążony w wygrywanej melodii, jednak nic bardziej mylnego. Gdy spojrzenia jego i Renee się spotkały, kobieta wyczytała wielkie przerażenie u Mulata. Bał się tego co nadejdzie, jednak nie mógł się ratować. Jego zadaniem było granie na Titanic'u do samego końca.
Mulat przełknął nerwowo ślinę, kiedy Renee zatrzymała się pośrodku pokładu i wpatrywała w niego. Szybko tuż obok niej pojawił się również Harry.
– Zayn – wyszeptała niemo Tomlinson, czując jak pojedyncza łza wypływa z kącików jej oczu. Malik nie przerywając gry przymknął na chwilę oczy i ukłonił się głową w geście podzięki, oddania i życzenia powodzenia. Tuż po tym odwrócił głowę i zacisnął mocno powieki, spod których wypłynęło kilka łez. Kropelki potoczyły się po jego policzkach, a następnie niektóre z nich spłynęły na skrzypce.
Brunetka nie wiedziała co robić. Nie wiadomo co by się stało, gdyby nie Harry, który pociągnął ją za ramię. Renee przetarła policzki i westchnęła ciężko. Jeśli przeżyje całą tą katastrofę to jej życie nigdy nie będzie już takie samo.
Para przedarła się przez tłum, aż ich oczom ukazał się ktoś z załogi statku. Stał przed drzwiami na klatkę schodową trzeciej klasy, a w jego dłoni był pistolet.
– Chodźmy stąd – odezwał się Harry, gwałtownie zatrzymując. Wiedział, że ich nie wpuszczą. Spóźnili się.
– Nie – jęknęła Renee, dobrze wiedząc co oznacza mężczyzna pilnujący te drzwi. – Tam jest mój brat! – krzyknęła, czując jak po policzkach spływają jej łzy. Zerwała się z miejsca i szybko podbiegła do drzwi.
– Nikogo nie wpuszczamy – powtarzał cały czas pracownik, odciągając Tomlinson od wejścia. – Nikogo nie wpuszczamy! Wejścia na pokład trzeciej klasy zostały zamknięte. Proszę stąd odejść, bo nie będę się powstrzymywał – oznajmił ostro i stanowczo, unosząc do góry broń.
Pokłady trzeciej klasy zostały zamknięte.
Louis.
******
*jest to oczywiście forma męska od stewardesa.
Hej!
Na wstępie chciałabym Was bardzo przeprosić za to, że rozdział pojawia się dopiero teraz. Było to spowodowane tym, że przez cały weekend nie było mnie w domu i nie miałam możliwości napisania go, a raczej skończenia.
Jeśli w tekście pojawiły się jakieś błędy to z góry za nie przepraszam i będzie mi miło, jeśli dacie mi o nich znać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro