1
10 Kwiecień, 1912r.
– Straciłem pracę – krzyknął Louis, przekraczając próg kuchni.
– Co? – spytała z niedowierzaniem Renee, odkładając ściereczkę i talerz na blat. Momentalnie jej twarz zrobiła się tak blada, jak ściana za nią. – Louis, to już trzeci raz w tym miesiącu, a jest dopiero dziesiąty kwietnia. Za niedługo nigdzie cię nie przyjmą, a ja nie jestem w stanie nas utrzymać – powiedziała z dezaprobatą i zrezygnowaniem w głosie.
– Ale za to mam niespodziankę – powiedział z szelmowskim uśmiechem, sięgając do kieszeni. – Pakuj się siostra, bo płyniemy do Ameryki – prawie wykrzyknął, wyciągając dwie prostokątne kartki.
– Że co? – dobrze, że Renee nie trzymała talerza, bo inaczej spadłby i rozbił się na płytkach.
– Podbijemy świat. Zobaczysz, te bilety to przepustka do lepszego świata – mówił radośnie, podchodząc do siostry. Lou położył ręce na ramionach kobiety i uśmiechnął się szeroko. – Nic nas tu nie trzyma, a to – wskazał na bilety – jest naszym największym szczęściem. Jedyna okazja. – głos Louis'a był tak podekscytowany, że aż zalatywał udawanym uczuciem.
– Ale...ale...skąd ty masz w ogóle te bilety? – Louis nie mógł ich kupić. Rodzeństwa nie było stać na zaspokojenie podstawowych potrzeb, a co dopiero na zakup biletów na dziewiczy rejs Titanic'a.
– Długa historia – mruknął brunet, machając niedbale dłonią. – Najważniejsze jest to, że odpływa w południe i musimy się szybko spakować. – mężczyzna chciał już iść w stronę swojej niewielkiej komody, gdy Renee chwyciła jego ramię i pociągnęła w tył.
– Skąd masz bilety? – spytała poważnie. Ciemne jak czekolada oczy Renee przewiercały jej brata na drugą stronę. Mimo, że byli rodzeństwem to znacznie się różnili. Renee była ciemnooką brunetką, przede wszystkim dużo spokojniejszą i opanowaną niż Louis. On był istnym wulkanem energii o błękitnych oczach, które zawróciły w głowie już niejednej kobiecie.
– Usiądź, dobrze? – odezwał się Lou. Poddał się, bo dobrze wiedział, że jego siostra szybko nie odpuści.
– Mów – zaczęła, po zajęciu miejsca. Z wyczekiwaniem wbiła wzrok w bruneta.
– A więc dzisiaj do sklepu wpadł Lancaster, mój szef. Jak możesz kojarzyć facet nie dopuści nikogo do sklepowej kasy fiskalnej, bo według niego wszyscy dookoła niego to złodzieje. Dzisiaj jednak ja – wspominając o sobie, wskazał dłonią na swoją sylwetkę – dostąpiłem tego zaszczytu. Lancaster wybiegł ze sklepu jak szalony i wrócił kilkanaście minut później. Powiedział, że udało mu się kupić dwa bilety na rejs Titanic'a w trzeciej klasie dla niego i żony. Był poniekąd zły, bo cała druga klasa została wykupiona.
– A więc jak bilety znalazły się w twoich rękach? – spytała Renee, wskazując dwa prostokąty w dłoni brata.
– Do sklepu przyszedł Hammington. Niezwykle bogaty gość i wszyscy pracownicy wiedzieli, że przy dobrym traktowaniu i nakierowaniu można mu mocno oczyścić kieszenie. Oczy Lancastera aż zapłonęły, kiedy zobaczył naszego nowego klienta. Wrzucił szybko bilety do szuflady pod kasą i poszedł się nim zająć. Widziałem, że mój szef miał wielką ochotę pozbyć się mnie ze składu pracowników, więc co, miałem nie skorzystać? Zabrałem te bilety, a niedługo po wyjściu Hammingtona zostałem wyrzucony, bo ponoć zawadzam tylko kochanemu szefowi. Mimo to, dopuścił mnie dziś do kasy. Swoją drogą, ciekaw jestem czy już sprawdził szufladę w sklepie – zaśmiał się brunet, kończąc swoją wypowiedź.
– Jak mogłeś mu to zabrać Louis? – odezwała się z dezaprobatą i lekką złością Renee. – Ten człowiek kupił bilety za własne pieniądze. Może marzeniem jego żony był rejs tym statkiem?
– Ale jeśli bardzo mu na tym zależy to kupi sobie kolejne – odpowiedział szybko brunet, po czym doskoczył do krzesła siostry. Odsunął je w swoją stronę i kucnął przed kobietą. – Renee – zaczął, chwytając jej dłonie – zrozum, to dla nas wielka szansa. Możemy oderwać się od przeszłości i zacząć nowe, lepsze życie w Nowym Jorku. Znajdziemy tam coś lepszego niż ta klitka i marne stanowiska pracy. Będzie dobrze Renee – wyszeptał ostatnie zdanie, gładząc policzek siostry. – Zbieraj się. Musimy pewnie pojawić się wcześniej w porcie – powiedział, po czym wstał i musnął ustami czoło siostry.
Brunetka wzięła głęboki wdech i spojrzała na leżące na stole dwa bilety.
Może rzeczywiście szczęście się do nich uśmiechnęło?
***
Po godzinie jedenastej Renee i Louis pojawili się w porcie w Southampton. Rodzeństwo nie wiedziało jak zareagować, widząc tak wielkie dzieło ludzkich rąk. Titanic wyglądał monumentalnie, trwale i z klasą. Aż chciało się usiąść na ziemi i oglądać go.
Statek miał za niedługo wypłynąć, a w porcie nie było dużo osób. Brunet spojrzał porozumiewawczo w stronę siostry, a następnie ruszył w kierunku wejścia na statek. Przy specjalnie opuszczonej kładce stał rosły mężczyzna w białym mundurze. Być może to kierownik statku.
– O co chodzi? – spytał, kiedy rodzeństwo znalazło się blisko niego.
– Mamy bilety i chcielibyśmy wejść na statek – oznajmił brunet. Mężczyzna wziął w dłonie dwie kartki i przyglądnął się nim. Renee myślała, że za chwilę zemdleje, kiedy to pracownik przyglądał się biletom, a następnie ich dwójce.
– Macie szczęście, że pasażerowie pierwszej klasy jeszcze się nie pojawili. Szybko, wsiadajcie – powiedział, oddając Louis'owi bilety, po czym przepuścił ich przez kładkę.
Louis chwycił dwie walizki i szybko pognał w stronę wejścia statku, w którym stał kolejny mężczyzna.
– Witamy na Titanic'u – odezwał się sympatycznym głosem, po czym skinął lekko głową w stronę Renee. Dziewczyna zarumieniła się lekko na widok przystojnego mężczyzny. Zawsze myślała, że takie gesty są zarezerwowane dla kobiet z wyższych sfer. – Mogę prosić bilety? – spytał, a Louis odłożył jedną z walizek. Szybko wyjął dwie kartki i podał mężczyźnie, którego zmierzył wzrokiem. Nie spodobało mu się to spojrzenie, które rzucił Renee. – Proszę się kierować tędy, a następnie wejść w pierwsze po lewej stronie drzwi. Znajdziecie się w klatce schodowej przeznaczonej głównie dla klasy drugiej i trzeciej. Później proszę się kierować zgodnie z oznaczeniem pokoju na bilecie. Wszystko jest doskonale oznakowane, jednak w razie wątpliwości mogą państwo poprosić kogoś o pomoc.
– Tak, tak, dziękujemy. Renee, idziemy – odezwał się ponurym głosem Louis i po odebraniu biletów, skierował się we wskazanym kierunku.
– Zachowałeś się niegrzecznie – skarciła go dziewczyna. Mimo, że była młodsza od brata o cztery lata, to czasem czuła się jak jego matka.
– Widziałaś jak się na ciebie patrzył – mruknął brunet, starając się nie wybuchnąć.
– I co z tego? – spytała Renee, przewracając oczyma. – Nie mam pięciu lat żeby nie potrafić o siebie zadbać i bronić się przed takimi mężczyznami.
– Dobrze. Może i masz te dwadzieścia jeden lat, ale to nie znaczy, że nie jesteś moją młodszą siostrą.
– Oj Louis, Louis, Louis. Patrz lepiej na oznaczenia. To nasz pokład – oznajmiła brunetka, schodząc ze schodów. – Teraz musimy tylko znaleźć naszą kajutę.
– Mam tylko nadzieję, że nie będziemy dzielić jej z jakimś złodziejem czy gburem – mruknął Lou, chwytając mocniej swoją walizkę.
– Pragnę ci przypomnieć, że ty sam coś rano ukradłeś – mruknęła cicho Renee, zwracając się na chwilę w stronę brata.
Kobieta odwróciła się tuż po tym i w skupieniu szukała odpowiednich drzwi, a na ustach jej brata pojawił się głupawy uśmiech.
*******
Hej!
Jeszcze raz witam wszystkich w mojej nowej książce.
Z pierwszego rozdziału wiadome już jest, że historia będzie rozgrywać się na znanym wszystkim Titanic'u. Historia jednak, którą stworzyłam nie będzie historią taką jak Rose i Jacka z filmu ,,Titanic". Zachęcam więc Was do pozostania na dłużej i przekonaniu się o tym, jak potoczą się losy Renee i Louis'a.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro