Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I Podziemna opowieść


Dawno, dawno temu na ziemi rządziły 2 rasy. Potwory i Ludzie. Pewnego dnia wybuchła wojna między obiema rasami. Po długiej walce, ludzie zwyciężyli w tej wojnie i wygnali potwory do podziemi, które następnie zapieczętowano magiczną barierą by je zamknąć. Powiadają, że ci którzy powędrują na górę Ebott, nigdy stamtąd nie wracają. Pewnego dnia jedno z dzieci pobiegło na górę, by się pobawić, by uciec przed czymś/kimś, lub po prostu czuło, że musi. Z ciekawości z wyższej siły któż to wie. Nie mniej nasz bohater wbiegł do pewnej jaskini skuwając się przed deszczem. Jaskinia była ciemna z pnączami i drzewem rosnącym, wewnątrz. Miłe schronienie. Głębiej w jaskini znalazł dół, jak każde ciekawskie dziecko chciało zajrzeć i zobaczyć co jest na dole, niestety w trakcie jak podchodziło potknęło się o gałązkę i wpadło do środka wprost na polankę złotych kwiatów. Obolały, ale przeżył. Nasz bohater nazywa się Sam


***

Całe moje ciało zaczynało piekło z powodu upadku. Spadek był dosyć wysoki, gdyby nie te kwiatki na które upadłem skończyło by się to marnie. W głowie mi się kręciło, a w oczach się dwoiło. Potrzebowałem chwili by dojść do siebie. Wstałem i wpierw zająłem się sobą, szczęśliwie miałem ze sobą bandaże, owinąłem je wokół ciała pod swą pasiastej fioletowo czerwonej koszulki. Dobra, to teraz zorientować się w terenie. Spojrzałem w górę i ujrzałem jakieś stare filary, które zapewne kiedyś podtrzymywały sufit. Skalne krawędzie nie nadawały się do wspinaczki przynajmniej bez sprzętu. Były pionowe i było za wysoko. Właśnie sporo metrów spadliśmy z 20 metrów na pewno. jeżeli nie więcej, choć ciężko wywnioskować widząc małe światełko na górze. Pięknie przejaśniło się, a dopiero jak wpadłem do dziury jakby pogoda nie mogla poczekać. Cóż to wyjście mamy z głowy. Obalały zerknąłem i zobaczyłem patyk, Może mi się tu przydać, przynajmniej będę miał na czym się wspierać gdyby osłabł. Zobaczyłem, ze ta jaskinia gdzieś prowadziła, może gdzieś tam jest drugie wyjście. Poszedłem wzdłuż tunelu. mijając mala polankę złotych kwiatów. Korytarz był dosyć długi i skręcał na prawo a tam widziałem coś na kształt framugi. Czyżby ktoś tu kiedyś mieszkał? Framuga była wspierana przez 2 rzymskie kolumny, podpierający płaski trójkąt wewnątrz trójkąta wyryte były 3 trójkąty 2 po bokach stojący na płasko i jeden stojący iglicą na górze. Ciekawe co to mogło być? Mimo tego przeszedłem przez nie i dalej było ciemno tylko 2 małe otwory dawały nieco światła na środek sali i na kolejny otwór z podobną framugą. Jednak to co mnie przyciągnęło to była zielona oświetlona polanka na środku sali. A na niej rósł kwiatek. Zielona łodyga i liście z żółtymi płatkami podobne co rosły pokój wcześniej. Co w tym niezwykłego a to, że jak się przyjrzałem bliżej to na środku kwiatek miał twarz. Oczka i mały uśmieszek. Wyglądał jakby żywcem wyjęty ze starych bajek Disneya. Nie byłem pewien czy majaczyłem czy może to jawa. Nie mniej podszedłem bliżej do kwiatka, zresztą tam było jedyne źródło światła. Jak tak podchodziłem kwiatek się poruszył czyżby od ruchu wiatru. Ale przecież byliśmy w jaskini jak tu mógł wiać jakikolwiek wiatr. I wtedy stało się coś co mnie zdziwiło po raz pierwszy od kiedy tu wlazłem. Kwiatek do mnie przemówił:

- Hejka! Jestem Flowey. Flowey kwiatek
Nie mogłem uwierzyć uszom:
- A niech mnie gadający kwiatek - odparłem
- Oho widzę, że jesteś nowo przybyłym do podziemi.
- No spadłem z wysoka i próbuje znaleźć wyjście.
- Jejciu musisz być skołowany. Będziesz musiał wiedzieć jak sprawy działają tutaj w podziemiu. Nie martw się stary dobry Flowey pokażę ci co i jak
- Serio
- Tak serio. Będziemy najlepszymi podziemnymi przyjaciółmi
Wtedy nagle stało się coś dziwnego zauważyłem, że na koszulce ukazało mi się serce. Czerwone bijące serce takie jakie się rysuje w dniu zakochanych.
- Coś ty mi zrobił? - spytałem nieco skonfundowany, może faktycznie majaczyłem, bo uderzyłem się mocno w głowę.
- Spokojnie już spieszę ci z odpowiedzią. To co widzisz to twoja dusza. Całe twoje jestestwo i esencją twego życia.
- Oooo to tak wygląda.
- W tej chwili twoja dusza jest słaba, ale może się stać dużo silniejsza zdobywając EXP i LOVE.
- A co to jest EXP i LOVE.
- EXP to doświadczenie, a LOVE to oczywiście miłość
- No fakt dosyć logiczne - odpowiedziałem skoro dusza wygląda jak serce to miłość musi je potęgować.
- Chciałbyś nieco LOVE co nie?
- Chyba każdy tego by chciał
- Spokojnie podzielę się nieco z tobą
Gdy to powiedział wystawił język i mrugnął figlarnie. Fajnie pomyślałem, może jak będe miał potężniejszą duszę to będę silniejszy i bardziej zdeterminowany by znaleźć wyjście.
- LOVE rozprzestrzenia się poprzez to - w tym momencie wystrzelił z siebie z pięć białych nasion, które krążyły wokół jego głowy - małe przyjacielskie drobinki. Zaraz ci je rzucę złap ich jak najwięcej. -
W tym momencie Nasiona, leciały w moją stronę, leciały dosyć szybko, za szybko. Przestraszyłem się, że mnie obiją i byłem już dostatecznie ranny, więc odskoczyłem w ostatnim momencie.
- Hej kolego, ominąłeś wszystkie - odparł kwiatek
- Sorki leciały za szybko
- Spokojnie, one muszą szybko latać by się wbiły w duszę i ją wzmocniły, to wcale nie boli, to przechodzi, jak duchy przez ścianę.
- No to ma sens, póki co - Kwiatek nie wydawał się groźny, zresztą to były nasiona. Muszę stawić temu czoła jak facet.
- Dobra jeszcze raz - znów wystrzelił nasiona, tym razem zamknąłem oczy by się nie odsunąć i wtedy poczułem ból, tak okropny, że padłem na kolana. Co jest?! Z 20 HP mam 1 HP, o co chodzi, dlaczego mnie okłamał patrzę a twarz Flowey'a się zmieniła. Był tym razem groźny. Wielki demoniczny uśmiech zagościł na jego twarzy a oczy zmalały i wyglądały złowrogo.
- Ty Idioto.
-Co? Przecież...
- W tym Świecie - kontynuował monolog - To zabijaj, albo zostaniesz zabity. Dlaczego ktoś miałby opuścić taką okazję - w tym momencie okrążyły mnie wcale nie takie przyjazne diabelskie drobinki nasion.
- GIŃ! - powiedział
Koło wokół mnie zaczynało się zwężać, więc to koniec? Dopiero co zaczynam opowieść a tutaj mamy już epilog. Słyszałem jedynie demoniczny śmiech Flowey'a, który cieszył się sytuacją znalezienia bezbronnej ofiary, Nasiona przybliżały się coraz bliżej i bliżej. Krąg się zacieśnia i gdy już prawie mnie tknęły... Zniknęły. Flowey zmienił swój wyraz twarzy na " Co jest...". Później ujrzałem jak zapala się płomień i strzelił wprost we Flowey'a Odrzucając daleko poza moje pole widzenia. Znów zmieniając na śmieszy wyraz gdy obrywał. Ha! Masz wredny chwaście. Ciekawe kto mnie ocalił? Szybko uzyskałem odpowiedź Stanęła przede mną Antropomorficzna koza. Cala w białym futerku z małymi rogami i szlachetnym wyglądem. Ubrana w fioletową tunikę z Tarczą herbu. 3 Trójkąty, które widziałem wcześniej, a wyżej kółko ze skrzydłami. Wydawała się dosyć stara. Podeszła do mnie i powiedziała
- Co to było za wredne stworzenie torturujące takie biedne niewinne dziecię
- Kim jesteś? - spytałem, poza gadającym kwiatem to wcale nie było dziwne, ona była potworem jedną z ras, która kiedyś zamieszkiwała z ludźmi Nim wybuchła wojna i nie zostali uwiezieni. Nie wiem z jakiego powodu wybuchła ta wojna i nie sądziłem, że wyląduje w ich więzieniu. Mimo tego, ta osoba wydawała mi się dobra. Ale i tak wolałem być ostrożny przed chwilą zabiłby mnie kwiat. Postać odpowiedziała:
- Nie martw się młody. Jestem Toriel opiekunka ruin. Codziennie tu zaglądam sprawdzając czy ktoś tu przypadkiem nie wpadł.
- Szczęście, że przyszłaś w samą porę - obym nie spotykał tego typu niespodzianek nigdy więcej.
- Nie martw się moje dziecko, zajme się tobą i oprowadzę cię po ruinach. Chodź ze mną do innego pomieszczenia bym przyjrzała się twoim ranom.
Póki co byłem jej ufny, ale wciąż starałem się być ostrożny bym nie miał więcej przykrych niespodzianek. Zaprowadziła mnie do kolejnych wrót i ujrzałem przed sobą. Wejście do ruin, po dwóch stromach schody po przeciwległych stronach, wszędzie twarda purpurowa posadzka, drzewa okalające ściany wejścia i liście pod głównym wejściem. Ten sam herb na górował na wejściu. A Toriel cierpliwie na mnie czekała przy wejściu Gdy tak stałem przy schodach zauważyłem mała gwiazdkę przy wejściu. Widząc jak ten budynek rzucał cień na to miejsce napełniło mnie determinacją. Gdy wspiąłem się na górę Toriel weszła do środka, a ja za nią. W stał przede mną inny pokój z zamkniętymi drzwiami, po lewej stronie widziałem 7 białych płytek, które wyrastały z purpurowej posadzki. Obok drzwi była dźwignia. Podeszła do mnie obejrzała uważnie moje rany i rzekła
- Masz sporo szczęścia, to tylko sińce, choć parę żeber się złamało, ale
W tym momencie położyła swe ciepłe ręce na moich bandażach, jakaś energia mnie przeszyła, przyjemne ciepło i poczułem jak żebra mam sprawne
- No gotowe, dasz sobie radę, na razie nos ten bandaż, by kości na dobre się wzrosły. Skoro jesteś zdrowy pokaże jak się poruszać po ruinach. Musisz wiedzieć, że w niemal w każdym pokoju ruin są zagadki, które trzeba rozwiązać by przejść dalej. -
Gdy skończyła wypowiedź poszła w stronę płytek i zrobiła zygzak naciskając tylko 2 na dole środkowy i 2 na górze, podeszła do dźwigni, przesunęła i drzwi natychmiast się otworzyły. Podeszła do drzwi spojrzała na mnie i dokończyła
- Proszę zapoznaj się z nimi nim pójdziemy dalej. Nie musisz się śpieszyć.
Ja kiwnąłem głową i tak się rozejrzałem sprawdziłem jaki nacisk trzeba zrobić na płytkach, sprawdziłem też dźwignie, ale nie działała, może i dobrze inaczej bym nie miał jak iść dalej. Nie mając nic do roboty poszedłem za opiekunką.
- Teraz sprawdzimy jak ci pójdzie z zagadkami samodzielnie. - powiedziała do mnie Kozia opiekunka w długim korytarzu, ze ścieżka jakaś tabliczką przy ścieżce , podestami, bo ta część miała dopływ rzeki, zapewne by roślinności mogła tu spokojnie rosnąć. Na samym końcu ścieżki wyrastały 2 ogromne kolce blokujące wyjście
- W tym pokoju trzeba po naciskać 2 dźwignie by usunąć te kolce na końcu korytarza. Nie martw się zaznaczyłem je byś nie miał problemu.
- Nie musiałaś najwyżej nauczę się na błędach - powiedziałem podszedłem wpierw to tabliczki byłem dosyć ciekawskim dzieckiem a tam ukazał się napis

Naciśnij "Z", by przeczytać.

- Ha, ha dobre - odparłem z sarkazmem
Ok, to teraz do roboty, zobaczmy te dźwignie, i faktycznie 2 były oznaczone, jedne były przed pierwszym pomostem, podszedłem i faktycznie wyraźnie zaznaczone żółtymi strzałkami, i jakiś napis:

Proszę przełącz tą dźwignię
Toriel

Przełączyłem z charakterystycznym kliknięciem, kolejny był po drugiej stronie pomostu przy kolcach tym razem były 2 jedne oznaczone strzałką i kolejny napis

Proszę teraz przełącz tę dźwignię, dziękuje
Toriel

Nim wykonałem polecenie po raz drugi bylem ciekaw co się stanie ja nacisnę inna dźwignię, gdy sięgałem po nie ręką usłyszałem:
- Może nie wolałbyś nacisnąć drugiej dźwigni. Oznaczyłam ją
- No dobrze, chciałem tylko zobaczyć co ona robi - i po tym jak skończyłem dźwignie nacisnąłem i po kliknięciu kolce się schowały
- Brawo, mój mały, teraz następne pomieszczenie
Mimo tego sprawdziłem co ta druga dźwignia robi, nacisnąwszy kliknęło i ... NIC, ech trochę się zawiodłem liczyłem na jakąś dramaturgię.Tym razem był inny pokój zauważyłem manekin stojący w rogu przy wejściu. Toriel rzekła:
- Jako człowiek, istnieje ryzyko, że inne potwory cię zaatakują. Wtedy wejdziesz w walkę i twoja dusza się ukaże. Gdy wejdziesz w walkę spróbuj się wybronić przy pomocy rozmowy
- Rozmowy? Normalnie inaczej robimy
- A jak? - spytała
Stanąłem przy kukle i się dusza ukazała, nagle przy polu walki miałem opcje WALKA, AKCJA, PRZEDMIOT i LITOŚĆ.
- Normalnie w manekiny walimy - wybrałem opcje WALKI i uderzyłem tak mocno, ze aż się przewrócił.
- O nie moje dziecko z manekinami się rozmawia, tak jak z innymi. Musisz się jeszcze sporo nauczyć
Nieco się zdziwiłem jej reakcją. Jak ogólnie się walczy bez walki? Nie moglem zrozumieć. Przecież jak walczyłem z tym chwastem kilka akapitów temu to ona musiała go uderzyć.
Nie mniej znów podszedłem za opiekunką tym razem pokój był znacznie większy dzielił się na 2 segmenty w tej której byliśmy była długa i kręta ścieżka wijąca się w górę lewo w dół i znów w lewo ścieżka długi korytarz i wzniesienie. Niestety nie widziałem co tam może być, Opiekunka znów do mnie zagaiła.
- Po drugiej stronie jest zagadka, jestem taka ciekawa czy dasz sobie radę, Idę za nią i zobaczyłem jakąś tablicę. Jednak gdy do niej podszedłem serce mi się zaświeciło i ukazała mi się żabka, tylko jakaś taka dziwna. Była duża wyłupiaste oczy smutny wyraz twarzy i brzuch z oczami, które łypały na rożne strony. Chciałem by zeszła mi z drogi, jednak przypomniałem sobie co mówiła Toriel, nie widziałem sensu by z tą żaba rozmawiać. Zresztą o czym miałbym? O jakieś brodawce, która jej wyskoczyła w miejscu gdzie grzbiet traci swą szlachetną nazwę? Zerknąłem z ciekawości na LITOŚĆ. Była tam opcja DARUJ lub UCIEKAJ. Sprawdziłem uciekaj i moje serce przestało świecić i byłem po drugiej stronie, a żabka gdzieś sobie skoczyła. Dziwne, ok co było napisane na tablicy. Druga cześć pomieszczenia jest odbiciem tej pierwszej, dziwne. Polazłem za Toriel i stanęła przy zagadce, która się okazała wielkim polem pełnych kolców,
- Matko jak mam to przejść? - powiedziałem półszeptem, cała druga część była pełna koców ciągnęła się do końca innego pokoju. Na szczęście pomogła mi Toriel
- To jest zagadka, ale... - zawahała się - Wiesz co weź mnie za rękę.
Sięgnąłem ku niej swą dłoń ona mnie chwyciła i przechodziliśmy przez pole, o dziwo pole ustępowało gdy przez nie przechodziła. Szliśmy w lewo, w górę, znowu w dół, Toriel cały czas patrzyła na mnie sprawdzając zapewne czy nic mi nie jest. na moich rysach malowało się zaskoczenie, czyżby tak dobra była, że niebezpieczeństwo jej się imało? Znów w dół, lewi i dotarliśmy do kolejnego pomieszczeń, gdy puściła mą dłoń, trochę szkoda, że mnie puściła miała miłą i ciepłą puchatą dłoń:
- Niektóre zagadki są zbyt niebezpieczne byś musiał je rozwiązywać sam.
Nie tracąc czasu podeszliśmy do kolejnego pomieszczenia, był to długi korytarz, z długa ścieżka, niestety nie widziałem jej końca
- A teraz - odparła Toriel - Muszę cię przeprosić, ale muszę cię zostawić na chwile samego, wybacz mi - i po tych słowach pobiegła wprost przed siebie.
- Chwila zostawiasz mnie? - po tych słowach zniknęła mi z oczu, ja pobiegłem za nią - Co jest najpierw mnie ratuje, gani za bicie się z manekinem, znów mi pomaga i nagle zostawia
- Wracaj! - wolałem - muszę wiedzieć jak się tutaj kierować! - nie mając wyboru szedłem długa ścieżką na wprost, martwiłem się znów mam być sam, jak natknę się znów na tą dziwną żabkę, albo gorzej na Kwiatka Flowey, zaczynałem się serio martwić. Niby nadopiekuńcza a tu takie coś. Dotarłem do końca korytarza, obok stała kolumna porośnięta pnączami, a drzwi były zamknięte
- Pięknie znowu sam, - oparłem się o zamknięte drzwi, może jest tu gdzieś dźwignia, albo przycisk rozglądam się i była płytka, nacisnąłem i drzwi się otworzyły i nagle... Toriel wyskoczyła zza kolumny
- Nie martw się moje dziecię, to ja Toriel.
- Gdzie byłaś? - spytałem z pretensją
- Cały czas stałam za tą kolumną, wybacz mi za to, ale to miało być specjalne ćwiczenie dla ciebie. Sprawdzające twoją samodzielność
- Aha, chyba sobie poradziłem - powiedziałem z dumą
- Koncertowo, mój mały. Zresztą to ćwiczenie miało coś jeszcze sprawdzić. mam pewną sprawę do załatwienia, muszę cie o coś prosić. Musisz chwile poczekać tutaj, ja niedługo wrócę.
- Ok tylko bez takich dziwnych numerów
- Jakby coś się miało stać to zadzwoń do mnie dam ci moją starą komórkę. Masz już mnie w kontaktach, Dzwoń śmiało gdy chcesz o coś zapytać
Dala mi do ręki dosyć duży telefon z małym czarno białym wyświetlaczem i anteną. Smartfon to to nie jest, ale przynajmniej jakiś działający gadżet
- Ok to poczekaj i bądź grzeczny, mój mały
Ciekawe co takiego ma do załatwienia Toriel, że nie mogła mnie zabrać ze sobą. Cóż bogatszy o doświadczenie i wiedze, przysiadłem przy kolumnie i czekałem Ciekawe jaki to test szykuje dla mnie Toriel i co to w ogóle były za postaci. Oj będę miał o czym myśleć gdy rozpocznę kolejny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro