Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 Gruchotacz kości

... Papyrusa? Stał blokował mi drogę. Czyżby kolejna zagadka, wkrótce miałem się przekonać. Spojrzał na mnie i rzekł.

- Człowieku. - Zaczął swój monolog - Pozwól mi opowiedzieć o trudnych uczuciach. Uczuciach takich jak... Radość w poznaniu osoby, która uwielbia makaron.

O ile da się go zjeść - pomyślałem

- O admiracji dla osoby zdolnej do rozwiązywania zagadek. - kontynuował - Chęci posiadania czadowej i mądrej osoby, uważającej ciebie za czadowego. Te uczucia... - zrobił dramatyczną pauzę - To są zapewne te uczucia, które w tej chwili odczuwasz!!! Ciężko mi sobie wyobrazić jak to jest czuć to wszystko. Jakby nie patrzeć, jestem bardzo wspaniały.

I bardzo skromnym - bym dodał

- Nawet nie wiedzieć jak to jest mieć mnóstwo przyjaciół. Żal mi ciebie. samotny człowieku. Nie martw się!!! Nie będziesz już dłużej samotny! Ja Wielki Papyrus, zostanie twoim...

- Przyjacielem?

powiedziałem. Szczerze to liczyłem, że zwiększę pulę przyjaciół, którzy pomogą mi w tym ciężkim zadaniu. To może to by pomogło mojemu sumieniu. Gdy tak liczyłem, że dokończy sentencje on się jednak odwrócił plecami, przez długa chwile milczał i powiedział

- Nie. - odwrócił się znowu twarzą do mnie

- Nie to wszystko nie tak. Nie mogę zostać twoim przyjacielem!!! Jesteś człowiekiem i muszę cię złapać. Wtedy wypełnię swoje życiowe marzenie. Potężny! Popularny! Prestiżowy! To jest Papyrus. Nowy członek królewskiej gwardii!

Liczyłem, że załatwimy to pokojowo, ale tutaj skończyło się w sposób wejścia w tryb walki I tak oto Papyrus blokuje mi drogę. Ustawił się dosyć dziwnie doc walki, Jedną rękę miał na biodrze, druga była prosto, z podniesionym grzbietem dłoni. Jedna noga prosta, a druga przekrzywiona w jej stronę z lekko zgiętym stawem kolanowym. Z tym powiewającym szalem jak wyglądał jak supermodel gotowy do sesji zdjęciowej. Aż się prosił o wyjecie telefonu i robienie zdjęć. niestety mój telefon nie miał tej funkcji. Po powiedzeniu tego i przygotowaniu swojej bojowej pozy, czyli Przykucnięcie i przygotowaniem się na blok z lewej strony w lewej ręce i prawa przygotowana do uderzenia. Ułożył Rękę przy ziemi i uniósł ja tworząc kość, zrobił tak jeszcze 2 razy i w potem te trzykrotności w Lini prostej na mnie ruszyły. Prosta sprawa je ominąć wystarczył krok w bok i poczekać aż mnie miną. Może ta walka nie będzie taka trudna. Ok moja kolej tylko zrobić to tak, żeby go za bardzo nie zranić. Rzuciłem się z okrzykiem przygotowując swoją różową rękawicę i uderzyłem go w tors. Uderzyłem go dosyć mocno, aż papyrus zrobił rok do tyłu wybałuszając oczy z oczodołów (nie wiem jakim cudem). Odskoczyłem s powrotem na swoje miejsce i potem powiedział

- Nieźle Człowieku, ale ciekawe jak sobie poradzisz z moim Niebiesko falistym atakiem.

I zaczęły lecieć w moją stronę Niebiesko Kościsty atak. To zapewne ten atak, o którym uprzedzał nas Sans. Mówiąc to w Żółtej Czcionce. Cóż wystarczył tylko pozostać niewzruszonym i to dosłownie. Na mnie naleciało mnóstwo niebieskich kości. Były różnorakiej wielkości. Sięgały od ziemii do mojej kostki (heh, dobre) a także takie, które przeżywały mnie i sięgały wyżej niż mógłbym skoczyć. Chyba, że z rozpędu. Niemniej stałem przyjmujący każdy cios (choć niektóre mnie minęły). Ok falisty atak ominięty. Nagle Papyrus wyczarował z ziemi mala kosteczkę i rzucił ją w moja stronę pod nogi, na wysokość kolan. Wystarczy ją omi... Chwila! Nie moglem się ruszyć na boki. Co jest? kostka leciała strasznie szybko. Musiałem szybko coś zrobić. W panice widząc kostkę skoczyłem w gorę jednak zbyt słabo i za późno. Kostka uderzyła mnie w locie i wywinąłem orla na śniegu. Podniosłem się i widziałem jak Papyrus wskazuje na mnie palcem (,wciąż w tej swojej pozie) i powiedział:

- Jesteś teraz Niebieski

Jak to? - patrze w dół a tu moje czerwone serce było tym razem niebieskie

- To jest mój atak Nyeh heh heh heh heh heh heh heh heh heh heh heh.

Papyrus ty chytry lisie! - pomyślałem. I czemu Sans nie ostrzegł mnie przed tym. Okazuje isę, że niebiesko falisty atak uniemożliwił mi robienie uników na boki, przynajmniej póki jestem niebieski. No to ładnie mnie urządzili. Sans mógł mnie uprzedzić, że to zmienia moje pole manewru. Nie było czasu na żale, bo Papyrus znowu ruszył do ataku w moją stronę poleciały 2 małe kostki z dołu i jedna duża. Ok muszę teraz wejść w odpowiedni rytm skoku. Hop jedna, hop druga, i teraz trzecia zgiąłem nogi i skoczyłem wyżej super udało się uniknąć. Papyrus w swojej pozie wyglądał raczej na zadowolonego. Nadeszła moja kolej na atak. Musze pamiętać by się kontrolować, znów ruszyłem i uderzyłem go w zbroje tym razem w cześć brzucha. papyrus zgiął się w pol i wybałuszał oczy ze swych oczodołów. Cios był bolesny, ale nie śmiertelny. Trochę wylądowałem złość z powodu tego mojego ograniczenia manewru.Odkosiłem w bok gotowy do obrony jego ataku, gdy już odzyskał równowagę znów rzucił we mnie 3 kostki tym razem ta jedna większa. Była to dwukrotność mego wzrostu. Nie wiem czy dam radę skoczyć. Ok wysoki skok, udało się. Kolejny wysoki udało się. Trzeci najtrudniejszy zgiąłem maksymalnie nogi i skupiłem się na skoku. Skoczyłem i nie udało się dostałem kością prosto w twarz i wywalił mnie na śniegu. Wtedy usłyszałem Papyrusa.

- Staraj się wziąć rozbieg przy większych przeszkodach!

- To było szydzenie? Czy udzielanie rad. Naprawdę ciężko oszacować teraz po tym jak mnie oszukali w ten sposób. Oj tym razem znów się wyładuje na kimś znów na bieg i tym razem ze swą rękawiczką uderzyłem go w twarzoczaszkę. Papyrus chyba nic nie odczuł tutaj. jedynie Zrobił swoje

- Nyeh heh heh

I przygotował kolejny atak.

Tym razem wyczarował z dołu, opuszczając i podnosząc swą dłoń tworząc znów 3 małe kostki z dołu i potem uniósł dłoń (tą która miała uniesiony grzbiet) z dołu do góry i z dołu. Teraz były te większe i mniejsze tworzyły mały otwór. teraz nie mogę wziąć zbyt dużego skoku, bo uderzę w próg w trakcie przejścia. Cóż tamte soki zaliczone koncertowo. Co do trzeciego wziąłem rozbieg i skoczyłem do przodu prostując ręce i nogi, wślizgując się wprost między kostki. Skok zaliczony na dziesięć, jednak ocena ogólna 5 . Lądowanie skończyło się na tym, że twarzą zaryłem w śniegu. Musiałem natychmiast wstać, w trakcie tego Papyrus wykonał kolejny atak. Niebieska kość leciała moja stronę. Stanąłem prosto, cóż już byłem niebieski, teraz to chyba mi nie zaszkodzi. Przeleciała a tu następna biała kostka, szybko wykonałem skok w górę, dosyć wysoko skoczyłem niestety na mojej drodze stanęła kolejna niebieska kość, obym zdążył wylądować zanim się zetkniemy, chociaż chwila czy spadanie liczy się jako ruch? Po chwili dowiedziałem się w... Dosyć bolesny sposób, że tak. Oberwałem i mnie odrzuciło na kilka metrów. Nie było czasu na au bo znowu kostka mala przeleciała, tym razem mądrzej mimo mocnego uderzenia w głowę. Wciąż byłem przytomny na umyśle. Mały skok i oczywiście przeleciała trzecia niebieska kość i kostka, stopi skok. Udało się ledwo przeżyłem ten atak. Mógłbym użyć przedmiotu, ale pomyślałem, ze lepiej będzie jak nie zużyje ich teraz i zachowam na później kto wie czy następne walki nie będą cięższe. Mogłem uderzyć Papyrusa, ale to uderzenie naprawdę zabolało nim ruszyłem się by zadać kolejny ciosu z serii widziadłem to w telewizji. Jednak Papyrus był szybszy i tym razem znów wyczarował swoje kostki. Ok tym razem się na bank uda. Stop skok. Udany w odpowiednim tempie. Drugi stop i skok, równie pięknie wyszedł. Trzeci Idealne z lądowaniem. Uśmiechnąłem się do Papyrusa

- Tylko na tyle cię stać - powiedziałem by nieco zburzyć mu morale. On jednak czuł się niewzruszony. Jakby bardziej przyglądał mi się o co mogło chodzić. Po chwili się zorientowałem o co mogło chodzić. Było podobnie z jedną z poprzednich ataków,. Atak z tyłu! Niestety nie zdarzyłem zareagować i ta kostka wytrąciła mnie z balansu Nim jednak uderzyłem o ziemię dostałem jeszcze latająca kostką w powietrzu po nogach i wykonałem salto w tył i upadłem twardo na śniegu. Wypuściłem powietrze z płuc w trakcie uderzeni i mnie to zamroczyło Chciałem wstać Jednak w tym momencie Papyrus skoczył przede mną. trzymał tym razem swoją długa kość jak broń i celował mi w gardło. Jeżeli to kolejne oszustwo to bym nie ręczył za siebie. jednak w chwili obecnie nie moglem nic zrobić w tym momencie Powiedział.

- Teraz jesteś za słaby, by walczyć. Teraz łatwo mi pójdzie złapanie ciebie. Poślę cię teraz do mojej strefy zatrzymania. Albo jak to Sans nazywa nasz garaż. Jesteś teraz w naszej budzie. Nyeh heh heh heh heh heh!

Wziął mnie jak worek kartofli, zawieszając mnie na swoim ramieniu. Zaniósł mnie do swego garażu tuż obok jego domu.

- Oto zbudowany przez mnie lekko zmodyfikowany pokój, Nyeh heh heh. Poczujesz się wyróżniony człowieku będziesz pierwszym gościem mojej klitki.

Wszedł do środka wyjął klucze z kieszeni postawił mnie lekko i zamknął mnie za kratami. Część garażu była oddzielona drewnianymi kratami. Co mailem do dyspozycji w tym więzieniu. Była w nim piszcząca zabawka dla psa. Łoże dla psa zbyt male by się w nim położyć. Ale lepsze to niż siedzenie na zimnej podłodze. i do tego miska z suszona karmą dla psa. Czy on tu trzymał psa? Skoro ma tyle kości i strażnicy to psy, może coś w tym jest. Klapnąłem na łożu i ujrzałem obok notka. Od Papyrusa poznałem po piśmie czy raczej czcionce. Ta sama co była przy spaghetti. Oto co było napisane:

Sorki, Musiałem cię zamknąć w naszym gościnnym pokoju dopóki Undyne przybędzie. Czuj się jak u siebie w domu. Odświeżenie i sprzęt zostały przydzielone.

Nyheulony twój Papyrus

No to ładnie, mnie załatwili. papyrus jest naprawdę dobry w te klocki. Trzeba przyznać, że jest na dobrej drodze do zostania członkiem straży. Było to dla mnie imponujące. Chciałbym mu pomóc w realizacji tych marzeń. Jednak nie mogę. Moja dusza jest raczej potrzebna i nie pozwolę jej sobie ot tak zabrać muszę natychmiast wymyślić plan ucieczki.Tylko jak tu wyjść. Było male okienku, przez które da się przejść. jednak nie dosięgnę i nie mam z czego zbudować schodków czy nawet wieży. Papyrus naprawdę nieźle się spisał budując swój przybytek więzienny. Zaraz... papyrus zbudował to wiezienie. Top znaczy, że. Podszedłem do krat i były węższe odstępy, ale moglem się łatwo przez nie przycisnąć bokiem. Ha! Nie przewidział tego! teraz pewnie czeka w domu Undyne a ja spokojnie się prześlizgnę obok i dojdę do "Nowego domu". Wyszedłem cicho z garażu sprawdziłem czy nikt mnie nie obserwuje. Było w porządku. Zamknąłem cicho drzwi i znów dotarłem do terenu z ograniczoną widocznością, co było dziwne, bo w chwili walki wszytko było klarowne. Okej przeje i później będę się tym martwił. Okazało się, że musiałem martwić się czymś innym Papyrus znów stanął na swoim posterunku. Moglem się domyślić. To Sans by poszedł do domu się obijać. Ale Wielki Papyrus musi dbać o swoje obowiązku strażnika w Snowdin. Gdy tylko mnie ujrzał znów zaczął swój monolog.

- Zdaje się, że to udowadnia wszytko co powiedziałem. Naprawdę jesteśmy ze sobą związani.

- Może to przeznaczanie? - zagrałem zgodnie z zasadami, może mnie przepuści jak się z nim zakumpluje. Warto by było spróbować i może odechce mu się kolejnej próby łapanki

- Dwie kości w szkieletowej anatomii losu. Dlatego właśnie tu się zjawiłeś. Nawet jeżeli było to dla ciebie niemożliwe by uciec. Niesowite. Czuje wobec ciebie szczere...

- Noooooo.... - czekałem na te słowa może go mam.

-... CHWIIIIILA moment!!! Ja wciąż muszę cię złapać!!! łuupise doopsie!

I znów ukochany ekran walki i znowu było klarownie czysto między nami. Tym razem ruszył z bomby. Od razu rzucił na mnie niebiesko falisty atak. Chciałem uniknąć je by nie mieć ograniczonych opcji uniku. Jednak tych kości w tym ataku było za wiele. i nie dało się ominąć ich bez uszczerbku na zdrowiu. Znów niebieski i znów musiałem omijać ataki. jeden plus atakował tym samym schematem teraz to wiedziałem jak się zachować. po tym jak por raz drugi uniknąłem niebiesko białego ataku i udało mi się unikać tego podstępnego ataku od tyłu. Dobra to było łatwiejsze a teraz najcięższa droga. Kompletna niewiadoma jak czym tym razem mnie zaskoczy. Tym razem leciały we mnie kostki z przesmykami Czyli były na dole małe kostki i wyżej większe musiałem się dostosować to tego. Skoczyłem w wprost w male unikając ich. Potem ujrzałem następne, tym razem ciut wyżej. ok teraz mocniej zginając nogi i ten skok zaliczony do udanych. Teraz zapewne trzeci. ten był naprawdę wysoko. Nie było mowy bym doskoczy... Chociaż chwila może tak z rozpędu cofnąłem się o kilka kroków i pobiegłem naprzód skoczyłem mocno i pochyliłem się do przodu I przeleciałem gdy lądowałem na śniegu schowałem obie głowę po barki przywarłem ręce do ciała. Wykonałem fikołka kończąc swój skok przed Papyrusem, który najwidoczniej był zachwycony tym unikiem i mi przyklasnął. Mimo tego uderzyłem go pięścią w czaszkę, tak, że jego głowa obróciła się do tyłu.

- To za tamten podstępny atak - i cofnąłem się na miejsce, by wykonać kolejny unik. Wiem miałem nie dać się ponieść, ale musiałem się wyładować by potem mnie nie poniosło,. Czego ja mógłbym gorzko żałować. Wracając na miejsce przygotowałem się na kolejny ruch Papyrusa. Tym razem ciskał we mnie swymi kośćmi. Może nie mogłem uskoczyć w bok, ale za to mogłem schylać się na lewo i prawo. No i oczywiście padać na ziemie unikając uderzeń. Jak tylko widziałem kość lecacą w moim kierunku robiłem unik. Oczywiście nie wszystkie były celne. Niektore padły bliżej bądź dalej ode mnie lub w ogóle nie leciały w moją stronę

- Musisz popracować nad celem - krzyknąłem

Papyrus się nie zraził i przygotował kolejny swój atak. Tym razem posłał w moją stronę jedną mala kostkę i z góry dużą kość dając male pole w które miałem trafić by uniknąć... Trafienie. Trochę dziwne, że powtarza niektóre ruchy. Ok wbiegam wprost i lekki skok by uniknąć uderzenia w próg. Po udanym skoku Zauważyłem kolejny podobny atak ok bieg wprost i znów udany skok, nagle poczułem uderzenie od tyłu. Wytrąciło to z mojego rytmu i równowagi i wpadłem na latającą z przodu ściankę. Co się stało? Kolejne uderzenie od tyłu. Strasznie bolało, zupełnie jak tamto uderzenie, które mnie wcześniej powaliło na Ziemię. Szybko się odwróciłem i zobaczyłem, że Papyrus wyczarował kolejny podobny atak od tyłu. Mimo bólu, cudem udało mi się uskoczyć do tyłu i uniknąć kolejnego wytrącenia z równowagi. Papyrus jedynie zacierał ręce i szepnął

- Nyeh heh heh

Strasznie chce dołączyć do tej gwardii. I za każdym razem gdy obrywam czul, że jest krok bliżej. Nie mogę go za to winić gdybym miał cel w zasięgu ręki też bym nie szczędził środków. Ja i Papyrus byśmy i się wykazujemy w tym przypadku Determinacją. A niby potwory nie mogą tego robić. Cóż myślenie nad tym musiałem zostawić na później. Papyrus przyszykował już kolejny atak. Tym razem ułożył swój atak schodkami. Czyli każda kolejna kość była wyższa od poprzedniej. Ustawił tak ze 4 kostki. Tutaj przyda się rozbieg. Udało misę uniknąć to jednym susem. nie starciem jednak czujności i dla pewności zerknąłem do tylu i dobrze uczyniłem kolejne schodki. Rozbieg w drugim kierunku i skok. Pięknie wylądowałem kucając na jednym kolanie. To lądowanie oceniłbym na Dziesięć. Papyrus musiał w siebie wierzyć, bo wciąż nie zmieniał swej postury usłyszałem nawet jak rzekł

- Już czuje smak mojej przyszłej Popularności.

Mówiąc to przygotował kolejny kościany atak. Na każdy z ataków musiałem uważać. Jeszcze jedno takie uderzenie i nów wyląduje w budzie. Papyrus znowu wyczarował kościane schodki. Ok pora na rozbieg i skok. Niestety tutaj coś źle oceniłem. Okazało się, że papyrus tym razem wyczarował piramidkę. Czyli nie kończyło się na najwyższej kości tylko na kolejne mniejsze. Ta największa musiała zasłonić widok na te pozostałe cztery, które leciały za nią. Umiejętność przechodzenia obok naprawdę doskwierała. W trakcie lotu starałem się skorygować by móc wylądować na jednej z tych kości. I to mi się udało, choć ledwo. Prawie upadłem próbując zachować równowagę na jednej nodze. Ręce pomogły mi się odepchnąć i stawić pewniej drugą nogę. Wtedy wpadłem na genialny pomysł Wykorzystam tą przewagę wysokości by przeskoczyć nad papyrusem i ruszyć dalej. Jak tylko pomyślałem zabrałem się do akcji. Musiałem to szybko zrobić bo kości cały czas się oddalały dając mi coraz mniejsze szanse za każdą kolejną sekundą. Mocno zgiąłem nogi i skoczyłem w górę. Piękny widok z góry w trakcie lotu widziałem jeszcze przelatujące w moją stronę kości. Papyrus nie dał się przechytrzyć, ale i tak nie trafiał tymi kostkami. Nie martwiłem się. Papyrus patrzał na mnie i się cofał. Możliwe, że go obalę jak będę spadał. Cały czas leciałem w jego stronę. Wtedy zrobił coś czego się nie spodziewałem.... Znowu. Wyczarował długą kość klaszcząc swymi rękawicami i oddalając dłonie stworzył broń z kości wielką pałkę. Wziął swą broń w oburącz i zawiesił nad ramieniem. Szykował sie do zamachu. No i skończę jak ta piłka odbijana w sportach typu baseball czy krykiet. Dostałem z bomby na twarzy. Poczuje to jak tylko się przebudzę poleciałem do tyłu do miejsca gdzie Duży szkielet wcześniej wstał. Nim padłem usłyszałem jego słowa gdy do mnie podszedł.

- Cóż może wcześniej udało ci się sprytnie uciec. Ale tym razem udoskonaliłem budowlę. Nie tylko będziesz w niej uwięziony, ale nawet nie będziesz chciał odejść!!! Nyeh heh heh heh heh heh heh

i Po tych słowach zemdlałem. Po chwili się obudziłem w wiezieniu. A na czym polega upgrade? Polegał na tym, że zamiast psiej karmy w misce był hot dog i kolejna notka od Papyrusa. Tym razem było:

Następnym razem proszę pytaj nim spróbujesz uciec. Kiedy zniknąłeś zamartwiałem na śmierć. Lekko zmartwiony po kości

Papyrus.

Cóż to dla mnie nauczka by nie wdawać się w walki bez uprzedniego leczenia. Szczęśliwie ten hot dog miał te właściwości. Miałem oczywiście jeszcze najslody, bułkę bicykl, kawałek bałwana (o dziwo się nie stopił) i ciasto. Te dwie ostanie oczywiście nie wchodziły w rachubę wezmę je tylko jeżeli nastąpi najczarniejsza godzina. Walka ze szkieletem nie była aż tak czarna. Nie widziałem powodu leczyć się skoro i tak próbuje mnie złapać a nie zabić. Nie było powodu by się leczyć z tego powodu. Dziwiło, mnie czemu nie jest w gwardii jest bardzo twardy i wytrwały. Ale ja będę za to bardziej wytrwały. pora ruszyć na trzecią rundkę. Znów zaszedłem to naszego zaśnieżonej areny.

- Znów wróciłeś, hę? Zdaję się, ze to moja wina.

Zdziwiłem się

- Powiedziałem ci wcześniej, że zrobię ci sporo Spaghetti. To było normalne, że chciałeś się ze mną zobaczyć. Z wielką nadzieją na to, że ugotuje ci więcej.

- To może gdzieś wyskoczymy na żarcie

- Cóż... Rozumiem. Papyrus również jest głodny!

- Tooo id... - tu mi przerwał krzycząc

- Głodny sprawiedliwości!

Oczywiście nic z tego. To powoli robiło się irytujące. Czy ten szkielet chce przyjaciół i respektu. A nawet nie wiem jak dotrzeć do tych celów. Nie zmieniło to oczywiste niczego. Znów starałem się uniknąć jego niebiesko falistego ataku unikając jego miotanych kości. Niebieskie serce niestety znaczyło, że mi się to nie udało. tym razem rzucał seriami i co jakiś czas z ziemi wysyłał. Jest za dobry w tym ataku. Nie zmieniał przez swoich poprzednich ataków ze spamiętaniem ich nie było problemu. Wszak już trzeci raz je doświadczałem. I znów punkt krytyczny w którym zawiodłem. Te przeklęta kościana piramida. Tym razem odpowiednio wymierzyłem skok. Pewniej wylądowałem na najwyższej kości. Tym razem ostrożniej zeskoczyłem na niższą i kolejną. Aż w końcu ledwo pewnie na zaśnieżonej ścieżce. Ciekawe jak tym zaatakuje. Tym razem ruszył na mnie klasycznie. Niebieska duża kości za nim mala kostka. Skok stop, skok stop, skok stop. Tym razem się rozejrzałem bo to na pewno nie jest koniec i milem racje kolejna seria, ale znacznie szybsza. Wykazałem się na szczęście uwagą i progresem co zaowocowało przejściem do kolejnego etapu. Tym razem mnie zaskoczył Trzy male kostki jedna za druga która z każdym pokonanym dystansem rosła. Tutaj muszę szybciej się ruszyć bo inaczej nie dam radę tego przeskoczyć. Biorę rozbieg by doskoczyć. Ku mojemu zdziwieniu. gdy skakałem do góry kostki zmalały. Pewnie rosną i maleją

- Będę musiał patrzeć na nie g... - tu urwałem wątek bo dostałem latającą kostką w brzuch i to w powietrzu. Zapomniałem, by nie rozmyślać nad tym co dalej w trackie walki i  uważać na tego typu ataki. Przecież wcześniej jak bylem w powietrzu znów to zrobił. Upadłem na bok chwytając się brzucha. Musze szybko się otrząsnąć, bo to nie był koniec ataku Wielkiego Papyrusa. Znów mały otwór na skok, tylko tym razem górne kostki się ruszały miażdżąc mniejsze kostki. Cofnąłem się wyczekując na odpowiedni moment na bieg. Skoczyłem do przodu w momencie gdy się zamknęło i zaczęło otwierać. Znów rzuciłem się do przodu. Udało się przecisnąć i przeturlałem się do przodu i tu.z przed Papyrusem, który znowu wyczarował swoja pałkę i zamachnął się od góry. Szybko od turlałem się do tyłu. Unikając ataku. Zadowolony z siebie

- Ha za wolno! - krzyknąłem do niego. jednak po tym jak uderzył kocią o ziemią wyrosły kolejne kostki. Wyglądały jak fale, które rosły i malały. Cała ścieżka była nimi pokryta i jak ja niby mam przeskoczyć przez coś TAKIEGO!? Cofałem ok może rozbieg da mi możliwość przeskoczenia przez to. Cofnąłem się tyle ile tylko mogłem. Były coraz bliżej. Teraz albo nigdy, no i stracę szanse na rozbieg bo się zbliży coraz bardziej. Czułem, że dam radę dam radę. Biegłem ile tylko miałem sił. naprężyłem nogi i skoczyłem. Udało mi się widziałem jak kości mnie mijały Uda się uda się! I wtedy szybko zostałem sprowadzony na ziemie przez kościana pałkę Papyrusa i strącił me do części z tych kości, które przed chwila ominąłem. Bylem nieźle stłuczony po tym ataku. I zdenerwowany. Chwiejnym korkiem podlazłem i pacnąłem Papyrusa w kolano. Nie miałem sił po tym skoku i oberwaniu, ale przynajmniej pokazałem, że się nie dam. Cofnąłem się na swoje pole i próbowałem się otrząsnąć. Szczęście, że ten szkielet dawał mi na to szanse. Ta walka mnie denerwowała i dawała mi w kość (dosłownie). Byłem naprawdę tym zmęczony. Ale nie moglem się teraz poddać. Byłem za blisko tylko 1 strażnik bym mógł przejść dalej. Może ciało obite ale dusza i determinacja była ze mną.

- Uważaj po zaraz użyję swojego specjalnego ataku. A tamto to był jedynie przedsmak mego misternie upichconego planu Nyeh heh heh.

Serio!? Ma coś mocniejszego w swym asortymencie? A wiecie co? Niech pokaże na co go stać byłem i jestem gotów. Tym razem zaskoczył mnie swoim atakiem wyruszył tym razem trzy rosnące kości z dołu, które miażdżyły śnieg. Znowu musiałem się zliczyć w czasie. Przynajmniej mogłem to przebiec, czekałem tylko jak wszystkie kości dotkną ziemi i gdy tylko nadarzyła się okazja bieg przez nie. ledwo wyszło, bo zamknęły się tuz za mną. Odwróciłem się do tyłu, bo czułem, ze teraz atak z tyłu i miałem rację jedna mala kostka i kawałek dalej dół i to z góry. Tu precyzja skoku niezbyt duży. Hop wyszło. Nie miałem czasu na chwalenie się bo oto kolejna piramida z kości. Musiałem oszacować, a ciężko oszacować, skoro nie moglem się przesunąć by to sprawdzić. Zrobię swój patent ze skokiem na najwyższa kostkę. Jak pomyślałem tak też zrobiłem i wystarczyło zejść ze schodków. mimo obicia, wciąż miałem siłę na skoki. Jednak czułem, ze jeszcze raz oberwę to padnę. Powtarza się sytuacja z poprzedniej rundy gdy się nie uleczyłem. mógłbym się uleczyć, ale naprawdę czuję, że te przedmioty przydadzą mi się na gorsze stworzenia. Ok co tym razem. Nic z tyłu to zapewne z przodu Papyrus kucnąwszy i przywołał znowu piramidę albo schodki. Cóż trzeba wypróbować mój patent, na szczęście znałem położenie tych przeszkód. Znowu mój bieg i skok i znowu coś źle oceniłem. papyrus znów wykazał się sprytem w tym ataku. To była piramida, ale odstępy między kości była dużo większa. Źle oszacowałem skok, może mi się uda na tę druga kostkę z kolej doskoczyć, skoro przeskoczyłem pole kości to może się uda. Udało się tknąć tej kości palcami i tyle zleciałem do tyłu uderzając o tylną kość. Obiłem się od niej plecami wprost na tą przede mną. Potem upadłem na śniegu i ta większa mnie uderzyła odtrącając na bok. To było za dużo. Leżałem plackiem na śniegu. Nie miałem siły wstać ani walczyć. Papyrus podszedł, wziął mnie na barana. Miałem siłę tylko by się trzymać powiedział, wyraźnie dysząc

- Jesteś Wytrwały. Ale to na mnie nie zadziała. Bo jestem wytrwalszy. A jeżeli myślisz, że jesteś Bardziej wytrwalszy. To jesteś w błędzie. I to gramatycznym.

Zdałem sobie sprawę, że muszę podszkolić się w gramatyce

- Ponieważ poprawna wypowiedź byłaby. Nie aż tak bardzo wytrwały jak Papyrus Najbardziej wytrwalszy! Mam nadzieje, że polubiłeś ta lekcję. Nyeh heh heh heh heh heh heh heh!!

Ta sama klitka ta sama sytuacja jedyne co inne to liścik i mój cel. Jednak on zdawał się dalej niż bliżej. jednej głupiej przeszkody nie mogę przejść. Zerknąłem na notkę by na chwile odpocząć od zlych myśli. Wyczytalem coś takiego.

Jeżeli szukałeś miejsca, w którym mógłbyś zostać. Po prostu spytaj. Nie ma powodu by ze mną walczyć.

Twój gospodarz Papyrus.

Ech cóż takiego mogę zrobić. A maił jeszcze asa w swym rękawie. Albo przynajmniej pod ta zbroją. Naprawdę nie chciałem uciekać się do tego środka by go na dobre załatwić. Polubiłem go jego wytrwałość i podejście do życia. Zresztą nie byłbym lepszy od tamtych potworów co mnie zaczepiają. Musze się wydostać i dotrzymać słowa. Nie dam się. Czułem, że dam teraz radę do trzech razy sztuka, ale ci co próbują choćby i czwarty raz naprawdę im zależy. Muszę się wydostać. Pokażę Papyrusowi, że mogę być najbardziej wytrwalszy od Papyrusa! Mam tylko kijek jedzenie, bandanę i sporo determinacji Wiem jakie są jego ataki i niczym mnie nie zaskoczy tym razem. Wyruszyłem znowu na nasze pole bitwy

- Znowu tu wróciłeś!?

- Tak, nie dam się zamknąć.

- Teraz to już naprawdę wiem dlaczego.

Chciałem powiedzieć bo jestem zdeterminowany by ruszyć dalej. Jednak Papyrus miał sowją odpowiedź

- Ty.. Po prostu za bardzo tęsknisz za mną.

- No fakt lubię cię, ale nie by...

- Nie jestem pewien czy chce walczyć z kimś takim kto czuje się w taki sposób. Ale głownie dlatego, że jestem zmęczony tym ciągłym łapaniem ciebie.

- Szczerze to ja też nie chce z tobą walczyć - mówiłem szczerze i miałem cichą nadzieje, ze tym razem uda mi się go namówić. Niemniej zachowałem ostrożność już 2 razy dawał mi fałszywą nadzieje. Wtedy odparł

- Okej. Zdaje się, ze zaakceptuje moją porażkę.

Faktycznie mnie puszcza? - pomyślałem. Odsunąłem się na bok i stał do mnie tyłem i cała mgła nagle się rozwiała. Moja determinacja się opłaciła, strasznie się ucieszyłem już miałem w końcu przejść i ruszyć dalej ruszyć w końcu na kolejny rozdział. Mijając jednak Papyrusa ze spuszczoną głową usłyszałem

- Nyo ho ho ho. Nawet nie mogę zatrzymać kogoś tak słabego jak ty. Undyne się na mnie zawiedzie. Nigdy nie dołączę do królewskiej gwardii. A moja liczba przyjaciół się nie zmieni.

Poczułem się przykro. Przypomniało mi się co do niego poczułem gdy pierwszy raz go spotkałem on po prostu chce być znany i lubiany przez wszystkich. Nie zamierzałem się oczywiście mu się poddawać. Więc powiedziałem mu na pociechę.

- Na łam się stary.Poklepałem go po plecach. Na pewno masz duże szanse na bycie strażnikiem. Może mnie nie złapałeś, ale prawie ci się udało mi złapać i to 3 razy. Jaki inny strażnik może się czymś takim pochwalić. A jak chcesz przyjaciół. ja nim zostanę.

- Serio??? Chcesz zostać moim przyjacielem??? - odwrócił swoją czaszkę w moją stronę

- Jasne

- W takim razie... Ja mogę... ja mogę ci na to pozwolić.

- Jeżeli chcesz tak na to spojrzeć... - mruknąłem

- Wow! Mam przyjaciela!!! - wykrzyknął z radości unosząc głowę i robiąc piruet. - I kto by pomyślałby, ze wystarczyło tylko dać im okrutne zagadki do rozwiązywania, a potem z nimi walczyć. Nauczyleś mnie wiele czlowieku.

- Eeee to tak nie działa... - powiedziałem i chciałem mu powiedzieć o co mniej więcej chodzi. Jednak papyrus mi przerwał i dodał jak się okazało bardzo ważne informacje

- Podam ci kierunek jak dojść na powierzchnie. Idź cały czas prosto, aż dojdziesz do końca jaskini. Potem... kiedy dostaniesz się do stolicy, przekrocz barierę. To jest magiczna pieczęć, która nas tutaj więzi.

- Okej póki co się wszystko zgadza. tak jak w książce historycznej Bibiltece

- Wszytko może przez nią wejść, ale nic nie może przez nią wyjść. Z wyjątkiem kogoś, kto ma potężna duszę jak twoja.

- Pocieszające :D

- To właśnie dlatego król chce zdobyć człowieka. Chce otworzyć wrota używając mocy dusz. Wtedy my potwory wrócimy na powierzchnię.

- No i znamy motyw. Czemu te wszystkie potwory tak bardzo chcą mnie dorwać.

- Okej dzięki za info no to ruszam

- Oh i prawie zapomniałem ci o czymś powiedzieć...

- Tak?

Tutaj Papyrus spoważniał gdy tak na mnie patrzył mówił poważnym tonem

- By dotrzeć do wyjścia będziesz musiał przejść przez... Pałac Króla. Króla wszystkich potworów...

No to czeka mnie chyba naprawdę ciężka przeprawa. Król zapewne jest najpotężniejszym potworem tutaj. Będę musiał być równie, jeżeli nie bardziej zdeterminowany w walce z Papsem

- On jest... Cóż... - zawiesił się na chwile i dodał znowu swoim pogodnym tonem

- Jest wielkim włochatym popychadłem!!! Wszyscy go uwielbiają. Jestem pewien, że jak spytasz: " Przepraszam bardzo panie Dreemurr... Czy mógłbym przejść przez barierę?" On cię osobiście poprowadzi sam do bariery.

Może nie będzie tak trudno.

- W każdym razie dość gadania.!! Ja będę w domu będąc Czadowym kolesiem. Przyjdź w odwiedziny kiedykolwiek zechcesz. Nyeh heh heh heh heh heh heh heh heh heh. - im mówiąć to wysoko podskoczył i przeleciał nad mną i ruszył dumny korkiem do domu.

Miło mieć tutaj kogoś po swojej stronie. Pora ruszać. Na następny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro