Rozdział 5 Pieski Żywot
Nim jednak ruszyłem za nimi miałem wątpliwą przyjemność starcia z kolejnym zimowym potworem. Tym razem powodem do odebrania mojej duszy był lodowy stworek ze strasznie małym ciałem, olbrzymią głową z ostrym jak sopel nosem i jeszcze większym kapeluszem.
- Eeee cześć... Co tam? - niech mi będzie tym razem spróbuje metodę na spokojnie może nie zawsze będę musiał walczyć, zresztą nie chce więcej krwi czy raczej proszku pokonanych na rękach. Będę walczył tylko wtedy gdy moje życie będzie naprawdę zagrożone. nie mogę dać się ponieść emocjom. Poza tym zobaczyłem, że w tej krainie naprawdę cenią W wolnych chwilach trzepię się parasolką.. Ice cap, bo tak się nazywał stwór, wyglądał na poirytowanego i zanim zaatakował powiedział
- Co nic nie powiesz o moim kapeluszu?
I po tych słowach wyraźnie poirytowany wytworzył przed sobą wielkie białe sople, które wstrzeliły wprost na mnie. Tutaj zrobiłem szybko skłon by ominąć atak. Ok może inaczej
- Spoko kapelusz
- No taaa niby czemu go mam - i tym razem znów zaatakował swoimi soplami. Tym razem, trzema jedne i drugie ominąłem swoją manewrowością. Przy trzecim znów padłem na ziemię. Gdy tylko sople pognały gdzieś do lasu i wbiły się w te strzeliste Sosny. Ok próba pierwsza z froggitem. Rzuciłem sie z kijem i strąciłem mu ten durny kapelusz z głowy
- Mój kapelusz nieeeee - zakrzyknął
- Przepuść mnie, bo wyrzucę ja dalej - zagroziłem
- Dobra dobra leć - i poszedł w stronę gdzie strąciłem jego kapelusz. Metodę z W wolnych chwilach trzepię się parasolką. będę musiał dopracować. Może Sans mi udzieli paru lekcji w tej dziedzinie. Kontynuowałem wędrówkę by stawić czoło zagadkom Papyrusa. W dalszej części lasu zobaczyłem kolejną stację strażniczą z tabliczką z napisem
Absolutny zakaz ruszania się
Ciekawe o co może chodzić? Może to będzie potrzebne do zagadki, lepiej to zapamiętam. - wymawiając te słowa w myślach podlazłem do stacyjki i nagle zza niej wyszedł strażnik. To był pies, antropomorficzny pies. Miał trójkątne uszy, długa kufę (psi pysk), sierść białą z czarną plamą na połowie głowy. Rozbiegany wzrok, nosił na sobie różową koszulkę bez rękawów, która raczej kiepsko chroni przed zimnem, ale sierść zapewne pomagała. Na plecach miał zawieszona 2 niebielskie miecze. Wyniósł swą głowę zza lady rozejrzał się i powiedział na głos
- Czyżby coś się tutaj ruszyło? - rozglądał się i wyskoczył zza lady przede mną i dokańczał swą wypowiedź - [/b]Jeżeli coś się tutaj ruszyło. Powiedzmy np. człowiek...-[/b] w tym momencie wyciągnął swe miecze i chwycił w obie swe łapy, jedne oparł o swą szyję drugą miał przed sobą. - sprawie, że nigdy więcej się nie ruszy.
Zaczęliśmy walkę, uważnie się rozglądał i nim coś powiedziałem odparł
- Ani drgnij - i zaczął wymachiwać sowim mieczem, starałem się ominąć jego atak, cofając się przed tym jego niebieskim mieczem, on wtedy dostał jakby szału i jego wzrok stał się bardziej skupiony na mnie i w szale mówił
- Ha! Ruszyło się ruszyło się, śmiało uciekaj i tak Doggo cię dorwie.
Musiałem szybko pomyśleć co dalej. Nie balem się zbytnio psów, ba lubiłem je. Co tam lubiłem wszelkie zwierzęta. Ten wydawał się sympatyczny, gdyby nie te niebieskie miecze, którymi wymachiwał tym razem w druga stronę. Chwila, przecież mnie zobaczył.... Kiedy się ruszyłem. No tak, jaki ja głupi i genialny zarazem. O to przecież chodziło by się nie ruszać niby czemu to powiedział. Pora sprawdzić tę moją teorię, obym tylko nie skończył jako szaszłyk
- Ej ty głupi psie!
Natychmiast zareagował i podlazł do mnie i znów dał to swoje kluczowe słowo.
- Ani drgnij - znów zaczął nimi wymachiwać. Stałem prosto, ujrzałem jak leci na mnie miecz, starałem się z całych sił nie ruszać, jednak drgnąłem i zobaczyłem jak w tym momencie podarł mi koszulę
- Ha znowu mam cię mam cię - zaszalał znowu. No ładnie załatwi mnie teraz pies, starałem się cofnąć, by na spokojnie pomyśleć. Cofając się poślizgnąłem się o lód, który był przysypany śniegiem i oczywiści upadłem na plecy. Dogoo dalej szalał swymi mieczami, nie było czasu by ominąć, ciekawe jak bardzo mnie poćwiartuję. Zamknąłem oczy i czułem już te ostrza, jednak nie czułem bólu. Otworzyłem i zobaczyłem, że mnie nie ranią mnie ostrza. A jednak coś jest w tym nie ruszaniu się, gdy Dogoo się wystarczająco namachał. Znów stanął i machał w drugą stronę. Ja powoli wstałem i wykorzystałem sytuację. Podszedłem jak zaczął świstając ciąć powietrze. Zakradłem się z tyłu i go pogłaskałem po główce, natychmiast się odwrócił i zaczął się obracać jakby był nakręcony i krzyczał coś w stylu
- Co zostałem pogłaskany, pogłaskany, jak to, gdzie rusz się draniu, pet pot pet pot pet pot, co jak co jak co ja co jak co... - wirował ciął pchał tymi mieczami, a ja stałem jak wryty i widziałem jak te ostrza przychodzą przeze mnie nie wyrządzając mi szkody, Czyżby to były ostrza widmo czy jak? Postanowiłem w końcu użyć najważniejszej umiejętności która nabyłem a rzadko korzystałem. użyłem LITOŚCI, tak jak mi polecali. psi strażnik wydawał się pokonany i się udało i dostałem 30 golda, które mu wypadły z kieszeni. Doggo się uspokoił, schował swe ostrza do pochwy i powiedział wyraźnie zaniepokojony
- Zostałem pogłaskany, przez coś co się nie rusza. jak to w ogóle możliwe, przecież ruch głaskani to samo w sobie ruch. Ech... - Spuścił wzrok i wrócił na swoje stanowisko i zamamrotał - potrzebuje psich przysmaków by spokojnie przetrawić - mówiąc to schował się za swoja ladą.
Nie będę go niepokoić i spokojnie minąłem teren w którym obowiązuje zakaz ruszania się. I natrafiłem wtedy na Sansa.
- Siema Sans jak tam? - zagadałem.
- O siema, chciałem ci powiedzieć o czymś ważnym do zapamiętania
- A jaką?
- Mój brat ma specjalny atak.
-Zamieniam się w słuch.
- Nazywa go niebiesko - falistym atakiem. Gdy zobaczysz niebieski atak, absolutnie się nie ruszaj, a cię nie skrzywdzi.
- Fajnie, że teraz mi to mówi, ta rada byłaby naprawdę pomocna jakieś kilka metrów temu - pomyślałem
- Mam świetny sposób na zapamiętanie tego. Wyobraź sobie znak stopu. Gdy widzisz znak stopu, zatrzymujesz się, tak?
Skinąłem głową na zrozumienie
- Znaki stopu są czerwone... - ciągnął dalej - ..., więc wyobraź sobie zamiast tego niebieski znak stopu. Proste, prawda?
- No tak.
- W takim razie walcząc z kimś pomyśl o niebieskich znakach stopu.
Ciekawiło mnie czemu użył innej czcionki tłumacząc mi to? Mogło mnie to trochę skołować umysł. Co więcej zaciekawiło mnie, że powiedział z kimś a nie z Papyrusem. Zauważyłem jakąś tablicę na środku lodowiska z trudem się tam dostałem i przeczytałem
Na północ - lód
Na południe - lód
Na zachód - lód
Na wschód miasteczko Snowdin... i lód
Mimo to co mówiła tabliczki miałem tylko 3, czy raczej 2 opcje przejścia. Były to północ i wschód. Był jeszcze zachód, ale w tamtą przyszedłem i nie zamierzam w aktualnej ścieżki wracać. Podjąłem ścieżkę wiodącą na północ i po tym jak udało mu się nie poślizgnąć obierając ten kierunek pomyślałem nad swoją ostatnią walką z Psem, to co mówił Sans i Papyrus. Miał przygotować parę zagadek, a jeżeli te walki to jest forma zagadki? Może w ten sposób powinienem walczyć z tymi potworami po kazać im potęgę umysłu, przez tak wyszło mi z tym kapeluszowym potworem. To dało mi do pomyślenia, może faktycznie tak powinien się ruszyć by nie zachować się jak bałwan. Skoro o nim mowa, stanął przed jednym z nich. Wyglądał jak wyglądał. na środku białego pola, za zatartą ścieżką, ustawiony wokół lasu i stojący przy czarnej skale. To mi przypomniało, że znajduje się aktualnie w podziemiach, a to była ściana z litej skały. Bałwan jak bałwan wyglądał jak zwyczajny bałwan, które dzieci lepią. Trzy kule ustawione jeden na drugim. Każe mniejsze od poprzedniego, 2 oczka z czarny kamieni, nos z pomarańczowej marchewki, długi i spiczasty i kilka kamyczków ustawiony w półkole z dwóch rzędów kształtujący uśmiech, choć ten uśmiech nie wydawał się gromki. Ciekawiło mnie kto mógł go tu ulepić. Nim zacząłem dawać jakieś pierwsze hipotezy wracając się usłyszałem czyjś głos.
- Hej przepraszam
Odwróciłem się i rozejrzałem się... Nikogo nie ujrzałem, poza bałwanem. Chwile poczekałem i nagle usłyszałem znów głos i poruszające się kamyczki na twarzy bałwana
- Podejdź proszę
No, no teraz mam w kolekcji gadający wredny chwast, niezbyt ruchliwy kamień, a teraz bałwan, który... No właśnie
- Czego chcesz - powiedział łagodnie, podchodząc do niego
- Jak zapewne zauważyłeś jestem bałwanem
- Ciężko nie dostrzec - zażartowałem.
- Jest mi smutno, jestem bałwanem i sobie stoję. A bardzo bym chciał zwiedzić świat. Chciałbym podróżować jak ty.
- No to faktycznie głupia sprawa.
- Miałbym prośbę do ciebie.
- Oho kolejny, ciekawe jaką tym razem - pomyślałem, podlazłem bliżej by usłuchać go
- Czy mógłbyś wziąć kawałek mnie i zabrać ten kawałek w odlegle miejsca, tak chociaż mój kawałek pozwiedza sobie. Zrobisz to dla mnie podróżniku?[b]
Szkoda mi się zrobiła bałwana i to chyba kolejny dar od losu by się poprawić swą karmę więc odparłem
[b]- Jasne zabiorę ją wszędzie i potem ją zwrócę jak wszystko zwiedzę
- Bardzo ci dziękuję, dbaj o nią
- Nie martw się - powiedziałem, chowając kawałek w swój inwentarz.
Zaczynałem wracać do znaku gdy nagle coś wyskoczyło zza drzewa, serce mi zaświeciło - oho tyle ze spokoju pomyślałem. Tym razem moim przeciwnikiem był. Znowu pies. Długi pyszczek był skierowany w moją stronę. Dyszał ciężko, wywalając swój jęzor by się schłodzić bardziej od tej bieganiny. Miał spiczaste uszy, które drżały z ekscytacji, przynajmniej tak mi się zdawało. Był ubrany w niebieskie kimono spięte czarnym paskiem. Trzymał w ręce wielką tarcze ze znanym emblematem z ruin i wielki mieczy, równy mojej i jego wielkości, Ogon merdał niespokojnie to w lewo to w prawo. Nie wyglądał groźnie. Podbiegł zupełnie jak psy gdy chciał się przywitać. jednak musiałem się uważać, przez znajdywałem się w świecie potworów, które mają chrapkę na moją duszę, by ja przywieźć królowi. Choć nie wszyscy są tacy groźni weźmy na przykład szkiele braci. Warto też spróbować zastosować metodę na logikę. Warto spróbować. Podszedłem blisko psa i wystawiłem rękę by go pogłaskać. Jednak gdy tylko wyciągnąłem rękę , głowa się uniosła by natomiast zostać pogłaskanym. Oho fajnie pomyślałem. To działa. Odszedłem by dać mu spokój jednak on podszedł bliżej o podbiegł chciał na mnie naskoczyć, szybko zrobiłem uskok. Ro nie by raczej atak z agresji , tylko jak to psy naskakują by zwrócić uwagę. Warto powtórzyć manewr. I tak też zrobiłem Znów rękę wystawiłem on natychmiast przybliżył swą głowę i ujrzałem coś dziwnego rękę miałem ciut wyżej niż ostatnio. Znów uniosłem rękę w jego kierunku a jego głowa znów się uniosła, spojrzałem i widzę jak jego szyja urosła. Dla pewności jeszcze zrobiłem to kilka razy i za każdym razem mu szyja rosła, to robiło się dziwne, jednak gdy już n ie moglem wyżej sięgnąć użyłem LITOŚCI i pies dał sobie spokój jego głowa wróciła na miejsce, zaszczekał radośnie i skierował się w stronę z której przyszedł. Ta taktyka działa, warto ją zastosowywać ja na dobry początek Jednak gdy tylko ta taktyka nie zadziała i stwor będzie chciał mnie mocno skrzywdzić to nie powstrzymam się. Nie moglem pozwolić im zabrać mej duszy i może to mnie chciała nauczyć... Toriel, ech czemu sobie to przypominałem... Lepiej będzie jak zajmę umysł czymś innym niż rozmyślaniem o przeszłości. Tym razem w stronę miasteczka, Trafiłem Na miejsce gdzie las się kończył a zaczynały klify i wielkie pole zasypane śniegiem, a po drugiej stronie dwóch znanych mi braci. Najwidoczniej kłócili się z jakiegoś powodu. Usłyszałem urywkę:
- Jesteś taki leniwy!! Drzemałeś całą noc!!
- Myślę, że na takie coś mówi się... Spanie
- Wymówki, wymówki! - odwrócił się w moją stronę i zawołał z drugiego końca pola - Oho człowiek przybył! W celu powstrzymania cię. Mój brat i Ja stworzyliśmy serie zagadek! Myślę, że ta będzie dla ciebie... Niezłym szokiem. Bo jak widzisz to jest Niewidzialny elektryczny labirynt!
- Szokująca nazwa - pomyślałem
- Jeżeli dotkniesz ścian tego labiryntu, - ciągnął dalej szkielet, wyciągając ze kieszeni przy kości biodrowej kulę - to zdrowo cię popieści! Brzmi zabawnie??? Ponieważ! Ilość zabawy jaką prawdopodobnie będziesz miał... Bedze raczej dosyć niska. Ok, możesz zacząć.
No ładnie labirynt przy którym będę musiał na czuja szukać ścian i to w dosyć bolesny sposób. Westchnąłem, no cóż raz kozie śmierć. Zrobiłem kilka kroków i usłyszałem bzyczenie, pewnie kula zaraz mnie "popieści, jednak nic nie czułem, ale ujrzałem jak Papyrus się wija na rożne strony wydajać dziwny dźwięk, cofnąłem się o krok i stanął cały osmolony. Zaczął się denerwować znowu kopnął śnieg i wrzasnął na brata
- Sans!! Co żeś narobił!?!?
- Zdaje się, że to człowiek musi trzymać kulę.
- O ok. - odparł Papyrus i zaczął powoli iść w dół w lewo, w gorę parę kroków , znowu w lewo, prosto w dół,lewo , dół lewo góra i lewo, podszedł do mnie i odrzekł - Proszę potrzymaj to - i postawił mi kulę na głowię i szybko pobiegł s powrotem, zapewne by nie wiedzieć jak przejść. Gdy wrócił na swoje miejsce, obrócił się napięcie i zawołał - Ok, spróbuj teraz
Nie musiałem nawet zapamiętywać jak szedł Papyrus by przynieść mi kulę, zapominał o jednym ważnym szczególe w swoim planie, gdy tak szedł przez labirynt zostawił ślady na świeżo spadłym śniegu, wystarczyło dosłownie iść za korkami i uda mi się bezpiecznie przejść przez labirynt, ani razu nie dając się porazić, oddalę kulę Papurusowi, a on z opadnięta żuchwą (prawie dosłownie) rzekł
-Niesamowite!! Ty cwany wężu! Rozwiązałeś to tak łatwo. Za łatwo. Jednakże! Następna zagadka nie będzie taka łatwa. Została zrobiona przez mojego brata Sansa. Niedługo sam się o tym przekonasz. Ja na pewno będę. Nyeh heh heh. - i wybiegł po swoim diabolicznym śmiechu.
Nim ruszyłem dalej, Sans dodał od siebie.
- Hej, dzięki. Zdaje się , że mój brat świetnie się bawi. Tak przy okazji czy widziałeś ten dziwny strój, który na sobie nosi? Zrobiliśmy go kilka tygodni temu na przebieraną imprezę. Od tego czasu nie nosił niczego innego. Nazywa to bitewnym strojem, Rany. czy mój Braciak nie jest czadowy? - odparł puszczając mi oczko
- No jest nawet spoko - odparłem było miło i widać, że Papyrus nie jest wcale groźnym potworem na jakiego siebie maluję. Po prostu osoba co ściga za marzeniami i lubi zagadki. No nic polazłem dalej. Las zaczynał się przerzedzać i i wkrótce byłem na polance co jakiś czas porośniętej drzewami i krzewami, wokół mnie nie rozpościera się wysokie sosny tylko jak już wąwozy utworzone schodkowo. Obok jednej ze wspomnianych ścian stał Niebieski, chudy królik opierał się o swój, stragan. Jedna rękę mu wisiała bezwładnie, druga opierał się o brodę i narzekał na głos
- Nie rozumiem, dlaczego nikt tego nie kupuje. Przecież pogoda jest idealna na taki rodzaj przekąski - otworzył oko i zobaczył mnie stojącego przy straganie. Nagle jego pochmurna mina zastąpił promienisty uśmiech i powiedział z wielkim zadowoleniem - O klient witam w moim skromnym straganie, Czy nie zechciałbyś kupić nieco Najslodów, najpyszniejsze lodu w podziemiach, wewnątrz każdego z nich znajdziesz miłe powiedzonko, jedynie 5 golda.
- Brzmi ciekawie z chęcią poproszę 2 - postanowiłem kupić, zauważywszy, że to jedzenie ma fajnie właściwości lecznicze. A poza tym są przepyszne. Połączyłem przyjemne z pożytecznym. Też wąwóz prowadził w 2 kierunki. jedna prowadziła w prawo do ściany, przy którym stał Sans, a drugi na dół na pewnej dziwnej polanie i dalej w prawo. Tutaj podszedłem do Sansa, który znowu do mnie zagadał
- Wiesz sam myślę nad otwarciem sprzedaży jedzenia. Chcesz może trochę smażonego śniegu za 5 golda?
Trochę się zdziwiłem jak można smażyć śnieg, ale przed chwila kupił najsodów, a jeszcze dawniej zjadał gumowego pączka od pająków, zresztą cena przystępna, wiec odparłem
- Jasne 1 poproszę
- Chwila, powiedziałem 5 golda. Miałem na myśli 50
- 50?!?!?! Ja tak to nie, co ci strzeliło do głowy by taką cenę dać - odparłem zszokowany i nie wierzący w takie wywindowanie cen
- Masz rację - odparł ze spokojem Sans - Powinien jeszcze trochę podwyższyć cenę
Zrezygnowany tym oświadczeniem poszedłem tym razem w dół wokół mnie rozpościerała się wielkie pole pokryte śniegiem , śnieżną kulą i lodem. Cale pole wyglądało jak połączone ze sobą 3 prostokątami. Na samym końcu pola znajdywał się dołek. Pomyślałem, że może dla rozrywki sobie pokopię tę śnieżną kulę i tak też zrobiłem, nie było łatwo kopać te śnieżkę, bo zaczynała jakoś dziwnie zjeżdżać na boki. Dodatkowo zaczynała się kurczyć, musiałem się pośpieszyć, tak się śpieszyłem, że niemal się poślizgnąłem gdy po półmetku poślizgną się na lodzie, szybko kopnąłem nim śnieżka zniknęła, pośpieszyłem za nią i kopiąc ją znowu wywinąłem orła, jednak ujrzałem jak śnieżka rykoszetowała o ścianki, którym było otoczone pole. I po 4 odbiciach kulka wielkości grochu trafiła do dołka, usłyszałem jakiś triumfalny odgłos i wniosła się w górę pomarańczowa flaga, z napisem. Wstałem z niemałym trudem i podszedłem do flagi i było napisane
Z twoją determinacją i odwagą jaką się odznaczasz na tym polu zostajesz nagrodzony 5 goldami.
Spojrzałem w dół i zamiast piłeczki grochowej zobaczyłem 5 błyszczących monet. Cóż przydadzą się jako waluta na jedzenie i być może nocleg, kto wie jak długo tu zostanę. Poszedłem w kierunku Snowdin i znów ujrzałem kochanych braci. Zastanawiałem się jakim cudem Sans się tam znalazł, wszak byłem poruszony grą, ale raczej bym ujrzał jak przechodzi przez to puste pole. Niemniej znowu tali po drugiej strony pola, na środku leżała kartka, gdy tylko podszedłem Wyższy szkielet mnie ujrzał i zawołał:
- Człowieku! mam nadzieje, że jesteś gotowy na... - tutaj spojrzał na kartkę, jego czoło opuściło się na oczy, dając grymas zdenerwowania spojrzał na Sansa i rzekł - Sans!! Gdzie jest zagadka?
- Jest tam. leży na ziemi. - odparł mniejszy szkielet, mrugnął swym oczodołem i dodał - Zaufaj mi, nie ma szans by przez to przeszedł.
Podszedłem do kartki, odwróciłem ją i ujrzałem jakąś rozsypankę liter i jakiegoś kwadratowego psa, który nazywał się Icey i miał dymek z napisem
Cześ dzieciaczki, jestem Icey pomóżcie mi znaleźć te słowa
Cygaro, lód, Schremimiber, lubić i inne przyjemne słówka
To była jakaś zabawa dla dzieci znalazłem kilka słów odłożyłem kartkę i podszedłem do nich, wtedy Papyrus powiedział
- Sans! To wcale nie zadziałało!!
- Łups. - odparł braciszek - Czułem, że trzeba było użyć dzisiejszej krzyżówki zamiast tego.
- Co? Krzyżówka? Nie wierze, że to właśnie powiedziałeś. W mojej opinii Rozsypanka słowna jest znacznie trudniejsza.
- Co? Serio kolo? Ta prosta jak drut rozsypanka słowna. To dla małych dzieciaków.
- Nie. do wiary. Człowieku! rozwiąż ten konflikt!
Widocznie na mnie spadło na barki rozwiązanie kłótni w jaką wdali się bracia. Ta rozsypanka była dosyć trudna, ale krzyżówki były dla mnie jednak trudniejsze., Wiec odpowiedziałem
- Według mnie Krzyżówki są trudniejsze
- Oboje jesteście dziwni. - odparł Papyrus i wytłumaczył czemu - Krzyżówki są strasznie łatwe. W każdej z nich jest ta sama odpowiedź. Wypełniam je po prostu wpisując chrą psi. lub z w każdej kratce. Bo jak tylko ją widzę, chce mi się spać. Nyeh heh heh [b]- i polazl dalej, zapewne do następnej zagadki.
- Papyrus... - powiedział Sans, gdy go mijałem - Znajduje problemy w prostych rzeczach. Wczoraj na przykład utknął starając się rozwiązać horoskop.
Nie uwierzyłem, trochę mi się szkoda zrobiło Papyrusa, że go niem poparłem. taki miły głupek. No trudno pora ruszać na następną zagadkę, to co ujrzałem dalej mnie zdumiało i napełniło Determinacją. Ujrzałem znów znaną mi mysią dziurę, w której zapewne mieszkała mysz w ruinach. na środku stały 2 stoły. Na jednym z nich była kartka papieru i talerz pełen zmrożonego spaghetti, Niestety było tak zimno,m że przywarło na tale do stołu, obok niego na stole stalą mikrofalówka, nie podłączona do prądu. Mógłbym ja podłączyć, ale nigdzie nie było Gniazdka w tym lesie. Wszystkie ustawienia na mikrofalówce były nazwane "Spaghetti" Wróciłem do pierwszego stołu i wziąłem i przeczytałem
[b]Człowieku! Proszę uracz się tym spaghetti. Nie masz jednak pojęcia, że to spaghetti jest pułapką. Wytworzoną by cię zająć. Będziesz tak zajęty jedzeniem jej. Że nie zorientujesz się, że nie robisz postępów. Przemyślne genialnie przez wielkiego Papyrusa.
Nyeh heh heh.
Papyrus
Miło było z jego strony pomyślałem, ale nie mam jak tego ruszyć, zresztą jakby co mam jedzenie, postanowiłem ruszyć pełen Determinacji by ruszyć dalej i dowiedzieć się jakie to zagadki przygotował to nasz strażnik i jakie to dalsze przygody mnie czekają.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro