Rozdział pierwszy: Nasz bohater
Nasz bohater to zwykły człowiek żyjący swe codzienne życie adaptując się do niego i dorastając w nim. Przeciętny chłopiec o imieniu Pablo. Mający kochającą matkę i troskliwego ojca. Jednak było coś w nim innego co odstawało go od reszty. Jako dzieciak wydawał się dość ekscentryczny, żeby nie powiedzieć dziwny. I był tego świadom. Nie dlatego, że miał jakieś moce. Po prostu zawsze odstawał od reszty swych bliskich. Miał takie jakby uczucie, że coś na niego czeka, choć nie wiedział co. Ciężko odnajdywał się w ludziach i nie mógł się z nimi dogadać. Mówił o wielu rzeczach, ale nie wiele mogło go zrozumieć i zawsze zostawał na uboczu. Miał dosyć samotne dzieciństwo pod względem znajomych. Przez to gdy wszedł w etap dorastania, jego odmienność sięgnęła Apogeum. Ta całą niepewność o jego życiu i roli jaką chciał się podjąć nieznana dla niego, przemieniał się w niekontrolowany gniew i agresję. Co jak się wydało także nie wpłynęło na jego relację z innymi. Rodzice znaleźli na to pewną alternatywę. Postanowili znaleźć ujście dla jego gniewu i zapisali go do młodzieńczego zakonu rycerskiego.
Minęło trochę czasu od przystąpienia do małego zakony, który startował w wielkim turnieju zakonów w kontrolowanych pojedynkach. Nasz Pablo był akurat w trakcie treningu do tego turnieju swe swoim sparing partnerem, który jako tako mógł z nim pogadać. Stali na małej polance w lesie. Nasz bohater ubrany w pożyczoną kolczuga zawinięta w barwy rycerskie zbroję i uzbrojony w buzdygan. Innymi słowy w stalowy okrągła głowa usytuowana na końcu drewnianego kija niewielka większego od zaciśniętej pięści i długości łokcia. Jego kolega również podobnie uzbrojony. Tyle, że w miecz. Stali naprzeciwko siebie. Oboje trzymali broń przed sobą. Pablo ciężko dyszał spod hełmu czuł jak para ogrzewa jego i tak już przegrzaną i spoconą glowę. Ćwiczyli przez pół godziny bez przerwy. Wiedział, że jego przeciwnik jest równie zmęczony. Z tego też powodu nie zamierzał odpuszczać. Mierzyli się wzrokiem w końcu jeden zawołał do drugiego
- No dawaj zaskocz mnie! – Był to osobnik stojący z mieczem rozkroku.
- To się przygotuj! – odparł Pablo. Gdy tylko to powiedział zaszarżował w stronę oponenta. Z buzdyganem w prawej ręce wyprostowanej do tyłu. Tuż przy celu gotów do zamachu w jego głowę. Tuż przy uderzeniu oponent się odsunął i Pablo minął swój cel. Pablo zakręcił się przez chybione uderzenie i gdy tylko odzyskał równowagę w pozie rzucił się na niego kolega z mieczem i uderzył go klingą swej borni w brzuch. Przez fakt noszenia zbroi, Pablo nie oberwał mocno. Jednak ta siła wystarczyła by upadł płasko na ziemi.
- No i mnie nie zaskoczyłeś – odparł sparing partner – zasygnalizowałeś swój atak dwukrotnie. Wpierw krzycząc przygotuj się i potem ukazując swój atak. Jak już wykonujesz tego typu atak. To pamiętaj by potem natychmiast wykorzystać coś co zaskoczy faktycznie twego oponenta.- Pablo słuchał uważnie i przysiadł w swej pozie. Pokiwał głową na znak zrozumienia. Z lekkim zażenowaniem stwierdził, że ma rację. Po chwili wyciągnął rękę. Czekał, aż pomoże mu wstać. W zbroi i z takim zmęczeniem czuł, że nie da rady. A ten tylko spojrzał na niego i powiedział
- No dawaj sam wstawaj w turnieju przeciwnik ci nie będzie pomagał.
- Ej chwila – powiedział Pablo próbując uspokoić oddech. Po chwili dodał - , a co z honorową walką, Tomek? Myślałem, że rycerze dbali o to. Gdyby nie to, to byłaby prosta nawalanka? Co z tym
- Skończyło się gdy w końcu dotarliśmy do finału turniejów.
- Tylko dlatego, że wy atakowaliście w grupach na siebie. Nie znaczy, że ja atakowałem z wami. Atakowałem tych co nie walczyli
- Tak sprawiłeś, się, że zmęczył byśmy mogli go potem wspólnie wykończyć.
- I zepsuliście mi zabawę! – krzyknął – On był mój liczyłem na równą walkę i sądząc po nim on też tego chciał.
- I gdyby nie to byśmy nie awansowali i byśmy polegli
-Zawsze jest trzecia opcja. Honorowa...
- Daj spokój z honorem. Tak to możesz sobie w pojedynkach rycerskich, w których musisz się podszkolić. Jak mi teraz udowodniłeś. Nie w czasie ataków o dominację pola. Nawet podczas tych walk musisz czasem dawać z siebie wszystko. Brak ci odpowiedniej motywacji do walki. Za bardzo podchodzisz do tego na luzie bez troski o cokolwiek. Nie rozumiem. Przyszedłeś tu z problemami z gniewem, znalazłeś ujście i teraz zmiękłeś przez to.
- Co się stało z zakonem. Gdybym wiedział, że to tak będzie bym nie pomagał w awansie...
Stali tak chwile w milczeniu w końcu Tomek stwierdził, ze może faktycznie dość treningu na dziś. Obaj byli zmęczeni a słońce chyli się ku zachodowi pora na zdjęcie tych naszych zbroi chwile na odetchniecie i pora na powrót do obozu. W tym czasie na bohater zdejmował swą kolczugę z wyhaftowaną płachtą czarnego koloru z czerwonym insygnium smoka na srebrnym herbie w kształcie żołędzia. Zdjął hełm który go dusił. Okrywając swe brązowe oczy i krótkie czarne włosy. Przetarł ręka spocone czoło. I zdejmował powoli cale uzbrojenie ukazując jego czarną koszulkę z krótkim rękawem i niebieskie dżiny, zdjął skórzane rękawice i stalowe buty zakładając tylko wygodniejsze buty. Tomek postąpił podobnie i po chwili zapakowali wszystko do plecaków, które położyli na skraju polanki. I usiedli chwile przy nich czekając aż ich ciała chwile ostygną. Nie gadali ze sobą. Tomek i Pablo wiedzieli, że w tym przypadku to bezcelowe. Zaczną rozmawiać o przyrodzie i skończy się na tym jak to Pablo wracał dom tematu potwora, którego rzekomo widział. I chciał znowu spotkać. Wielokrotne wmawianie Tomka, że to zwidy czy jakiś inny zwierz, nie zmieniał zdania naszego bohatera. Święcie w to wierzył. I żadne inne teorie mu nie pomogą. Zresztą jego już nużyły te jego teorie.
Pora była by się w końcu zebrać. Zebrali swe juki zbroje i kierowali się w stronę namiotów kilka kilometrów od miejsca ćwiczeń. Namioty nie były szczególnie wystrojone ot zwykłe szare i zielonkawe namioty zebrane w okręgu parę metrów od ogniska. Robiło się ciemno, więc wszyscy już się zebrali wokół. Pichcąc kiełbaski i nie tylko. Gdy tylko weszli, powitał ich mistrz Zakonu.
- No w końcu wróciliście z treningu. Jak poszło?
- Tak jak zwykle - odparł Tomek – nie starał się wykorzystać przewagi
- Starałem się! -zaprotestował Pablo - tylko starałem się to zrobić na luzie bym zanadto nie przesadził
- I twój błąd pogniewałbyś się byłbyś ślepy na tą cała honorowość
- Tyle, że pojedynkach...
- ... w Pojedynkach – tu przerwał Greg wielki mistrz zakonu – dbał o walkę fair i honor w walce, na który trening weszliście. Liczyłem, że nauczysz się tego Tomku
Tutaj Pablo patrzył z trumfem na kolegę, jednak nie cieszył się tym faktem, długo.
- A ty Pablo miałeś się nauczyć od niego odpowiednie pokierowania gniewem byś się bardziej postarał. Widzę, że musicie częściej ze sobą ćwiczyć byście się każdy z was nauczył od każdego z nas pamiętajcie jesteśmy rodziną i walczymy jak jedna dzieląc się doświadczeniem i pomagając sobie nawzajem. Dobra zasiądźcie przy ognisku i zjedzcie coś szybko i lecimy spać Jutro mamy długi przemarsz w pobliżu słynnej góry i miasteczka i to będzie nasz ostatni styk z Cywilizacją, bo potem ruszamy na nasz turniej!
Tomkowi i Pablowi średnio podobał się ten pomysł z byciem ze sobą. Szanowali się na polu bitwy. Ale wśród innych aspektów życia bardzo się różnili nie chcieli się zbytnio dzielić doświadczeniem. Każdy z nich jednak zrobił tak jak prosił Mistrz. Zjedli po ciepłej kiełbasie. Każdy z nich potem poopowiadał swoje historie o duchach. Chcecie wiedzieć co opowiadał Pablo. Nie opowiadał żadnej historii. On zapatrzony w ognisko to w gwiazdy jedynie słuchał. Był jak wiemy mało towarzyską osobą. Po jakieś godzinie wszyscy już przymykali oczy mimo strasznych powieści i poszli do namiotów. Pablo wrócił do swojego nim jednak to zrobił. Znów spojrzał na gwiazdy i spytał pewne pytanie, które dręczyło go od narodzin.
Jakie przeznaczanie mnie tu przywiodło? – po tych słowach wlazł do Namiotów okrył się śpiworem i zasnął powtarzając – Czy cię odnajdę, moje praznaczenie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro