Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Ognisko zajarzyło się jasnym pomarańczowym płomieniem w podziemnym tunelu. Cienie stalaktyt tańczyły w rytm płomienia. - A zatem – Powiedziała postać w kapturze. Kaptur był czarny i jego kąciki dotykały ramion postaci. Jedyne co wystawało z kaptura to różowy wydłużony pysk jak u psa, rogi z boków kaptura i warkocz z tyłu powiewający do niższej części pleców. Całe szaty były czarne z czerwonym emblematem smoka. Wnętrze kaptura wypchana kolczugą. Górna szata sięgała do pasa, poza tylnymi zakończeniami, które sięgający do kolan. Ostry i długi ogon nerwowo leciał w lewą to w prawą stronę. Miała także na sobie czarne szorty z białym pasem po bokach sięgające do kolan. Postać szła Boso. Dolną część ciała przypominała jak u kota, białe pazurki i chodząca na palcach 

 – chcecie poznać historię mego pochodzenia i mych motywów – powiedziała to melodyjnym i spokojnym głosem.

Siadajcie, a opowiem – dokańczała sam przysiadując przy ognisku. I mimo, że była Blisko ogniska to nie oświetliło to jej twarzy. Jedynie co było widać to pysk, który wystawał zza kaptura. Pozostałe sześć osób przysiadło zgodnie z intencją rozmówcy.

- To co chcecie? Kiełbaski pianki?

- Ej a ja to co? – odezwała się oddalona postać

- Ty tam bądź cicho! – odezwała groźnie się zakapturzona postać – Dzieci i Demony głosu nie mają, a skoro ty jesteś obiema postaciami to się tyczy ciebie podwójnie! – ukazała ostre kły i strasząc nieco gości przy ognisku. Po chwili się uspokoiła, chowając swe zęby i rzekła spokojnie – ale jakby nie patrzeć ciebie też tyczy się historia zatem nie można zostawić się na lodzie

Po tych słowach jedna z postaci parsknęła, reszta prócz zakapturzonej spojrzeli na niego gniewnie. W tym momencie Zakapturzona postać wyciągnęła otwartą dłoń i wykonała gest by weszła. W tym momencie do ogniska przybliżyła się dosyć spora gródka lodu z uwiezionym z nią od pasa w dół dzieckiem w pasiastej koszulce. Mała dziewczynka ze skośnymi oczyma i krótko do ramion przystrzyżonymi włosami.

- Dlaczego...? -spytała i po chwili jedna z postaci urwała i dokończyła. Była to starsza kobieta z kozią głową z małymi zaokrąglonymi rogami, miała długie obwisłe uszy i miała na sobie purpurową i białą szatę. Dokończyła wstając

- ... Dlaczego tak ranisz moje dziecko! Ty...

- Tori... - odparła kolejna postać tym razem też homoidalny kozioł, większy po względem gabarytowym i z większymi rogami. Blond czupryna wraz z zarostem. Ten miał na sobie purpurowy sweter i niebieskie szorty - ... lepiej będzie jak nie będziemy jemu... jej...?

- Jej – poprawiła zakapturzona

- Jej przerywać, ukazując jak nas łatwo pokonała – skończył Kozioł

- Powstrzymała – tu znowu poprawiła postać – teraz proszę użyć tego słowa gdy będą opowiadała naszą historię, proszę użyć tego słowa i nie zadawać zbędnych pytań, bo nigdy nie ruszę z tego prologu. Teraz jak zacząć naszą historię.- tu się chwilę na myślała drapiąc się po lekko łuskowej brodzie.

- M-może tak od początku – powiedziała jedna drżącym głosem chowając się twarzą swymi rękoma czy też łapami koloru żółtej jaszczurki.

- Już wiem – odparła bajarka – Zacznijmy od czasu akcji dosyć niedaleka przeszłość, można ją nazwać 1, 2 miesiące, ale 2 ostatnie dni, które zmieniły biegów mojej i twojej historii. Teraz pora na miejsce. Miejsce bardzo odległe, jedne z takich, których nie można dostać się w konwencjonalny czy też normalny sposób. Mimo tego miejsce strasznie podobne do tego tutaj. Teraz pora na naszych bohaterów i losy, które zmieniły i wciąż mogą z mienić bieg wydarzeń...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro