Prolog
Ognisko zajarzyło się jasnym pomarańczowym płomieniem w podziemnym tunelu. Cienie stalaktyt tańczyły w rytm płomienia. - A zatem – Powiedziała postać w kapturze. Kaptur był czarny i jego kąciki dotykały ramion postaci. Jedyne co wystawało z kaptura to różowy wydłużony pysk jak u psa, rogi z boków kaptura i warkocz z tyłu powiewający do niższej części pleców. Całe szaty były czarne z czerwonym emblematem smoka. Wnętrze kaptura wypchana kolczugą. Górna szata sięgała do pasa, poza tylnymi zakończeniami, które sięgający do kolan. Ostry i długi ogon nerwowo leciał w lewą to w prawą stronę. Miała także na sobie czarne szorty z białym pasem po bokach sięgające do kolan. Postać szła Boso. Dolną część ciała przypominała jak u kota, białe pazurki i chodząca na palcach
– chcecie poznać historię mego pochodzenia i mych motywów – powiedziała to melodyjnym i spokojnym głosem.
Siadajcie, a opowiem – dokańczała sam przysiadując przy ognisku. I mimo, że była Blisko ogniska to nie oświetliło to jej twarzy. Jedynie co było widać to pysk, który wystawał zza kaptura. Pozostałe sześć osób przysiadło zgodnie z intencją rozmówcy.
- To co chcecie? Kiełbaski pianki?
- Ej a ja to co? – odezwała się oddalona postać
- Ty tam bądź cicho! – odezwała groźnie się zakapturzona postać – Dzieci i Demony głosu nie mają, a skoro ty jesteś obiema postaciami to się tyczy ciebie podwójnie! – ukazała ostre kły i strasząc nieco gości przy ognisku. Po chwili się uspokoiła, chowając swe zęby i rzekła spokojnie – ale jakby nie patrzeć ciebie też tyczy się historia zatem nie można zostawić się na lodzie
Po tych słowach jedna z postaci parsknęła, reszta prócz zakapturzonej spojrzeli na niego gniewnie. W tym momencie Zakapturzona postać wyciągnęła otwartą dłoń i wykonała gest by weszła. W tym momencie do ogniska przybliżyła się dosyć spora gródka lodu z uwiezionym z nią od pasa w dół dzieckiem w pasiastej koszulce. Mała dziewczynka ze skośnymi oczyma i krótko do ramion przystrzyżonymi włosami.
- Dlaczego...? -spytała i po chwili jedna z postaci urwała i dokończyła. Była to starsza kobieta z kozią głową z małymi zaokrąglonymi rogami, miała długie obwisłe uszy i miała na sobie purpurową i białą szatę. Dokończyła wstając
- ... Dlaczego tak ranisz moje dziecko! Ty...
- Tori... - odparła kolejna postać tym razem też homoidalny kozioł, większy po względem gabarytowym i z większymi rogami. Blond czupryna wraz z zarostem. Ten miał na sobie purpurowy sweter i niebieskie szorty - ... lepiej będzie jak nie będziemy jemu... jej...?
- Jej – poprawiła zakapturzona
- Jej przerywać, ukazując jak nas łatwo pokonała – skończył Kozioł
- Powstrzymała – tu znowu poprawiła postać – teraz proszę użyć tego słowa gdy będą opowiadała naszą historię, proszę użyć tego słowa i nie zadawać zbędnych pytań, bo nigdy nie ruszę z tego prologu. Teraz jak zacząć naszą historię.- tu się chwilę na myślała drapiąc się po lekko łuskowej brodzie.
- M-może tak od początku – powiedziała jedna drżącym głosem chowając się twarzą swymi rękoma czy też łapami koloru żółtej jaszczurki.
- Już wiem – odparła bajarka – Zacznijmy od czasu akcji dosyć niedaleka przeszłość, można ją nazwać 1, 2 miesiące, ale 2 ostatnie dni, które zmieniły biegów mojej i twojej historii. Teraz pora na miejsce. Miejsce bardzo odległe, jedne z takich, których nie można dostać się w konwencjonalny czy też normalny sposób. Mimo tego miejsce strasznie podobne do tego tutaj. Teraz pora na naszych bohaterów i losy, które zmieniły i wciąż mogą z mienić bieg wydarzeń...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro