Rozdział 4: Dług Wdzięczności
Pablo stanął naprzeciw grupce 5 ludzi z doktorem na czele. Oskarżające spojrzenie mówiło wszystko. Nie byli zadowoleni. Pytali co on robił w tej głuszy. Pablo zmyślił bajeczkę że przyszedł tu trenować i oczyszczał pole do ćwiczeń. Kupili tę historię. Zabrali go szarpiąc za koszulę do miasta gdzie nocował. Przez całą drogę wdrażano mu, że nie powinien przychodzić, ze to niebezpieczne i inne podobne bzdety. Jakby to nie był koniec jego kazań dostał podobne od mistrza zakonu.
- Jak mogłeś do tego dopuścić! Zniszczyć taka buławę! I jak niby zamierzasz walczyć? Mogłeś przecież użyć jakiegoś patyka jak już i przede wszystkim nie zapuszczać się w las.
- Przykro mi – odparł Pablo
- Ech miejmy nadzieje, że da radę pożyczyć jakąś buławę na turniej. Dobra ekipa lecimy spać, jutro powiadomię was jak przejdziemy obok góry.
- Czemu akurat obok? -spytał jeden z uczestników
- Obok, bo słyszeliśmy od miejscowego policjanta, że jakieś dziecko zaginęło w pobliżu góry. Mamy trzymać się blisko i omijać górę by ratownicy mogli przeszukać ślady.
- Tak oto tłumaczy się zaginieni z góry – odparł Tomek.
Pablo nie słuchał zbytnio ogłoszeń swego mistrza. Zbytnio się zamyślił nad wydarzaniem dzisiejszego dnia. Myślał nad tymi stworami. W końcu spotkał niezwykłe stwory zamieszkujące w tej krainie. Czy to były te stwory, które widział za młodu? Czy to te potwory o których mawiał tamten doktor? I skoro tak, to czemu kłamał na temat ich natury. No przynajmniej jednego z nich? Czy jeszcze ich spotka? Te i wiele pytań kłębiły mu się w głowie. Ciężko mu było zasnąć. Mimo, ze to pierwsze ciepłe łóżko, od kilku dni. Nawet to nie pozwoliło mu na spokojny sen. Wracał myślami do Essy. Strasznie był jej ciekaw, chciał ją bliżej poznać.
Po średnio przespanej nocy i obfitym, a przede wszystkim INNYM śniadaniu. Zebrali się przed noclegownią na kolejne zebranie drużyny. Niewiele więcej omówiono, niż w dniu wczorajszym tyle, że tym razem dobierają się systemem par i jak już wychodzą poza grupą to informują resztę. Nietrudno się domyśleć, że Tomek i Pablo byli od razu dobrani. Już mieli wychodzić gdy nagle ich grupę zatrzymał policjant. Ten o którym wspominał Mistrz. Był wysokiej postury z ciemnym wąsem i lekką nadwagą po kolei podchodził do każdego pokazując zdjęcie skośnookiego chłopca (przynajmniej tak mi to wyglądało) w pasiastej koszulce i włosami przystrzyżonymi do ramion. Pablo i reszta niestety nie pomogła funkcjonariuszowi prawa. Zrezygnowany dał tylko kilka słów ostrzeżenia na temat zaginięć i poszedł w swoją stronę. Jeszcze coś tam mruczał pod nosem, ale Pablo wyłapał kilka słów „przeklęta góra, hympf, ale i kolejne zaginiecie od kilku lat". Nie tracąc czasu zakon opuścił ciepłe wygody i ruszył w swoją stronę w stronę podnóża góry, tylko tak blisko będą jej przechodzić. Sama trasa jak mówił mistrz na zebraniu zajmie jakieś 2 dni. Pablo jakoś starał się nie skupiać na wędrówce tylko myślał o stworzeniu „Essie" ,nie oglądał pięknego porannego nieboskłonu, który właśnie rozpościerał się nad głowami grupy. Czasami wyobrażał sobie, że Essa gdzieś się kryje w zaroślach w pobliżu i próbuje zwrócić jego uwagę charakterystycznym „pssst". Psssst. Jakby faktycznie usłyszał. Przy trzecim 'PSSSSSSSSSSSSST" zrozumiał, że nie wyobrażał go sobie tylko faktycznie ktoś do niego szepcze. Spojrzał za siebie i zauważył Esse, kryjącą się w zaroślach i machała łapą w jego stronę by do niej podszedł. Przerażony Pablo musiał jakoś się oddalić od grupy by się z nią spotkać. Na poczekaniu poprosił o szybki postój, na WC. Reszta grupy się zatrzymała dzięki czemu mógł podejść do oddalonych zarośli i kucnąć w pobliżu krzaków by do niej zagadać
- Co ty tutaj robisz? – spytał nieco nerwowym szeptem
- Nie cieszysz się na mój widok?
- Nie no cieszę i się dziwię, myślałem, że się ukrywacie przed innymi
- No ty jesteś inny od innych. Czy nie czyni do ciebie normalnym?
- Odpowiesz mi co tutaj robisz? – powiedział zniecierpliwiony Pablo
- Jest mi i tacie strasznie przykro z powodu maczugi
- Buławy
- Nieważne, chcemy ci to wynagrodzić za trud
- Nie musisz to tylko przedmiot, a dla mnie ważne było, by zrobić to co należy
- Nie bądź taki skromny uratowałeś nam życia, gdyby nie ty ci ludzie by nas porwali lub gorzej. Tak czy tak chcemy ci to wynagrodzić.
- Nie może to poczekać?
- Może, ale do wieczora
Pablo pomyślał, że nawet dobrze się składa, wtedy grupa rozbija obóz i wtedy mógłby się jakoś wymknąć do niej.Był zainteresowany tą podzięką. Szybko omówili mniej więcej miejsce i czas spotkania. I szybko wrócił do grupy
- No, no widzę, że postój zmienił się w posiedzenie – powiedział Tomek. Pablo nie zareagował
Po przejściu sporej części drogi i do zapadnięcia zmroku Zakon robił obóz w pobliżu góry. Pablo szybko uwijał się z rozbiciem namiotu. Tomek się dziwił
- Jejku, spokojnie jakbyś śpieszył się na spotkanie czy coś
- Gdybyś tylko wiedział - pomyślał Pablo
Rozstawianie namiotu długo muz zajęło. Zbyt długo. Dla naszego bohatera takie długie oczekiwanie, było istną torturą. Dziwił się nawet dlaczego mu aż tak bardzo zależy na tym spotkaniu. A musiał jeszcze wymyślić sposób na czmychnięcie z obozu. Tu szczęśliwe wpadł na genialny pomysł. Wykorzysta do niego Tomka i to nie ujawniając zbytnio sekretów. Zbliżał się czas na kolacje, i znowu oczywiście musieli jeść te durne powtarzane gotowanie mistrza. Tomek znowu narzekał na, to, że jeszcze chwila i będzie zwracał to jedzenie na turnieju. Tutaj Pablo odparł, że z chęcią pomoże mu w tej kwestii. Skoczy s powrotem do miasta i kupi coś tylko dla nich do jedzenia. Ale pod warunkiem, że będzie go krył. Tomek spojrzał na niego podejrzliwie i powiedział
- Dlatego byłeś w takim pospiechu by zdążyć przed zamknięciem sklepów, tak?
- No dokładnie.
- Na pewno nie chodzi o coś więcej
- Niby o co? – spytał Pablo udając zaszokowanego?
- Żeby znaleźć przy okazji tego stwora, którego NIE MA?
- To przy okazji
- Widzisz nie oszukasz mnie, ok będę cię krył. Ale jeżeli znowu wpadniesz w jakąś kabałę jak wtedy z tamtą grupą to umywam przy tym ręce.
No to dzięki tej inwencji pomysłowości ruszył na spotkanie z Essą i zapewne z jej Ojcem. Gdy tak podchodził coraz bliżej spotkania, a było to w kilometry dalej. Koło pagórków otaczającej górę bez powrotu. Ogarniał go rosnący w sercu strach. Nie obawiał się o górę, z której nikt nie powrócił. Bał się raczej reakcji ojca na jego widok. Nie był raczej przyjaźnie do niego nastawiony, zaczynał też przypominając sobie historię doktora o tej całej wojnie. Może faktycznie te fakty się ze sobą łączyły. Tylko w takim razie czemu Essa nie wydawała się taką. Przynajmniej po tym jak ocalił ją przed pułapką. A nawet wtedy to udała taką groźną. Podobne zachowanie widywał wśród zwierząt. Robią się większy by wyglądać na groźniejsze by żaden drapieżnik do nich nie podszedł. Ta przeciwność skłoniła go do dalszej wędrówki i zastąpieniu strachu odwagą. Dodatkowy motyw to była ta tajemnicza podzięka. Z tą myślą trafił w końcu do nich. Ciężko było ich NIE zauważyć 1 wielkiego smoka z zabandażowaną łapą. Druga mniejszy smok z różowo czerwonym futrem ciężko nie zauważyć. Widać było, że gadali o czymś. W końcu Essa spojrzała w bok i ujrzała go.
- Widzisz przyszedł! Jest niesamowicie słowny – po tym podskakiwała do niego i gdy była blisko powiedziała – Super, że jesteś!
- Dlaczego tak się cieszysz na mój widok
- Miałbym się nie cieszyć z mojego im taty wybawiciela – powiedział błyskając ząbkami. Nieco przerażając Pabla. – Ale w najbardziej cieszę się z pewnego przedawnienia, którego będziemy świadkiem
- Przedstawienia?
- No Tato zaczynaj.
Wielki szedł powoli. Z ciężkim krokiem w stronę Pabla. Essa odskoczyła na bok i patrzyła z wielką ekscytacją. To przedstawienie miało się zacząć
- Cóż, ciężko mi to będzie wyznać przy tobie czło...
- Tato – syknęła Essa, pokazała łapą ruch okrężny jakby chciała powiedzieć powiedz poprawnie.
- Pablo, tak? – w tym momencie spojrzał na Esse, która uśmiechnęła się z aprobatą. Po tym ciągnął dalej – Chciałbym ci... Podziękować za uratowanie mi łapy i życia. Zgaduje, że utrata twej broni mogła być dotkliwa dla ciebie i zapewne dla twojej wyprawy i grupy.
- Eee nie ma o czym gadać to tylko przedmiot...
- Proszę mi nie przerywać – uciął ostro stwór – jest mi ciężko to mówić i nie chcę się pomylić. Dla wyprawy i grupy... i eee
- Oj tato – powiedziała Essa – skup się czy może mam ci wyczarować kartki z napisami?
- i w dowód mojej wdzięczności chciałbym ci dać to.
Tutaj odwrócił swój masywny łeb w stronę swojej tylnej łapy poruszał nieco i z miedzy kolana Wyciągnął pewien kij. Chwycił go zębami i skierował pysk w stronę Pabla. Ten kij okazał się Buławą. Obniżył łeb na równi Pablowi i mu ją podał – pforze – powiedział z zaciśniętymi zębami utrzymując broń w swym pysku. Pablo zdziwiony i w szoku przyjął wyciągnął ręce i stwór upuścił buławę i ku zaskoczeniu Pabla nie była za ciężka. Ba! Była idealnie zbalansowana. Była wąska u rękojeści skórzane pasy dawały pewny chwyt. Buława rozszerzała się ku dolnemu końcowi dając Jelec z wygrawerowanym smokiem z profilu i buchającego ogniem. Drugi koniec był smukły i lekko poszerzał się ku końcowi, kulisty pręt z rękojeści rozszerzał się przy kanciastym końcu. W rogach kanciastego brzegu miała wysunięte ostrza. Ostrze wyginały się niczym jęzory ognia, kierowane grawerem od Jelca po końce ostrza, gdzie się powiększały. Pablo był zdumiony tym pięknym rzemiosłem.
- Ty mi to dajesz, nie wiem czy mogę to przyjąć
- Ależ możesz i musisz zrobiłem go dla ciebie w podzięce za ratunek. Przyda ci się na tą twoja wyprawę.
- Teraz zaczynam się zastanawiać czy jest adekwatna, na tym turnieju to my walczymy, ale zabezpieczoną bronią.
- To da się zmienić, przekręć Jelec ze smokiem.
Pablo posłusznie wykonał polecenie. Przekręcił Jelec z ziejącym ogniem smokiem. Przekręcił na Smoka, który stał spokojnie z profilu. Wtedy z charakterystycznym świstem ostrza wniknęły w buławę, teraz przypominał Sparingową pałkę. Nagle zauważył, że w miejscu gdzie były płomienne ostrza grawer prowadzące od smoka zajaśniały bladym pomarańczowym światłem
- Pomarańczowy? – powiedział pół szeptem stwór.
- To coś oznacza. – spytał nieco zaniepokojony
- To oznacza, że ostrze... Buława jest dopasowana do charakteru.
- Naprawdę nie wiem co powiedzieć – odparł Pablo machając swoją bronią zadziwiając się jaka jest dopasowana wagowo. No i wzbudzi zadrosć tego nieznośnego Kacpra.
- Nie musisz nic mówić, myśl o tym jako pamiątka od Dereka. – odparł stwór
- Ach nigdy nie sądziłam, że to ujrzę – odparła Essa – niesamowite przedstawienie – a tak źle mówiłeś o ludziach a tu coś takiego.
- Córeczko wybacz, ale gdybyś widziała to co ja podczas tej wojny, tyle pyłu zostało rozsiane, ludzie byli pod tym względem bezlitośni.
- Mówicie o wojnie między ludźmi a potworami. To jednak nie była bajka
- Tak dawno to trwało, ze rozrosło się do zwykłej Bajki? – zdziwił się Derek – ciekawe jakich głupot jeszcze naopowiadali o tej wojnie.
- Jak macie czas to opowiem, ja jeszcze nie muszę wracać. – Pablo nie chciał nawet za szybko wracać w końcu spełniają się jego marzenia spotkania i rozmowy ze stworami. Nawet tego sobie nie wyobrażał, że będzie z nimi od tak gadał. Mimo ekscytacji chował swe emocje, nie przywykł do ukazywania ich. Opowiedział wszystko to co opowiedział doktor, tuż przed wyjściem, po tym jak skończył
- Cóż za bzdury. – prychnął Derek – To wy zaatakowaliście pierwsi. Wy. Nic wam nie wadziliśmy, ale wy chcieliście naszej mocy....
- Tato! Znowu uogólniasz – ucięła Essa.
- Przepraszam strasznie po prostu to przeżywam. Minęło tyle lat, a ja wciąż...
- Rozumiem – odparł Pablo. – jak nie chcesz to tym rozmawiać, bo cię to rani to nie musimy o tym gadać. Zresztą i tak już długo rozmawiamy. Ciemno się zrobiło
Faktycznie, po chwili zrobiło się bardzo ciemno. Słońce już ledwo było widoczne na horyzoncie i chowało się w cieniu licznych drzew. – już chyba na mnie pora – odparł Pablo odwracał się napięcie gdy nagle doskoczyła grodząc mu drogę mniejszy stwór i powiedziała
- Proszę cię jeszcze nie odchodź. – spojrzała mówiąc to z wielki kocimi oczyma. Niczym kot, który domaga się pieszczot, uwagi, zabawki czy tez jedzenia. – W końcu mam jakiegoś rówieśnika i przyjemnie mi się z tobą przebywa. Nie czujesz tego. To piękna tęsknota, jak równie piękna jest przyroda.
- Widzę, ze też doceniasz piękno przyrody i nie będę kłamał, wciąż myślałem o tobie.
- No a teraz jak nie grozi nam niebezpieczeństwo w końcu możemy pogadać. Na Spokojnie.
Zaczęli rozmawiać na rozmaite tematy. A to o przyrodzie, ich najpiękniejsze widoki. O swoich przeszłościach. O marzeniach. Essa była strasznie zaciekawiona Historią Pablo o tym dziwnym stworze, który widział za młodu. Nikt inny nie chciał słuchać tej historii, a tym bardziej wysłuchiwać i dyskutować o tym co to mogło być.
- Widać inne stwory też chadzają na tym świecie, mogło to być wszystko
- Jakaś żółta jaszczurka z garbem?
- Jakiś człekokształtna ryba?
- Ludzki kozioł?
- A może ty?
- Gdzie tam teraz zmyślasz – zaśmiała się – Teraz to się podwalasz
- Sama zaczęłaś
Pablo jeszcze nigdy tak długo i miło nie spędzał czasu z inną osobą, która podzielała jego poglądy. Skończyli na tym, że leżeli na trawie i patrzyli w gwiazdy, które niedługo potem ukazały się na niebie.
- Niesamowicie piękne, prawda? – spytała Essa
- Tak, przyroda jest piękna, ale to jest jej największe dzieło.
- Myślisz czasem, że one coś znaczą więcej niż tylko, że tam są.
- A ty?
- Nieładnie odpowiadać pytaniem na pytanie. Ale ok. Według w naszej tradycji gdy patrzymy w gwiazdy i czegoś życzymy to wierzymy, że to się spełnia.
- Masz jakieś życzenie,
- Nie powiem, bo się ono nie spełni. Ale wiesz, co jak mi się spełni to ci powiem. – zachichotała – Teraz twoja kolej sądzisz, że coś więcej znaczą.
- Pewnie. Czasem myślę, że one prawdą moim losem, tam gdzie powinien być i co robić. Czasami przez to wracam to przeszłości myślę co wcześniej mogłem zrobić by trafić na odpowiednią drogę i czy dobrze postępuję. I czasem gdy myślę o tych błędach to mnie strasznie denerwuje
- Wiesz, nie możesz się tak zatracać w przeszłości. Musisz myśleć o tym co raczej jest teraz i skupić się na tym pięknie, które masz w tej chwili. I nie przejmuj się drobnostkami bo one cię wykończą i skończysz jak mój ojciec zatracony w swej przeszłości.
- Aż tak źle
- Tak źle – tutaj zaczęła imitować męski głos swego ojca, który jej nie wychodził – że skończysz jako wielki stwór z nadwagą myślący o okrucieństwie przeszłości, zapominając o ważnych rzeczach
Pablo się zapatrzył w gwiazdy, przewracając oczami za ten występ Essy.
- Miało to zabrzmieć zabawnie, ale trochę źle mi wyszło, ale chyba mnie zrozumiałeś prawda
- Coś w tym jest. Może jak będę szukał to tutaj znajdę motywację u swoich.... SZLAG!- nagle zerwał się na równe nogi, tak, że Essa odturlała się i napięła grzbiet w przerażonej pozie - Ale się zasiedziałem! Muszę wracać!
- Aj moja wina, niepotrzebnie cię przytrzymywałam.
- Nie szkodzi, miło się rozmawiało. Liczę, że się jeszcze spotkamy
- Możemy jutro mam idealne miejsce w pobliżu.
Szybko podali swoje kolejne miejsce spotkania i Pablo pomknął do swego obozowiska. Nie myślał jak następnym razem zamierzał się wymknąć. Najważniejsze było by teraz dotarł na miejsce. To było w jego stylu nie myślał nad drobnostkami, nawet nad tym, czemu Essa w takim rushu popędzała znajomość z nim i mocno wymuszenie zaciskała z nim więzy. Jednak nie myślał nad tym jak najszybciej dostać się do obozu i wymyślić wymówkę. Liczył, że jego kolega na wystarczająco długo utrzyma grupę w niewiedzy o jego nagłym zniknięciu. Śmigał niczym wiatr szukając najszybszej drogi, ocierał się o boczne gałązki plątał się i skakał po korzeniach i parł przed siebie. Już był blisko obozowiska wywnioskował po świetle z pobliskich ognisk. I widział jak jego kolega machał kijem w lewo i prawo. Co jakiś czas uderzając o drzewo lub pobliskie gałązki. Wykrzykiwał, „niedobrze" „spróbuj ponownie", „jest lepiej" Gdy już ujrzał kumpla. Zaniechał machania i uderzania o drzewa. Szybko podszedł do niego i pyta z poirytowaniem
- Stary! Co tak długo! Nawet nie wiesz, jak długo musiałem się namachać. Mistrza zaczął się martwić, że się przetrenujemy, mam już dość i... A to co?
Po chwili wskazał na wiszący u pasa nowo nabytą buławę.
- No widzisz, nie znalazłem jadła, tylko coś lepszego
- Pokaż szybko.
Pablo niechętnie ukazał mu broń.
- Jest niesamowita i jaka piękna. Na bank da nam przewagę. Co tam super Zbroja Kacpra to jest dopiero cacko
- Nie gniewasz się?
- Coś ty to jest nawet lepsze. Wytrwam kolejne 10 porcji potraw mistrza z rzędu na coś takiego
- Faktycznie ładne cacuszko – odpowiedział głos dochodzący zza ich pleców. To był Kacper ich „kolega" z którym nie tak dawno wykłócał się nasz bohater – To dlatego kazałeś Tomkowi tak się wydurniać.
- To ty wiesz? – spytał z niedowierzaniem Tomek
- Daj spokój. Nie oddaliłeś się zbytnio i słychać było tylko ciebie.
- Tylko spróbuj nas wydać - odparł z gniewem Pablo.
- A czy ktokolwiek mawiał o wydawaniu. Nie martwcie się nie zamierzam tego zrobić... Jeszcze. Ciekawi mnie jedna rzecz. Jakim cudem to cudeńko trafiło w twoje ręce?
- Wiesz, że powiedziałeś to samo 2 razy
- Szczerze to sam chciałem wiedzieć – powiedział Tomek.
- Dostałem z prawie bezcen ze straganu w miasteczku
- Phi – odparł Kacper – i sądzisz, że taki „cudowny" złom zapewni ci zwycięstwo? – po krótkiej przerwie rzucił – rzucam ci wyzwanie pojedynek jutro z rana
- Stoi – odparł Pablo – uwielbiam wyzwania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro