Epilog II
Przestań płakać. Dlaczego tak stoicie? Dlaczego uciekacie wzrokiem? Możecie tego słuchać? Niech ona przestanie płakać.
Czytałem wasze kondolencje w Internecie. Wasze, dziennikarzy z całego świata. Ona też je czytała. Widziałem na filmie kibica wasze twarze, kiedy na telebimie wyświetliła się wiadomość o jego śmierci. Ona też je widziała. Nie ruszaliście się, nie oddychaliście. Zupełnie tak jak teraz. Dlaczego nie podacie jej ręki? Zdziera kolana na bruku. Chcecie, żeby krwawiła jeszcze bardziej?
Nawet ty, Kamil? Nie zasłaniaj twarzy. Otwórz szeroko oczy. Dlaczego boisz się spojrzeć? Jesteś większym tchórzem, niż myślałem.
Jurij? Gdzie jest twój przyjaciel? Gdzie jest jego matka? Myślisz, że chciałby, żebyś wpatrywał się w czubki swoich butów? Nie wierzę, że są aż tak interesujące. Zawodzisz go, Jurij. Zawodzisz.
Severin? Po co ci okulary? Nie chcesz, żeby ktokolwiek widział twoje zaczerwienione oczy? Nigdy nie byłeś taki wstydliwy. Dlaczego boisz się okazywać to, co naturalne? Taki z ciebie mężczyzna? Przyjaciel mordercy. Współwinny. Zabójca. Dlaczego nie zeznawałeś w sprawie? Teraz zżerają cię wyrzuty sumienia? Jesteś wrakiem, Severin. Twój kolega zgnije w więzieniu. Ty zgnijesz we własnym ciele.
Sven? Sven Hannawald? Pamiętam twój post na Facebooku. Długi post. Płaszczyłeś się przed całą jego rodziną. Dlaczego teraz nic nie mówisz? Odebrało ci mowę? Popatrz, jej też. Potrafi tylko płakać.
Już się rozchodzicie? Idźcie. Idźcie do diabła. Widzicie tych dziennikarzy, te hieny kłębiące się pod ogrodzeniem? Powiedzcie im, jak bardzo wzruszająca była uroczystość, że nigdy wcześniej nie byliście na równie pięknym pogrzebie. Wspomnijcie o zwijającej się w agonii matce przy grobie syna. Oni to lubią. Lubią sensacje. Chcą widzieć łzy, rozpacz i zgrzytanie zębami. Przydajcie się na coś. Tchórze.
Nie mogą jej podnieść. Mąż, dwóch synów, dwie córki. Nie mogą jej podnieść. Krzyczy. Odpycha ich. Podchodzę, chcę im pomóc. Chwytam ją za ramię, ale wyślizguje mi się. Błaga, byśmy ją zostawili. Ojciec bierze najmłodsze dziecko za rękę i odchodzi w przeciwną stronę co pozostali.
- To nie twoja wina, Kenneth- mówi do mnie Cene- To nigdy nie była twoja wina.
Wyświadczcie mi przysługę i przysypcie mnie ziemią.
Nie można żyć bez serca.
*****
Okej, teraz to już definitywny koniec (chyba, że modest_amaro znowu mnie natchnie).
Piszcie co sądzicie x
(btw, dzisiejsze podium to życie)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro