Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog



– No i to tak.

Pociągam nosem i drapię się po głowie. Ona nie mówi nic. Nie odezwała się ani razu podczas mojego monologu, co jakiś czas tylko robiła notatki.

Nie wiem, ile już tu siedzę. Za oknem nadal jest jasno. Godzinę, dwie? Bolą mnie nogi. Za długo się nie poruszam. Słyszę jadącą karetkę na sygnale.

– Jak się czułeś, jak zareagowałeś, kiedy Daniel cię o tym poinformował?

– Nie pamiętam- wzruszam ramionami– Powiedzieli mi, że rwałem włosy z głowy, rzucałem talerzami, ogólnie histeryzowałem.

Spoglądam na bliznę na dłoni po głębokim przecięciu szkłem. Dotykam jej opuszkiem palca.

– Jest jeszcze to nagranie.

Odruchowo ściskam mocniej telefon, czuję jak moje dłonie zaczynają się pocić.

– Możesz mi je pokazać?

Biorę głęboki oddech. Od zapachu kadzidełka kręci mi się w głowie. Im szybciej to zrobię, tym wcześniej będę w domu. Wystukuję hasło, wchodzę w zapisane pliki audio. Klikam „odtwórz" nieświadomie przegryzając wargę do krwi.

Cześć, Kenny. Chyba jesteś zajęty, ale jest coś na rzeczy i muszę ci coś powiedzieć. Tak, no, koniecznie teraz, a że w chwili, kiedy to mówię mnie nie słyszysz, to jakoś mi tak łatwiej. Więc... dużo myślałem. O nas. O tym, co jest pomiędzy nami. Bo... przepraszam. Wiedziałem, że ci się podobam, już od jakiegoś czasu. Nikt nie musiał mi mówić, sam się domyśliłem. Na początku chciałem odpuścić, odsunąć się w kąt. Nie chciałem cię krzywdzić, bo myślałem, że nie jestem w stanie dać ci tego, czego w jakimś stopniu ode mnie oczekiwałeś, marzyłeś. Tylko, że wiesz co... problem w tym, że chyba jestem na ciebie skazany. Nie mogę, nie chcę się od ciebie uwolnić. Uwielbiam spędzać z tobą czas, wiesz? Za każdym razem cieszę się tak samo, a może nawet bardziej, kiedy się spotykamy, rozmawiamy przez telefon czy chociaż odpiszesz mi na smsa. Czasem mam wrażenie, że zgłupiałem i zachowuję się jak jakiś gówniarz, ale jeżeli mam być szczery, to mam to gdzieś. Niby dlaczego miałbym wstydzić się być szczęśliwym? Rozmawiałem rano z Jaką. Powiedział, żebym robił to, co mówi mi serce i żebym przysłał mu pocztówkę z Norwegii. Wiem, czego chcę i mam wrażenie, że ty też, Kenny. Przepraszam, że musiałeś czekać tak długo. Teraz tankuję auto, nie mam pojęcia kiedy będę w Lillehammer, ale na samolot pojutrze nie mam zamiaru czekać. Nie potrafię usiedzieć w miejscu, po prostu muszę się z tobą zobaczyć i koniec. Cieszę się, że cię mam, Kenny. Jestem cholernym szczęściarzem. Do zobaczenia, zorzo polarna."

Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć.

– Czy ktoś jeszcze wie o tym nagraniu?

– Chłopaki coś słyszeli– odpowiadam na wydechu.

Zaciskam z całej siły powieki, byleby tylko się nie rozryczeć. Gdybym zaczął, już bym nie przestał, a nie mam ochoty na jakiś dotyk dłoni, że niby nie jestem z tym sam. Gówno prawda. Czy mogę już wyjść? Czy mogę zarzygać twój dywan?

– Znam to już na pamięć– szepczę– Ciągle słyszę w mojej głowie jego zniekształcony przez telefon głos. Już nawet nie pamiętam, jak brzmiał ten naturalny. W myślach, snach, ciągle stoi za mgłą, z dnia na dzień coraz gęstszą i  jest dla mnie bardziej i bardziej niewyraźny. Boję się, że go zapomnę.

– Nigdy tak nie będzie– niby mnie pociesza.

Nie słucham jej. Kręci ozorem, nadaje jak katarynka. Pieprzy głupoty. Już na zawsze zostanie w twoim sercu, blablabla. Nie mam ochoty tego słuchać. To mi nie pomaga. Ani razu mi nie pomogła. Wszyscy są przekonani, że jak powiedzą coś w stylu „hej, nie bądź już smutny", to od razu zacznę skakać z radości. No dobra, może nie wszyscy. Niektórzy nic nie mówią, tylko przynoszą mi jakieś słodycze. Hauer zawsze upewnia się, że mam wystarczającą ilość zapasów na przetrwanie, a Tande stara się coś ugotować. Czasem pomaga mu Fannemel, Stjernen, rzadziej Forfang. Velta myje mi podłogi.

– Na dziś chyba już skończymy– mówi zamykając zeszyt– Chyba, że jest jeszcze coś, co cię dręczy.

– Wiesz, co mnie dręczy?

Ty mnie dręczysz, jędzo.

– Przeszywający pisk jego matki, kiedy spuszczali trumnę do dołu w ziemi. Przed oczami mam czerwoną twarz Domena zaciskającego pięści, Cene przyciskającego do piersi Emę, która przez cały czas wyciągała rękę do najstarszego brata, chcąc się wyrwać z uścisku, Božidara Prevca odwracającego żonę od widoku dębowych desek. Kiedy uda mi się zasnąć, budzi mnie świdrujący wzrok jego rodziny, która krzyczy, że to wszystko moja wina. Gdyby nie ja, ich syn by żył. Gdyby nie mój egoizm, jego narty nie wisiałyby na kołku.

– Od początku masz takie sny?

– Od pogrzebu, czyli jakieś siedem miesięcy.

– Śnił ci się kiedyś Peter?

– Zakrwawiony. Ze zmiażdżonymi nogami.

– Czy kiedyś...

– Dzwoniłem do niego setki razy. Wiem, że to głupie. Miałem nadzieję, że odbierze. Powie, że miał na obiad rybę z frytkami, że za trzy godziny idzie na siłownię, że Freund znowu działa mu na nerwy. Żeby roześmiał się do słuchawki i zaczął narzekać, że trawa w ogrodzie szybko rośnie, a jemu nie chce się odpalać kosiarki. Za każdym razem słyszę jedno i to samo. Abonent chwilowo nieosiągalny. Nie wiem, co zrobili z jego telefonem. Dobijam się codziennie.

Zapisuje coś na kartce samoprzylepnej. 

– Kontaktujesz się z Severinem lub Jaką?

– Freund gdzieś wyjechał. Nie wiadomo gdzie, na jak długo, w sumie niewiele mnie to interesuje. Ten facet, który nie ustąpił pierwszeństwa... jemu, podobno jest, albo był, kolegą Freunda, ale nie wiem, może to tylko plotka. Jaka czasem dzwoni. Nie mamy zbytnio o czym rozmawiać.

Kiwa głową. Znowu coś mówi, znowu nie zwracam uwagi. Na szczęście zorientowała się szybciej niż zazwyczaj. Podaje mi rękę, wstajemy, puszcza mnie przodem. Waham się przed wyciągnięciem smartfona z kieszeni schodząc na parter, w końcu jednak zapinam tylko bluzę i wychodzę na zewnątrz. Zaciągam się powietrzem, nieskażonym owocowym kadzidełkiem gabinetu. Uśmiecham się do siebie.

Dzisiaj chyba się przejdę.

'cause you said ours where the lighthouse towers

the sand upon that place

darling, i'll grow weary, happy still

with just the memory of your face


*****

nie będzie miziania ani innych czynności cielesnych dających przyjemność, hehe

Starałam się, żeby rozdziały i epilog miały jakieś powiązania ze sobą, no i dosyć pykło! Wierzcie lub nie, ale Piotrusia miałam zamiar uśmiercić już od samego początku (czyli jakoś w maju) i ten temat w ogóle nie podlegał dyskusji, musiał zginąć i koniec. "Solitary" zakończyło się cukierkowo, przecież nie chciałabym, żebyście dostali cukrzycy od nadmiernej ilości cukru! Tak o Was dbam 😚

Dziękuję za, na ten moment, 1.4k wyświetleń, 159 gwiazdek i ~50 komentarzy!

Co do kolejnych opowiadań- nie wiem. Znaczy, wiem że będą, ale nie wiem o kim, ani o czym. W folderze mam zaczęty jakiś fic z Grzesiem, Kraftem i Michim, kolejny z Domenem, a jeszcze inny, do którego nie zaglądałam od jakichś trzech lat, z Maćkiem Kotem (pamiętne czasy szału macic na jego widok). Najpierw jednak chciałabym to sobie wszystko spisać i opisać, dlatego do końca roku pewnie już nic się ode mnie nie pojawi.

Jeśli macie jakieś pomysły, śmiało.

No i nie zapomnijcie napisać w komentarzu, co myślicie o epilogu 😎

xx

edit: oczywiście, zapomniałam. cytat zarówno z epilogu jak i dziesiątki pochodzi z tej samej piosenki Bena Howarda- Gracious. do ewentualnego odsłuchania w mediach. besos.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro