Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dwa


Cieszyłem się z dwóch miejsc na podium- jednego wywalczonego indywidualnie, drugiego wspólnie z chłopakami. Brakowało mi rywalizacji. Po pierwszym oddanym skoku poczułem, że żyję. Nie miałem długiej przerwy od latania, to prawda, ale... wtedy było jakoś tak wyjątkowo. Z jakiegoś powodu te dwa konkursy były dla mnie ważne. Szkoda tylko, że Peter nie podzielał mojego entuzjazmu. Gratulował mi z uśmiechem na ustach, ale kilka chwil później znowu spuszczał głowę i odchodził do swoich. Ta sprawa z dziewczyną naprawdę go poruszyła.

Chciałem jakoś go pocieszyć, dlatego zaraz po drużynówce zaproponowałem, że może obejrzymy jakiś film. Nie był zbyt chętny, ale zgodził się. Powiedział, że poczeka na mnie pod skocznią, aż skończę udzielać wywiady. Pomachał mi na odchodne, a ja starałem się załatwić wszystko najszybciej, jak tylko byłem w stanie.

Niecałą godzinę później wyszedłem z budynku, gdzie odbywała się konferencja prasowa. Schodziłem niezbyt stromym zboczem na dół, a w oddali widziałem już sylwetkę Słoweńca. Przyspieszyłem kroku, ale wtedy zobaczyłem jakiegoś faceta podchodzącego do Petera. Nie widziałem kto to, ale na oko był jego wzrostu. Rozmawiali przez moment, po czym nieznajomy przybliżył się do Petera na dosyć... niebezpieczną odległość. Dzieliło ich nieprawdę niewiele. Poczułem wewnętrzny sprzeciw. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, Prevc odepchnął faceta, a ten tylko schował ręce do kieszeni i odszedł.

Zbiegłem z pagórka i zacząłem wypytywać o tamtą sytuację.

- Nieważne- rzucił zirytowany- Możemy już iść?

Pokiwałem głową i ruszyliśmy. Przez całą drogę do hotelu, czyli jakieś piętnaście minut, nie odzywaliśmy się do siebie. Było mi głupio. Czułem, że mu przeszkadzam.

- Przełożymy ten film na kiedy indziej?- spytał, kiedy zatrzymaliśmy się tuż przed budynkiem.

Ciągle unikał mojego wzroku. Był zdenerwowany, ale też smutny, jakby bezsilny...

Powiedziałem, że nie ma sprawy, film nie zając, nie ucieknie. Uśmiechnął się delikatnie w podzięce, a ja tak strasznie chciałem go przytulić. Jakoś się powstrzymałem i dobrze. Życzyłem mu tylko dobrej nocy i wbiegłem schodami na pierwsze piętro. Wszedłem do pokoju dzielonego z Tande, ale jego nie było, na szczęście. Nie miałem ochoty odpowiadać na jakiekolwiek pytania. Walnąłem się na łóżko i starałem zasnąć. Nazajutrz czekała mnie bezsenna noc.

***

- Kenny?

- Co?

- Zostaniesz moim chłopakiem?

Trzepnąłem Hauera w łeb mając nadzieję, że zastanowi się dwa razy zanim palnie coś głupiego, ale biorąc pod uwagę jego stan...

Wszyscy, dosłownie wszyscy, schlali się do upadłego. Może i sporo było do świętowania- urodziny Semenica, miejsca na podium Polaków, ale moim zdaniem przesadzili. Nie byłem święty, też popiłem, ale nie w takim stopniu jak moi koledzy. Głównie śmiałem się z ich zachowań. Niektóre wydarzenia upamiętniłem na filmach i zdjęciach, takiego na przykład Freitaga dającego popis swoich tanecznych umiejętności na barze, czy nieśmiertelnego duetu Hayböck & Kraft śpiewających na całe gardło.

Odwróciłem głowę i zdziwiłem się, jak blisko mojej twarzy znajduje się Fannemel.

- A ten?- wskazał palcem na kogoś z podrygujących pijaków na parkiecie.

- Kraus?

Przytaknął energicznie, czekając aż rozwinę temat.

- Co z nim?

- Słodki Jezu, cud, po prostu cud- klasnął w ręce Tande.

Anders zgromił go wzrokiem, ale wyglądało to tak komicznie, że nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Chyba poczuł się urażony, mruknął coś pod nosem i chwiejnym krokiem odszedł od naszego stolika.

- Jaki cud?- kontynuowałem temat.

- Podaje tu drinki, brunetka, nogi do nieba, ma czym oddychać. Taka laska, człowieku, taka laska!- ścisnął pięść by podkreślić prawdziwość swoich słów, po chwili jednak machnął ręką zrezygnowany- Zresztą, co ci będę mówił, ty i tak niezainteresowany.

Parsknąłem w odpowiedzi i zacząłem rozglądać się za tym, którym jak najbardziej byłem zainteresowany. Zawsze i wszędzie, a jak.

Na początku imprezy podszedł do mnie na moment, zamieniliśmy parę słów, a potem to już cały czas siedział ze swoją kadrą. Wtedy jednak przy stoliku Słoweńców byli tylko Dežman, jubilat Semenič, Kranjec i Harri Olli, z jakiegoś nieznanego mi powodu, ale Prevca ani widu ani słychu. Jaka przycupnął w kącie z kieliszkiem w dłoni i tak jak ja ogarniał wzrokiem wszystkich dookoła. Scena niczym z jakiegoś teledysku, czekałem tylko, aż zacznie śpiewać. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a może to i lepiej.

- Mam propozycję!- wyciągnął rękę Forfang, jakby zgłaszał się do odpowiedzi w szkole- Umówię się z tobą- wskazał na mnie- Jeżeli zrobisz coś z włosami.

- Po moim trupie- wyśmiałem go dopijając jakiś nieznany mi trunek i próbując nie zaliczyć bliższego spotkania mojej twarzy z podłogą, zygzakiem poszedłem się przejść.

Chciałem znaleźć Petera. To był mój jedyny cel w tamtym momencie. Przepychałem się między setką ludzi, próbujących, tak jak ja, nie zwymiotować, albo chociaż to opóźnić. Rozglądałem się, nigdzie jednak nie dostrzegłem twarzy, którą najbardziej chciałem zobaczyć.

Od wysiłku zaschło mi w gardle, dlatego chwyciłem za butelkę czystej i wypiłem kilka łyków, resztę zabierając ze sobą na kolejną tego typu okoliczność. Postanowiłem wyjść z klubu, ale jak to mówią „łatwo powiedzieć, trudniej zrobić". Przystanąłem na moment i zamknąłem oczy próbując uspokoić mój błędnik, któremu trudność sprawiało odróżnienie podłoża od sufitu. Minutę później odetchnąłem głęboko i obrałem azymut na szerokie drzwi w odległości jakichś dwudziestu kroków ode mnie. Podpierając się na krzesłach, ścianach i kolegach po fachu wreszcie poczułem na twarzy świeże chłodnawe powietrze. To był jeden z najprzyjemniejszych momentów w moim życiu.

Pacnąłem tylną częścią ciała na ziemię, przyciskając do piersi wysokoprocentowy skarb. Chciało mi się spać. Z kieszeni wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Prevca. Nie odebrał ani za pierwszym, ani za czwartym, ani za dziesiątym razem. Pomyślałem, że może śpi już grzecznie w hotelu i w sumie taka wersja wydarzeń mi jak najbardziej odpowiadała.

Dźwignąłem się na nogi, ale zakręciło mi się w głowie i upadłem. Usłyszałem głośny trzask. Obok mnie pływały kawałki szkła w mojej najcenniejszej, jedynej prawdziwej miłości. Zawyłem przeciągle. Zwinąłem się w kulkę na twardym betonie w ciszy przeżywając żałobę po stracie alkoholu.

- Gangnes?

Nie odpowiedziałem, pociągnąłem tylko nosem.

- Boże.

Poczułem, jak ktoś próbuje mnie podnieść, ale byłem zbyt słaby żeby się oprzeć. Nieznajomy trzymał mnie za ramiona, a ja dopiero wtedy poznałem twarz swojego trenera.

- Coś ty ze sobą zrobił- powiedział cicho Stöckl kręcąc głową.

- Ona nie żyje- odparłem płaczliwym głosem nie powstrzymując już łez.

- Co? Kto nie żyje? Co się stało?- zaczął mną postrząsać, wyraźnie zdenerwowany.

Wskazałem wzrokiem na mokrą plamę i szczątki.

- Miała tyle do zaoferowania...

Syknąłem, kiedy trener wpił palce w moje ramię. Cedził cicho bardzo nieładne słowa, po czym niemalże dosłownie wrzucił mnie do samochodu i zatrzasnął drzwi. Wrócił się do budynku po resztę, a ja przytuliłem się do oparcia siedzenia i kładąc rękę pod głową, zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro