Ząb dla Eurus
Cześć. Na wstępie chciałam tylko powiedzieć, że rozdziały bedą pojawiały się rzadziej. Rok szkolny itp.
Dedykowane Nastqaa
Polecam czytać z tą oto muzyką tam.
_____
Oczywiście ktoś im musiał przerwać...
- Kochanie! - krzyknęła pani Holmes od progu. - Jestem z ciebie taka dumna, to...Wiliamie? - fuknęła oburzona. Czy jej syn przytulał się do kogoś?! Do mężczyzny?! Oj, gdyby wiedziała tyle co wiem ja...
- Mamo...- Sherlock puścił Johna i spojrzał butnie na swoją rodzicielkę. - To mój przyjaciel. - sprostował. Mrow, jaki buntownik.
Zabawne. Chciało mi się śmiać. Przyjaciel? Czyżby? Nie czułam się zazdrosna. Wiem przecież, że w kwestii związku młody Holmes nie ma nic do powiedzenia, a jego rodzice mnie wprost uwielbiają.
- Sherlocku, następny występ będzie za tydzień. - zaczęłam. - Więc masz wolne.
W jego oczach mogłam dostrzec krótki błysk podeksctowania. Ale jego matka ukróciła wszelkie pomysły.
- Dowiedziałam się, że mój syn jest chory. - powiedziała unosząc brew.
Do garderoby wszedł jeszcze pan Holmes. Ubrany jak zwykle bardzo bogato i elegancko. Ucałował mnie w rękę, jednak ja na szczęście miałam rękawiczki...
- Panienko Adler...- mruknął. - Pan Moriarty. Watson. - skinął głową.
Jak zwykle nie zauważyli Molly. Ta dziewczyna nie wie jak się pokazać światu.
- Wiliamie Sherlocku Scottcie. - zwrócił się do syna. - Powiedziano nam o Twojej chorobie i wraz z Twoją matką zadecydowaliśmy, że na tydzień możesz pomiekszać trochę w domu. Chcielibyśmy również zaprosić Cię na obiad, jednak nie wiemy co jedzą anorektycy. - dumnie użył słowa "anorektycy" ojciec Holmesa.
- Nie jestem...- zaczął brunet. Uroczo wydął usta, aż bym je pocałowała.
- Anorektycy to osoby, które nie chcą jeść nic. Z całym szacunkiem, państwo Holmes...- co ten Watson wyprawia?! - Opiekuję się Sherlockiem. Państwa syn nie może zjeść żadnych wykwintnych potraw. Najlepiej mało i prosto. Wczoraj udało mi się go namówić do zjedzenia owsianki, a przedwczoraj zjadł pierożki mojej babci.
- Kim jest ten czarujący dżentelmen? - zapytała brunetka w niebieskiej sukni. Prawie otworzyłam buzię z zazdrości. Siostra Sherlocka. Bardzo, ale to bardzo rzadko przychodziła na występy swojego brata. Ponoć kiedyś chciała wrzucić go do studni! A jednak coś niej...było takie przerażające, piękne i czarujące. Jej strój w żadnym wypadku nie był powiązany z dzisiejszą, ani nawet wcześniejszą modą.
- John Watson, madame. - Blondyn ucałował ją w rękę i lekko się pokłonił. Był bardzo pewny siebie.
Eurus zachichotała sztucznie, a Sherlock przewrócił oczami.
- Ma pan dużą wiedzę. - straszy Holmes pokiwał głową z uznaniem.
- Dziękuję, sir. Kiedyś chciałem być lekarzem. - przyznał grzecznie. Sprytny jeżyk. Czyżby chciał oczarować teściów? Sherlock i tak będzie mój!
- Czy pan też zechce przyjść na obiad? A może kolacja, Watson? - zapytała pani Holmes, poprawiając kapelusz.
Prawie podarłam rąbek swej czarnej sukni. Słucham?!
Czy oni właśnie zaprosili go na obiad? Mnie...mnie nigdy nie zapraszali bez Jima...
Sherlock delikatnie się uśmiechał.
Mogłabym go wziąć tu i teraz, tak pięknie błagałby o litość! A jednak starzy wolą jakiegoś biedaka.
Oburzona wyszłam.
***
Czułem się zaszczycony zaproszeniem. Naprawdę dobrze czułem się w tym towarzystwie.
Wreszcie mówią do mnie tak...normalnie. Bez tej obrzydliwej pogardy i wyższości...
Uśmiechnąłem się do Sherlocka, który jednak nie wydawał się zadowolony z perspektywy wspólnego obiadu.
Nie wnikałem. Fochy i fochy.
Ukradkiem oka spojrzałem na prześliczną brunetkę w błękitnej sukni.
Miała w sobie coś tak pięknego...
Obdarzyła mnie swoim uśmiechem.
- Czy zechce pan siedzieć obok mnie w dyliżansie? - zapytała cicho, lecz dość pewnie.
Patrzyła na mnie swoimi przenikliwymi oczami.
Miały przepiękną barwę.
Takie niebieskie...albo i zielone...szare? Momentami wydawały mi się nawet piwne. Bóg zamknął w jej powiekach tęczę, jestem tego pewien.
Piękna, blada skóra mocno kontrastowała z czarnobrązowymi włosami.
Ta dama była naprawdę urodziwa. To chyba siostra Sherlocka.
A, właśnie. Miałem wrażenie, że nagle posmutniał.
- Z chęcią. - ostrożnie odpowiedziałem pannie Holmes.
***
Widziałem do czego zmierza Eurus.
Znów to robi...
Szczerze chciało mi się płakać, ale ja muszę być silny. Muszę zdusić w sobie emocje, tak żeby nikt się ich
nie doszukiwał. Wiem, że z moją siostrą szans i ona i tak odgadnie co czuję, ale chociaż może r
A co najlepiej ukrywa emocje? Foch.
Starannie dobieram wyraz twarzy.
Trochę jakby mi się nudziło, czyli zmrużone oczy, poziome brwii i lekko rozchylone usta.
Odrobinę jakby wszyscy mnie to brzydzili, czyli nos górę i skrzywienie wargi.
I foch gotowy. Jeszcze kilka razy na kogoś warknę i...
- Czemu wyglądasz jakby cię bolał ząb? - Eurus zadała mi pytanie. Chyba za bardzo w to wbrnąłem i zacząłem stroić miny. Eh, niech ona przestanie udawać głupią!
- Bo może boli? - odpyskowałem.
- Ząb? - zaciekawił się John.
Jeszcze tego idioty tu brakowało. Dzięki, mamo. Dziękuję, ojcze. Jesteście wspaniali. Zaburczało mi w brzuchu, ale zignorowałem to.
Tak samo jak pytanie Watosna.
- Czy boli cię ząb? - ponowił je.
- Sherlocku, odpowiedź sir Watsonowi! - krzyknęła moja matka.
Oh, teraz już sir?
- Tak? - bardziej spytałem niż odpowiedziałem.
- Pokaż, może masz dziurę. - John się do mnie przybliżył.
Nienawidzę jak to robi. I jednocześnie kocham. Wtedy czuję jego ciepło i zapach. A to rozprasza.
Otworzyłem niechętnie buzię, a blondyn nachylił się jeszcze bardziej. Szczęście, że tuż przed występem myłem zęby...
John zmarszczył brwii, czyżbym rzeczywiście miał dziurę? W sumie to niewiele mnie to obchodzi, ale jednak...zrobię na nim złe wrażenie. Eurus chichocze, gdy twarz Watsona jakoś tak zrobiła się no...blisko mojej. Szmata.
- Sherlocku! - krzyknął oburzony. - Rusza ci się ząb!
Podniosłem brew.
- I?
- To niezdrowo, jak mogłeś...uderzyłeś ostatnio w coś twarzą? - zapytał z ... troską?
- Spokojnie. Odrośnie. - uspokoiłem go.
- Muszę Cię zmartwić, mój drogi. Stałe zęby nie odrastają.
Parsknąłem śmiechem, zyskując karcące spojrzenie mojej matki.
- To ząb mleczny. - wydusiłem w końcu.
- Co?! - krzyknął John. - W wielu siedemnastu lat?!
- Wiliamowi zawsze późno wypadały zęby... pierwszy mleczak wypadł mu w wieku dziesięciu lat. A potem dwa kolejne w wieku...hę? Nie wiem, ale wtedy na pewno mieszkał już w operze.
I w taki oto sposób moja matka zaprzepaściła szansę na przyjaźń z Johnem Watsonem.
- Ojej, to...
- To dlatego, że jadł same jogurty i mleko. - wtrąciła swoje trzy grosze. Przewróciłem oczami.
Uporczywie wgapiałem się w okno, sugerując,se nic mnie to nie obchodzi.
Aż nagle z nikąd, paluchy Watosna znalazły się w mojej buzi.
Zanim zdążyłem zareagować, blondyn wyrwał mi zęba.
Aua, bolało!
Dumny z siebie pokazał mi mleczaka, który tak długo wisiał na włosku. Zwykle, gdy się nudziłem ruszałem tym zębem i rozmyślałem.
Dzięki, John. Pozbawiłeś mnie jednej z najlepszych rozrywek.
- Ty bęcwale! Idioto! Głupcze, to bolało. - krzyczałem na niego.
Zawinął ząb w chusteczkę, a Eurus mu ją zabrała.
Po co jej mój ząb...?
Nie będę w to wnikał.
- Powinieneś być wdzięczny, Sherlocku. Sir Watson pozbył się tego zęba, co cię tak bolał. - uśmiechnął się mój ojciec.
Problem w tym, że mnie nie bolał. A teraz boli. Jak ja mam śpiewać z taką brzydką szparą?
- Tak, najwyższy czas pozbyć się tych mleczaków. Pan interesuje się też zębami? - zaciekawiła się pani Holmes.
Tfu.
Rycerz się znalazł.
- Nie, ale nie cackam się. Po prostu. - John dumnie się uśmiechnął.
Eurus spojrzała mi prosto w oczy, po czym oparła się na jego ramieniu, udając, że zasypia.
Zdzira.
Dyliżans się zatrzymał, a ja mogłem już patrzeć na willę moich rodziców.
No! Zapowiada się tydzień pełny odganiania Eurus od Johna.
Wybaczcie, że tak późno, ale miałam problemy z wtt. Rozdział sprawdzony, lecz mogłam coś przeoczyć, lub Wattpad mógł nie zaakceptować zmian. Sorki.
Mam wrażenie, że ta część jest bardzo kiepska, ale i tak już nic z nią nie zrobię.
W skrócie?
Eurus bajeruje, Irenka dostaje depresji, John grzebie Sherlockowi w buzi, zdobywając przychylne opinie teściów i jest jak Mary Sue. Teściów? Ale teściów od strony córki czy syna? Młody Holmes pozbywa się zębów i resztek wątpliwości.
To tyle, do zobaczenia! Chciałam tu wstawić trochę mediów, ale nie wyszło...oczy Bena i mój rysunek. Rysunek macie na górze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro