Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kolacja

Dzień dobry!

Ktoś tęsknił? Zróbcie tu burzę komenatrzy, a do końca dnia wstawię jeszcze jeden rozdział.
__________

Mieszanina pysznych zapachów dotarła do moich nozdrzy.

Odruchowo spojrzałem na Holmesa. Jego cera przybrała lekko zielonkawy odcień.

Gdy się obrażał na wszytskich był nieznośny.

Ale teraz stał się taki bezbronny i  kruchy.

Zastanawiałem się czy jego rodzice mnie posłuchali i podadzą coś prostego?


Nie.

Po chwili na stół wstąpiły różne przystawki.

- Miało być prosto, więc jest. - Pan Holmes poruszył znacząco brwiami. Pokazał na stół,  na którym było mnóstwo drogich przysmaków. Jego mina mówiła "Co to nie ja."

Nie powiem. Ślinka mi napłynęła do ust, gdy ujrzałem nadziewane bakłażany, zupę pomidorową z mulami, grzanki...

Mycroft wyglądał podobnie. A Sherlock jakby miał zwymiotować.

Niepewnie nałożyłem sobie na talerz.

- Kochanie, czemu nie jesz? Ja wiem, że masz anofekcję, ale mógłbyś coś zjeść! Najlepszy kucharz z Francji...- zaczęła pani Vivian.

Jednak, gdy na stół wjechał kalmar i smażone ślimaki...to dla Loczka było za dużo.

Gwałtownie odsunął się od stołu i zaczął biec, uderzając obcasami o drogie kafelki.

Westchnąłem, przeprosiłem i pobiegłem za nim.

Tym razem się nie zgubiłem i dotarłem do łazienki, gdzie stał pochylony nad klozetem Holmes.

Oczy zaczęły mu łzawić, ale dzielnie trzymał swoje usta zamknięte.

- Nie krępuj się. - powiedziałem, kładąc mu rękę na plecach. Odwróciłem wzrok.

Sherlock załatwił to co musiał, padając na kolana.

I w czorta poszły drogie spodnie od garniaka.

- Lepiej? - zapytałem.

- Tak.

W milczeniu przepłukał usta, będąc bardzo bladym. Patrzyłem się tylko. W końcu wyszedłem. Za drzwiami stał pan Holmes, Mycroft i pani Holmes.

Jedyna panienka Eurus została przy stole, z uśmiechem popijając musujące wino i jedząc sałatkę.

W sumie...

Wszyscy się tak przejmują Sherlockiem... czy ja też muszę?

Nie muszę.

Przecież nie jestem mu do niczego potrzebny.

Uśmiechnąłem się do urokliwej siostry bruneta i usiadłem obok niej.

Z rodzinnej kolacji nici, lecz może kolacja we dwoje nam wyjdzie?

***

W milczeniu stałem przy oknie przypatrując się Johnowi i Eurus na zewnątrz.

Mój debiut na kolacji nie okazał się jedynym. Potem wymiotowałem jeszcze trzy razy. Byłem wykończony.

Przynajmniej już za kilka wrócę do opery.

Nie wiem czy tyle wytrzymam.

Jednak jestem odludkiem, który nie potrafi zadawać się z ludźmi.

Przynajmniej nie z rodziną i przyjaciółmi.

Nie chciałem zawracać głowy Molly, poza tym nie byłem pewny czy ma telefon.

Ileż można dedukować z służby?

Teraz stałem w oknie i przerwałem grę na skrzypcach.

John i Eurus całowali się przy fontannie.

Nie płakałem, nie krzyczałem, nie grałem na skrzypcach.

Szybko się spakowałem i wyszedłem z domu. Po drodze podszedł do mnie Watson.

- Hej, gdzie idziesz? - zapytał. Oczywiście zignorowałem to.

Podbródek w stronę słońca, usta wydęte, a krok dumny.

Tym razem naprawdę się obrażam. I nie ma zmiłuj.

- Sherlock, co się stało? Sherlock?

Przystanąłem.

- Może wróć do swojej panny? Skończ ją obśliniać, ale nie licz za wiele. Jest strasznie puszczalska. - wycedziłem przez zęby i ruszyłem w stronę furtki.

Nie zatrzymywał mnie.

Szedłem dalej.

Naprawdę długo.

Aż w końcu zorientowałem się, że nie wiem gdzie jestem.

Było już ciemno i dość wilgotno. Był już listopad, a ja w samym garniturze i szaliku...

Zaczynało być mi zimno. Nie miałem drobnych, ani nie użyłem Pałacu Pamięci, żeby zapamiętać drogi.

Między dwiema kamiennicami nie było zbyt ciekawie. Kilku bezdomnych i kalek wojennych. Wyczytałem z nich wszystko. Nie byli mną zbyt zainteresowani, to dobrze. Poszedłem jeszcze trochę dalej i przystanąłem.

Przygryzłem wargę, gdy zza rogu wyszło kilku mężczyzn. Każdy z nich miał marynarkę w kratkę i kaszkiety. Mnóstwo łat na spodniach. Drogie, ale bardzo zniszczone buty.

Złodzieje i awanturnicy.

- Te, arystokrata. - zaczął najwyższy z nich. Między zębami (bardzo czarnymi, dziurawymi zębami) miał wykałaczkę, którą po chwili splunął. - Co tu robisz? Zgubiłeś się, dzieciaczku? Gdzie masz tatusia?

- A ty? W fabryce pasty do butów?
Sam nie wiem czemu to powiedziałem. Taki jestem. Mam stanowczo niewyparzony język. Widziałem jak wzbiera w nim złość.

- Odszczekaj to i zmiataj. - warknął. Jego koledzy z pokiwali głowami.

- Bo? - spytałem.

- Bo cię zaraz oskalpuję i wepchnę te tlenione loki do mordy! - wrzasnął. Wystraszyłem się. Podnieśli pięści a jeden z nich wyjął nóż z zanadrza.

Cofałem się stopniowo podchodząc do ściany. Aż w końcu dotknąłem zimnego kamienia plecami.

I gdzie teraz jest John?

Obściskuje się z moją własną siostrą...

Czy tak właśnie zginę?

- I co? Strach obleciał? - zarechotał jeden z łobuzów. Nie odpowiedziałem.

Wśród tych mokrych, biednych kamienic? 

Zhańbiony i zapomniany...

Ktoś złapał mnie za ramię, kto inny pociągnął za włosy.

Moje cierpienie nie trwało krótko. Po chwili zobaczyłem białe światło...

***

John był czarujący. Naprawdę dobrze mi się z nim rozmawia.

Jest przystojny. I widzę, że podoba się mojemu najmłodszemu braciszkowi.

Może tym razem będę dobrą siostrą?

Oczaruję Jawna. Jest prostym człowiekiem. Co mój brat w nim widzi?

Wydawał się zmartwiony, gdy Sherlock wybiegł z naszej posesji.
Rodzice narazie nic nie zauważyli.

Watson usiadł na ławeczce. A ja obok niego. Było przyjemnie.

I nudno.

Co się tu stanęło? 😱

Chcecie jeszcze jeden dzisiaj? 😏

Ktoś ma jakieś teorie? Co zrobię z Sherlockiem? Dowiecie się już wkrótce...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro