BONUS ŚWIĄTECZNY
Bonus świąteczny, Upiór w choince.
MOLLY
- Sherlock! - zawołałam z dołu
Jak miło, że państwo Holmesowie tak dobrodusznie pozwolili mi i wszystkim pracownikom opery przyjechać do siebie na święta!
- Tak? - zapytał po chwili brunet, wychylając głowę za drzwi.
- Pomóc ci się ubrać...czy coś? - zapytałam nieśmiało.
- Molly. Ja umiem się ubrać.
No tak... zakładanie kostiumów i malowanie oczu, a zwykle ubranie koszuli to nie to samo.
Jak ja bym chciała założyć te kostiumy i wejść w nich na scenę...
Czasami to robię.
Tylko, że bez publiki.
Sherlock wyglądał na dość wykończonego, zwłaszcza po spektaklu.
Chyba pokłócił się z Johnem.
W jego obecności robił się czerwony, a następnie blady, później zielony.
Niebieskiego tylko brakuje.
Unikał go jak mógł.
Coś się między nimi stało?
Bądź, co bądź jestem przyjaciółką Holmesa.
Często mi się zwierzał, nie ze wszystkiego, ale z części tak.
Wiedziałam co robi Moriarty.
Ale co ja mogłam zrobić?
Jestem tylko służącą.
Jakiś czas później rozebrzmiały dzwoneczki, śnieg spadł a my zasiedliśmy do kolacji.
Rozumiecie? Ja przy jednym stole z tymi wszystkimi znakomitościami.
Nawet miałam sukienkę.
Była dość długa, pistacjowa i mocno pofalowana. Nie odsłaniała dekoltu, w przeciwieństwie do sukni Irene.
Tak, już wyzdrowiała! Bardzo się cieszyłam, że jest już z nią wszystko w porządku.
Nadal była słaba, a przede wszystkim podjerzliwa.
Nic dziwnego.
Kto mógł ją otruć?
Przecież wszyscy ją lubią...
W każdym razie, jakiś czas później wszyscy zasiedliśmy do stołu.
I nawet ja mogłam z nimi wszystkimi.
Niesamowite, czułam się tak dobrze!
W tej sukience i wśród samej śmietanki towarzyskiej, nikt nie wiedział o tym, że jestem nikim.
Bo jestem nikim.
Ale jak raz, w ten piękny, świąteczny dzień mogę odpocząć od bycia popychadłem.
Patrzę na Sherlocka i widzę, że on też chce odpocząć.
Ale na odwrót.
On chciałby się usunąć w cień, razem z Johnem, oczywiście.
Watson nie docenia tego co ma pod ręką.
Obaj patrzą na siebie ukradkiem, odwracają wzrok i znowu patrzą.
I tak w kółko.
- Co tam, Molly? - pyta panienka Adler, podając mi półmisek z ziemniakami.
Jak raz ona podaje coś mi, a nie ja jej.
Przedziwne.
- Naprawdę świetnie. I ta atmosfera... - cieszę się.
Sherlock skubie swoją kaczkę i chyba nie zamierza jej jeść.
Biedny Sherlock.
Ogólnie, zdarł sobie gardło gdy śpiewał tak długo kobiecym głosem.
Szukają dublera.
Ciekawe kto nim może być?
Te niesamowite święta będą inne, jestem pewna.
Mogłabym tak na codzień.
***
John POV
Kaczka smakuje wyśmienicie, sałatki to złoto, a pudding rozpuszcza się w ustach.
Słowem, a nawet trzema: niebo w gębie.
Szkoda, że Sherlock nie czuje tego smaku.
Bo jak narazie zjadł tylko piernika i wypił herbatę.
Grunt, że cokolwiek.
Wiem, że nie mogę się do niego odezwać. Nie po tym...
Nie po tym ci zrobiłem.
Ciągle mam przed oczyma jego obraz w niebieskiej sukni.
A potem bez niej.
I ciągle nie mogę zapomnieć.
- Moi kochani, chciałbym coś ogłosić. - wstaje ojciec Holmesów, uprzednio uderzając lekko łyżeczką o kieliszek. Wszyscy milkną. - Mój pierworodny syn - Mycroft, pragnie oświadczyć się... pannie Anthi.
Zdziwiłem się.
Widzę jak Sherlock podnosi wzrok znad talerza z równie zaskoczonym wyrazem twarzy.
On też nie wiedział.
Chociaż... on niewiedzący czegokolwiek? Nie sądzę.
Widzę jak pod stołem łapie Molly za rękę.
Molly, bo przecież nie mnie.
- Tak. - Odchrząknął Myc. - Anthio... - kobieta cała uradowana wstaje. Wszyscy są podeksctowani i wzruszeni, zwłaszcza pani Hudson i pani Holmes, które niedawno się zaprzyjaźniły.
Tylko panna Adler, Eurus i Sherlock dalej jedzą albo gapił się w talerze.
Najbardziej aroganckie osoby na sali.
Mogliby stworzyć Ignore Trio, byłoby wprost wyśmienicie.
Wymienialiby się poradami na temat sukienek.
A ja bym na to patrzył.
- Anthio, jesteśmy sobie przeznaczeni. Chciałbym, aby węzły małżeńskie (bo przecież nie chłonne) połączyły nasze rody. Czy chciałabyś stać się panią Hol...
I w tym momencie rozległ się huk.
Nasza ogromną choinka upadła, a po chwili stanęła w płomieniach.
Byłem zaskoczony, adrenalina w moich żyłach pewnie śmiała się radośnie. Ale do radości nam nie było.
Choinka była ogromna, więc przedzieliła całe pomieszczenie, salę balową na dwie części.
Ci bliżej drzwi mieli szczęście.
Ci dalej od drzwi nieco mniej, wiec ruszyłem pomagać niewiastom, chociaż sam miałem wrażenie, że z zaskoczenia nieco zmoczyły mi się spodnie.
Ale i tak jestem bohaterem.
Panienka Adler, Molly i Eurus oraz kilku gości bezproblemowo do mnie dotarli i pokazałem im drzwi.
Ale to nie o nich się martwiłem. Najdalej był pan Holmes, Mycroft, Anthia i... Sherlock.
Choinka i ozdoby płonęły w najlepsze.
Wszędzie było mnóstwo dymu, a światła zgasły.
Oczywiście wszystkie, oprócz naszej chuineczki.
Wspaniale.
Kilka kroków dalej zastałem Anthię.
A raczej to co z niej zostało.
Mimo, że byłem lekarzem wojskowym czułem obrzydzenie.
Atmosfera stawała się coraz gorętsza, a ja nadal szukałem Sherlocka.
- Sherlock! - krzyknąłem.
Nic.
Bałem się, że skończył tak jak niedoszła żona Mycrofta.
Propo Mycrofta, znalazłem go nieco dalej.
A obok niego... uff, na szczęście był Sherlock.
- Sherlock!
- John! - chyba ucieszył się na mój widok. Widziałem, że próbują coś zrobić... chcieli wyciągnąć kogoś spod choinki.
Tym kimś był pan Holmes...
Specjal, nie odbiegający od fabuły.
Niestety jest o jeden rozdział do przodu, jeśli wiecie o co mi chodzi.
W tym, który zaczęłam pisać stało się coś między naszymi chłopcami, ale nie zdążyłam go dokończyć przed świętami.
A specjał na święta musi być na święta, nie sądzicie?
Podoba się?
Mała akcja? Spodziewał się ktoś?
Jak narracja Molly?
Jak myślicie, Shelrocki wy moje... kto miał być ofiarą, kto jest sprawcą, co i dlaczego?
Do zobaczenia i życzę Wam wszystkim wesołych świąt!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro