Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ XVI

— Jesteś pewny, że to właśnie tutaj skręciliśmy ostatnim razem?

— Strasznie tu ciemno..

— Odmrażam sobie jajk..

— Czy możecie się wszyscy, do cholery, zamknąć? - syknął Finn i nagle wszystkie głosy ucichły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
— Przestań szeleścić tą pokrywą od śmietnika, Silas! Słyszą cię w Norwegii!

Szelest obijanego metalu (Silas stwierdził, że najwygodniejszą i najbardziej efektywną metodą obrony przed cyborgo-robotami będzie tarcza z pokrywy kosza na śmieci) wreszcie ucichł, a Bible pozwolił sobie na oddech ulgi.

Byli pod ziemią całą grupą, zgodnie z rozkazami Finna. Ubrani od góry do dołu w znalezione w jednej z piwnic ochraniacze i różnorakiej maści ciemne kominiarki.

O uzbrojenie zadbała znająca się na walce Astrid, przez co Bible skończył z długim, czarnym karabinem owiniętym pasem wokół jego pleców i ramienia.
Broń w jego bladych dłoniach czuła się dziwnie, jakby nie pasowała do reszty chuderlawego ciała.

Mimo egipskich ciemności rozświetlanych jedynie dzięki latarce należącej do przygotowanej na każdą ewentualność Margarity, Bible natychmiast rozpoznał miejsce, w którym się znajdowali. Tuż za rogiem czaił się ogromny na przynajmniej kilkanaście boisk piłkarskich magazyn, którego on i Finn nie zdążyli ostatnim razem zbadać.

Tym razem przybyli tam z wiedzą, planem i celem. Zacisnął palce mocniej wokół broni palnej i ruszył za liderem ich grupy.

— Uważajcie na to gdzie stawiacie nogi i pod żadnym pozorem nie dotykajcie ścian. - zalecił Arlo, który okazało się, że znajdował się o wiele bliżej niego, niż Bible początkowo zakładał.

Od ich małej sprzeczki minęło już trzy dni, podczas których jedyne słowa jakie chłopak do niego kierował, wiązały się z czysto praktycznymi rzeczami, takimi jak przypomnienie o zmianie warty, czy też (nie)grzeczna prośba o zwolnienie łazienki.

Poza tym Arlo wydawał się traktować go jak powietrze, a Bible czuł że niewiele będzie mógł na to poradzić, dopóki nie pozna powodu jego złości.

Z Finnem sytuacja wyglądała nieco inaczej. Bible bardzo polubił starszego chłopaka, nawet pomimu kilku niezgód czy też dość szorstkiemu pierwszym wrażeniu. Finn, wypełniając swoje obowiązki niepisanego lidera oczywiście rozmawiał z nim bez uprzedzeń, ale gdy tylko temat schodził na Zakaryanów czy sytuację sprzed kilku dni, chłopak wydawał się ucinać rozmowę albo umyślnie zmieniać jej tory.

Bible naprawdę chciałby zrozumieć, co zrobił nie tak.

Latarka Margarity zwróciła się wprost na niego. Zmrużył oczy z zaskoczeniem, zasłaniając je ramieniem.
— Co?! - wyrzucił zdezorientowany.

— Dziwnie się zachowujesz, Bible. - poinfmorowała go, wreszcie opuszczając latarkę na tyle, by mógł bezpiecznie otworzyć oczy i na nią spojrzeć.
— Od kilku minut do siebie mamroczesz jak opętany!

— Och..um przepraszam. - powiedział czując się jeszcze bardziej zdezorientowanym. Czy naprawdę mamrotał pod nosem? Nawet nie zdawał sobie z tego sprawy!
— Przestanę..

— No ja mam nadzieję. Ryzykujesz naszym odkryciem. - skwitował Finn i nie poświęcając mu więcej uwagi ruszył do przodu, podchodząc do jednej z ogromnych metalowych półek.

— Margarita.

— Tak, już. - natychmiast podeszła, przyświecając na zawartość półki. Bible zrobił kilka kroków do przodu, by mieć lepszą widoczność na to, co grupa obserwowała.

Nasiona?
Podniósł brodę w górę i zmrużył oczy dla lepszej i ostrzejszej widoczności, której nie potrzebowałby gdyby tylko nie zapomniał w domu rodzinnym okularów.
Cała, pieprzona sterta nasion. Sufit z miejsca w którym się znajdowali był praktycznie niemożliwy do zauważenia, przez co całe pomieszczenie wydawało się być przerażająco nieskończone.

Echo również roznosiło się wyjątkowo dobrze, jak na to, że ogromne pomieszczenie było po brzegi wypełnione różnorakimi zapasami jedzenia, ubrań i najwyraźniej również nasion.

Ktokolwiek to przygotował, naprawdę musiał o wszystkim wiedzieć o wiele wcześniej.
Bible nie wiedział czy ta myśl go uspokajała czy napawała niepokojem.

Za każdym razem gdy tylko obserwował morza lawy rozprzestrzenione za tajemniczymi, niewidzialnymi ścianami, jedyne o czym Bible mógł myśleć były krzyki i błagania ludzi, którzy nie mieli na tyle szczęścia by otrzymać schronienie.

Dlaczego to właśnie on przeżył, zamiast tych wszystkich niewinnych dzieci po drugiej stronie?

Dlaczego on, a nie starszy mężczyzna o sarnich oczach?

Dlaczego nie jego cholerna matka?

Odsunął się od półki, zanim zaryzykował jej dotknięcie. Nie chciał być też powodem śmierci swoich towarzyszy.

— Bible. - usłyszał za sobą i odkrył że cała grupa rozeszła się w różnych kierunkach, zapewne planując zbadać jak najwięcej terenu i jak najszybszym znalezieniu tego, co potrzebowali.

Finn jednak stał przed nim, z latarką, którą Bible nie rozpoznawał, w dłoniach, wyglądając jakby chciał powiedzieć coś, co nie mogło mu przejść przez gardło.

— Przepraszam za to co się wydarzyło kilka dni temu. - mimo że oczy wbite miał w klinicznie białą podłogę, Bible wiedział, że Finn nie kłamał.
— Miałeś racje co do Armena Zakaryana. Za bardzo skupiłem się na jego nazwisku, a za mało na tym że dzieciak wykrwawiał nam się przed drzwiami.

Bible wpatrywał się w słabo oświetlonego przyjaciela w milczeniu, nie wiedząc co mógłby odpowiedzieć na tak szczerze przeprosiny.

Nie miał za złe Finnowi jego działań, bo wiedział, że chłopak działał w imieniu dobra całej grupy, a nie tylko swoim własnym. Przez te kilka wspólnych tygodni dał się poznać jako nikt inny
niż tylko wyjątkowo sumienny i oddany przyjaciel, a Bible nawet gdyby chciał, nie potrafiłby zarzucić mu niczego złego.

— Jeśli zobaczysz Zakaryana w najbliższym czasie, przekaż mu moje przeprosiny. - dodał Finn i odwrócił się z zamiarem odejścia.

— Naprawdę doceniam twoje słowa, stary. - odpowiedział szybciej niż jego mózg zdążył przeanalizować wypowiedziane słowa.
Finn nie odwrócił się, ale Bible wiedział że słucha.
— A już poza tym, nie wydaje mi się, by Armen pamiętał cokolwiek z naszej rozmowy na klatce schodowej.

Finn machnął ręką i odszedł, ale Bible mógł przysiąc, że usłyszał stłumiony śmiech.

Zabrał się za przeszukiwania szybciej i z większym zapałem niż kiedykolwiek wcześniej w swoim życiu.

[***]

— Więc..wszystko fajnie, znaleźliśmy to, czego szukaliśmy, ale jak, do cholery, zamierzacie zabrać to na powierzchnię?

Arlo zadał wyjątkowo trafne pytanie, pomyślał Bible w ciszy przyglądając się małemu samolotowi - lub jak nazwali go Silas i Finn. - awionetce.

Margarita po jego prawej wyglądała na równie zdezorientowaną jak on sam, co sprawiło że poczuł się tylko odrobinę lepiej.

Finn wysiadł z kabiny pilota, aż święcąc czerwienią z podekscytowania.
— Jest idealny! Nie potrzebuje nawet wielu ulepszeń, więc większość gruzu, który zebraliśmy w ostatnich dniach jest niepotrzebny!

— Cudownie. - skwitowała Astrid z tonem aż ociekającym sarkazmem. Odwróciła się na pięcie i zabierając jedną ze znalezionych i zebranych latarek ruszyła w kierunku korytarza, którym dostali się do środka.

— Astrid! - krzyknął natychmiast Arlo i rzucając jedynie szybkie, przepraszające spojrzenie Valdissonowi, ruszył za siostrą, już po chwili znikając w ciemnościach ogromnego pomieszczenia.

Bible rozejrzał się niezręcznie po pozostałych. Silas stał przy samolocie, pochylając się nad kołami, jakby próbując znaleźć w nich odpowiedzi na wszelkie pytania. Przewrócił oczami nie
mogąc powstrzymać ciepłego uśmiechu na ustach. Dzieciak naprawdę był skarbem dla ich małej grupy.
Intelektem rywalizować mógł z łatwością z Finnem, ale jeśli chodziło o humor i przyjacielskość, dzieciak nie miał sobie równych.

Margarita również była niezastąpioną członkinią zespołu. Bible uwielbiam jej sposób bycia i to z jaką łatwością dziewczyna wypowiadała się na wszystkie, nawet najbardziej prywatne, rodzinne tematy.
Bible nie mógł przestać podziwiać faktu, jak silna i wytrwała była, nie pozwalając nikomu wejść sobie na głowę.

— Hej, ludzie...tak się zastanawiałem.. - wszystkie oczy natychmiast wylądowały na najmłodszym członku grupy, który wydawał się bardziej zachęcony aniżeli zawstydzony uwagą starszych przyjaciół.
— Ten magazyn jest ogromny. Nie mówię już nawet o tych awionetkach, żeby umieścić tutaj te wszystkie ogromne półki i zapasy, budowlańcy potrzebowali o wiele większe przejście na powierzchnię niż to małe, ukryte przejście, które znaleźliście w sklepie osiedlowym.

Finn wydawał się kiwać głową.
— Sugerujesz, że gdzieś musi znajdować się większe przejście? - zapytał nie oczekując jednak odpowiedzi.
— Gdyby takie było, na pewno byśmy je zauważyli już dawno temu.

— Finn ma rację, przeczesaliśmy ulicę nad nami z milion razy! - dodała Margarita, a Bible energicznie skinął głową, dając znak, że zgadza się ze słowami blondynki.
— Gdyby było jakieś ogromne zejście do ukrytych podziemi, na pewno byśmy je zauważyli.

— W tym rzecz że..co jeśli sufit jest rozsuwany?

Cisza nie trwała długo.
Finn podszedł do chłopca, ukląkł na jedno kolano tak, by znaleźć się na wysokości młodszego a następnie przyciągnął bliżej siebie, wciągając w ciepły, braterski uścisk.
— Jesteś cholernym geniuszem, Peretz. Myślę, że właśnie rozgryźliśmy coś więcej niż głupie wyjście z podziemi!

— Um...dziękuje? Tak myślę. - odpowiedział wyjątkowo zdezorientowany Silas. Chłopak wreszcie odsunął się od maszyny, zbliżając się do reszty grupy.

Jego dłonie śmierdziały smarem, a włosy wyglądałyby nawet zabawnie, gdyby nie słowa Finna, pomyślał Bible, nie mogąc zmusić się do odwrócenia wzroku od lidera ich grupy.

— Hola, hola, o czym ty w ogóle mówisz? - zapytała Margarita, zadając na głos pytanie, którego on czy Silas nie śmiali się wypowiedzieć.
Rozejrzała się dookoła, w szczególności skupiając się na kierunku w którym odeszli Arlo i Astrid. Zmrużyła oczy tak, jakby miało jej to w czymkolwiek pomóc.
— Co wy na to, byśmy poszli poszukać Paradisów, a potem wszyscy razem omówimy pomysł Finna, cokolwiek miał na myśli?

— Mam wrażenie, że nie zrozumieliście moich słów.

Bible miał ochotę pokiwać głową na znak zgody ze słowami Valdissona. Jedynie zdrowy rozsądek go przed tym powstrzymał, a Bible z zaskoczeniem przyjął fakt, że jeszcze mu go trochę zostało.

— Cóż, brzmisz jak stary, szalony naukowiec..- przyznał zawstydzony Silas, natychmiast potem skrywając swoje oczy płaszczem bezpieczeństwa, czyli własnymi sprężystymi lokami jasno brązowych włosów.
— Margarita ma rację, zabierzmy zapasy, kilka planów i wracajmy do domu, zanim roboty zauważą naszą obecność..

Finn zeskoczył z małego samolotu, wytrzepał spodnie z niewidocznego dla ludzkiego oka kurzu i odchrząknął, tak jakby chciał ściągnąć na siebie uwagę wszystkich obecnych w pomieszczeniu.
Oczywiście było to bezcelowym ruchem, zważywszy na fakt, że każdy był już od dawna w niego wpatrzony.

— Chyba wiem jak opuścić Ulicę.

[***]

— Gdzie oni, do cholery, mogli poleźć?! - wyrzuciła z irytacją Margarita, a następnie wciągnęła głęboki oddech ustami i przyspieszyła sprint.

Bible wlókł się na samym końcu maratonu, jedynie z Silasem wyprzedzającym go o kilka metrów. Jego myśli, zbyt zajęte rozmyślaniem nad słowami Finna i tym co one faktycznie oznaczały zagłuszały jego umiejętności logicznego myślenia, a co za tym szło, dostrzeżeniem, że siedem androidów siedziało mu na ogonie, z każdą mijającą sekundą zbliżając się coraz bardziej.

Czyjaś zimna, metalowa dłoń chwyciła go za biodro, ale zanim Bible zdążył krzyknąć z szoku, czy chociażby odwrócić głowę w kierunku atakującego, dłoń natychmiast poluzowała chwyt a w konsekwencji całkowicie odpuściła by wpaść w biały mur szerokiego na jakieś pięć metrów korytarza.

— Padnij, Bible! - było ostatnim co usłyszał, zanim strzały przeszyły powietrze, odbijając się ryczącym echem od ściany do ściany, zmuszając go do zasłonięcia uszu.

Oczy jednak miał otwarte. Astrid wyglądała na przygotowaną, gdy kilka pierwszych kulek, które wystrzeliła w kierunku cyborgów, nie zrobiły im większej krzywdy oprócz kilku rys na klatkach piersiowych.

Z pozycji na której leżał widział też Arlo, po drugiej stronie korytarza, pomagającego podnieść się Finnowi na nogi i Margaritę chwytającą za broń,
by wspomóc przyjaciółkę w walce.

Nawet Silas wydawał się włączony w bitwę, wręczając każdemu kto tego potrzebował amunicję czy też broń białą, która o dziwo okazała się o wiele skuteczniejsza niż jakikolwiek pistolet.

Był też on, zachukany, przerażony i boleśnie niepotrzebny.
Leżał płasko na zimnej podłodze, nie chcąc wejść w trajektorię żadnej z wystrzeliwanych kul.

Bible czuł się bezużyteczny dla swojej drużyny już od dawna, a tamten moment tylko potwierdzał jego myśli.
Obserwował Margaritę z długim nożem w dłoni, zanurzonym w kablowanej szyi jednego z cyborgów oraz Finna, który krzycząc coś niezrozumiałego dla jego uszu, wystrzeliwał szalone ilości kulek w kierunku wyłączonego z użytku już androida i zdecydował, że nadszedł czas by wreszcie odsunąć się z środka pola walki.

Czołgał się po białej niczym płótno, ale mroźnej jak lód podłodze, gdy coś owinęło się wokół jego kostki. Krzyknął z zaskoczenia i spojrzał za siebie, widząc jednego z androidów, na wpół uszkodzonego, z ciasno owiniętą metalową dłonią wokół jego ciała.

Oczy zażyły się gorącą czerwienią, a Bible poczuł jak krew odchodzi z jego twarzy. Robot, mimo że twarz miał całkiem metalową a rysy obce i niepokojące, w jakiś sposób sprawił, że pomyślał o wszystkich ofiarach po drugiej stronie ścian.

Nie chciał przyczynić się do kolejnej śmierci, pomyślał i kopnął androida w miejsce, gdzie znajdował się tył jego głowy. Ani drgnął, wyglądając jakby w ogóle nie zarejestrował uderzenia. Poczuł, że robot zaczyna ciągnąć jego wierzgające się ciało w kierunku jednej ze ścian, gdy wreszcie to zauważył.

Zmrużył oczy i tylko na chwilę przestał się szarpać.
W ścianach były szyny! Tym razem już całkiem widoczne, nawet dla jego słabych oczu.

Jak mogli to przegapić?! To one musiały być powodem, dzięki któremu mechaniczne potwory poruszały się tak szybko wzdłuż białych korytarzy!

— Finn! - krzyknął, widząc chłopaka w zasięgu swojego wzroku. Czarnowłosy odwrócił się jak na komendę, ale atakujący go robot wydawał się tylko czekać na tę okazję. Ostrymi niczym brzytwa palcami przejechał wzdłuż boku Valdissona, zmuszając go do wydania z siebie okropnie wysokiego i pełnego cierpienia dźwięku.

Bible i Margarita krzyknęli równocześnie, próbując wyrwać się w kierunku Finna, by złapać jego upadające ciało, ale już po chwili Astrid tam była. Wyglądała na silną i pewną siebie, gdy wyciągając nóż z tylniej kieszeni spodni, stanęła w pozycji bojowej przed trójką nadchodzących w jej kierunku androidów.

Gdy uścisk na jego kostce lekko zelżał, Bible o mało tego nie przegapił. Odwrócił spanikowany wzrok od dwójki walczących przyjaciół, by zauważyć, że prawa strona pokiereszowanego robota przestaje działać tak jak powinna.

To była jego szansa, pomyślał i zaczął kopać silniej niż kiedykolwiek przedtem.

Bible zdecydowanie nie należał do kategorii sportowców czy też siłaczy, i mimo że darzył siatkówkę wyjątkową miłością, nigdy ani śnił o dobrowolnym ćwiczeniu, czy też podnoszeniu ciężarów.

Był boleśnie świadom swoich słabości ale mimo tego Bible wiedział, że nie miał już wymówki by nie walczyć.

Udało mu się wydostać spod chciwych łap androida na czas. Gdy tylko metalowa dłoń całkowicie odpuściła uścisk Bible z szybkością zaskakującą nawet jego samego, odsunął się od leżących nieruchomo na płytkach szczątek.

Podniósł się na nogi i odwrócił wzrok prawie natychmiast po tym, ale jak się okazało - nadal za późno.

Długie, metalowe szpony zabłysnęły tuż przed jego twarzą, zanim zimny i czerwonooki stwór inżynieryjny zamachnął się i rozciął jego brzuch.

Albo rozciąłby, gdyby nie dłoń Astrid, wypychająca go spod trajektorii noży.

Bible wpadł wprost w ramiona leżącego już na podłodze Arlo, ale nie mógł się w tamtej chwili przejmować tym faktem jeszcze mniej.

Astrid zamknęła oczy i z uśmiechem przyjęła śmiertelny cios.

Arlo zawył w rozpaczy.

Bible trzymał w ramionach rozpadającego się chłopca, gdy strzał z broni rozsiał powietrze, przelatując wysoko nad ich głowami.

Robot i jego długie szpony opadły obok Astrid, wtapiając się w kałużę, jaką krew opuszczająca jej ciało zdążyła wytworzyć.

Margarita, z bronią w dłoni, była pierwszą, która podbiegła do poszkodowanej dziewczyny, wykrzykując rozpaczliwe prośby do Boga w powietrze tak, jakby to miało cokolwiek dać.

Arlo wyrwał się z jego ramion, przy okazji uderzając go w odchylony nos, sprawiając się ciepła ciecz spłynęła wzdłuż jego ust aż do brody, gdzie skapnęła na rozszarpaną koszulkę.

— Astrid!

[***]

Wyniesienie bezwładnego ciała młodej dziewczyny nie było problemem, zważywszy uwagę na fakt, że drobna, szczupła nastolatka nie mogła ważyć więcej niż sześćdziesiąt kilogramów.

Bible nagle poczuł się gorzej, gdy niezręcznie niosąc ją w ramionach, zdał sobie sprawę jak krucha w rzeczywistości była. W budowie ciała wyjątkowo przypominała swojego bliźniaka, oboje chudzi i kanciaści.

Jeśli już o Arlo mowa, biedak zemdlał w ramionach Finna, po kilkunastu minutach bezużytecznego użalania się nad ciałem ukochanej siostry. Mimo że żywy, Arlo wyjątkowo przypominał w tamtym momencie Astrid, z podkrążonymi w cierpieniu oczami i bladej, prawie przezroczystej cerze.

Bible z trudem przegonił cisnące się do oczu łzy, gdy zimne ciało w jego ramionach ani myślało zareagować na jakiekolwiek bodźce z zewnątrz, taki jak chociażby kołysanie, jakim ją poddał, podczas wchodzenia po schodach.

On i Finn przyszli spełnić ostatnią prośbę Arlo, zanim chłopiec oddał się szokowi i zamknął oczy w długim śnie.

Paige otworzyła drzwi z szlafrokiem owiniętym wokół dobrze zbudowanego ciała i czystym przerażeniem wypisanym na twarzy.
— Dorian! O mój Boże, Dorian!

[***]

— Czy ona..?

Dorian zdjął zsuwające się z nosa okulary i przetarł spocone czoło.
Skupił swoją uwagę na trzymającego na kolanach głowę nadal nieprzytomnego Arlo, Finna i pokręcił głową.
— Przykro mi, dzieciaki..

Jego trzymane w ryzach tylko dzięki skrawkom nadziei nerwy wreszcie puściły, a Bible zalał się krokodylimi łzami, nie zważając na obecność wszystkich czwórki innych osób w zimnym salonie.

Owinął ramiona wokół chudych kolan i schował w nich głowę w poszukiwaniu komfortu, którego nikt prócz jego matki nie był w stanie mu zapewnić.

Astrid nie żyła. Dziewczyna z którą zaprzyjaźnił się zaledwie kilka tygodni wcześniej i z którą nie miał szans się jeszcze lepiej zapoznać.

Ukochana siostra bliźniaczka, utalentowana wojowniczka i wyjątkowo rozsądna młoda kobieta.

Nie żyła, bo postanowiła go uratować.

Więcej łez przepłynęło po jego twarzy, skapując aż do materiału spodni, gdzie osiadały, tworząc mokre plamy.

Rozmowa Finna z małżeństwem Gorskich była niewyraźna i przytłumiona dla jego głuchych na słowa uszów, ale mógłby przysiąc, że rozmawiali o tym samym, o czym on w tamtej chwili myślał.

Astrid nie żyła, zamordowana przez nieznanej własności androidy, które bezkarnie panoszyły się w podziemiach, w oczekiwaniu na kolejnych śmiałków.

Ktokolwiek zaprojektował to miejsce, musiał być cholernym psycholem.

Koniec świata, apokalipsy, śmierci milionów ludzi, pieprzona lawa wylewająca się na ulice w biały dzień.

Zabójstwa za teoretycznie bezpiecznymi ścianami.

— Zniszczę ludzi, którzy to stworzyli. - podniósł załzawioną twarz, wbijając płonący wzrok prosto w równie roztrzęsionego Finna.
— Zamorduje ich jednego po drugim z zimną krwią, tak jak oni zrobili to z Astrid.

Łzy pociekły z oczu Valdissona, gdy wreszcie poddając się, rzucił skrętem i czerwoną zapalniczką na blat kuchenny.
Młody chłopak skierował swoją uwagę na nieruchomego Arlo i przykryte kocem ciało Astrid kilka metrów dalej, zanim pokiwał głową, zgadzając się z jego słowami.

— Zadzwoniliście już na policje, chłopcy..? - zapytał zdezorientowany i przerażony Pan Gorski, ściskając mocno w swoich ramionach płaczącą histerycznie żonę.
— Muszą zabrać dziewczynę i zacząć szukać sprawców..dlaczego nie pojechaliście do szpitala..? - Dorian zapowietrzył się, a jego oczy nagle rozszerzyły się w szoku.
— Chwila..co tu się, do cholery, dzieje?! Nic nie ma sensu! Dziecko nie żyje a wy zamiast dzwonić po służby przynosicie ją do nas!

Paige oderwała się od klatki piersiowej męża z równie zdębiałą miną. Jej dłonie trzęsły się gdy chwyciła za leżący na blacie za jej plecami nóż kuchenny, wyciągając go przed siebie i małżonka, jakby w jakikolwiek sposób miał ją ochronić przed potencjalnym niebezpieczeństwem.

Bible warknął pomiędzy kaskadami łez i stanął na nogi, podchodząc szybkim krokiem do rozdygotanej pary.

— Bible, w taki sposób nic nie uzysk..

— Posłuchajcie mnie teraz uważnie, pieprzeni ślepcy. - stanął dopiero kilka centymetrów przed wyciągniętym nożem, na tyle blisko, że gdyby Paige postanowiła zaatakować, z łatwością przebiłaby mu serce, lub chociażby płuco.

— Nie mam zielonego pojęcia co jest z wami wszystkimi nie tak, ale otwórzcie oczy i rozejrzyjcie się dookoła. - rozłożył ramiona i obrócił się wokół własnej osi z kpiącym uśmiechem. Bible po raz pierwszy stwierdził, że nie potrzebuje pstryknąć, by wypuścić z siebie skumulowane emocje. Wbijanie prawdy do kilku wyjątkowo tępych łbów wystarczało mu w sam raz.
— Nie przyjedzie żadna karetka ani policja, a my nie wyjedziemy spoza ulicy.
Panie Gorski.. - zwrócił się do skonsternowanego młodego lekarza.
— Kiedy był Pan po raz ostatni w pracy?

Dorian Gorski wydawał się zaskoczony tak przyziemnym pytaniem. Ściskając mocniej żonę, spojrzał na Bible z niezrozumieniem.
— Dzisiaj rano. Tak jak zwykle, zresztą..Co to ma właściwie do rzeczy z faktem, że zamordowaliście dziewczy..

— Proszę opowiedzieć dzisiejszy dzień na oddziale w takim razie. - przerwał mu Bible, nie kłopocząc się manierami.
Czuł na sobie zmartwiony wzrok Finna, ale nie był pewien czy jego odwzajemnienie nie sprawiłoby, że maska, którą przyjął nie roztrzaskała się na milion kawałków.

Pan Gorski zastanowił się.
— Cóż..wyszedłem z domu a potem...wróciłem. - spojrzał na żonę, jakby szukając pomocy.
— Byłem w pracy, prawda, kochanie?

Paige nie wyglądała na pewną. Nadal ściskając nóż w dłoni, ułożyła ramiona na piersi i spojrzała w jego kierunku.
— Ja też byłam dzisiaj w pracy. A przynajmniej..powinnam była być, ale nic nie pamiętam..

— Dlaczego teraz, gdy o tym myślimy to wydaje się takie logiczne?! - dodał zlękniony mąż.
— Dopóki o tym nie myślałem, nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy!

— Jak we śnie. - rzucił Finn, robiąc kilka kroków do przodu.

Teraz, gdy końcówka noża wreszcie nie była skierowana w jego serce, Bible pozwolił sobie z przystąpienie z nogi na nogę.

Finn przystanął niedaleko trójki rozmawiających i oparł się o blat.
— Nawet najdziwniejsze sny wydają się realistyczne i normalne, dopóki się nie obudzimy, lub ktoś nas w tym uświadomi.

Bible spojrzał na przyjaciela z oczami szeroko otwartymi w szoku.
— Chyba wiem jak obudzić mieszkańców.

Dorian i Paige rozejrzeli się po sobie, a następnie skierowali wzrok na dwójkę nastolatków przed sobą.
— Obudzić mieszkańców? Czy któryś z was nam wreszcie wyjaśni co tu się dzieję?

LaCroix skinął głową.
— Jesteśmy w pułapce od kilku tygodni. Z dotychczas nam nieznanego powodu wszyscy mieszkańcy tej ulicy wydawali się tego nieświadomi, ani nieprzejęci faktem, że poza granicami tego cholernego miejsca w najlepsze trwa sobie pieprzona apokalipsa.

Paige Gorski osunęła się na podłogę tak niespodziewanie, że nawet szybkie dłonie Valdissona nie zdążyły ją uchronić przed upadkiem.

•••

Pogrzeb był cichy i stonowany. Bible żałował, że nie miał na sobie czegoś bardziej eleganckiego, ale pakując walizkę na wakacje u dziadka jakoś nie wpadł na to, by zabrać czarny smoking, czy chociażby koszulę.

W głębi duszy wiedział jednak, że Astrid nie miałaby mu tego za złe. Dziewczyna sama nie wydawała się fanką elegancji, głównie stawiając na wygodę.

Bible tak bardzo żałował, że nie mógł jej lepiej poznać.

Nikt jednak nie żałował bardziej od Arlo Paradisa. Bliźniak, młodszy z dwójki, jak się dowiedział od Margarity, nie odezwał się słowem od swojego wybudzenia. Mimo niezliczonych prób pomocy ze strony Finna, dół wykopał sam, nie oglądając się na nikogo innego.

Arlo również nie spojrzał mu w twarz ani razu w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, a Bible powoli zaczynał czuć, że oszaleje.

Bo nawet jeśli Paradis postanowił z nim porozmawiać, co miałby mu powiedzieć?
Przeprosiny w stanie jakim się znaleźli wydawały się nie na miejscu, a właściwie nawet hańbiące.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro