ROZDZIAŁ X
Następne kilka dni było pracowitych, bez wielkich przerw na odpoczynek czy nieróbstwo. Według nowo założonego przez Silasa „dziennikiem apokalipsy" (Astrid podsunęła ten pomysł znudzonemu dzieciakowi, tym samym dając jego obecności poczucie celu, co jak musiał przyznać - działało znakomicie) miało minąć zaledwie dziesięć dni od początku końca, jednak Bible czuł jakby tkwił w tej otchłani bez wyjścia już długimi tygodniami.
Podział na grupy nie przeszkadzał mu, bo oznaczał że z łatwością mógł unikać większego kontaktu z większością współmieszkańców, pozwalając sobie tym samym na skupieniu się na własnym zadaniu, a czasami na własnych prywatnych rozmyśleniach którymi w najbliższym czasie nie zamierzał się z nikim dzielić.
Jego dłonie bolały jak nigdy wcześniej, a palce cierpiały z powodu nabrzmiałych odcisków gdy Bible wreszcie padł na suchą i pylistą ziemie, swoim ciężarem pomagając powstać sporej burzy brunatno-szarego kurzu i martwych komórek.
Ten gwałtowny ruch natychmiast ściągnął na niego uwagę wścibskich oczu najmłodszego z towarzystwa który jak się fartownie (albo niefartownie?) złożyło, zaplanował mu dzisiaj towarzyszyć.
—Wszystko okej? - zapytał kręconowłosy, przechylając jednocześnie głowę w bok, sprawiając że jego młoda twarz przez krótką, ulotną chwilę wydała się jeszcze bardziej dziecięca niż jest w rzeczywistości.
—Chcesz abym Cię zastąpił?
Wyciągnął ręce by nie czekając na odpowiedź starszego zatopić dłonie w tonach rozkopanej, suchej ziemi. Bible strącił je z drogi szybkim i zdecydowanym ruchem, nie zwracając większej uwagi na zdziwiony wyraz twarzy wymalowany na twarzy Silasa.
—Poradzę sobie, po prostu potrzebuje chwili przerwy. - wydyszał z siebie a następnie odepchnął plecy od kory starego drzewa tylko po to by brudnymi rękoma wspomóc swoje ciało w poprawieniu pozycji półleżącej.
Popołudniowe, letnie słońce okraszało wszystko dookoła swoim wdziękiem i przyjemnym ciepłem gdy Bible zamknął oczy i wyrzucając z siebie głęboki wydech oparł prawą, bardziej ubłoconą dłoń o swój odkryty, chudszy niż kiedykolwiek przedtem brzuch.
Nie mógł zobaczyć teatralnego skrzywienia na twarzy Silasa ani też jego niechętnie podjętej decyzji o wypuszczeniu nierozłącznego z nim przez ostatnie dni dziennika i oparciu się o konar na wpół martwego drzewa, tuż obok zmęczonego pracą i pogodą kolegi.
—Musisz porozmawiać z Finnem i Margaritą, ta cisza między wami nie przyniesie nic oprócz szkód w dłuższej perspektywie czasu.
Bible nie otworzył oczy ani też cieleśnie nie okazał reakcji na te słowa.
—Wiem że jest Ci ciężko oraz że nie czujesz się komfortowo w ich towarzystwie, ale żeby dążyć do wspólnego celu musimy być zjednoczeni, inaczej sami nie podołamy. - dodał, odrywając wzrok od twarzy widocznie ignorującego go kolegi by wbić go w błękitno niebieskie niebo, nieskalane chmurą czy też przebarwieniem.
—Finn chce dla Ciebie dobrze, on po prostu nie popiera ani nie rozumie twojej idei na uratowanie naszej grupy.
—A ty?
Silas mrugnął zdezorientowany by po chwili wrócić wzrokiem do Bible tylko by odkryć że jego oczy były szeroko otwarte i tylko lekko szalone gdy załamywały światło słoneczne które do nich docierało.
—Co ja? - dopytał zagubiony.
Bible uśmiechnął się lekko pod nosem.
—Czy ty rozumiesz i popierasz mój pomysł?
Silas przez kilka długich sekund nie odpowiadał, wyglądając jakby poważnie zastanawiał się nad słowami których powinien użyć w odpowiedzi na pytanie starszego kolegi.
Wreszcie podniósł brodę i połączył swój wzrok z tym Bible.
—Rozumiem dlaczego myślisz że twój sposób to jedyny słuszny.
—Hej, wcale tak nie myśle!
—Ale rozumiem też obawy Finna i Margarity przed twoimi planami, ponieważ sam mam ich pełno.
___
Bible pokiwał niechętnie głową, wiedząc że nie może się nie zgodzić z młodszym chłopcem. Silas wydawał się mimo wszystko zaskoczony gdy nie doczekał się cierpkiej, jak się spodziewał, odpowiedzi.
Dzieciak pomachał głową na prawo i lewo, pozwalając swoim gęstym, brązowym lokom na podniesienie się oklapłej i nie do końca stylowej pozycji, przy okazji pozbywają się zalegającego piasku który zdążył się w nich nazbierać w ciągu dnia.
—Mimo wszystko - zaczął Silas, zwracają uwagę Bible z powrotem na siebie.
—Wierzę że masz same dobre intencje, stary.
Bible z trudem przełknął cisnący mu sie na usta, rozczulony uśmiech.
[***]
Bible wraz z cichym niczym szelest powiewającego na wietrze liścia Finnem, przemieszczali się przez opustoszałą i smutnie szaroburą ulicę w kierunku małego, osiedlowego sklepiku, który chcąc nie chcąc, był ich jedynym źródłem pożywienia, nie wymagającym żebractwa czy też włamywania się obcym ludziom do mieszkań.
Finn, czujny i spięty, rozglądał się dookoła, zwracając uwagę na każdy szczegół, podczas gdy Bible skupił się na wymyśleniu sposobu dostania się do środka sklepiku bez włączania alarmu, czy też pozwoleniu na wykrycie się.
-Nie wydaje ci się, że coś jest nie tak?- spytał Finn, spoglądając na Bible'a z niepokojem prawieże kipiącym z oczu.
-Jak to nie tak? - odpowiedział Bible z przekąsem.
-Mamy, cóż, prawie mamy dostęp do sklepu, który jest pełen jedzenia. Obrabowanie tej klitki pozwoli nam przetrwać przynajmniej trzy tygodnie.
-Nie chodzi o to - mruknął Finn, wyglądając na lekko zirytowanego olewackim podejściem kolegi.
-Chodzi o to, że nadal nic nie wiemy o tym miejscu, a na wpół martwi mieszkańcy w niczym nam nie pomagają.
Bible westchnął ciężko, wypuszczając zalegające w płucach powietrze. Zatrzymał się jedną nogą na krawężniku, by spojrzeć na lidera grupy.
— Masz rację, stary..ale pierwszy raz kilku dni naprawdę mamy chwilę oddechu i uważam że powinniśmy ją wykorzystać, zanim będzie za późno.
Finn przechylił głowę w prawo, wyglądając jakby rozmyślał nad słowami towarzysza. Po kilku sekundach ciszy, złapał go za ramię i pociągnął w stronę tylnego wejścia sklepu.
—Pogadamy o tym później, a na razie chodźmy.
•••
—Nie ma mowy byśmy ruszyli te drzwi! - jęknął po kilku minutach prób zmęczony Bible.
—Kto w ogóle montuje tak grube, mosiężna drzwi do małego osiedlowego sklepiku?!
Finn starł spływającą z czoła krople potu, którą Bible był w stanie zauważyć tylko dzięki słabym, żółtawym, rzadko rozstawionym lampom ulicy.
Starszy przerzucił wpadające mu do oczu kruczoczarne kosmyki włosów, by spojrzeć w oczy towarzysza.
—Jakbyś przestał się lenić i narzekać co dziesięć sekund, na pewno poszłoby nam lepiej, stary. - rzucił z przekąsem w którym Bible nie doszukiwał się jednak wrogości.
Żachnął zmęczony i poddał się, pozwalając swoim nogom opuścić resztę jego ciała na zimny, szary beton.
—Siła fizyczna to niekoniecznie moja najmocniejsza strona, jakbyś nie zauważył..
Finn uniósł lewą brew, zanim w końcu wyrzucił z siebie ciężko powstrzymywany śmiech.
Bible również odpowiedział przyjaznym uśmiechem. Odwrócił wzrok od kolegi, postanawiając powodzić nim po ceglanych ścianach małego budynku.
Małe okienko, zakurzone i lekko uchylone przywróciło trzeźwość jego umysłu prawie natychmiastowo.
Podniósł się na nogi, szybciej niż sam mógł zarejestrował, zwracając tym samym na siebie uwagę Finna, który wreszcie poddał się w bezcelowym uderzaniu ramieniem o niemożliwe do ruszenia drzwi.
—Co robisz?
Bible oderwał wzrok od okienka, wracając nim do Finna.
—Spójrz.
•••
—Nadal nie wiem jak mój tyłek zmieścił się przez ten mały kwadracik. - rozmyślał na głos Finn, gdy Bible przeskoczył, lądując ciężko na kremowych płytkach wewnątrz sklepu.
Musieli znajdować się w magazynie, patrząc po kilku zgrzewkach wody różnorakiej marki czy też dwóch paletach załadowanymi kartonami.
Stłumione światło przedostające się do środka nikłego pomieszczenia przez okienko, nie dawało jednak wystarczającego oświetlenia, by Bible mógł określić czy w przyczajonych w cieniu rogach pokoju nie znajdowało się coś więcej.
Kurz unosił się w powietrzu, widoczny bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kołysał się na niezwichrzonym, dusznym, letnim powietrzu.
Finn podszedł niezbyt płynnym ruchem (widocznie starał się unikać nieistniejących, rzekomo leżących na podłodze pułapek) do miejsca w którym powinien znajdować się włącznik światła.
Kilka długich sekund ciszy i ciemności minęło, zanim Bible usłyszał charakterystyczne pstryknięcie a już po chwili pomieszczenie skąpało się w jasności, która oślepiła obu włamywaczy.
LaCroix zasłonił oczy, mrugając ciężko. Jedna, może dwie łezki poleciały z jego oczu w dół policzka, jakoby wodzone niewidzialną dla nikogo oprócz nich trasą.
— To miejsce wygląda... - zaczął Finn po kilku sekundach. Ruszył w środek pomieszczenia, gdzie w końcu przystanął by obrócić się wokół własnej osi.
— ...Normalnie. - dokończył za niego Bible, pozwalając swojemu ciału oprzeć się o zimną ścianę za plecami.
Finn roześmiał się stłumionym chrząknięciem.
— A czego się właściwie spodziewałeś? - zapytał a następnie przykląkł przy jednej z palet przeładowanej sokami owocowymi.
Bible wzruszył ramionami, odrywając wzrok od kolegi, by prześledzić nim płytkie pęknięcia na ścianie naprzeciwko. Zmrużył wzrok, próbując zrekompensować sobie brak okularów, których nie postanowił zabierać ze sobą na wakacje u dziadka.
— Wyjmij z plecaka reklamówki, które zabraliśmy z twojego domu i weź się za pakowanie tych puszek na palecie po lewej. Ja przygotuje zgrzewki wody i leki. Wydawało mi się że były za ladą...kiedyś gdy odwiedziłem ten skl-
— Finn.
Finn zamarł z uchylonymi ustami i z niedokończonym zdaniem na języku.
Zamknął usta, przełykając ślinę, zanim zapytał.
— Tak?
Bible po omacku ściągnął plecak by po chwili wyciągnąć z niego mały nóż, zabrany z kuchni.
— Coś tu jest nie tak.
Nóż odbił światło żarówki, raniąc oczy Bible, który z irytacją podniósł się z powrotem na nogi, by następnie zrobić kilka kroków w przód dopóki nie znalazł się pod przeciwległą ścianą. Kilka metrów w prawo od niego znajdowały się szerokie, pleksowane drzwi, zapewne prowadzące do sklepu, ale ku zdziwieniu Finna, nie to było jego celem.
Pęknięcia tworzyły sieć pajęczyn, rozciągając się na wszystkie strony. Jedno z nich, największe i zdecydowanie najgłębsze ciągnęło się jednak w dół, rozgałęziając się na wszystkie strony. Bible mrużąc oczy, mógłby przysiąc że szczeliny układały się w obraz gęstego i zdecydowanie osobliwego drzewa.
Opuszki jego palcy zostały zatrzymane, gdy na swojej drodze spotkały mały sejf. W tamtej chwili już praktycznie klęczał, z dłonią przyklejoną do zimnego muru.
Ramie i kark miał pokryty gęsią skórką (mogło mieć to coś wspólnego z faktem że ciekawski Finn wpychał głowę pomiędzy jego ramieniem, przy okazji łaskocząc jego wrażliwą skórę swoimi przydługimi, kruczoczarnymi włosami.
— Co, do cholery? - rzucił w przestrzeń starszy z chłopców. Bible spojrzał na niego kątem oka, zastanawiając się nad odpowiedzią. Słowa jednak utknęły mu w gardle, pozostawiając go niemego.
— Stary, dałbym sobie rękę uciąć że tego tu wcześniej nie było!
Finn miał rację. Bible jakkolwiek rozkojarzony by nie był, zauważyłby srebrzysty sejf, szczególnie gdy ten ewidentnie blokował dostęp do szpary, która zdecydowanie nie była dziełem natury czy też czasu.
Jego dłoń zadrżała gdy w końcu oderwał ją od mroźnego metalu, który natychmiast po zerwaniu połączenia zniknął.
Serce w jego piersi zatrzymało na kilka sekund swoje obroty, by po chwili przywrócić je z kilkukrotnym przyspieszeniem tempa.
Przerażony odskoczył od ściany by stracić równowagę i popchnąć stojącego za sobą Finna.
Bible wylądował plecami na towarzyszu, sprawiając że ten również stracił równowagę.
Huk, jaki wydały ich spanikowane ciała opadając na kafelki prawdopodobnie usłyszeli również mieszkańcy na drugim końcu ulicy.
— O mój Boże! O mój Boże! - krzyknął Finn, wyczołgując się spod kolegi.
— Błagam, powiedz mi że ty też to widziałeś i nie zwariowałem!
Bible nie odpowiedział. Usiadł niezręcznie na kafelkach, podpierając się jedną ręką o podłogę, a drugą trzymając się kurczowo za galopujące serce, Jego zmysły wytępiły się, a dźwięk przepływającej w szalonych potokach krwi był jedynym który docierał do jego uszu.
Nieprzytomnie widział Finna, potrząsającego jego skulonymi ramionami, gdy znienawidzone dzwony ponownie rozprzestrzeniły się w jego czaszce, odbijając się od ściany do ściany. Tym razem jednak, ku jego zaskoczeniu, nie odczuwał przy tym bólu. Uczucie porównywalne było do irytująco krążącej wokół głowy muchy.
Jego policzek jednak wynagrodził mu ten brak, piekąc niemiłosiernie.
Bible zamrugał, wreszcie odzyskując przytomność. Zdjął rękę z piersi, by umieścić ją na zapewne czerwonym policzku.
— Wybacz mi te brutalne metody, ale wyglądałeś jakbyś był o sekundę od zejścia na zawał. - odpowiedział pospiesznie i niewyraźnie czarnowłosy chłopak, przyglądając mu się zmartwionymi, granatowymi oczyma.
— Dzi..dzięki. - wydusił w końcu, a jego gardło piekło, czując jakby nie pił od wieków. Zamknął oczy i policzył do dziesięciu w oddechach, z każdym kolejnym biorąc coraz dłuższą przerwę.
Gdy otworzył oczy, Finn już go nie obserwował. Zamiast tego pochylony nad ścianą przesuwał ręką w górę i dół jak szaleniec, wyglądając jakby bał się wykonać ostateczny ruch.
Bible raczkiem, doczołgał się z powrotem na swoje poprzednie miejsce, ignorując drżące dłonie i drgającą niekontrolowanie powiekę.
— To powinno być mniej więcej na tej wysokości..prawda? - zapytał Finn, umieszczając równie drżącą dłoń płasko w powietrzu kilka milimetrów nad miejscem gdzie wcześniej jego poprzednik natrafił na znikający sejf.
Bible kiwnął głową, nie kłopocząc się spojrzeniem na mówiącego.
Finn, jakby rejestrując ten ruch kątem oka zamachnął się ręką i wyglądając na powziętego pomiędzy przerażeniem a fascynacją pozwolił swojej dłoni opaść w dół.
Sejf ponownie zaświecił swoim nienaturalnym blaskiem gdy blada skóra dłoni Finna zetknęła się z jego powierzchnią.
Bible i Finn jednocześnie wciągnęli z zaskoczeniem powietrze, tym razem jednak nie odskakując jak poparzeni.
— Niech Cię trzaśnie, Frank... - rzucił pod nosem Bible, myśląc z przekąsem o zaginionym dziadku, zanim wyciągnął rękę w kierunku klamki sejfu. Szybkim ruchem pociągnął ją w dół i pociągnął ku sobie, jednak rączka ani drgnęła. Spróbował ponownie, tym razem mocniej.
— Nosz cholera! - wykrzyczał zdenerwowany, ostatkiem racjonalności powstrzymując się w kopnięciem bezużytecznej kupy metalu.
Finn, z ręką nadal płasko położoną na znikającym obiekcie, pokręcił głową, dezaprobując jego działania.
— Z boku pudła znajduje się mały ekranik z klawiaturą...- poinformował młodszego. -..widzisz?
Drugą ręką poklepał prawą ścianę sejfu, której Bible ze swojej pozycji nie mógł zobaczyć.
***
— Naprawdę nie wpadniesz na nic bardziej oryginalnego? - rzucił uszczypliwie zmęczony czekaniem Finn. Oparł ciężką głowę o wnętrze dłoni, które z kolei podpierało się resztkami sił o skrzyżowane w siadzie tureckim udo.
— Powiedziałem że widziałem poradnik na youtubie, a nie że mam wieloletnie doświadczenie w dziedzinie włamywania się do znikających magicznych sejfów, daj mi chwilę! - odpowiedział Bible, a po chwile rzucił z trzaskiem małym nożyk w jasne płytki. Dźwięk jaki wydał przy upadku sprawił że oboje skrzywili się zdegustowani.
Bible wreszcie spojrzał na Finna, czując się równie zmęczony jak on.
— Która właściwie godzina?
Szybkie spojrzenie na zegarek na nadgarstku dał im odpowiedź.
— Jesteśmy tu już ponad trzy godziny, reszta pewnie myśli że już nie żyjemy!
— Albo że Sahak Zakaryan nas złapał. - dodał Bible, tłumiąc ziewnięcie. Ostatni kod hakerski, który mógł sobie przypomnieć przetwarzał się już drugą minutę, a według filmiku, czekanie trwać będzie jeszcze conajmniej cztery minuty.
Bible westchnął imitując pozę towarzysza.
Finn zaśmiał się bez humoru.
— Właściwie wyszłoby na to samo.
Pojedynczy dzwon kościelny rozszedł się po jego umyśle, momentalnie przywracając mu zmysły. Zamrugał zdezorientowany.
Za drugim razem dzwonów było trzy. Krótka przerwa. Znowu jeden. Dwie sekundy przer...
— Rozgryzłem to..myślę, że znam kod!
Finn otworzył przymknięte oczy, wyglądając dość komicznie.
— Co..? Skąd ty..
Bible już był z powrotem przy klawiaturze i ekranie, usuwając poprzedni, bezużyteczny kod.
Zmrużył prawe oko, klikając w pierwszą cyfrę.
1.
Uśmiechnął się, nie tłumiąc nadziei.
1-3-1-5-2-2
Niebieskie światło oświetliło jego twarz, a Bible roześmiał się z absurdalności chwili. Jego głowa już dawno zapomniała o bólu a oczy o zmęczeniu, gdy z szerokim uśmiechem odwrócił się do starszego kolegi.
— Udało się!
•••
Finn kiwnął głową z aprobatą i otworzył usta, zapewne chcą zapytać o jego nagłe olśnienie, gdy cichy trzask poinformował ich że metalowe drzwiczki sejfa uchyliły się, pozwalając im ujrzeć jego zawartość.
Zamaszystym ruchem pociągnął klamkę w swoją stronę, pozwalając by ciepłe światło żarówki wpadło i oświetliło ubogi pęk kluczy.
Bible zmarszczył brwi i mimowolnie pstryknął palcem wskazującym oraz serdecznym drugiej dłoni.
Nie wahając się już ani przez sekundę, chwycił trzy małe, srebrne kluczyki, spięte drucikiem.
Wyciągnął je ostrożniej niż chwycił.
Po obróceniu ich z każdej strony kilka dobrych razy, szukając potencjalnych pułapek lub niedorzeczności (takich jak chociażby znikający sejf), podniósł wzrok na towarzysza.
— Myślę, że to normalne klucze, ale nigdy nie można mieć pewno-
Finn wyciągnął pęk z jego dłoni, nie przejmując się delikatnością czy finezją. Zakręcił drucikiem, owijając go wokół wyprostowanego palca.
— Jesteś troche paranoiczny, mówił Ci to ktoś wcześniej?
Bible przełknął parsknięcie i starając się powstrzymać śmiech odpowiedział
— Nawet nie wiesz ile razy.
Finn zaśmiał się z humorem który nie dosięgnął jego oczu.
W końcu, łapiąc pęk kluczy bezpiecznie w uścisk pięści spoważniał.
— Jak myślisz, co to dziadostwo może otwierać? - zapytał, nie wyglądając jednak jakby oczekiwał odpowiedzi.
Wzrok wbity miał w miejsce, gdzie znajdował się obecnie niewidoczny sejf.
— Ktoś zadał sobie ogromny trud próbując ochronić te klucze. Jeśli założymy że sejf zaprojektowała ta sama osoba co ogromną niewidzialną ścianę, to musi być naprawdę coś ważnego!
Bible opowiedział mu wtedy o dzwonach, które wreszcie okazały się mieć ambitniejszy cel niż torturowanie jego samego i młodszego Zakaryana.
•••
— Mam tak wiele pytań. - podsumował Finn, gapiąc się tępo w małe okienko przez które włamali się do magazynu.
Noc powoli ustępowała pierwszym promykom słońca, co tylko podniosło poziom adrenaliny i stresu.
Dlaczego nie sprawdzili godzin otwarcia? zapytał sam siebie Bible, żałując że takie pytania nachodziły go dopiero godziny po czynie.
— Właściwie...gdy natrafiłeś po raz pierwszy na ten szalony sejf, próbowałeś przeciągnąć palcami po tym dużym pęknięciu - kiwnął głową w stronę podniszczonej ściany.
— Dlaczego?
Bible zamrugał, nie spodziewając się pytania tego typu.
— Chciałem po prostu zobaczyć dokąd prowadz...właśnie. Właśnie!
— Nie wiem czy to ja jestem taki powolny, czy ty taki szybki... - rzucił Finn pod nosem.
— Bo nigdy nie rozumiem co masz na myśli, dopóki tego nie wyjaśnisz.
Bible kiwnął głową na jego słowa, nie postanawiając przykładać im większej uwagi.
— Chciałem zobaczyć z jakiego powodu i jak powstała tak głęboka szczelina! Rusz ten swój kościsty tyłek i pomóż mi to przesunąć!
— Co przesunąć?! - zapytał zdesperowany Finn.
Spojrzał na Finna, czując rozsadzającą go od środka energię.
Takie ślady nie mogły powstać przypadkowo, przez obicie ściany czy też słabe fundamenty budynku. Wszystko na tym zamkniętym osiedlu było nowe, przemyślane i modernistyczne.
To pozostawiało dwie opcje, jednak tylko jedna z nich wydawała się tą najlogiczniejszą. Coś znajdowało się pod nimi. Coś, co powodowało te trzęsienia budynku na powierzchni.
— Sejf, a co innego?
Oczy Finna rozświetliły się w zrozumieniu, a już po chwili sejf wyparował z ich wizji kilka metrów dalej.
A więc miałem rację, pochwalił sam siebie Bible, próbując powstrzymać szeroki i nieadekwatny do chwili uśmiech.
Jedna z płytek na podłodze pod sejfem wyglądała na niedoklejoną i krzywo przymocowaną. Jej kolor również wydawał się nie współgrać z resztą kremowych.
Finn odwrócił się do niego z lekkim, podekscytowany uśmieszkiem, który Bible normalnie nazwałby lekceważącym.
— Wiesz, mój tyłek wcale nie jest kościsty, dzieciaku..
•••
Bible nie wiedział czego się spodziewał, pomyślał, obserwując Finna przekręcającego drugi z kolei kluczyk w równie małym zamku, który znaleźli ukryty pod odklejoną płytką.
Starszy cofnął się by ostatecznie zrównać się ramionami z Bible.
Finn spojrzał na towarzysza.
— Klucz pasował, ale nie mam pojęcia jak otworzyć cokolwiek jest pod tym zamkiem.
Bible zmarszczył brwi. W okolicy kąta przy którym klęczeli nie znaleźli żadnej klamki, czy też uchylonego tajnego przejścia. Nie było również tajemniczego guzika otwierającego podłogę czy właściwie czegokolwiek.
— To wszystko nie ma sensu! - wyrzucił z siebie poirytowany. Faktem było to, że spędzili całą noc próbując rozwiązać zagadkę która okazała się grą niewartą świeczki.
Bible był głodny, zmarznięty i okrutnie wykończony, chociaż wydawać by się mogło że po roku niedosypiania powinien być do tego przyzwyczajony.
Ziewnął i kąśliwe komentarze w jego głowie ucichły.
Finn podniósł się na proste nogi by następnie ułożyć dłonie na biodrach, wyglądając jakby głęboko analizował obecną sytuację.
Bible poczuł przeszywające go poczucie zdumienia i podziwu dla starszego kolegi , które po chwili znowu stłumił ziewnięciem w łokieć.
— Nic tu po nas, powinniśmy zabrać zapasy które przyszykowaliśmy i wrócić do mieszkania. - rzucił Bible, nie próbując już nawet udawać zaangażowanego. Jeśli tej nocy miał jakiekolwiek pomysły i zapał do pracy, musiały one wyparować gdzieś pomiędzy czwartą a piątą rano.
— Jutro w nocy tu wrócimy wraz z Margaritą lub Astrid. One są o wiele lepsze od nas w rozwiązywaniu takich zagadek. Może nawet Silas by się przy...
— Och zamknij się, LaCroix. - rzucił Finn, nie poświęcając mu ani jednego spojrzenia. Bible zmarszczył brwi, nie wiedząc czy powinien poczuć się urażony słowami starszego kolegi.
Czarnowłosy chłopak westchnął ciężko, zapewne wyczuwając stan zdezorientowania w jaki wprowadził towarzysza.
Opuszczając jedną rękę z biodra, wyciągnął ją w kierunku Bible, który migiem łapiąc sugestię, chwycił ją, podnosząc się na nogi, po raz pierwszy od kilku godzin.
Skrzywił się na ból w zastygłych kolanach.
— Zostało nam mało czasu. - zaczął Finn, przesuwając wpadające mu do oczu kosmyki kruczoczarnych włosów.
— Sam widziałeś co się dzieje z tą cholerną, niewidzialną ścianą. Przeraża mnie myśl że pewnego dnia mogę się obudzić słysząc krzyki umierających, niewinnych ludzi zamiast ćwierkania tych irytujących małych skurwieli.
Te słowa zapewne miały służyć rozładowaniu napięcia, ale Bible nie mógł zmusić się do śmiechu.
— Musimy to załatwić dzisiaj, teraz. Jeśli pod tą pieprzoną klamką jest cokolwiek co pomoże nam przetrwać apokalipsę, jestem gotów rozebrać te ruderę co do ostatnich cegieł gołymi rękoma.
Bible w tamtym momencie zdecydował że lubi Finna.
•••
— Trzymaj ten pręt idealnie pod kątem 45 stopni, a w tym samym czasie ja spróbuje podnieść tą klapę z drugiej strony!
— Skąd mam wiedzieć ile to jest 45 stopni?! - krzyknął spanikowany i zdezorientowany Bible, używając wszelkich pokładów sił przyczajonych w swoim organizmie, by utrzymać połączone z płytek i cementu drzwiczki.
Finn je zauważył. Znalezienie przejścia kilka długich minut spędzonych na idiotycznie wyglądającym pukaniu w płytki podłogowe, ale w końcu się udało.
Zamek otoczony był innymi niepasującymi do reszty płytkami. Bible naprawdę żałował nieobecności swoich okularów, gdy Finn w podekscytowaniem wskazywał mu na „puste przestrzenie" pomiędzy płytkami.
Większym problemem okazało się jednak nie znalezienie, a otworzenie drzwi.
— Gdy tylko wrócimy do reszty, zmuszę cię do robienia stu pompek dziennie. - zdecydował Finn, po raz czwarty próbując wepchnąć kawał drewna z palety pomiędzy płytki podłogowe na których leżał, a ciężką jak dwa dorosłe słonie, klapą.
Piwnica wyglądała inaczej, niż Bible mógł kiedykolwiek przypuszczać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro