ROZDZIAŁ IX
—Co masz na myśli mówiąc że tylko ja i Zakaryan słyszeliśmy ten alarm? - zapytał mrużąc oczy i krzyżując ramiona na piersi, sceptycznie unosząc brwi w niedowierzaniu.
—A nawet jeśli to skąd mielibyście wiedzieć że on też to usłyszał?
Zmarkotniały uśmiech na twarzy Finna i głośne westchnięcie Arlo, który poprawiając bladą dłonią jeszcze bladszych włosów, podszedł do niego, dźgając go w pocieszającym geście łokciem w nieosłonięty bok bolącego już brzucha.
Bible zmarszczył się, przygryzając język tak, by upewnić się że z jego ust nie wyleci żadna wiązanka nieprzystających sytuacji słów a Finn nie zdenerwuje się jeszcze bardziej niż w tamtej chwili.
Margarita i Astrid stanęły kilkanaście centymetrów bliżej siebie zaczynając cichą i niedostępną dla jego słuchu dyskusję która wydawała się smutna i posępna oraz niewdzięczna patrząc po ich niepocieszonych minach. Finn wyszedł z pokoju z Arlo u swojego boku zapewne licząc że Bible złapie aluzje i podąży za nimi na krótki, poboczny korytarz usłany portretami rodzinnymi (specjalnie ominął swój własny gdy przejeżdżał po nich wzrokiem) co oczywiście zrobił, nie marnując ani sekundy dłużej.
Kiedy Finn wreszcie przystanął i odwrócił w stronę zatapetowanej ściany, tuż przed portretem przedstawiającym mężczyznę którego Bible słabo pamiętał jako swojego ojca Arlo ledwo wyhamował, jedynie cudem nie wpadając na plecy starszego.
—Skąd wiecie o tym że Armen też usłyszał alarm tamtej nocy? - zapytał ponownie, chowając zmarznięte dłonie do kieszeni spodni gdzie następnie ścisnął je w mocne pięści.
Finn podniósł głowę nadal wpatrzony w obraz.
—Zemdlałeś przed końcem ataku więc nie wiesz, ale Armen przyznał że usłyszał w głowie starszego mężczyznę powtarzającego twoje imię i buczenie jakby stada owadów.
Bible zamrugał.
—Co? - widząc brak odpowiedzi spróbował się zaśmiać, tym samym dając znak starszemu chłopakowi by przestał żartować i powiedział prawdę. Jego poprzednie słowa jednak chyba musiały być prawdą bo pomimo wielu odczekanych sekund, Finn nie wyglądał jakby miał zamiar przyznać się do kłamstwa.
Tak się jednak nie stało i już wtedy wiedział że rozmowa z która chwilę przyjdzie mu się zmierzyć nie będzie ani miła ani tym bardziej spokojna.
—Człowiek o imieniu Hakob go tu przyniósł. - powiedział wreszcie czarnowłosy sprawiając że Bible odetchną tylko przez jedną krótką chwilę zanim dotarło do niego ich znaczenie.
—Hakob, najlepszy przyjaciel i jego partner w interesach.
Przed jego oczami wyobraźni stanęło niewyraźne wspomnienie wysokiego i niesamowicie chudego chłopaka o włosach długich i rozczochranych w każdą stronę świata.
Czy to był Hakob? zapytał sam siebie, cudem powstrzymując się przed przybraniem pozy sławnej statuy myśliciela.
Jeśli tamten chłopak rzeczywiście nim był (Bible nie mógł powstrzymać się przed zauważeniem rażącego w oczy oczywistością dysonansu) najlepszym przyjacielem Sahaka i jego prawdopodobną prawą ręką, dlaczego miałby pozwalać sobie na bycie maltretowanym przez własnego przyjaciela i współpracownika?
―Zapukał do drzwi nad ranem, z przerzuconym ledwo przytomnym Armenem przez ramie i praktycznie zaczął nas błagać o pomoc i możliwość rozmowy z tobą. - przyznał Finn wreszcie odwracając się do Bible.
―W tamtej chwili byłeś już nieprzytomny i pod opieką Astrid i Silasa więc stwierdziłem że nic złego się nie stanie jeśli ich wpuścimy. Tym bardziej że jeden z nich wyglądał jakby dopiero co wyszedł z walki w oktagonie a drugi jakby przesadził z używkami i alkoholem.
Bible przełknął ślinę nie odpowiadając ani nawet nie reagując ciałem tym samym nie dając Finnowi żadnego powodu by wierzyć że go słucha.
—Armen powiedział że słyszał twój głos i głos jakiegoś starszego mężczyzny więc od razu założyliśmy że to był twój dziadek. - dodał Arlo wzruszając ramionami na znak zobojętnienia i niewiedzy.
—Nadal jednak nie wiemy dlaczego ty i Zakaryan mielibyście słyszeć jakieś alarmy i głosu starych dziadków więc liczyliśmy że ty nam to wytłumaczysz gdy już się obudzisz.
Bible stał oniemiały patrząc tępo w jeden punkt na nudno kremowej ścianie, czując jak jego żołądek przewraca się i zapada sam w siebie a serce podskakuje i upada w szybkim i prawie że bolesnym rytmie.
Czy to mogło oznaczać że jego dziadek przeżył poza barierami otaczającymi ulicę Mephisto?
Dlaczego taka wizja miałaby się przytrafić akurat Armenowi Zakaryanowi ze wszystkich ludzi znajdujących się w okolicy?
Oraz przede wszystkim, dlaczego on i drugi chłopak usłyszeli wyjący alarm i co mógł on oznaczać?
—Em..chłopaki? - usłyszeli za sobą ciche i rytmiczne kroki małych stóp a po chwili niepewny i prawie że drżący w gardle właściciela cieńszy niż zwykle głosik należący do Silasa.
Bible doceniłby fakt tego jak równo i szybko wszyscy troje obrócili się w stronę z której dochodził głos młodszego chłopaka, gdyby nie to jak przerażony i niemalże płaczliwy wyraz miał on na twarzy. Usta Bible uchyliły się bez jego wiedzy i chęci gdy Finn podszedł do chłopca, klękając przy nim na jedno kolano. Położył dłoń na karku młodszego, próbując go pocieszyć i powstrzymać przed płaczem.
—Hej młody, co się stało..? - gdy Silas nie odpowiedział a zamiast tego podniósł błyszczący powstrzymywanymi łzami wzrok wprost w oczy Bible, Finn podążył za jego wzrokiem, również kończąc ze zdezorientowaną miną skierowaną w kierunku równie zdezorientowanego i zmęczonego Bible, który skrzyżował ręce za plecami i zaczął bezgłośnie pstrykać, próbując powstrzymać panikę przed zalaniem jego żył a krew do wrzenia ze stresu i strachu który momentalnie ogarnął całe jego ciało i głowę.
—Lepiej będzie jak po prostu to zobaczycie na własne oczy. - wyznała cicho i niepewnie Margarita, nie wiadomo kiedy zjawiając się za plecami roztrzęsionego Silasa którego niezręcznie poklepała po ramieniu, nie wiedząc zapewne jak inaczej pocieszyć chłopca.
Finn, Arlo i Bible wymienili się niepewnymi ale ciekawskimi spojrzeniami zanim wszyscy troje ledwo widocznie kiwnęli do siebie głowami i ruszyli za prowadzącą ich do okna w salonie Margaritą. Astrid już tam była, stojąc na roztworzonym na oścież balkonie, obserwując ze zmrużonymi oczami coś w oddali, jednak gdy tylko usłyszała ich kroki, wróciła wzrokiem do wnętrza pokoju, by rzucić niepewne i zmartwione spojrzenie liderowi.
Margarita westchnęła ciężko i spuściła głowę by już po chwili wykonać prawą ręką zapraszający gest a sama weszła jako pierwsza, by przystanąć na balkonie obok nowej przyjaciółki.
—Jasna cholera.. - wyszeptał pod nosem Finn unosząc głowę i Bible nie mógł go winić za taką reakcję.
Niebo poza granicami ulicy było czarne niczym smoła, gdzieniegdzie prześwietlone czerwonymi pasmami ognia i ciemnobordowego dymu. Lawa wzrosła o kilkanaście metrów w górę, praktycznie sięgając na wysokość niektórych bloków na ulicy, co sprawiło że Bible miał ochotę zwymiotować wcześniej zjedzone śniadanie. Jego wnętrzności zamieniły się w plątaninę drżenia, przerażonego skowytu i bólu, gdy zobaczył jak w niektórych miejscach niewidocznej dla oka ale obecnej i broniącej ich przed śmiercią ściany zaczynają powstawać jasnozielone i niebieskawe odpryski, które nie mogłby świadczyć o niczym innym jak o pękaniu. Co to mogł oznaczać? Tylko jedną rzecz i Bible nie chciał się nawet w to zagłębiać.
Przysiadł na kolana, owijając palce u rąk wokół czarnych barierek, mimo wszystko nie odrywając wzroku od katastrofy przed nim.
Tak bardzo w ostatnich dniach skupił się na przetrwaniu w środku azylu (ulicy) że nie pozwolił sobie pomyśleć o szansie na przetrwanie i stabilności ścian których autora nie znał i prawdopodobnie nigdy nie pozna.
Czy oni od początku byli skazani na zagładę?
Bible poczuł się nagle słabo i znikomo w porównaniu z milami przed jego oczami pokrytymi oceanem lawy i rtęci, a jego oczy zaszkliły się gdy jego myśli powędrowały do najbliższej mu na świecie osoby, czyli swojej mamy. Bible oddałby wszystko za choćby jedną ostatnią minutę spędzoną z nią, albo chociażby za wiedzę. Czy jego mama w ogóle miała jakiekolwiek szanse na przeżycie? Łudził się że skoro w czasie rozpoczęcia się trzęsienia ziemi kobieta znajdowała się wiele kilometrów od Toronto, o którym Bible przyzwyczaił się myśleć jako o epicentrum apokalipsy, może zdążyła spakować najważniejsze rzeczy w samochód i pojechać na południe?
Bible wiedział że to było niemożliwe, jego matka jako bohaterką którą była, nigdy nie pozostawiłaby swojego jedynego syna na pastwę losu i nienawidził tego przyznawać ale czuł się przez to doceniony, nawet jeśli jego matka prawdopodobnie straciła przez to życie.
Spuścił wzrok, owijając swoje zmarznięte ramiona dokoła swojego brzucha, czując jak odruch wymiotny naciska na jego gardło. Przełknął z trudem ślinę i pozwolił wreszcie długo wstrzymywanym łzom opuścić jego czerwone oczy i wyznaczyć sobie trasę po napuchniętych policzkach aż do ostrości szczęki z której oderwały się i spadły na płytki balkonu.
Czuł na sobie oceniający wzrok Margarity i niezręczne poklepujące go po ramieniu palce Finna, gdy zmusił się do podniesienia głowy i stawieniu czoła rzeczywistości która malowała się w barwach czerni i czerwieni.
Nie pozwoli by śmierć tylu niewinnych ludzi, a przede wszystkim swojej kochanej matki poszła na marne.
—Finn?
Czarnowłosy chłopak mruknął na znak słuchania.
Bible spojrzał na niego z nowo odkrytym w sobie hardem ducha i nadzieją na lepsze jutro.
—Ściany nie są aż tak stabilne jak nam się wydawało. - powiedział czystym i głośnym tonem by upewnić się że każdy z obecnych w salonie i na balkonie wyraźnie usłyszał jego słowa.
—Mamy dwie opcje. Albo próbować znaleźć wyjście z tej pułapki i wymyśleć plan na ominięcie lawiny lawy za ścianą mając nadzieję że kilkadziesiąt kilometrów dalej jest bezpieczniej, albo..
—Albo zostać tutaj i poszukać sposobu na wzmocnienie ścian lub ewentualnie kryjówki która pozwoliłaby nam przetrwać pęknięcie bariery? - dokończył za niego niepewnie Arlo a Bible nie mógł zrobić nic poza kiwnięciem głową na tak.
—Czas stawić czoła faktom. - dodała Margarita, robiąc krok od barierki i odwracając się od niej plecami, tak by być twarzą w twarz z Bible.
—Nie możemy już żyć tutaj jak goście, skoro raczej wszyscy się ze mną zgodzicie że niezależnie od tego którą z tych dwóch opcji wybierzemy i tak trochę tu posiedzimy.
Finn kiwnął głową a na jego twarz wstąpił zacięty wyraz twarzy.
—Musimy podzielić się na grupy. Jedna zajmie się załatwianiem pożywienia i lekarstw, kolejna zbrojeniem a ostatnia eksploracją terenów. - powiedział i złożył ręce.
—Jestem pewny tego co widziałem w oczach tych ludzi po wypadku samochodowym. Nie możemy ufać tutaj nikomu oprócz tych tu obecnych. Nie chce zabrzmieć jak paranoik, ale tak naprawdę nie możemy mieć pewności czy otaczają nas prawdziwi ludzie.
—Oni są prawdz-
Astrid powstrzymała brata, kładąc mu dłoń na ustach.
—Finn ma rację. Nawet jeśli to są nasi sąsiedzi, coś musi być z nimi nie tak skoro nie widzą tego co się dzieje dookoła nich.
—Możemy ufać Armenowi. - oznajmił Bible i próbując zignorować zdziwione i zdezorientowane spojrzenia jakie otrzymał w zamian od otaczających go sprzymierzeńców wbił wzrok w swoje owinięte wokół żelaznej barierki balkonu dłonie, zmuszając się do przełknięcia śliny by nawilżyć przesuszone gardło.
Chrząknął i pozwolił sobie rozluźnić ścisk palcy, tym samym sprawiając że z całego jego ciała zeszły tony napięcia i stresu.
—To on uratował mnie przed Sahakiem, nie raz ryzykując własnym życiem. Nawet pomimo faktu że jest pyskaty i diabelnie irytujący nie jest jak swój brat, a to że tak jak i ja usłyszał alarm oraz prawdopodobnie mojego dziadka, co jest strasznie dziwne ale to już tak nawiasem mówiąc, a to po prostu musi coś oznaczać!
Margarita otworzyła i po chwili zamknęła usta, wyglądając na oniemiałą, a Bible spróbował nie okazać speszenia na twarzy.
—Ktokolwiek stworzył to miejsce, od dawna wiedział co nadchodzi. To że tu jesteśmy nie jest przypadkiem i wszyscy o tym wiemy i jeszcze nie wiem dlaczego ani jak ale to my zostaliśmy wybrani do tej całej popieprzonej arki Noego poprzez te sny i wezwania. - przerwał by wziąć głęboki oddech.
—Dlatego uważam że nie możemy zignorować tego alarmu ani tego że Armen też go usłyszał. Co jeśli to jest jakiś nowy rodzaj wezwania, który ma nas w czymś uświadomić lub naprowadzić na jakiś trop?
Finn nie wyglądał na przekonanego.
—Stary, myślę że powinieneś się z powrotem położyć. - powiedział ze zmartwionym wyrazem twarzy i miękkim tonem głosu, a Bible przełknął chęć zaprzeczenia i wykłócania się pozwalając się zaciągnąć przez starszego kolegę do środka mieszkania.
Czując na sobie palące spojrzenia reszty grupy pozostawionej za sobą, Bible pozwolił sobie spojrzeć na idącego przed nim Finna.
—Musisz przemyśleć moje słowa, wiesz że to co powiedziałem może być prawdą.
Finn zatrzymał się w półkroku.
—W tym jest właśnie problem, dzieciaku. - oznajmił, wprawiając Bible w zmieszanie. Starszy wreszcie się odwrócił i pozwolił swoim oczom spotkać te rozetlone przez nadzieje i dziecinne marzenia młodszego.
—Możesz mieć rację ale w tym momencie nie mamy żadnych dowód na poparcie twoich słów! Błądzimy po omacku rozmawiając o niemożliwych do osiągnięcia dla nas ideach tak jakby prawda miała w tej chwili cokolwiek zmienić! - wyrzucił z siebie czarnowłosy, przeczesując nerwowo nieułożone paska roztrzęsioną dłonią.
—W trakcie kryzysu nie potrzebujemy teorii, potrzebujemy działania.
Zakończył to szorstko i boleśnie. Bible kilka długich sekund zajęło przypomnienie sobie o własnej pozycji i samopoczuciu które z każdą chwilą zaczynało się coraz bardziej pogarszać, objawiając się ukłuciami w klatce piersiowej i w tylniej części czaszki.
Otworzył usta, chcąc plunąć jadem na starszego chłopaka, jednak żaden dźwięk nie opuścił jego gardła.
Jak bardzo nienawidził przyznawać się do tego, wiedział że Finn ma rację. Oczywiście nigdy jednak nie pozwoliłby starszemu się o tym dowiedzieć więc zamiast tego kiwnął głową z widocznym dystansem i próbując udawać skoordynowanego (i wcale nie prawie że wyjącego z bólu) ruszył w kierunku pokoju przydzielonego mu przez dziadka, po drodze omijając na wpół rozpakowane walizki i sterty wszystkiego których właścicielem po prostu musiał być Silas.
—Nie wolałbyś się najpierw wykąpać? - usłyszał za sobą niepewny i lekko zakłopotany głos.
To by było na tyle z udawania obrażonego, pomyślał Bible gdy z zachwytem w oczach chwycił rzucony w jego kierunku granatowy ręcznik i szerokie, szare spodnie dresowe które zapewne miały mu służyć jako przebranie.
Finn uśmiechnął się skromnie.
—Kto by pomyślał że będziemy mogli się pławić pod ciepłą wodą w trakcie końca świata?
Bible przysiągł że już nigdy więcej nie da się przez nic zaskoczyć.
KONIEC ROZDZIAŁU DZIEWIĄTEGO.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro